Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2018, 01:43   #45
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Czarodziej zmarszczył czoło, słysząc o przebranym krasnoludzie. Czy aby dobrze usłyszał? Niedźwiedziożuk? - zadał sobie to pytanie, odprowadzając spojrzeniem pozostałych członków ich... drużyny?
- Kraa! - usłyszeli nagle gdzieś z góry - Kraa!
Mesmir widocznie stwierdził, że w końcu wypada zaczerpnąć nieco świeżego powietrza. Opadł z dachu prosto na głowę Izambarda, szarpiąc go szponami za włosy. Bardzo ciekawie wpatrywał się w Shalelu, jakby był bardzo zdziwony.
- Kra! Koleżankę sobie znalazłeś? W dodatku elfkę? Ale fajnie! - kraknął z "tonem" mogącym wyrażać ekscytację bądź może najzwyczajniejsze nabijanie się ze swojego mistrza. Przeskoczył on prosto na jej głowę i zaczął zerkać na nią z góry.
- Doberek-kraa! Mesmir jestem! - przedstawił się, przy okazji zajmując wygodne miejsce w jej włosach - Fajnie tu masz! Nie jak u tego zrzędy!
- Mesmir, niech cię...! - sfrustrowany czarodziej wyrzucił ręce w niebo - Nie wolno tak wskakiwać innym na głowy! Niektórzy sobie tego nie życzą! Sprowadzisz na nas tylko kłopoty!
Ten w odpowiedzi wpatrywał się w niego jakby zobaczył idiotę. Oczywiście się z miejsca nie ruszył.
- Ech... Bardzo cię przepraszam za niego, czasami taki jest - spuścił pokornie głowę mag - Pozwól, że otworzę ci drzwi.
I tak też zrobił, zapraszając ją do środka. Bezgłośnie zasugerowała, aby kruk przeszedł z jej włosów na przedramię, a potem wprawnym ruchem posadziła go sobie na barku. Mesmir wydawał się tym ukontentowany, bowiem milczał. Okazało się, że ich pojawienie i głowy wyciągnęły nawet Ameiko z zaplecza. Kobieta uśmiechnęła się szczerze na ich widok, szczególnie Andosaną, z którą nie widziała się na pewno od jakiegoś czasu. W przeciwieństwie do jej zachować wobec ludzi, tu nie przywitała się objęciami, a tylko uśmiechem i słowami.
- Shalelu! Nie sądziłam, że przybędziesz tak szybko. Ostatnio byłaś w zeszłym miesiącu.
- Okoliczności mnie zmusiły - odparła spiczastoucha. Ale na jej ustach również zagościł lekki uśmiech.
- Siadajcie. Widzę, że już się zaprzyjaźniliście - przerzuciła spojrzenie z chowańca na Izambarda.
- A i owszem! A Mesmir to się chyba zakochał w Shalelu od pierwszego wejrzenia! - zażartował Izambard, niespecjalnie kryjąc szeroki uśmiech, jaki zagościł na jego twarzy.
- Kraaaa! A kto tu ciągle o wizycie u Ameiko mówił? Ja ci dam! Kraa! - oburzył się chowaniec, wzbijając się w powietrze. Przeleciał na głowę Izambarda i jak kukułka zaczął go dziobać. Nie za mocno, by mu krzywdy nie zrobić, ale wystarczająco, by to poczuł.
- Au! Ała! Coś mnie trafi zaraz...! - w bliżej niekontrolowany i zupełnie nieskuteczny sposób próbował złapać niesfornego kruka przeskakującego nad jego dłońmi i celując w zupełnie to inne miejsca.
- Kra! Dziób cię trafi! I kto te-raaaaa?! - Mesmir trafił wreszcie w "sidła" swego mistrza, złapany w obie ręce. Pokręcił tylko łebkiem, by spojrzeć rozpaczliwie na obie kobiety, szukając ratunku - ...Pomocy?
