Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2018, 22:34   #130
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Boyle czekał już na niego w karocy. Wampir wyglądał dobrze i był wyraźnie zadowolony.
- Henry! Kawał dobrej roboty. - Uścisnął Torreadorowi dłoń i ponownie oparł się wygodnie, na siedzisku.
- Dzięki, wzajemnie. Słyszałem że dorwałeś tego czarodziejskiego drania - powitał Boyla serdecznie. - Ponadto dzięki za gościnę oraz ogólnie pomoc. Bez ciebie byłoby kiepsko. Przy okazji, orientujesz się, co jest planowane na tym spotkaniu? - spytał ciekawy wieści.
- Nowe przydziały jeśli chodzi o domeny, nagrody za osiągnięcia. - Magik wzruszył ramionami jakby niezbyt go to interesowało. - Decyzja księcia co do tego jak długo mam zostać i plany w związku z odzyskiwaniem Londynu po ostatnich zdarzeniach. Było wiele naruszeń maskarady, sporo ofiar. Będzie trzeba to wszystko poogarniać.
- Mam nadzieję, iż jeszcze trochę zostaniesz. Miło było cię poznać oraz wiele ci wszyscy zawdzięczamy. Twoja gościna zaś przypominała iście lordowskie przyjęcie.
- To ja wiele zawdzięczam tobie
. - Boyle uśmiechnął się do Gaherisa. - Mój pobyt tutaj był moim obowiązkiem i został mi zlecony. Praca, praca, praca… - Magik wyjrzał przez okno spoglądając na mijany, angielski krajobraz.
- Nawet obowiązki można wykonywać przyjemniej, lub mniej przyjemnie - skonstatował rycerz. - Oraz ugościłeś nas. Właściwie ugościłeś całkiem niezły batalion wampirów. Nie mówiąc już, że twój dom jest naprawdę zachwycający. Kiedy będę miał swój, wypożycz mi proszę Gehrego na parę nocy, żeby zerknął swoim okiem oraz zaproponował jakieś elementy ogrodu lub wnętrza. Powiadałeś wcześniej, że on się opiekuje całym majątkiem.
- Owszem i to od ponad stu lat
. - Boyle potwierdził jeszcze skinieniem głowy. - Jeśli tylko będziesz miał taką potrzebę to zapraszaj go, jest tak stary że nie do końca jestem w stanie mu rozkazywać. - Zaśmiał się pod nosem. - Ale ma słabość do tej waszej panny Dosett.
- Haha, chyba tak. Podobni są jakby trochę charakterem. Cóż, pewnie wykorzystam twoje pozwolenie, bowiem mam uznanie dla jego gustu. Wiesz, nie moja rzecz, dlaczego przebywasz za granicą, jednak może zostaniesz przynajmniej do ślubu, byłoby naprawdę miło mieć cię wśród najbliższych gości.
- Jeśli nie zwerbują mnie do kolejnego zadania to z wielką przyjemnością. Przyznam ci się, że od dłuższego czasu rozważam sprzedaż rezydencji
. - Mina Boyla spoważniała. - Nie zanosi się na to bym mógł wrócić do Anglii, a obawiam się odrobinę o Gehrego. Problem w tym, że ten staruszek jest przywiązany. - Pokręcił głową.
Ooooooooooo nowina, spojrzał rycerz ciekawie na Boyla, jednak chwilę później przygasł. Oczywiście Charlottę stać byłoby na takie dobra, jednak pewnie kosztowałyby bardzo dużo. Plusem jednak było ograniczenie jakichkolwiek przeróbek, które gdzie indziej musiałyby być dokonane oraz niewątpliwie kosztowne.
