Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2018, 21:41   #80
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Nie pojechali do niej. Zamiast tego pojechali na ulicę Deboisa. Niemal pod samą siedzibę Pentexu. Anna Gawlik miała tego dnia zmianę do dwudziestej. Plan zakładał, że Żenia wciśnie się do autobusu którym pojedzie była policjantka, a Zapalniczka podrzuci pluskwy. Gustaw robił za szofera.
- Postaraj się nie wyróżniać mała - powiedział przyjacielsko Gucio, gdy wyrzucał ją pod wojskowymi zakładami lotniczymi znajdującymi się całkiem niedaleko potencjalnej siedziby Pentexu.


- Dobrze, Guciu - powiedziała posłusznie dziewczyna, kiwając głową jak kot w chińskiej knajpie. Powstrzymała się od zamachania prawą łapką. Zdusiła chichocik. - Postaram się wtopić w tłum.

Dziewczyna ruszyła obskurną ulicą. Wiało tutaj betonową nudą i beznadzieją. Pozostałość zieleni zdawała się blednąć i ledwo zipieć w otoczeniu cywilizacji i urbanizmu.
Żenia poczuła się jak jedyny krzaczek na środku zatoczki autobusowej.
Trzymała się jednej myśli.

Gdyby zabrakło ich tutaj wszystkich, natura przyjęłaby to miejsce w ciągu ilu? Pięciu? Dziesięciu lat?

Nagła myśl wstrzymała jej kroku.

Co gdyby…

Co gdyby doprowadziła do przejęcia “władzy” przez naturę?
Sama myśl sprawiła, że Żenia aż mruknęła cicho pod nosem i kopnęła leciutko niewielki kamyczek.
Z kamyczka można zrobić lawinę…

“Czy to by zasługiwało na miano Zagadki wszech czasów?”

W międzyczasie oglądała budynek Bionanoparku.

Minęła dwudziesta. Według rozkładu autobus, który już czekał miał odjechać o 20:10. Nadal nikt się nie pojawił w drzwiach budynku. Z ulicy było widać luksusową recepcję, w której siedziała jakaś dziewczyna.

Żenia żałowała przez chwilkę, że nie pali. Nie miała pojęcia, czemu.
Odczekała jeszcze kilka minut bawiąc się telefonem ustawiając się nieco w pobliżu przystanku autobusowego. Na wszelki wypadek chciała mieć opcję dobiegnięcia.
Skoncentrowała się przy okazji na jednym z podarunków duchów. Mógł się przydać w chwili obecnej. W końcu miała się nie rzucać w oczy.

W końcu wyszło z budynku kilka osób. Siedem. Niezbyt wiele, żeby wtopić się w tłum, zwłaszcza, że wszyscy wyszli z jednego miejsca. Ale po chwili doszły jeszcze dwie dziewczyny. Jedną z nich była Gawlik. Nie wyglądała jak na zdjęciu, ale Zaar organizował je z Facebooka. Dziewczyna sporo czasu poświęciła na jego wyretuszowanie. Albo nie robiła makijażu do pracy. Dziwne.

Po chwili wszyscy wsiedli do autobusu, który ruszył. Żenia zajęła miejsce z tyłu. Miała wrażenie, że nawet kierowca nie zauważył, że do niego wsiadała.

Żenia przyglądała się byłej policjantce.
Ruchom, sposobie siedzenia, gestom jak odgarnianie włosów za ucho.

Przy okazji przyjrzała się też pozostałym pasażerom.
Wysoki mężczyzna który przyszedł wcześniej niż Anna teraz siedział w miarę blisko dziewczyny i dość mocno zagadywał. Ona zdawała się nie być specjalnie zainteresowana, choć pozwalała mu mówić. Co jakiś czas się uśmiechał. Kilka razy coś odpowiedziała śmiejąc się głośno. Co więcej wywołała tym śmiech swojej koleżanki. Niskiej blondynki, która siedziała od okna w autobusie.

Dwaj mężczyźni siedzący najbliżej drzwi nie odezwali się ani słowem od wyjścia z budynku. Ruda w okularach miała ze sobą skórzaną teczkę, której strzegła jak skarbu. Nie zagadywała do nikogo. Żenia odniosła wrażenie, że kobieta też jest niewidzialna, jak ona. Grupa ją ignorowała.

Reszta niczym się nie wyróżniała.
Ciekawe.

Po Pentexie spodziewała się jakoś… lepszych wynagrodzeń by jego pracownicy nie musieli jeździć komunikacją miejską.

Gawlik wysiadła na drugim przystanku. Daleko od jej domu. Wysiadł też mięśniak z którym rozmawiała i niska blondynka. Przy przystanku był market. Cóż, być może szła zrobić zakupy?

