| Jace chodził nerwowo po pomieszczeniu próbując uporządkować myśli. Jakim cudem hobgoblinom udało się podejść? I to nie kilku maruderom, ale całej armii? Ponownie spojrzał na dwa martwe ciała w progu tawerny. Gdy drzwi się rozprysły, młody Beleren był tak zaskoczony, że nie zauważył przebitego człowieka na szczycie grotu. Spanikował, zamiast siedzieć cicho i pozwolić innym się wykazać, spanikował. Nie pamiętał dokładnie co się wydarzyło, ale chyba sięgnął umysłem do prymitywnych umysłów dwójki wojaków i zdmuchnął świecę świadomości. Było to dość proste, bowiem istoty te z natury prymitywne, myśli i Drogę miały prostą.
Obaj padli w jednej chwili. Ich bezwładne ciała uderzyły o podłogę z niemiłym łupnięciem, ale nie to było najgorsze.
Chwile później doskoczyli do nich Rathan z Yastrą i bezceremonialne pozbawli życia mieczami.
Jace nie był wojownikiem, starał się nie brać udziału w bójkach, a co dopiero w walkach, więc widok podwójnego zabójstwa, posoki tryskającej z ciał był zdecydowanie zbyt sugestywny. Zawartość żołądka domagała się powrotu na górę. Beleren nie oponował. Zgiął się w pół oddając pokłon martwym ciałom przy jednoczesnym zwróceniu treści żołądka na podłogę. Gdy już się opanował i otarł usta, jego wzrok spoczął na martwym farmerze, który przebity grotem i uderzony drzwiami wejściowymi skonał w kałuży krwi, kału i wyciekających treści żołądkowych. Nie mając wyjścia, Jace zwrócił również śniadanie.
Zamknął oczy nie mogąc uwierzyć w to co się właśnie wydarza, jednak zamiast ulgi wróciły dawne wspomnienia. Ponownie leżał pod wozem ukrywając się przed kilkoma goblinami mordującymi karawaniarzy. Ten obraz dobrze wbił mu się w pamięć, bowiem przez następne lata widział go ilekroć zamykał oczy. Ten specyficzny krok, pomruki, gardy i uderzenia mieczem, gdy rozprawiali się z ochroniarzami....
Otworzył oczy, jednak nie znalazł ukojenia. Obraz jaki miał przed sobą nie różnił się od tego z przeszłości. Zanim zadziałał, jego umysł zarejestrował podobne zachowanie, a teraz patrząc z odrazą na ciała rozpoznał wzory - ta sama grupa. Albo wataha? A może oddział? Cokolwiek te stwory miały na kształt społeczności, to była ta sama społeczność.
Jace podniósł się obserwując pozostałych ruszających się jak w ukropie. Podzielili się dość sprawnie, część poszła do kuchni, część na górę. Obserwował rudowłosą elfkę, która w jednej chwili z podlotka zmieniła się w jego oczach w zabójcę. Jej figlarne oczy były zimne w chwili, gdy zabijała i Beleren nie miał wątpliwości, że utraciła pewną niewinność - przynajmniej w jego oczach.
Wyjrzał przez okno, jednak obraz roztaczający się był przygnębiający. Mnóstwo martwych ciał ludzi i ani jednego zielonoskórego... Wtem spostrzegł języki płomieni liżące oddalone nieco domostwo.
- Nieeee - sapnął ledwo co podtrzymując się parapetu. To płonął jego rodzinny dom. Łzy popłynęły mu po policzkach, gdy bezsilnie obserwował jak całe jego dzieciństwo, to dobre, i to złe zamienia się w płonącą pochodnie. Poczuł rękę na ramieniu. Odwrócił się
- Taz... - szepnął. Nie musiał robić nic więcej. Bracia wpadli sobie w ramiona, tuląc się do siebie jak w dzieciństwie przeżywali to, czego właśnie byli świadkami.
- Taz
- Csii - odezwał się młodszy brat, który zachował więcej zimnej krwi. Nic dziwnego, pracując jako zastępca szeryfa w większym mieście, mógł się naoglądać krwi, śmierci i niesprawiedliwości.
- Musimy ich ratować!
- Spokojnie Jace,
- Nie rozumiesz
- Nie Jace, to Ty nie rozumiesz - Tezzeret odsunął brata na odległość ręki i spojrzał mu w oczy. - Jakkolwiek to będzie trudne, nie pomożesz im. Możemy tylko mieć nadzieję, że nic im się nie stało. Że zdołali uciec.
- Ale ojciec i matka.... Tezzeret mocniej ścisnął brata, który wziął kilka głębokich oddechów. Uspokoił się.
- Dobra, co robimy? - spytał, ale Tez nie miał odpowiedzi. Na stole Sulim łatał kolejną ofiarę napaści, a z góry schodził Kharrick. Nie czas na wymiękanie.
- W mniejszych grupkach uda nam się wymknąć - powiedział Jace odzyskując panowanie nad sobą. Skarcił się za ten przejaw histerii i obiecał sobie, że to ostatni raz.
- A co z wysadzeniem mostu? -
- To spowolni pościg, ale zaalarmuje, że ktoś uciekł. - powiedział Jace. Nie wiedział kto zadał pytanie, dalej chłonął otoczenie. Czuł jak czas zwolnił tylko po to, żeby mógł zapamiętać każdy szczegół, każdy drobny detal, by dać się nim torturować w przyszłości. - Najrozsądniej będzie zostawić most w spokoju i przeprawić się w kilku miejscach rzeki, w małych grupkach, poza wzrokiem hobgoblinów. - powiedział ponownie przyglądając się sytuacji za oknem.
Łzy zaschły na policzkach, a wraz z nim pewien sentyment do Phaendar - domu rodzinnego.
- Nurt jest zbyt wartki, żeby się przyprawiać wpław - zauważył Tezzeret, jednak Jace nie słyszał. Myślami był w płonącym domu.
Ostatnio edytowane przez psionik : 28-05-2018 o 22:59.
|