- Szczerze mówiąc poszukujemy czegoś z Charlottą, jakiegoś miejsca dla nas. Pewnie słyszałeś. Co prawda planujemy pozyskać coś na północy w Szkocji, skąd pochodzę, jednak musimy mieć także coś pod Londynem, ale nie wiem, czy stać nas na takie cudo - powiedział ostrożnie. - Przyznaję także, że faktycznie Gehry jest niczym dąb, którego się nie przesadza już. Gdybyśmy mogli kiedyś ją kupić, oczywiście dbalibyśmy … - przerwał przez chwilkę przypatrując się intensywnie wampirzemu czarodziejowi. - Dlaczego jednak uważasz, że nigdy tutaj nie powrócisz? Owszem wprawdzie wspomniałeś, iż rzadkim jesteś gościem, ale zawsze. Choć może faktycznie, jeśli się przybywa bardzo rzadko, nie można się odpowiednio opiekować włościami, jednak przede wszystkim, nie można się nimi cieszyć. Takie zaś rezydencje wręcz proszą, ażeby mogły cieszyć właściciela oraz oczywiście gości.
- Moje obowiązki powiązały mnie ściśle z Wiedniem. Tam jest mój Sire i tam jest moje Childe
. - Boyle uśmiechnął się, choć był w tym cień smutku. - Zastanowię się i wy się zastanówcie. Chciałbym to miejsce pozostawić w dobrych rękach.
- Wobec tego cóż, pewnie kwesti ceny. Jeśli byłoby nas stać na takie cudowne miejsce. Piękny jest twój pałac, bardzo piękny oraz niewątpliwie przypadł nam do gustu. Ogólnie posiadłość jest wyjątkowo elegancka
- przerwał na chwilę. Oczywiście wiadomo, Charlotcie posiadłość podobała się również, kwestia tylko ewentualnej wyceny. - Rozumiem, iż Wiedeń stał się twoim miejscem, gdzie chcesz mieszkać. Jednak liczę, iż niekiedy wpadniesz po prostu odwiedzić przyjaciół. Przy okazji, powiedz mi, jakie są zwyczaje dziedziczenia, szczególnie zaś chodzi mi, iż wiesz wampir za którego poręczyłem odszedł. Jakie prawidła kierują kwestiami majątkowymi - oczywiście tamta była również właścicielką banku, który mógł teraz upaść albo przynajmniej mieć potężne zawirowania nie mając konkretnego właściciela.
- Zazwyczaj pozwala się przejąć childe, domenę jego sire. Jessie nikogo nie miała, więc pewnie odbędzie się targ między starszymi, kto co zagarnia. Pewnie jako poręczyciel będziesz mógł wziąć udział w rozmowach. - Boyle zamyślił się. - A co do ceny… to jest główny problem, bo pałac jest dla mnie bezcenny. - Wydobył z kieszeni fajkę i zaczął ją nabijać.
- Wcale się nie dziwię. Mógłbym tylko powiedzieć, że taki dom stanowi coś wiążącego się z tysiącem wspomnień. Bez względu na właściciela, dobrze jest móc do takiego domu wracać, ażeby zagłębić się we wspomnieniach. Wiele zawdzięczam ci, więc mógłbym jedynie obiecać, że nie tylko, jeśli wszystko będzie dobrze, będziesz tutaj mile widzianym członkiem rodziny, ale też że zrobimy wszystko, ażeby wspomnienia pozostały. Choćby cała służba oraz ghule, których nie zdecydowałbyś się zabrać ze sobą, tam gdzie obecnie mieszkasz. Opiekowaliśmy się nimi również, jednak chyba znasz nas na tyle, iż wiesz, że tak czy siak staralibyśmy się jakkolwiek pomóc..
- Wiem
.. - Boyle zaciągnął się dymem. - Jeśli miałbym komuś powierzyć tą rezydencję to wam… albo Robertowi. Choć on ma już kilka takich siedzib.
- Oczywiście rozumiem oraz dziękuję za zaufanie. Również ufałbym Robertowi, zaś jego matkę, także bardzo lubię, pomimo skłonności do figlów
- przyznał uśmiechając się.
Boyle zaśmiał się.
- Chodziło mi o starego dobrego Peela. - Mrugnął do Gaherisa i już z uśmiechem zaciągnął się fajką. - Znamy się od wieków.