- Przepraszam, my tak zawsze i to już od kilku lat. Cóż ja z nim mam - zaśmiał się czarodziej - Pozostali się rozeszli, by zająć się swoimi sprawami, więc tymczasowo jesteśmy tu tylko my.
- Jest niewychowany - stwierdziła spokojnie Andosana, siadając przy stole. Służąca już się uwijała przy przygotowaniu śniadania, sama Ameiko dołączyła do nich. - Takie zwierzę jest niegodne zaufania, lepiej je wypuścić. To normalne u padlinożerców.
Podejście elfiej tropicielki do zwierząt było bardzo zgodne z naturą i wyglądała nie przyjmować do wiadomości, że chowaniec to odrobinę co innego. Ani jej mina ani ton głosu nie sugerował również, żeby żartowała.
- Nie! - odpowiedzieli jednocześnie, patrząc na Shalelu tak, jakby właśnie z księżyca spadła.
- Widzisz... Chowańce magów to nie do końca takie zwierzęta, jakie mogłabyś znaleźć w lesie - podjął temat Izambard, starając się to tłumaczyć w dość prosty sposób - Teorie na temat ich pochodzenia są różne i czasami nie do końca jasne. Nie sądzę, byś chciała ich słuchać. Najważniejsze jest to, iż są natchnione energią magiczną związanej z nimi osoby. Ich ogólnym przeznaczeniem jest wspierać swojego mistrza w jego dalszym rozwoju. Mesmir zawsze taki był - nieco złośliwy, ale potrafi się odpowiednio zachować, gdy jest to konieczne.
- Sam żeś jest złośliwy. Kra. - "burknął" wypuszczony z pułapki kruk, stając na stole pomiędzy rozmówcami i przekręcając łebek, wpatrując się w elfkę.
- Najczęstszą relacją czarodziejów z chowańcami jest relacja mistrz-sługa - kontynuował czarodziej - Natomiast Mesmir, nie licząc Ameiko, jest dla mnie najlepszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałem. To tak w wielkim skrócie, nie chcąc cię zanudzjąc treściami akademickich wykładów z pierwszego roku.
- Nie chcę nawet wspominać, że sam na nich przysypiałem - zakończył po cichu, nieco się wstydząc tego faktu.
- Spotkałam już magów, rzadko podróżowali z tak widocznym i aktywnym chowańcem - Shalelu ani odrobinę nie zmieniła swojej raczej poważnej postawy. Takie odbierało się wrażenie z wyważonych ruchów. Zupełnie nie wykonywała gestów, a twarz momentami była niczym maska. - Są odzwierciedleniem czarodzieja? Nie wydajesz się tak popędliwy i uszczypliwy jak on.
Ameiko tylko się roześmiała. Przed elfką stanęło już ciepłe śniadanie, a przed Izambardem woda.
- Shalelu zawsze ma potrzebę zrozumienia natury świata. Ale coś w tym jest - szturchnęła chłopaka. - Wydajesz się bardziej nieśmiały niż nadaktywny po tej swojej szkole magii.
Kąciki ust Izambarda mimowolnie uniosły się na widok Ameiko. Od razu podziękował jej za wodę lekkim skinieniem głowy i nieco się przesunął, dając tym samym znak, by się przysiadła do nich.
- Nadaktywnych wieszczów raczej trudno spotkać, jeśli w ogóle, muszę przyznać, ale czy naprawdę jestem aż tak nieśmiały? Hm... Jeśli tak mówisz, to pewnie tak jest. Zawsze czytałaś ze mnie jak z otwartej książki - zachichotał cicho, po czym postanowił podjąć wątek chowańców, nieco zaskoczony pytaniem Shalelu. Ale skoro chciała wiedzieć... Nie miał prawa odmawiać jej do wiedzy dostępu.
I musiał ją przekazać w jak najdokładniejszy sposób.
