Reznov odzyskał część swej werwy, ale wciąż był słaby choć mógł ukryć ból towarzyszący oddechom.
- Pana małodobrego weźmy ze sobą. Mi brak wiedzy medicae by wiedzieć gdzie można uszczypnąć by zabolało, a nie zabiło, więc ktoś taki będzie użyteczny. Opłacę go, a gdy dojdę do siebie porozmawiam z nim szczegółowo i wtedy się dowiem czy chcemy go mieć wśród nas. Najwyżej dam mu kilka denarów i każę odejść.
- Dajcie mi dzień odpoczynku… tyle potrzebuję i będę mógł się podjąć oczyszczenia polany. Nie wiem czy się uda, ale może dam radę uwolnić duchy z ich klątw… a przy odrobinie szczęścia uwolni to także dzieci cygańskie, ale to już mogą być moje pobożne życzenia.
- Obawiam się, że polana może być pusta - rzekł Weismuth. - Jeżeli wszystkie duchy odeszły wraz z Cyganami, to już nigdy możemy ich nie spotkać.
- Odszedł dowódca, wątpię by reszta została i czekałą, aż ktoś sie nimi zaopiekuje. - Anna pokręciła głową. Widziała te wszystkie dzieci, wszystkie opętane co do jednego. - Ale sprawdzimy. Jeśli będziemy przejeżdżać przez Płock to i tak będzie po drodze.
- A co do pana małodobrego, dobrze. Powiem, że może z nami jechać, choć przyznam, że mam pewne obawy czy dzień odpoczynku wystarczy by doszedł brat do siebie. - Dodała cicho i spuściła wzrok.*
- Przez piętnaście wieków nie zdarzyło im się stwierdzić, że to czas opuścić polanę. Więc prawdopodobnie większość z nich tam została z pojedynczymi elementami, nie większymi niż “nowi rekruci” zebrani w międzyczasie, które opuściły to miejsce. Jeśli nikogo tam nie będzie to przynajmniej będziemy wiedzieć, że to już to i miejsce jest czyste.*
Francisca była zdecydowanie bardziej zainteresowana obmyśleniem treści listów, zarówno tych dla kanonika, jak i tego, który chciała wysłać do Szanownego Pana Męża. Kolejny cel podróży interesował ją w niewielkim stopniu, jednak wspomnienie o mistrzu małodobrym nie uszło jej uwagi. Jej głos był such, rzeczowy i wypowiedziany w przestrzeń, ale skierowany najwyraźniej do Fyodora.
- Właśnie… Małomir chciał sam przysłużyć się Inkwizycji. Stąd jest dla mnie podejrzany i może chcieć mnie zabić. Dobrze by było wiedzieć, czy nie ma jakichś grzechów na sumieniu… i czy nie był kiedyś w Wenecji lub gdziekolwiek na południu... chociaż... - zabębniła palcami w ławę - ktoś mógł go wynająć... Kat bez roboty… niby nic dziwnego, ale muszę na niego uważać, tak czy inaczej - końcówkę wypowiedziała jakby bardziej do siebie.
- No, ale teraz mamy ochronę - parsknęła pustym śmiechem.
Wstała i podeszła do okna przez które chwilę wcześniej wyglądał Jaromir i zastygła w bardzo podobnej pozie obserwując dziedziniec. Chwilę potem obrzuciła wzrokiem całą salę i ponownie zatopiła się w myślach.*
- Spojrzę w niego - zadeklarował się Fyodor - tylko właśnie jutro. Potrzebuję odpoczynku. Coś powinniśmy wiedzieć o twojej przeszłości? Jeśli boisz się, że może próbować się o ciebie upomnieć to możesz chcieć się nią podzielić byśmy mogli lepiej reagować.
Włoszka spojrzała na brata Fyodora uprzejmie.
- Cóż za historia może wiązać się z żoną kupca? Postawiłam wyżej służbę Panu niż lojalność wobec miejskich familii - rzekła smutno.
- Bóg wybacza - dodała po chwili - weneccy kupcy, nigdy - zakończyła i wyszła z sali.