Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2018, 11:36   #28
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Pielęgniarka Abigail pojawiała się w poczekalni i poprosiła Lovella do gabinetu dyrektora. Virgil Wollstonecraft przed kilkoma minutami zakończył jeść kolację. Złamany szkielet ryby leżał na talerzu, a w gabinecie unosił się jeszcze rybny zapach. Gabinet nie był przesadnie zdobiony, raczej funkcjonalny. Nie było tu fikuśnych przedmiotów świadczących o egzotycznych zainteresowaniach dyrektora. Biblioteczka książek medycznych, segregatory, jakaś podręczna kartoteka z czterema rzędami szufladek oznaczała, że dyrektor lubi mieć informacje pod ręką.

Rozparty w fotelu Wollstonecraft wypoczywał, miał dość na dziś, był zmęczony obowiązkami. Posilił się i zapewne chętnie przymknąłby już oko gdyby nie Aby wprowadzająca dziennikarza przez drzwi gabinetu.

- A tak. - westchnął dyrektor. - Zgodziłem się pana przyjąć w drodze wyjątku. Dzisiejszy dzień dał mi się mocno we znaki. Nie mam wiele wolnego czasu. Niech pan mówi, co pana sprowadza? - zadał pytanie i oczekiwał, że gość będzie się streszczał. Problem w tym, że streszczanie się średnio korespondowało z tym co Lovell miał tu załatwić. Długa rozmowa o Blackwoodzie w celu uzyskania informacji na temat denata nie była z pewnością czymś co Wollstonecraft miał w planach. Ot konflikt interesów, ale to dyrektora sanitartium rozdawał karty.

- Sprawa jest skomplikowana - zaczął siadając na krześle. - Nazywam się Sebastienne Lovell i pracuję w The Picayune. Zbieram informacje na temat zmarłego wczoraj Howarda Blackwooda. Przynajmniej z tym wysłał mnie mój szef, bo… - Dziennikarz potarł palcami podbródek w lekkim zamyśleniu. - Bo równolegle poproszono mnie o zbadanie szczegółów związanych ze wspieraniem finansowym New Orlean Sanitarium przez zmarłego - skłamał gładko. - Niestety nie mogę zdradzić tożsamości tej osoby. Mam mu jedynie przygotować brief na temat niuansów wspierania finansowego pana placówki.

Wollstonecraft przetarł ręką czoło, potem zerknął na dziennikarza przenikliwym spojrzeniem.
- Panie Lovell obie sprawy, o których pan wspomniał wiążą się ze sobą. Blackwood był naszym głównym sponsorem, a teraz nie żyje. - zawahał się i znów podniósł rękę do czoła.

Dyrektor zdawał sobie sprawę, że prasa zacznie węszyć wokół dzisiejszych wydarzeń. Samobójstwo i wypadek ze zniszczonym autem, to mogło rzucić cień na instytucję jaką zarządzał od lat. Nie będzie to sprzyjało pozyskiwaniu nowych sponsorów. Dlatego gorączkowo myślał co powiedzieć Lovellowi, jak pokierować rozmową, aby uniknąć rozdmuchania niewygodnych faktów. Może dać sobie trochę czasu na przygotowanie oświadczenia. Nie. Musiał działać szybko, zanim sępy pseudo dziennikarskie z brukowców wyciągną fakty i podniosą je do rangi skandalu.

- Panie Lovell jestem skłonny rozmawiać z panem i zgodzić się na publikację tej rozmowy, ale proszę chwilę zaczekać - sięgnął do jednego z segregatorów, wyciągnął kartkę papieru i zaczął pisać. Gdy zaczernił około pół strony arkusza i podał go dziennikarzowi. - To warunki. Najważniejszy, że zobowiązujecie się pan przestawić sprawę jasno i rzetelnie, publikacja byłaby na wyłączność dla Picayune. Druga rzecz to wywiad wróci do mnie do autoryzacji. Trzecia chciałbym mieć również kontakt, chociażby telefoniczny i akceptacje redaktora naczelnego pana gazety. To są wstępne warunki. Chciałbym poza wywiadem opublikować oświadczenie na temat tego samobójstwa, aby nie prowokować spekulacji, które jak sam rozumie nie są na rękę naszej instytucji. Proszę mi wybaczyć ten gest i nie odczytywać tego jako braku zaufania, ale wiele gazet w naszym mieście odbiega mocno standardów dziennikarskich. Jeśli pan złoży podpis to myślę, że możemy przejść do rozmowy?

Sebastienne słuchał uważnie skupiając się na słowach i ważąc je.
- Nie jesteśmy brukowcem, nie musi się pan martwić o brak rzetelności - powiedział gdy dyrektor umilkł wyczekując odpowiedzi. - Jeżeli będziemy mieli wyłączność, to publikacja oświadczenia oraz wymóg autoryzacji możemy oczywiście zapewnić. - Wyjął długopis wczytując się przy tym w to co napisał Wollstonecraft i przyrównując to do tego co przed chwilą mówił. - To telefon do naczelnego - po podpisaniu tej prowizorycznej umowy dodał numery telefonów u dołu kartki - do jego biura, oraz drugi do samej redakcji jeżeli będzie pan potrzebował dodzwonić się do mnie.Dziennikarz przesunął arkusz po biurku w stronę dyrektora Sanitarium i płynnie wyjął swój notes.