- Widzisz - zwrócił się do elfki, przybierając "ten" nauczycielski ton - To podchodzi pod ogólnie znaną w magicznych kręgach teorię chowańców oraz różne hipotezy z tym związane. Zacznijmy więc od teorii: chowaniec to istota przywoływana przez czarodzieja jeszcze w trakcie swojej nauki, by ten mu w niej pomagał. Rytuał jest dość złożony i wymaga dużej ilości dość dziwnych materiałów. Ich rodzaj nie determinuje kto odpowie na twoje wezwanie, pomimo takiego przekonania młodszych studentów oraz laików. W jego trakcie tworzy się między przywoływaczem a chowańcem więź empatyczna i magiczna, pozwalająca telepatycznie się z nim komunikować oraz wywoływać przez niego efekty zaklęć. W większości przypadków przybierają one formę zwierzęcą, jak na przykład lis, kot, skorpion bądź wąż, ale zdarzają się wyjątki od tej reguły. Mistrz Corfilas, mój nauczyciel, ma mechanicznego orła z własną świadomością, a naszemu dziekanowi, profesorowi Iacobusowi, służy Arbiter.
Prostym gestem narysował prostą runę w powietrzu, która natychmiast przeobraziła się w obraz dziwnej, sferycznej, skrzydlatej i, co najlepsze, wykonanej z metalu niewielkiej istoty mającej w środku coś, co można zdecydowanie było nazwać otworem ocznym. Po chwili takiego wiszenia pęknął on niczym bańka, wyzwalając z siebie kilka wielokolorowych, lekko świecących motyli, które przysiadły w rządku zaraz obok Mesmira, formując w ten sposób tęczę.
- Teraz przejdźmy do hipotez… Zacznijmy od tego, że możesz mieć po części rację, Shalelu. Większość zwierzęcych chowańców jest odzwierciedleniem swoich przywoływaczy, ale trudno to udowodnić, jako że większość z nich najzwyczajniej nie posiada żadnej możliwości komunikacji. W księgach pojawiała się również teoria, jakby rytuał przywołania miał dodatkową cenę, a była nią jedna z najmniej uwydatnionych cech czarodzieja. Aby magiczna więź została utrwalona, musiała być ona scalona przez cząstkę umysłu wzywającego. Oficjalnie uznaje się to za kłamstwo również z powodu braku wystarczających dowodów. Istnieją również przesłanki o chowańcach będących kiedyś zupełnie innymi istotami. Wiecie... jakby przywołanie przypadkiem spętało duszę jakiejś bogom ducha winnej osoby, dając jej w ten sposób drugie życie. To już by szło w stronę bardzo nieprzyjemnej gałęzi nekromancji... Aż mnie ciarki przechodzą.
Chrząknął, zdając sobie sprawę, że zaschło mu w gardle. Wziął napełniony wodą kubek do ręki i z uśmiechem spojrzał na obie kobiety.
- No to wasze zdrowie! - powiedział, wznosząc w górę naczynie, po czym upił z niego dwa łyki.
- Wydają się ci czarodzieje mieć mnóstwo hipotez, a żadnych konkretnych, pewnych informacji - Shalelu rzekła do Ameiko całkiem poważnym tonem, zanim zwróciła się bezpośrednio do Izambarda. - Cieszę się, że w naturze nie ma takich niepewności. Znam takich, którzy potrafią poświęcić lata na medytację i nigdy nie pragnęłam do nich dołączyć.
- Ja to widzę inaczej - Kajitsu zaśmiała się przyjaźnie. - Z ilości wiedzy wygląda na to, że Izambard nie spał na wszystkich wykładach. To się nazywa ćwiczenie silnej woli, moja droga.
- Domyślam się, że bez niej czarodzieje zasypialiby w połowie nauki zaklęcia na następny dzień? - Andosana spytała maga, który nijak nie potrafił stwierdzić, czy elfka żartuje.
- Oj, nie - odpowiedział żartobliwie Izambard - Zasypialiby nim w ogóle zaczęliby naukę! Póki nie opracuje się własnego sposobu, to zapamiętywanie zaklęć jest bardzo trudne.