- Aaa, cóż, imię Robert jest bardzo popularne
- roześmiał się ubawiony własną pomyłką. - Wiesz, ja nazywam go Waszą Wysokością lub księciem Robertem. Pewnie dlatego. Jednak rzeczywiście, nie znam osoby, która narzekałaby na Roberta Peela, zaś tak jak słyszę, wszyscy go chwalą szczególnie za umiejętność utrzymania równowagi oraz uzyskania kompromisu. Jednak jak wiesz, pojawiłem się tutaj stosunkowo niedawno, dlatego wszystkie moje opinie opierają się na stosunkowo niedługiej znajomości oraz na ogólnych opiniach.

Wjechali powoli do Londynu. Miasto podnosiło się po ostatnich pożarach. Wszędzie widać było grupy remontowe. Wśród ludzi Gaheris dostrzegał ghuli swoich znajomych nadzorujących prace.
- Ja znam wiele osób, które na niego narzekają, ale robią to w zaciszu swoich leży. Dobrze się sprawujecie ty i Charlie, więc nie prędko będzie wam dane poznać tą mniej uprzejma stronę naszego księcia, ale uwierz potrafi zaleźć za skórę. - Wypowiedź maga zabrzmiała trochę jakby wspominał, ale najwyraźniej, mimo jego słów nie były to złe wspomnienia.
- Zapewne tak, jednak wiesz, jestem rycerzem, skoro uznałem księcia Peela za swojego suwerena ma moje słowo oraz moją wierność. Właśnie tak mnie nauczono oraz tak chcę postępować, choć - uśmiechnął się - uczę się, iż epoka królowej Wiktorii nieraz wymaga bardziej skrytego działania oraz pewnej - przerwał na chwilę szukając słowa - umiejętności robienia czegoś tak, aby inni myśleli, że to co innego - niezbyt potrafił nazwać krętactwo. - Jednak słowo rycerskie jest słowem rycerskim.
- Nie przejmuj się, tak mało kto pamięta w tych czasach, że można być szczerym i uczciwym, że będą myśleli, że udajesz nawet gdy nie będziesz tego robił
. - Boyle machnął fajką, po czym znów wsunął ją do ust. Czyli uczciwość może być sprytniejsza niż kanciarstwo, bowiem kiedy jesteś uczciwym wszyscy myślą: albo że skrywasz drugie dno, albo że masz jakieś dodatkowe, niezauważalne jeszcze cele. Ano trudno. Boyle sobie pykał fajeczkę, zaś rycerz jadąc obserwował okolicę oraz myślał, co porabia jego piękna narzeczona.

Do zabudowań Westminsteru podjechali od innej strony niż ta, do której przywykł Gaheris. Dorożka zatrzymała się przed wejściem do Izby Lordów i oba wampiry bez przeszkód wkroczyły do środka głównym wejściem. Gaheris rozpoznawał rozlokowanych między strażami ghuli księcia. Sam Peel czekał już na nich w sali obrad.



Byli już Florence i Anna, tym razem bez swego syna. Boyle skłonił się, nie wypuszczając fajki z ust. Podobnie ukłonił się grzecznie rycerz, oczywiście honorując księcia. Przy pozostałych paniach był to lekki ukłon oraz uśmiech sympatii. Nie mniej, nie odzywał się. Lepiej było dostosować się do innych przybyłych. Po chwili dołączyli do nich jeszcze Helen, Starszy Brujah i Starszy Gangreli, oraz Rebeca. Wyglądało na to, że to wszyscy. Mało… bardzo mało. Na ostatniej radzie na jakiej miał okazję być Gaheris było kilkunastu starszych. Teraz było ich jedenaścioro, z czego on, Rebecca, Helen i Boyle nawet nie pełnili w mieście funkcji starszych.
