Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2018, 08:51   #20
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
292015154SY
Ekrany okrętu głównego cesarskiej gildii pirackiej migały w szalonym tempie, kompletnie pozbawione rytmu. Te ściany ciągle zmieniających się świateł przywodziły na myśl dyskotekę, jednak dla umysłu genialnego kapitana gwiezdnego były mapą do sukcesu. Oczy Zilvy czujnie przeskakiwały po ścianach, gdy ta oceniała sytuację.
- Czwarty oddział niech zmieni się w klin. Rosa powinna wypuścić przechwytniki. Dosłać myśliwców na C-Z4, najlepiej z Bursztynu. Niech Yugen cofnie się na tyły i zregeneruje siły. Deadafro.
Mostek statku miał trzy piętra. Każde z nich przepełnione było ludźmi w czarnych uniformach, badającymi mapy i przekazującymi rozkazy. Na środkowym piętrze siedziała sama Zilva. Zamiast fotelu używała jako siedziska czaszki ogromnego kosmity. Gdy tylko zawołała imię, czy też ksywę jednego z pirackich dowódców, obok niej pojawił się holoprojektor z jego twarzą.
- Wazzup młoda?! Powiedz, że coś dobrego, bo już trzecią paczkę jaram. - przyznał się pirat.
- Chcę raport co do stanu Matryioshki.
- Wygląda na to, że nie chcą jej wysadzić. No ale Tsara z mostku też nie przegonią, więc nie wiem na co liczą. Może nie wiedzą, w co się wpakowali.
- Możemy na nich liczyć...w przeciągu najbliższych 48h?
- Ciężko powiedzieć: Tsar ma jakiś plan jak to posortować, ale nie wie ile mu zajmie.
- W takim razie przejmij dowodzenie nad jego mniejszymi okrętami i statkami. Marnują się….
- Kapitan?
Zilva zacisnęła zęby, po czym zsunęła się ze swojego siedziska. Wszyscy okoliczni piraci spojrzeli w jej stronę zaniepokojeni. Przez dłuższą chwilę trwała cisza. Po chwili jednak kobieta podniosła się. Była kilka centymetrów wyższa, a jej naleciałe niebieskim kolorem oczy odbarwiły się z powrotem na biało.
Deadafro zapytał podobnie. - No...kapitan?
- Odbicie. - burknęła Zilva, wyciągając z kieszeni niewielkie, popękane lusterko. Jedno z pęknięć samo się zrosło. - Które? - zapytała się. - Nie ważne, to świetny zbieg okoliczności. Kaas! - krzyknęła kobieta, odwracając się do jednego z piratów. - Dowiedz się, co to Victor Corvus. Ja idę oddać kolejną salwę. - zadecydowała lider, uwalniając ogromne pokłady czerwonej aury.



292015152 - 292015202SY
Po powrocie z oceanu, Eddie i Victor potrzebowali dziesięcio godzinnego snu w kapsułach leczniczych, aby w pełni wyzdrowieć. Później wszyscy rozeszli się w swoje strony. Karasu zdołał ukończyć swój najnowszy produkt: naniczne wspomaganie układu mięśniowo-nerwowego. Jego nowy środek był stosunkowo łatwy w wytworzeniu i potrafił przywrócić pacjenta do stanu młodość, przynajmniej tymczasowo. Po zastosowaniu tkanki regenerują się, a układ nerwowy dostaje pewnego kopa względem prędkości przepływu informacji. Zadanie to jest bardzo wymagające dla nanobotów, które dość szybko wymierają, prowadząc do zaniku efektów. Póki co jego wynalazek jest też słabszy od zaklęcia którym poczęstowała go Lu, ale mimo wszystko wykazywał się znaczną efektywnością. Zwłaszcza na starszych pacjentach.

Eddie i Victor spędzili swój czas wolny na treningach. Victor starał się poprawić swoją kontrolę nad iskrą. Tworzył różne formy ze swojej aury: kule wychodziły dość łatwo, ale znikały oderwane od ciała. Próba stworzenia pazurów poszła lepiej. Trening był nudny i wymagał godzin pracy, ale niedługie przedłużenia palców w końcu zaczęły powstawać i bez trudu przecinały żelazne cele treningowe.
Praktyka Eddiego była bardziej brutalna. Mężczyzna starał się skupić efekty swojej iskry na pojedynczych częściach ciała, aby obejść jej wymagania startowe. Kilka razy oderwał sobie w ten sposób nogę, próbując nią tylko szybko wymachnąć. Medalion pozwalał mu jednak na całkowitą regenerację ciała w kilka sekund. Przynajmniej tak długo, jak popełnił szybkie samobójstwo lub ktoś go w nim wyręczył. Mutant umarł w tym procesie jakieś sześć razy, ale opanował podstawy czegoś, co można nazwać ponaddźwiękowym kick-boxingiem.