- I tak, ekhm - dodał skromnie - Cóż, starałem się uważać na zajęciach.
Roześmiały się tym razem obie. Shalelu miała łagodny, przyjemny dla ucha śmiech. Ale o co im chodziło, Izambard mógł się co najwyżej domyślać. Jego chowaniec również, skacząc na boki niepewnie i kręcąc łebkiem. Elfka właśnie kończyła posiłek.
- Będę się zbierała. Gobliny są bardzo aktywne ostatnimi czasy. Teraz przez jakiś czas można się mnie spodziewać częściej w mieście.
Wstała, a Ameiko podążyła za nią. Wymieniły krótkie uściski, a Andosana obdarzyła jeszcze Izambarda przyjaznym spojrzeniem.
- Może kiedyś będzie więcej czasu, to opowiem ci o moich pasjach. Cieszę się, że się poznaliśmy.
- I ja również się cieszę! - odparł, wstając od stołu - Z niecierpliwością będę wypatrywał tego czasu. Do zobaczenia!
- Wiesz może o co im chodziło? - zapytał konspiracyjnym szeptem chowańca, który w odpowiedzi jedynie polecił energicznie łebkiem. Izambard jedynie westchnął i podszedł do Ameiko, gdy już elfka opuściła Rdzawego Smoka.
- W przeciwieństwie do pozostałych napotkanych na mej życiowej drodze elfów Shalelu nie jest ani trochę snobistyczna, a w jej głosie nie słychać wyniosłości - wyraził swoje myśli, jeszcze spoglądając za tropicielką w stronę drzwi. Często to robił listownie, ale teraz miał okazję osobiście - Zdaje się mieć również bardzo dużo do powiedzenia i z chęcią bym posłuchał, gdyby zdecydowała się zostać dłużej. Bardzo ją polubiłem, choć dopiero dziś ją poznałem.
- Cieszę się, choć ona nie jest taka, jak ludzie z miasta - Ameiko nie wróciła jeszcze do obowiązków. Obecnie ruch w karczmie był mały, jeszcze nie zaczęła się nawet pora obiadowa, a gości mieli mało po feralnym święcie. - Żyje samotnie w lasach, nawet ja z nią po nich nie podróżowałam. Zaprzyjaźniłyśmy się już tutaj. Ma ciekawe spojrzenie na świat, głównie poprzez pryzmat natury. I o niej potrafi opowiadać bez końca - uśmiechnęła się na te słowa.
- W takim razie, jak już się sytuacja uspokoi, będę musiał z nią wyjść w plener i jej posłuchać. Przy okazji wykorzystam okazję, by ją lepiej poznać.
- Kra? Zakochałeś się? - zapytał Mesmir, chyba złośliwie, jak to miał w zwyczaju.
- W dziób się ugryź. Ma ładny głos - odburknął mu mag, wywracając oczami.
- Jak? - chowaniec spojrzał zaskoczony na swojego mistrza, kręcąc łebkiem na znak niezrozumienia.
- Masz więc zajęcie na resztę dnia - triumfalnie skwitował Izambard, widząc, że kruk zaczął się zastanawiać.
- Tak sobie myślę… Dwór Morieth dalej stoi? - skierował swe słowa już do Ameiko, zapraszając ją gestem, by usiadła z nim przy stole. Nie było sensu stać, skoro i tak się nic nie działo w tym momencie w gospodzie - Ciekawi mnie, czy ten handlarz, któremu sprzedałem dom przed udaniem się do Magnimar, postanowił go komuś sprzedać, czy może go po prostu rozebrał na części.
- Stoi ciągle, przecież nie stoi w pobliżu katedry, dlaczego miałby się spalić? - zapytała Kajitsu, siadając naprzeciwko czarodzieja i uśmiechając się. - Nie jesteśmy w Sandpoint aż tak mściwi za opuszczenie naszego pięknego miasta na tak długo. Teraz mieszka tam nieznana mi rodzina, starsze małżeństwo z córką w twoim wieku mniej więcej. Pierwszy kupiec uciekł po roku, rozgłaszając wszem i wobec, że tam straszy - zachichotała. - Nie wiedziałam, że umiałeś wtedy zastawiać magiczne pułapki!
