Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2018, 22:32   #29
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Jace chodził nerwowo po pomieszczeniu próbując uporządkować myśli. Jakim cudem hobgoblinom udało się podejść? I to nie kilku maruderom, ale całej armii? Ponownie spojrzał na dwa martwe ciała w progu tawerny. Gdy drzwi się rozprysły, młody Beleren był tak zaskoczony, że nie zauważył przebitego człowieka na szczycie grotu. Spanikował, zamiast siedzieć cicho i pozwolić innym się wykazać, spanikował. Nie pamiętał dokładnie co się wydarzyło, ale chyba sięgnął umysłem do prymitywnych umysłów dwójki wojaków i zdmuchnął świecę świadomości. Było to dość proste, bowiem istoty te z natury prymitywne, myśli i Drogę miały prostą.

Obaj padli w jednej chwili. Ich bezwładne ciała uderzyły o podłogę z niemiłym łupnięciem, ale nie to było najgorsze.

Chwile później doskoczyli do nich Rathan z Yastrą i bezceremonialne pozbawli życia mieczami.



Jace nie był wojownikiem, starał się nie brać udziału w bójkach, a co dopiero w walkach, więc widok podwójnego zabójstwa, posoki tryskającej z ciał był zdecydowanie zbyt sugestywny. Zawartość żołądka domagała się powrotu na górę. Beleren nie oponował. Zgiął się w pół oddając pokłon martwym ciałom przy jednoczesnym zwróceniu treści żołądka na podłogę. Gdy już się opanował i otarł usta, jego wzrok spoczął na martwym farmerze, który przebity grotem i uderzony drzwiami wejściowymi skonał w kałuży krwi, kału i wyciekających treści żołądkowych. Nie mając wyjścia, Jace zwrócił również śniadanie.


Zamknął oczy nie mogąc uwierzyć w to co się właśnie wydarza, jednak zamiast ulgi wróciły dawne wspomnienia. Ponownie leżał pod wozem ukrywając się przed kilkoma goblinami mordującymi karawaniarzy. Ten obraz dobrze wbił mu się w pamięć, bowiem przez następne lata widział go ilekroć zamykał oczy. Ten specyficzny krok, pomruki, gardy i uderzenia mieczem, gdy rozprawiali się z ochroniarzami....
Otworzył oczy, jednak nie znalazł ukojenia. Obraz jaki miał przed sobą nie różnił się od tego z przeszłości. Zanim zadziałał, jego umysł zarejestrował podobne zachowanie, a teraz patrząc z odrazą na ciała rozpoznał wzory - ta sama grupa. Albo wataha? A może oddział? Cokolwiek te stwory miały na kształt społeczności, to była ta sama społeczność.




Jace podniósł się obserwując pozostałych ruszających się jak w ukropie. Podzielili się dość sprawnie, część poszła do kuchni, część na górę. Obserwował rudowłosą elfkę, która w jednej chwili z podlotka zmieniła się w jego oczach w zabójcę. Jej figlarne oczy były zimne w chwili, gdy zabijała i Beleren nie miał wątpliwości, że utraciła pewną niewinność - przynajmniej w jego oczach.


Wyjrzał przez okno, jednak obraz roztaczający się był przygnębiający. Mnóstwo martwych ciał ludzi i ani jednego zielonoskórego... Wtem spostrzegł języki płomieni liżące oddalone nieco domostwo.
- Nieeee - sapnął ledwo co podtrzymując się parapetu. To płonął jego rodzinny dom. Łzy popłynęły mu po policzkach, gdy bezsilnie obserwował jak całe jego dzieciństwo, to dobre, i to złe zamienia się w płonącą pochodnie. Poczuł rękę na ramieniu. Odwrócił się
- Taz... - szepnął. Nie musiał robić nic więcej. Bracia wpadli sobie w ramiona, tuląc się do siebie jak w dzieciństwie przeżywali to, czego właśnie byli świadkami.
- Taz
- Csii -
odezwał się młodszy brat, który zachował więcej zimnej krwi. Nic dziwnego, pracując jako zastępca szeryfa w większym mieście, mógł się naoglądać krwi, śmierci i niesprawiedliwości.
- Musimy ich ratować!
- Spokojnie Jace,
- Nie rozumiesz
- Nie Jace, to Ty nie rozumiesz
- Tezzeret odsunął brata na odległość ręki i spojrzał mu w oczy. - Jakkolwiek to będzie trudne, nie pomożesz im. Możemy tylko mieć nadzieję, że nic im się nie stało. Że zdołali uciec.
- Ale ojciec i matka....
Tezzeret mocniej ścisnął brata, który wziął kilka głębokich oddechów. Uspokoił się.
- Dobra, co robimy? - spytał, ale Tez nie miał odpowiedzi. Na stole Sulim łatał kolejną ofiarę napaści, a z góry schodził Kharrick. Nie czas na wymiękanie.
- W mniejszych grupkach uda nam się wymknąć - powiedział Jace odzyskując panowanie nad sobą. Skarcił się za ten przejaw histerii i obiecał sobie, że to ostatni raz.
- A co z wysadzeniem mostu? -
- To spowolni pościg, ale zaalarmuje, że ktoś uciekł. - powiedział Jace. Nie wiedział kto zadał pytanie, dalej chłonął otoczenie. Czuł jak czas zwolnił tylko po to, żeby mógł zapamiętać każdy szczegół, każdy drobny detal, by dać się nim torturować w przyszłości. - Najrozsądniej będzie zostawić most w spokoju i przeprawić się w kilku miejscach rzeki, w małych grupkach, poza wzrokiem hobgoblinów. - powiedział ponownie przyglądając się sytuacji za oknem.
Łzy zaschły na policzkach, a wraz z nim pewien sentyment do Phaendar - domu rodzinnego.
- Nurt jest zbyt wartki, żeby się przyprawiać wpław - zauważył Tezzeret, jednak Jace nie słyszał. Myślami był w płonącym domu.

 

Ostatnio edytowane przez psionik : 28-05-2018 o 22:59.
psionik jest offline