Grupa postanowiła też wylecieć z atmosfery, nie czekając na zezwolenie nieobecnej pani kapitan. Po dość niedługiej chwili dostali się w strefę cesarstwa i zyskali dostęp do komunikacji. Był to nieprzyjemny czas dla Victora, który nie mógł połączyć się ze swoją córką. Jej telefon zawsze odpowiadał skrzynią dźwiękową, mówiącą coś o badaniach, braku czasu, oraz kończącą się ogromną prośbą, aby zostawić wiadomość, jeśli jest się jej tatą.

Eddie skontaktował się ze swoim starym znajomym, Zacharym. Usłyszał ponure wieści. Po galaktyce mogła krążyć jakaś nowa broń albo zaraza. Kilku ich wspólnych znajomych dostało nieprzewidzianych zawałów serca, których lekarze nie mogli wyjaśnić. Anne Code była teraz przez to w szpitalu, trzymana przy życiu tylko dzięki magii.
Pytany o medalion, Sheep nic o nim nie wiedział. Miał jednak pewne informacje o Louise. Kapitan ekipy była blisko awansu na cesarskiego admirała floty. Całe swoje życie poświęciła na walkach z piratami, często bardzo brutalnych, pełnych ofiar po obu stronach, wliczając cywilów. Odmówiła jednak awansu, zamiast tego przechodząc na emeryturę. Od jakiś trzech lat była arystokratką w stanie cywilnym. Zachary znał ją osobiście, choć rozmawiał z nią może cztery razy. Prawdopodobnie od niego dowiedziała się o Eddiem.



5022714SY
Victor Corvus stał we mgle. Ciężko było mu wyróżnić otaczające go detale. Widział wiele osób, chyba wyłącznie mężczyzn. Byli martwi, mieli rany cięte, leżeli poprzewracani jeden na drugiego. Nosili jakieś przedziwne pancerze, a otaczające ich bronie wyglądały prymitywnie: połamane włócznie drzewcowe, jakieś zwyczajne miecze i metalowe kije. Tylko dwie osoby były żywe.

Jedną z nich był młodo wyglądający chłopak. Miał krótkie, białe włosy i podkrążone oczy. Nosił czarny płaszcz z fioletowymi elementami. Z jego ciała emanowała świetlista, purpurowa energia. Miał zimny, niemy wyraz twarzy, a wzrok pozbawiony zainteresowania.

Pod tą stertą stał znacznie starszy osobnik. Miał krótkie czarne włosy i silnie zarysowaną twarz. Nosił na sobie czerwony, lamelowy pancerz, na którym ciężko było spostrzec ślady krwi. Ciężko dyszał, zaciskając w dłoni rękojeść miecza ze złamanym ostrzem. Młodszy z mężczyzn przemówił do niego:

-So? Czego chcesz?
-Siły. Siły, aby dorwać i zabić króla w złocie - odparł wojownik.
Zakapturzony mężczyzna rozejrzał się, oglądając otaczające ich pobojowisko. Zawiesił nawet wzrok na Victorze, do którego się uśmiechnął. - Dobrze, zasłużyłeś. Są jednak zasady. - zwrócił się do samuraja. - Jako hołd będziesz upuszczał własnej krwi przed snem każdego dnia, gdy popełniłeś mord. Wystarczy mi lekka rana. - oznajmił. - Będziesz kontynuował swój hołd, aż zwolnię cię z tego obowiązku. Wtedy świat stanie przed tobą otworem.
- Kiedy to będzie? - spytał wojownik.
- Będąc szczerym, wpadłem w pewne tarapaty. Mogę potrzebować pomocy. Tak więc spłacisz swój dług wtedy, gdy ja zyskam jeden u ciebie. - zadecydował.
- Hah. A jak wcześniej umrę?
- Twoje nasienie przejmie tę odpowiedzialność. - zakapturzony wyciągnął dłoń w stronę wojownika. - Chodź, Hideki.
- Jak masz na imię? March? - spytał wojownik, ściskając podaną mu dłoń.
Ramię młodego chłopaka zaświeciło czerwonym światłem, a ta energia szybko przeszła na Hidekiego. Moc objęła jego ciało i przeszła na jego oręż, gdzie podłużną smugą zastąpiła złamane ostrze.
- ...sych…
 
Fiath jest offline