Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2018, 17:25   #23
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Część Pierwsza: Noc Żelaznych Kłów

Kiedy atmosfera się rozluźniła i po kilku kolejkach wszyscy zaczęli się swobodniej wyrażać, druid ożywił się, jakby przypomniał sobie coś istotnego.
- Wybaczcie, Sulim za dużo czasu spędził w lesie, Sulim zapomniał o dobrych manierach i nie przedstawił się. Sulim ma na imię Sulim.
- Nie domyśliłbym się -
Kharrick zaczął się lekko trząść z powstrzymywania śmiechu aż w końcu nie wytrzymał i parsknął. Zajęło mu chwilę aby złapać oddech.
- Wiesz, że mówisz o sobie za każdym razem swoim imieniem?
- Cóż… Sulim za dużo czasu spędził w samotności… -
westchnął głośno, po czym wziął solidny łyk piwa. Widać było, iż nie często pijał takie trunki. Głowa zaczynała mu się kiwać i powoli seplenił. - Sulim chyba powiwiwinien… p-pójśc już spać…

***

Tawerna Korzenna aż wrzała gwarem rozmów i okazjonalnymi wybuchami śmiechu. Krótko po tym, jak brat Jace’a, Tezerret, wrócił do środka wraz z dwoma kupcami, w których Kharrick rozpoznał Farrowa i Clidona, swoich niedawnych towarzyszy podróży, potężny drwal Torve, bliski przyjaciel Aubrin, zawołał swoim tubalnym głosem, przekrzykując innych:
-Abby, gdzie te Twoje historyjki? Wychodź na środek!
Była tropicielka sarknęła coś i odeszła od szynkwasu z kuflem w dłoni.
-Już już, wielkoludzie, już zaczynam! Ale skoro to Ty mnie wezwałeś, pierwsza będzie o Tobie! - kilka osób parsknęło śmiechem, kiedy drwal zaczerwienił się lekko. Aubrin oparła się o swój kostur i zaczęła opowiadać, żywo gestykulując.
- Było południe, lato, dobrych paręnaście lat temu. Siedzę sobie u siebie i odpoczywam po obrzędach ku czci Caydena wcześniejszego wieczora - pierwsze wybuchy śmiechu pomagały tylko domyślić się, co to za “obrzędy” - A tu nagle wpada młody wtedy Torve, zaaferowany jakby mu drzewo siekierę wyrwało i grozić zaczęło! Krzepy miał tyle co i teraz, więc jakby drzwi otwarte nie były, to by je pewnie wywalił! No i zaczyna “Abby, jakiś skurwysyn mnie obrabia!”, a ja na to “Oby nie z honoru, bo zaraz komuś pogrzeb będziemy wyprawiać”, a na to szansa była, bo Torve wtedy świeżo po ślubie, a jego Astrid piękna jak obrazek, każdy by się skusił! Ale on tylko głową kręci “Niee, Astrid wierna jest. Jakiś śmieszek trzeci dzień mi jedzenie od niej podprowadza, jak na wycince jestem!” To ja sobie myślę - też poważna sprawa. Torve taki wielki, to żarcia dużo mu trzeba, żeby siłę miał, inaczej biedaczek gotów w lesie omdleć! - kolejne śmiechy, a drwal był już czerwony jak burak ze wstydu - No to umawiamy się na następny dzień, on pójdzie do pracy, a ja się przyczaję i przypilnuję. I tak robimy - siedzę w krzakach od rana, aż Torve przychodzi ze swoim tobołkiem z jedzeniem. Złodziej na pewno mikry nie był - trzy osoby by się obżarły jego drugim śniadankiem! Jakby taki robotny nie był, to przy diecie Astrid teraz by się toczył zamiast biegać! No to on zostawia ten tobół na jakimś pieńku i idzie w las, a ja czekam. Czekam tak i czekam, już mam do domu wracać, aż nagle jakieś bydle spada z góry, łaps za tobół i odlatuje w głąb lasu! No to ja krzyczę na Torva i biegniemy! Goniliśmy draństwo i goniliśmy, chyba z kilka mil, mówię wam, przyjemne to nie było - Stuka drewnianą protezą o podłogę - Ale w końcu docieramy na skraj jakiejś polanki, gdzie ta bestia wylądowała. Dajemy nura w krzaki - bez komentarzy! - i patrzymy, co to. A to harpia była, wielka i paskudna jak noc! Skóra szara, obleśna, morda taka niby ludzka, niby ptasia, włosy skołtunione, cyce obwisłe - aż obrzydzenie bierze! Potwora ciepnęła wór na ziemię, otworzyła i zaczyna grzebać, ciekawa chyba. Wyciąga gomółkę sera, wącha, krzywi się i wyrzuca “Błee”. Potem flaszka z mlekiem, nawet nie odkorkuje, wywala. Kawał suszonego mięsa? - “Błee”. Jajka marynowane? - “Błee” - tu się akurat zgodzę. Jablko? - “Błee”. Zapiekanka? - “Błee”. Wywaliła już wszystko, a Torve aż się gotuje ze złości, ale każę mu cicho siedzieć i obserwować. A harpia w tym czasie wyciąga dwie wielkie pajdy chleba ze smalcem, bierze je w te łaposkrzydła… i zaczyna wcierać w siebie ten smalec, skrzecząc “Ale jestem popierdolona!” - Aubrin dokładnie pokazała to “wcieranie” w akompaniamencie wybuchów gromkiego śmiechu - Ciekawa byłam, co by jeszcze zrobiła, ale ten wielkolud upitolił jej łepetynę swoją siekierką. Widać tajemnica popierdolonych harpii nie zostanie rozwiązana - po tych słowach kilkoma haustami opróżniła swój kufel.

Pozostali goście przejęli na chwilę inicjatywę i zaczęli popisywać się swoimi żartami i przechwałkami. Przodował w tym właśnie Torve, który najwyraźniej chciał w bardzo głośny sposób zadbać, żeby wszyscy zapomnieli o tej pierwszej historii. Trwało to dobre pół godziny, jednak w końcu ktoś napełnił kufel Aubrin i wypchnął ją z powrotem na środek pomieszczenia.
- Dobra dobra, nie tak nerwowo – parsknęła bełkotliwie – Mam jeszcze jedną historię, I niech Cayden ukarze mnie tu i teraz, jeśli to nie jest praw…
Drzwi wejściowe eksplodują w drzazgi. Okrzyk agonii przeszywa panującą wrzawę. Aubrin leży na podłodze, walcząc o każdy oddech i nieskutecznie próbując zasłonić ogromną ranę ziejącą na jej piersi, z której strugami leje się krew, zalewając podłogę. Jej niedowidzące, ale szeroko otwarte oczy przepełnione są mieszanką cierpienia, zaskoczenia i niedowierzania. Zaś w ścianie naprzeciwko drzwi tkwi wbity bełt z balisty, z drobnym mężczyzną nabitym na niego jak motyl na szpilkę. Cerus, niedawno przybyły w te okolice farmer, kurczowo trzyma się drzewca wbitego w trzewia, jakby próbował go wyciągnąć, ale jego palce tylko ślizgają się po mokrym od posoki drewnie. Ta cieknie też na podłogę, mieszając się z fekaliami rolnika - to już jego ostatnie chwile, jednak bezbolesna śmierć nie była mu dana.
Przez resztki drzwi do tawerny wchodzą dwa wysokie, żylaste humanoidy o szarej skórze, żółtych oczach i łysych czaszkach, „ozdobionych” goblinimi uszami. Oba hobgobliny mają na sobie wojskowe stroje z dystynkcjami, a w dłoniach dzierżą paskudnie wyglądające szable. Jeden z nich wyszczerza się okropnie, pokazując pożółkłe zębiska, i wrzeszczy do osłupiałych ze strachu gości:
- Togakaar, dholec tagaan!

Za nimi dostrzegacie dziesiątki, jeśli nie setki hobgoblińskich żołnierzy maszerujących ulicami, podpalających budynki i mordujących zaskoczonych i bezbronnych ludzi. Święto Targu skończyło się przedwcześnie - Phaendar płonie, a odgłosy świętowania zostały zastępione wrzaskami przerażonych i umierających. W centrum placu widać górującą nad tym wszystkim wieżę z czarnego kamienia.
Poddajcie się, pieprzeni niewolnicy!

 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 01-06-2018 o 10:56.
Sindarin jest offline