- Cóóóóóóż… - nie wiedział, czy rozłożyć ręce, czy może wzruszyć ramionami. Ostatecznie wyszło coś pośredniego, co wyglądało dość dziwacznie. Na jego twarzy zawitał głupi uśmieszek - Próbował mnie oszukać, więc postanowiłem być nieco złośliwy. Widzę więc, że poszło aż za dobrze. Absolutnie niczego nie żałuję!
- Sądziłem, że kiedyś odkupię swój dwór, ale skoro tam mieszka teraz bogom ducha winna rodzina, to ich zostawię w spokoju - zasmucił się nieco.
- W Sandpoint co jakiś czas pojawia się coś do sprzedania. Może nawet mógłbyś wybudować coś nowego? - zachęcała Ameiko, tylko przez moment przyglądając mu się dziwnie. - Jakbyś chciał odkupić, to myślę, że dałoby radę ich przekonać. Nie znam ich za dobrze, ale wydają się mili - nachyliła się. - A ich córka jest ładna - dodała szeptem i mrugnęła konspiracyjnie do Izambarda, na co to on jej odpowiedział dziwnym spojrzeniem - i również tylko chwilowym.
- Już mnie próbujesz swatać? To dlatego, bym został na dłużej w mieście? O jej - zaśmiał się, unosząc ręce do góry w geście bezradności - Niestety, przez jakiś czas muszę być magiem wędrownym by móc zebrać interesujące fakty i zdobyć nieco doświadczenia praktycznego. Nie mogę pozwolić, by ktoś się zastanawiał gdzie zaginąłem, kiedy siedzi w mieście…
- Ale może ich odwiedzę, by zobaczyć jak się mają - dodał - I czy na pewno wszystko jest rozbrojone.
- Przecież nikt ci nie każe siedzieć na pupce - zachichotała Ameiko, niczym mała dziewczynka, obserwując jego reakcje. - Na siedzenie nad studiami jeszcze przyjdzie czas. Albo na karczmę, jak to było ze mną - przyznała. - I nie rób z Sandpoint takiego barbarzyńskiego miejsca, można od nas wysłać list, wiesz? Albo gołębia. Nawet znalazłby się tu czarodziej zdolny przesłać twoją wiadomość magicznie, jestem tego pewna - przerwała, przyglądając mu się uważnie. - Aż tak cię ciągnie do przygód? Łatwo w nich stracić coś znacznie więcej niż czas i pieniądze - posmutniała odrobinę, pewnie przywołując jakieś niemiłe wspomnienie. A on tak patrzył na nią i czuł, jak zaczyna się mu robić głupio. Dopiero co przybył do miasta i już planował je opuścić, a nawet nie przebywał w nim tygodnia. A jej smutna twarz była ostatnią, jaką chciał u niej widzieć.
- Przepraszam. Myślę więc, że zostanę trochę dłużej. Jesteś tu ty, Shalelu i wielu innych. No i…
- Czy… coś się stało? - zapytał zmartwiony, wciąż widząc jej smutna oblicze.
- Shalelu to akurat rzadko - odpowiedziała mu, uśmiech bardzo szybko powrócił na jej oblicze. - Nic się nie stało. Stare dzieje, nie ma potrzeby do nich wracać. To co zamierzasz teraz, przez najbliższe dni? - zmieniła temat.
- Kra! Obijać się będzie! - zakrzyknął Mesmir, przypominając o swojej obecności.
- Na pewno będę coś robił - Izambard wywrócił oczami, niewielkim uśmiechem starając się ukryć budzące się w nim mordercze intencje - I nie będzie to przeszkadzanie, mój przyjacielu.
- No tak! Bo co ty byś beze mnie zrobił? - chowaniec zaczął radośnie przeskakiwać z nóżki na nóżkę, kompletnie zadowolony z siebie.
