Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-05-2018, 01:05   #105
shewa92
Kowal-Rebeliant
 
shewa92's Avatar
 
Reputacja: 1 shewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputację


Zaraz po walce i odzyskaniu przytomności mnich wiedział, że czeka go ciężka rozmowa. Nie pomylił się. Zoren podszedł do Anathema, żeby pomóc mu wstać. Wyglądał dziwnie - był wyższy, wychudzony, skórę miał poszarzałą, a ręce znacznie dłuższe.
- Mówiłem Ci, żebyś się zbliżał. Chcesz zginąć, kretynie? - w jego zmienionym glosie dało się słyszeć i złość, i troskę jednocześnie.
Anathem z uśmiechem przyjął pomocną dłoń i z podobnym uśmiechem przyjął zaserwowane mu połajanie.
- Zorenie, przyjacielu... Wykonałem tylko swoje zadanie. Najgorsze co mogło nas spotkać to to, że ten biały olbrzym dotrze do całej grupy i wszyscy będą w zasięgu jego oddechu. Zwykły wilk nie był jakimś zagrożeniem. - umilkł na moment - Nie spodziewałem się tylko, że to szczenię aż tak da mi się we znaki.
Alchemik trochę się uspokoił - Doceniam szlachetność, ale martwy nikogo nie uratujesz. Wolisz kogoś obronić, czy zginąć w obronie? Jest duża różnica.
- Faktem jest też, że nie zginąłem i nikt poza mną nie został zaatakowany przez żadnego z tych białych potworów. - diable obdarzyło przyjaciela serdecznym uśmiechem - Powiedz mi lepiej co z sobą zrobiłeś? Nie wyglądasz normalnie, a już wcześniej nie można było o Tobie tego powiedzieć. Zostanie Ci tak na stałe?
- Nie udawaj, że nic się nie wydarzyło. Musimy działać wspólnie, jeśli KAŻDY z nas ma przeżyć. - fuknął alchemik - Co do mojego wyglądu, to efekt eksperymentalnego ekstraktu. Nigdy go nie próbowałem, ale powinien przejść w kilka minut.
- Zorenie! Nie udaje, że nic się nie stało. Powtórzę raz jeszcze. Wykonałem swoje zadanie. Ja i Volf nie jesteśmy w drużynie ze względu na nasze magiczne zdolności, umiejętność leczenia czy sporządzania bomb. Nasze miejsce to pierwsza linia i danie wam czasu na bezpieczne wykorzystanie waszych talentów. - ton mnicha był spokojny i rzeczowy - Nie złość się już tak. Poszło nam całkiem nieźle, a na początku nic nie wskazywało na to, że przeżyjemy.
- Mieliśmy szczęście. Kiedyś może się skończyć, dlatego musimy zacząć działać razem, współpracować.- alchemik nie dawał za wygraną.
- To jak to sobie wyobrażałeś inaczej ? Mieliśmy czekać wszyscy aż do nas podejdzie? Ja i Ty jakoś przetrwaliśmy lodowy podmuch, Amberlie może też. Co z resztą? Jednym atakiem mógł załatwić połowę drużyny, a może nawet wszystkich. Odciągnięcie go na jakiś czas było priorytetem przyjacielu.
- Ale nie kosztem wystawiania się na atak. Ciało rotha zadziałało jako osłona, też mogłeś z niej korzystać, a ja miałbym czyste pole do rzutu. Teraz musiałem celować tak, by eksplozja Cię nie trafiła, więc wilk nie był w epicentrum, potrzebowałem więcej ładunków żeby go zdjąć.
- Żaden z nas nie mógł wiedzieć , że wilk zaatakuje rotha zamiast go obejść lub przeskoczyć. Uspokójmy się. Następnym razem postaram się być bardziej ostrożny jeśli Cię to zadowoli.
- Następnym razem postaram się zapewnić Ci jakąś ochronę
- Nie odmówię. No dobra zbierajmy się stąd póki jeszcze możemy.
- Słusznie. - Alchemik po kilku chwilach zgiął się i zaczął trząść. Jego ciało zaczęło wracać do normy. Zaraz po wyprostowaniu się otarł twarz z mieszanki krwi i potu. - Uff... to było zdecydowanie nietypowe doświadczenie. Nie spodziewałem się zmian natury psychologicznej, ale ich drastyczność wydaje się być na akceptowalnym poziomie, a usprawnienie cech fizycznych jest znaczące. - Zoren sięgnął do notatnika i zapisał szybko kilka spostrzeżeń.

Mnich rozglądał się chwilę i podziwiał efekty działalności Volfa na polu bitwy.
~ Tego to dobrze mieć przy sobie, gdy zaczyna się robić gorąco, a wygląda tak uroczo...~ Flame zaśmiał się w duchu z opowiedzianego samemu sobie żartu, po czym starał się pomóc w zorganizowaniu powrotu. Nie czuł się ciągle najlepiej, ale zdecydowanie wolał ten stan, niż niebyt. Może bolało, ale przynajmniej wiedział, że żyje.

***
Droga powrotna do miasteczka nie obfitowała w wydarzenia, a skóry pokonanych wilków, które przyszło mu nieść nie obciążały go zbytnio. Marzył mu się odpoczynek i dobra kolacja. Nie ukrywał radości, gdy dotarli do posiadłości Hucrele, a majordomus poinformował ich, iż te marzenia właśnie mają się ziścić.
Posiadłość i sama gospodyni zrobiły na mnichu wrażenie. Niestety nie był w stanie określić jakie.
~ Wszystko w tym mieście okazuje się być inne niż się na początku wydaje. Miłe przyjęcie i szczodre obietnice mogą okazać się zwodnicze. Niby na początku wątpiono w nasze możliwości i sens wysyłania nas z misją ratunkową, a jednak oferta była już gotowa i przygotowana dosyć precyzyjnie z uwzględnieniem różnych wariantów odnalezienia zaginionych członków rodziny. Trzeba będzie to przemyśleć.~ Anathem postanowił jednak odłożyć swoje rozważania na ranek dnia następnego.

Podczas pobytu w posiadłości nie odzywał się niepytany. Z radością przyjął to, że Zoren postanowił zostać kimś w rodzaju ich ambasadora. On sam nie miał już do tego głowy. Potrzebował odpoczynku i medytacji.

***
Stan obozu nie wpłynął pozytywnie na nastrój zmęczonego mnicha. Zebrał szybko swoje rzeczy i ruszył razem z towarzyszami w stronę miasteczka. Wiedział, że jeśli Lea ich nie przyjmie to stać go będzie na wynajęcie gdzieś kwatery, nawet jeśli miałby spać w stajni to wszystko będzie lepsze od namiotu.










 
shewa92 jest offline