- Jak już wszyscy wiecie ponieśliśmy spore straty. Dzięki ciężkiej pracy Anny i FLorence, wiemy że w mieście pozostało trochę ponad 30 wampirów z ponad pięćdziesięciu, które żyły tu przed zamachami. Straciliśmy kilkoro starszych, między innymi ojca Helen, naszego Szeryfa i Jessie, która zarządzała dzielnicą, na wschód od domeny Torreadorów. Kiloro z nas straciło swoje childe. - Książe skinął na starszych Brujah i Gangrela. - Obecnie funkcjonuje na tylko jedno elizjum. - Peel mówił spokojnym głosem. - Większość leży spłonęła. Nasza brujah Jessica postawiła na szczęście nową noclegownię i skryło się w niej obecnie kilku młodszych. Doskonałe działanie, uznał przysłuchujący się rycerz. Jessica wykonała dobrą robotę. Właściwie poratowała część londyńskich wampirów. Dając im nocleg, zapewniła także ochronę mieszkańcom miasta oraz ułatwiła utrzymanie maskarady. Świetna robota panno Jessico.

Natomiast znacznie gorsze informacje przekazała Malkavianka.
- W mieście pojawili się łowcy. - Anna rozsiadła się na jednej z kanap, normalnie zajmowanych przez lordów. - Niestety liczne naruszenia maskarady, przyciągnęły uwagę niepowołanych oczu.
- Zabiliśmy jednego w dokach
. - Carl rozejrzał się po zebranych. - Ale to robactwo szybko się mnoży.

Kurde blade. Wreszcie liczył, iż będzie spokój. Tymczasem jeszcze łowcy. Doskonale pamiętał wypowiedź Florence. Wspominała walkę przeciwko łowcom, szczęśliwie wygraną przez wampiry, jednak tak czy siak było to ostre starcie. Obecnie utraciwszy część wampirów po walce przeciwko poprzednim wrogom, stanowczo nie było sensu wszczynać kolejnej. Jednak pytanie, czy można było takiej uniknąć? Ponadto Charlotta spodziewała się dziecka, wciąganie dziewczyny do takiego konfliktu stanowiłoby wariactwo.
- Obawiam się też, że ściągnął uwagę magów. - Boyle stał oparty o jeden ze stolików, spokojnie paląc. - Sprawdzając miejsca mocy, z których korzystał pomocnik Tarquina, zauważyłem, że niektóre zostały niedawno użyte.
Aha, jeszcze magowie. Dziękuję postoję, pomyślał podłamany przeciwnikami Gaheris. Chyba najlepiej byłoby przyczaić się. Jednak gdzie? Pewnie podobnie szły myśli Florence. Chyba uznawała priorytet utworzenia jakiejś bezpiecznej kryjówki.
- Niestety odzyskanie elizjum w Soho chwilę zajmie. - Florence nie wydawała się być zadowolona z sytuacji. - Sądzę jednak, że najbezpieczniej byłoby przenieść je w inne miejsce. Widziałam jednego z tych typków ostatnio. - Skinęła Carlowi, dając znak że chodzi jej o łowców.
Szczerze mówiąc kompletnie już wojownik Okrągłego Stołu kompletnie nie wiedział co robić. Bezpieczeństwo ponad wszystko. Charlotta musiała być chroniona. Ale czy to oznacza, iż powinna posiadać kilku przybocznych? Całkiem możliwe stawało się konieczne wynajęcia kogoś.
- Na razie potrzebujemy dowiedzieć się jak najwięcej. Florence i Carl zajęli się już tropieniem łowców. - Peel skinął starszym, z czego brujah uśmiechnął się potwornie zadowolony z siebie.
- Mogę przyjrzeć się magom. - Powiedziała niechętnie Anna.
- Wspaniale, że proponujesz. Będziesz miała pomoc. - Peel uśmiechnął się, i Gaheris przez ułamek sekundy miał wrażenie, że był w tym uśmiechu cień złośliwości. - Poprosiłem Wiedeń by Pan Boyle został jeszcze z nami przez chwilę.
- Rzeczywiście wspaniale
. - Mruknął magik, unosząc wzrok na sklepiony gwiaździście strop. - Czy mógłbym wobec tego ściągnąć tu swoje childe? Już długo się leniwi, a powinno kontynuować szkolenie.
- Nie mam nic przeciwko tak długo jak nie rozpoczniecie tu jakiejś kampani Tremere
. - Książe powrócił do swego tradycyjnego beznamiętnego ja.