- Na pewno był młodszy o tą dekadę, którą straciłem praktykując zaawansowaną dywinację… - odpowiedział mu całkowicie beznamiętnie, po czym już się zwrócił do dziewczyny.
- Wybacz, Ameiko. Sądzę, że spróbuję się zająć sprawą goblinów. Jeszcze może sprawdzę katedrę według planów mistrza Corfilasa i wyślę mu raport… A później będę musiał się jakoś utrzymać, by nie być darmozjadem. Tak w ogóle… nie wspominałaś, że zrobiłaś sobie tatuaż - spojrzał na jej ramię z zaciekawieniem.
- Może chcesz w kuchni pomóc? - Ameiko spytała z rozbawieniem, spoglądając przy tym bardziej na kruka niż czarodzieja. Widząc jak ten próbuje zrozumieć co kryje za sobą to pytanie, roześmiała się znowu. Pogodny nastrój wrócił jej szybko. - To szalone lata młodości, błędów i poszukiwania przygód w różnych miejscach. I trochę tradycja rodzinna, której ojciec nie do końca pochwala. Kiedyś jednak ród Kajitsów praktykował rytualne ozdabianie ciała. Ty jak zaczniesz wędrować w poszukiwaniu kłopotów, także możesz zrobić kilka nie do końca odpowiedzialnych rzeczy. Bardzo chętnie bym to zobaczyła, bo stałeś się taki poważny po tej całej dywinacji. Jakby nie tylko ci wygląd postarzyło!
- Em… Aż się zacząłem bać. Może powinienem sobie kupić czarodziejską kulę i przewidywać w niej swoje głupie decyzje? - zażartował, udając zadumanie. Zdecydował się nie drążyć gdzie szukała przygód, choć musiał przyznać, że zaskoczyła go. Z drugiej strony… ona bardziej się nadawała do podróży niż on.
- Wbrew wszystkiemu chyba się nie mylisz co do mojej powagi. Zauważyłem, że wybrane przez moich kolegów z uczelni szkoły magii uwydatniły nieco pewne ich cechy charakteru. Dla przykładu: wywoływacze stali się z czasem bardziej narwani - krótko wyjaśnił kolejną teorię, nad którą się kiedyś zastanawiał - Ale wracając… z chęcią bym cię zaprosił na wspólną podróż, ale masz gospodę do zarządzania. Wnioskuję z tego, że pewnie byś je odrzuciła.
- Nie mylisz się - zgodziła się poważnym tonem. - Nie planuję wracać do tego niebezpiecznego zajęcia. Dobrze mi tu, w Sandpoint. I interes nie idzie wcale tak źle - uśmiechnęła się. - Uwydatniać cechy charakteru. Co uwydatniłyby w nekromancie? - zastanowiła się na głos, już nie w pełni poważnie. - Bo skoro przyszłość to takie poważne sprawy, to co powiedzieć o przeszłości?
- Ja wiem, co by uwydatniły. Śmiertelną powagę! - uśmiechający się krzywo Izambard aż wypił resztę wody jednym haustem, nie bacząc na ściekające mu z kącików ust strużki - Na wszystkich bogów. To był najgorszy żart w moim wykonaniu, jaki kiedykolwiek powiedziałem.
- Powiem ci, że to rzeczywiście nadzwyczajne osiągnięcie, ponownie powiedzieć najgorszy - zgodziła się z nim Ameiko, panując idealnie nad mimiką swojej twarzy i poważnym tonem. - Muszę też przyznać, że zapijanie takiego osiągnięcia wodą także godne jest odnotowania.
- A dziękuję! Bardzo się staram. Szczególnie gdy nie trzeba - rozłożył bezdanie ręce, śmiejąc się.
Tak chwilę jeszcze rozmawiali, póki Ameiko nie musiała wrócić do swoich obowiązków. Izambard więc wyszedł, by się przespacerować… i rozejrzeć.
 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]
Flamedancer jest offline