Luna postudiowała magiczną księgę ile mogła bez "odpalania" zaklęć i padła spać. Wiedziała, że musi być w pełni sił by kolejnego dnia uleczyć obrażenia towarzyszy. Ogrzy smród traktowała jako słuszną karę i nie narzekała za bardzo.
Kolejnego dnia zbudziła się zaś świeża jak skowronek, z nowym zapasem sił magicznych oraz entuzjazmu. Zwłaszcza ten ostatni przydał się, gdy "kamol" niespodzianie objawił się w pobliżu jaskini.
Luna zerknęła na niego raz i drugi, udając, że wcale go nie widzi. Zamieniła kilka niezobowiązujących zdań z Yetarem. Pogwizdując zaczęła spacerować wte i wewte, i rozciągać zdrętwiałe po śnie w spartańskich warunkach mięśnie i kości, by z nienacka skoczyć w stronę "kamienia". Niczym skrzydlata żaba miała zamiar wskoczyć na kamol, obejmując go naraz rękami i nogami. Teraz już jej nie ucieknie!!
Skok z zaskoczenia na czubek kamola
Hadzia!