Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2018, 10:21   #247
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Neverwinter
5 Marpenoth, późne popołudnie


Cisza i spokój gabinetu sprawiały, że Torikha prawie spała na siedząco. Eliza czytała i czytała w skupieniu, czasem mruczała coś do siebie w obcym języku, czasem cofała się do poprzedniej strony szeleszcząc pergaminem. Wreszcie skończyła któryś z kolei rozdział i nieprzytomnie spojrzała na kapłankę. - Taaak… - Melune od razu wyprostowała się jak struna; diablica nie zwróciła na to uwagi. - To dzieło… interesujące. Zawiłe. Przyznam, że nie wiem jak ktoś na tym poziomie - wskazała demoniczny elementarz -miałby zrozumieć to - wróciła wzrokiem do bieżącej lektury. -Nie mówiąc o skorzystaniu z zawartej tutaj wiedzy. Jest trudne nawet dla mnie.
- A jest o…?
- nieśmiało spytała pólelfka.
- O teleportacji, ogólnie rzecz biorąc. Pierwsza część o magii podróżnej, bardzo zaawansowanej, zbiorowe teleporty, składniki i minerały wzmacniające lub wypaczające Splot i tak dalej. Druga część o wędrówkach na inne plany. Z tego co mi się wydaje po nagłówkach traktuje bardziej o tym jak tam nie wylądować przenosząc się w obrębie samego Torilu. Ale to lektura na wiele dni i zasadniczo nie mój obszar zainteresowań.

Po kilku seriach podziękowań i przeprosin na zmianę Torikha zgarnęła księgi, szykując się do wyjścia. Wyraźnie zamyślona Starhold nie wróciła już do tematu demonicznej pułapki i pochodzenia ksiąg, więc i kapłanka nie zamierzała drażnić przełożonej Garaele. A sprawy finansowe mogła załatwić z Alehandrą.

Wychodząc z gabinetu za diablicą dojrzała siedzącego na kanapie Trzewiczka, pochłoniętego swoimi zapiskami. Nieopodal, ku swemu zaskoczeniu, ujrzała opartego o kolumnę Marduka Delimbiyrę, który na widok zakrwawionej kapłanki (a może na widok Elizy) wyprostował się gwałtownie, sięgając po miecz. Czarodziejka kompletnie nie zwrócila na niego uwagi; pochłonięta własnymi myślami zdawkowo pożegnała Tori i ruszyła gdzieś na tył. Zwrócili za to stojący nieopodal strażnicy; zaskoczeni nietypowym zachowaniem złotego elfa również sięgnęli po broń.


Po południu najemnicy znów zebrali się w gospodzie Fallen Tower. Większość z nich załatwiła sprawunki i trzeba było podjąć decyzję co dalej. Szukanie lustra i księgi Bowgentle’a było kuszącym porywaniem się z motyką na słońce, lecz mieli na głowie pilniejsze sprawy. Shavriego gonił czas, a diademu do kompletu nie mieli. Traffo był dobrej myśli, lecz Tori miała nieprzyjemne uczucie, że Omar nie da się ułagodzić połowicznym sukcesem. Albo wszystko, albo nic. Zwłaszcza że Jorisowi nie udało się sprokurować fałszywego listu od Elizy. Niby mogli napuścić tego psychopatę na kogoś innego, tylko na kogo?

Skoro byli jeszcze w Neverwinter to Shavri opłacił uliczników by chodzili za Riharem aż do kolejnego ranka. Póki co spotkał się znów z kolegami (było ich sześciu, w tym jeden pólelf i jeden niewiadomej prowinencji) i siedział w jednej z lepszych gospód, gdzie uliczników nie wpuszczano. Joris przycisnął trochę dzieciaki, nie mogąc uwierzyć, że nie wiedzą kim są koledzy kultysty, lub czy w tamtej gospodzie nie ma jakiejś meliny. Mimo to w tak wielkiej metropolii nie sposób było wiedzieć wszystko o wszystkich, toteż chłystkowie spod miejskiej bramy nie mieli większego pojęcia co dzieje się w innej części miasta. I tak przyznali niechętnie, że za informacje o sklepie lichwiarza musieli zapłacić rządzącej w tamtym rejonie bandzie i omal jeszcze nie oberwali za kręcenie się na “cudzym” terenie. Na ich terenie ostatnio również kręcili się obcy, jak z pretensją rzekł chłopak, lecz Shavri płacił na tyle, że chwilowo śledzenie opłacało się im bardziej niż kradzieże i żebractwo.

Zenobia wpadła na chwilę pożegnać się z Przeborką i wróciła do swoich “przyjaciółek”. Znalazła lustro w miarę podobne do netherilskiego, jednak nie było ono identyczne. Różniło się nieznacznie wielkością oraz rodzajem zdobień. Problemem był też brak umagicznienia. Może Stimy, który radośnie oświadczył Shavriemu, że przymierza się do wykonania zamówionego przez tropiciela przedmiotu mógłby coś na to zaradzić? Tylko czy trzewiczkowa magia będzie w stanie podrobić starożytne netherilskie zaklęcia?

Zresztą Trzewik nie przejmował się zbytnio zarówno cudzymi, jak i swoimi problemami, planując zostać w mieście jeszcze dzień czy dwa. Chciał dokończyć artefakt dla Shavriego i pobuszować po sklepach oraz bibliotekach. Magiczne teleporty ze Studni i Kopalni ciekawiły go, ale nie tak jak księga Bowgentle’a. Coraz bardziej skłaniał się więc do odwiedzenia Silverymoon. Nadal był obrażony na tropicieli za ujawnienie sekretu kradzieży i na Tori za zabranie “jego” ksiąg. Przecież obiecał pokazać je klerykowi Oghmy, a tu taki niefart! Towarzystwo dowolnej karawany wydawało mu się bardziej atrakcyjne niż przebywanie w obecnym towarzystwie.



Ku zdumieniu wszystkich Marduk dołączył do wspólnego biesiadowania w gospodzie. Jego pojawienie się ożywiło nawet Turmalinę, która wcześniej chyba nie zakodowała spotkania ze słonecznym elfem. Jako kapłana spytała nawet o chorobę druida, lecz nie widziawszy chorego Marduk niewiele mógł pomóc. Nie wiadomo było, czy Reidoth w ogóle jeszcze żył; w końcu nim wrócą do Phandalin minie prawie dekadzień. Elf zainteresował się natomiast Thuindertree jako jednym z domniemanych źródeł zabójczej klątwy. Każdy powód by wrócić do miejsca gdzie “odebrano mu” smoka i chwałę był dobry. Mógł odwiedzić przy okazji grób bezimiennego elfa, którego tam pochował.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 19-06-2018 o 11:37.
Sayane jest offline