- Na początek proszę mi powiedzieć czym mr Blackwood zajmował się tutaj. Poza wspieraniem finansowym szpitala. Do tego wszak nie potrzeba przyjeżdzać na miejsce.
- Sponsorowanie oczywiście nie wymusza na darczyńcy obowiązków, ale wyklucza odwiedzin. Pierwsze zaproszenia na nasze imprezy charytatywne i jubileusze wędrują jak się pan domyśla do głównego sponsora i jego rodziny. Blackwood z nich korzystał bardzo często, byliśmy w przyjacielskich stosunkach. Sam inicjował niektóre akcje i cieszyło go, co tutaj robił. Był to pasjonat z misją, wiem, że często mówi się tak do prasy o zasłużonych ludziach, ale w jego przypadku to było zdumiewające dla naszych niektórych lekarzy. Howard włączał się nie tylko w oficjalne części naszych uroczystości. Nie było to zwykłe doglądanie placówki przez milionera. Przychodził na spotkania z pacjentami, brał udział w grupach wsparcia, co chyba nieco zdeprymowało jego małżonkę. Ale o tym fakcie proszę nie pisać. Jego brat Ernest jest naszym wieloletnim pacjentem. To chyba miało znaczenie w inicjacji sponsoringu. Ernest Blackwood to artysta i intelektualista, nieco ekscentryczny człowiek. Honorowy w wielu kwestiach i nie chciał przyjąć pieniędzy od brata, dlatego Howard zaczął wspierać naszą instytucję. Blackwood szczególnie wspierał również pracowników, którzy ulegli wypadkom w jego firmie Blackwood Oil Company i emerytowanych pracowników swojej firmy prowadzimy filialny dom opieki specjalnie dla tej firmy.

- Rozmawiałem z Panią Blackwood, to w kwestii pisania o deprymowaniu jej - Lovell powiedział wymijająco by dyskretnie zasugerować iż część informacji do publikacji może mieć z innych źródeł. Wollstonecraft nie wiedział zapewne o fiasku tej rozmowy. - Bywał tu często, zatem z pewnością często się panowie widywali. Z tonu wynika, że byliście po imieniu. Czy odnosi pan wrażenie iż powód jego udziału w działalności szpitala leżał więcej po stronie jego radości z czynienia tego, czy z altruistycznej chęci pomagania?
- To niuanse psychologiczne. Wybaczy pan jestem chirurgiem i nigdy tego typu spekulacje psychologiczne nie stanowiły dla mnie przedmiotu rozważań. Przesadnej radości nie okazywał, w obliczu chorych nadmierna wesołość nie byłaby wskazana. Był altruistą, ale do wielu spraw podchodził ze stosowną powagą.
- A czy miał przygotowanie… hm, wykształcenie - Lovell zdawał się być skupiony na zapisywaniu odpowiedzi dyrektora w swoim notesie - do pracy w ten sposób, choćby jedynie jako pomoc lekarzom z uprawnieniami.
- Tak. Zrobił kurs. Okazał nam zaświadczenie, o kursie medycznym, jaki zrobił w Houston. Był oczytany w literaturze dotyczącej nałogów. To pewne, że ten temat go fascynował.
- Miał jakieś sukcesy w działalności tutaj? Mniej lub bardziej spektakularne, lub po prostu te niewielkie?
- Nic spektakularnego, co mogłoby go rozsławić. Raczej był pomocnikiem lekarzy, współpracował zwykle z lekarzem prowadzącym, prowadził wywiady z pacjentami. Można to określić jako wsparcie. Nie było przypadku, który by jakoś można wyróżnić. Pacjenci i lekarze może mogliby powiedzieć w tej sprawie więcej od mnie.
- Jakimi kwotami Pan Blackwood wspierał szpital?
- Szczegółowych sprawozdań nie mogę ujawnić, ale były to kwoty pięciocyfrowe.
- Często widywał pan tu żonę i córkę zmarłego?
- Córka raczej u nas niebywała, może dwa trzy razy widziałem ją na bankietach. Żona bywał częściej, ale nie była tak częstym gościem jak pan Blackwood.
- Częściej pomagał tutaj, czy w waszej filii, w CHMD, gdzie przebywa jego brat?
- W obu placówkach bywał często, ale szczególnie często bywał w centrum uzależnień, które znajduje się w CHMD.
- Czy jakieś niuanse jego zachowania mogły świadczyć, że przychodzenie tu i pomoc mogło być jakąś formą ucieczki od spraw związanych z jego firmą, lub… sytuacją w jego domu?
- Nie. Raczej nie. Niechętnie poruszał te tematy. Woleliśmy rozmawiać o wspólnych zainteresowaniach. Zdecydowanie nie było czasu na zwierzenia, kiedy masz rybę na haku albo kaczkę na celowniku. Obaj polowaliśmy i łowiliśmy, a dżentelmeńska umowa obowiązywała, tak że nie gadaliśmy wtedy o problemach.To psuje całą zabawę. Wyciąganie kłopotów to sprawa dla psychoanalityka.
- Kiedy w Houston Pan Blackwood robił w Houston kurs medyczny?
Wollstonecraft zamyślił się. Wykręcił numer, połączył się z sekretarką i wydał jej dyspozycję aby sprawdzała, dokumenty Blackwooda. Dyrektor wskazał ręką na zegarek:
- Obowiązki mnie wzywają. Tak jak umawialiśmy się, proszę przesłać tekst do autoryzacji. Zadzwonię do naczelnego. - wyciągnął do dziennikarza rękę na pożegnanie.

Sekretarka przekazała Lovellowi, że Blackwood odbył kurs medyczny w 1925 r. w City Hospital w Houston pod kierunkiem doktora Q. Snyder’a.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline