Dłoń szejka zastygła w połowie drogi do ust. Wachlarze trzymane przez niewolnice nagle przestały się poruszać. Wszystko na moment stanęło w miejscu. Potem daktyl upadł na podłogę, a Rasul zerwał się na równe nogi, co przy jego tuszy wydawało się niemożliwe.
-
Kłamiecie! - ryknął i zaczął targać brodę, tocząc pianę z ust. -
Nie wierzę! Nieeee! Jak? Dlaczego? - krzyczał i miotał się naokoło. Zrobił się cały czerwony na twarzy i dopiero towarzyszący awanturnikom Harmas szybko podszedł do niego i siłą usadził z powrotem na poduszkach. Przez chwilę mówił coś do szejka przyciszonym głosem, a ten stopniowo się uspokajał, zatapiając twarz w dłoniach. Jego ciałem wstrząsały spazmy. Harmas dał znak służce, aby przyniosła wody. Władca Yarakanu wypił cały puchar i podniósł czerwone, mokre oczy na awanturników.
-
Mówcie, jak to się stało - rozkazał. Gdy wyjaśniali, majordom zorganizował wszystko, co trzeba aby odpowiednio zadbać o ciało Khalila. Szejk słuchał w milczeniu, a jego usta poruszały się w bezgłośnej modlitwie do Fahima. -
Zostaniecie wynagrodzeni. Teraz zostawcie mnie samego z mym synem - powiedział na koniec, kiedy wniesiono do komnaty mary z leżącymi na nich, przykrytymi białym całunem zwłokami młodzieńca. Harmas przysłał sługę, który poprowadził bohaterów do przeznaczonych dla nich komnat.
Relhad czekał już dosyć długo i zaczynał obawiać się, że został wystrychnięty na dudka. Szykował się nawet do odejścia, gdy z cieni po przeciwnej stronie placu wychyliła się jakaś postać i dała mu znać, żeby podszedł. Okazało się, że była to Sabiha. Tym razem również była ubrana na czarno, ale burkę zastąpiła luźnymi szarawarami i wygodnym kaftanem. Czarne włosy miała upięte pod chustą i Egil mógł przyjrzeć się jej twarzy. Wedle rusanamańskich standardów była piękna...
-
Miałeś czekać na tyłach, a nie przed główną bramą - zrugała go. -
Chyba jednak nie do końca znasz nasz język. Chodź!
Obeszli pałac, tak aby znaleźć się na tyłach budynku. Tam, w bramie jakiegoś domu czekał jeszcze jeden człowiek. Mężczyzna również odziany na czarno. Przy jego boku zwisał długi, zakrzywiony kindżał. -
To Osam - przedstawiła go Sabiha, na co ten tylko skinął głową.
-
Czekaj tu na nas i pilnuj, żeby ta droga była wolna. Przez cały czas! Jak ktoś się pojawi to go spław, albo załatw, nic mnie to nie obchodzi. Zrozumiałeś? - zapytała.