TRE le MERE le pomyślał uradowany Gaheris. Przecież świetnie, że Boyle pozostawał, po wtóre przeciwko magom przydawał się własny magik. Tutaj zaś zapowiadało się kilku. Skoro kwestia była czasowa, decyzja ta nie wpływała na plany sprzedaży rezydencji, jednak dawała większe bezpieczeństwo.
- W lasach pod Londynem spotkałam kilka wampirów. - Starsza gangreli w końcu zabrała głos. - Prawdopodobnie, prędzej czy później wejdą do miasta. Będzie trzeba ich szybko zwerbować i przedstawić zasady.
- Dobrze. Przydzielę ci Rebeccę. Jakbyście mogły się tym zająć
.
Obie wampirzyce skinęły.
Tiaaaaa, paskudna robota, jednak widać obydwie kobiety współdziałały ze sobą oraz znały swoje możliwości. Gangrele byli solidni, jednak nieco nieokiełznani, obawiał się ich. Jednak podczas ewentualnych potyczek mogli stanowić szalone wsparcie ze swoją potęgą oraz dzikością walki.
- A teraz sprawa pozostawionych terenów. Starsi przejmują domeny po młodych wampirach, które zginęły podczas ataków. - Peel rozejrzał się po zebranych. - Zadbajcie o to by nie było kolejnych naruszeń maskarady, gdy ktoś tam wejdzie i by ewentualne tropy nie ułatwiły sprawy łowcom.
Starszyzna przytaknęła, a Carl parsknął w typowy dla siebie sposób. Gaheris zaś uśmiechał się nie mówiąc ani nawet słówka.
- Mamy jednak spuściznę po dwóch starszych. Na razie przyjęliśmy że Helen przejmie teren po swoim ojcu. Zobaczymy czy uda się jej mimo młodego wieku zarządzać całymi podziemiami.
Nosferatu przytaknęła lekko speszona.
- Pytanie co robimy z terenem po Jessie? - Peel rozejrzał się na spokojnie po zebranych. - Oficjalnie podlegała mojej jurysdykcji, ale domena jest z dala od Westminsteru, a i w ostatnich dniach dużo się wydarzyło. Czy ktoś ma jakieś roszczenia do terenu.
Tu o dziwo oczy wszystkich zwróciły się na Gaherisa.
- Wasza wysokość, panie i panowie. Jessie była pod moją opieką. Niestety doprowadziła nas do tego drania, lecz odeszła. Prowadziła także interesy bankowe, które nie tylko mogłyby, ale na pewno mocno ucierpią przy nagłym zniknięciu dotychczasowego właściciela. Nie znam zasad wspomnianych przez księcia roszczeń. Jestem wszak członkiem tego zacnego grona od dosyć niedawna. Jeśli jednak byłoby to możliwe, zależałoby mi na przejęciu kwestii bankowych, jako że nieco się na tym znam. Mógłbym się także zaopiekować terenem dawnym Jessie, jednak tutaj potrzebowałbym po prostu wsparcia ze względu na brak obecny własnej siedziby, zaś jak pamiętacie, siedziba Jessie już nie istnieje właściwie.
- To duży teren
- Mruknął Carl.
- Graniczy od zachodu z moja domeną. - Florence uśmiechnęła się. Gdyby ziemia przypadła Gaherisowi tak naprawdę podlegałaby jej jako starszej, może pośrednio ale nadal.
- Ashmore nie posiada ghuli, nie jest w stanie opiekować się tak dużą ziemią. - Brujah niemal warknął. - A ziemia przez most graniczy też z moim terenem.
- A od wschodu z moim
. - głos Gangrelki wdarł się ciche dyskusje, które wypełniły salę.
Dużo osób miało roszczenia do terenu po Jessie. Prawie wszyscy, bo Anna nawet słowem się nie odezwała. Nikomu najwyraźniej nie przeszkadzało by Gaheris zagarnął bank pod zarząd, jednak tereny łowne, były terenami łownymi, nikt nie chciał ich od tak oddać. Nawet Rebecca zasugerowała, że część powinna zostać pod jurysdykcją Ventrue, z uwagi na to że część przedstawicieli klanu nadal tam mieszka.
 
Kelly jest offline