Żeńka wymsknęła się z autobusu tuż za całą grupką.
Trzymała się w pewnej odległości od ciemnowłosej by móc kontynuować obserwację celu.
Mięśniaka i blondynkę zostawiała na boku.
Ci jednak zostawić się nie dali.
Cała trójka ruszyła do marketu. Dzielnie gęsiego pobrali koszyki zakupowe i ruszyli na podbój lokalnego Eldorado.
Pizza, czipsy, jakieś warzywa kontrastujące z mrożonym plackiem, pieczywo…
‘Krzychu’ dorzucił do mieszanki zgrzewkę piwa.

Impreza?

Żeńka snuła się pomiędzy półkami, podsłuchując bezczelnie wymianę między dwoma kobietami i ich kolegą.

Rozmowy podłapane niby przypadkiem niczego nie wnosiły. Krzychu zaczynał tygodniowy urlop. Milena narzekała na Tomka, “służbistę z dziewiątki”. Dostała z nim obchody. Anna dorzuciła tylko, że ma nadzieję nie dostać frajera z dwójki jako parę pod nieobecność Krzycha. Później wyszli z marketu.

Z informacji ważnych Żenia wychwyciła jeszcze kilka faktów:
Za dwa dni Anna zaczynała “poranne zmiany na obchodach”. A od wtorku miała “kiblować na dnie”. I tak aż do powrotu Krzycha z urlopu. Potem Milena żartowała, że lepsze to niż pindrzyć się na recepcji.
W poniedziałek, pojutrze, mimo urlopu Krzychu umówił się na spotkanie w “Klubie” z Anną. O 18:30.
Milena spotyka się z kolesiem o imieniu Marek. Za tydzień chce go przedstawić rodzicom.
Anna nie lubi ogórków. Czarny byłby dumny.

Potem poszli na ten sam przystanek na którym wysiadali.
Krzysztof wsiadł do jednego autobusu, ale żadna z dziewczyn nie ruszyła za nim. Czyli nie imprezka.
Milena pochyliła się konspiracyjne i zaczęła szeptać do swojej koleżanki.

Młoda wilkołaczka zaczynała się nieco niecierpliwić.
“Ciekawe o czym też sobie słodko szepczą. O tym jaki Krzychu jest w łóżku czy też wymieniają się poradami na temat ‘naturalnego wyglądu”.
Kwaśny humor rósł w Żeńce gdy z niechęcią postanowiła podsłuchać tajemnice dwóch kobiet.

- To co? Bzykniesz go, czy nie? - szeptała Milena.
- Daj spokój, nawet gdy go bzyknę, to niczego się nie dowiesz - zaprzeczała cicho Anna
- Ha! - szeptała rozentuzjazmowana Milena - czyli go bzykniesz, bo powiedziałaś gdy, a nie jeśli! Teraz jestem pewna.
- Mili, jest coś co musisz wiedzieć.
- tak? - Blondynka zaniepokoiła się zmianą tonu dziewczyny.
- Wewnętrzny ma na ciebie oko. Pytali ostatnio o ciebie. Czy ty coś wywinęłaś?
- Eee, nie… a czemu? Skąd wiesz?
- Nie wiem - wzruszyła ramionami - ale wewnętrzni nie przychodzą na cieciówkę i nie pytają o takich jak my gdy wszystko jest okej.
- No może zdarzyło mi się sztachnąć raz czy dwa przed pracą.

Szepty zniknęły. Ale nie straciłą wiele z konwersacji. Choć stała niezbyt daleko, to głośne “czy cię pojebało!?” wykrzyczane przez Gawlik pozwalało podtrzymać utracony wątek. Choć nie na długo. Dziewczyny przestały konspiracyjnie szeptać gdy podjechał ich autobus.

Po dwóch przystankach Mili wysiadła.

Możliwy podrywek, kumpela ćpunka. No dobra. Gawlik nie wyglądała jak laska, którą Żenia miała w wyobraźni po przeczytaniu jej profilu stworzonego przez Zaara. Zmęczona? Tak. Przygaszona? Tak. Bez wiary w siebie? Tak.

Brunetka śledziła Gawilk w dalszym ciągu. Kminiła jednak czy nie warto zmienić celu. Miała jeszcze czas, jeszcze nie zainwestowali zbyt wiele czasu.

Cztery przystanki dalej wysiadała. Żenia poznała okolicę. Tam zostawiali Zapalniczkę z pluskwami. Swoją drogą nie potrafiła sobie odpowiedzieć na pytanie: “Dlaczego nie dałam znać Anieli, że Anna Gawlik nie jedzie prosto z pracy do domu” Być może dałoby jej to więcej czasu? Pozwoliło lepiej wykonać zadanie? Cóż, teraz było już po fakcie. Dziewczyna weszła do starej kamienicy. Szła na drugie piętro.

Żenia jeszcze przez chwilę zaczekała na klatce schodowej. Nasłuchiwała, czy przy otwieraniu drzwi jest jakiś rytuał czy nie.

Następnie wyszła przed kamienicę i przeszła na drugą stronę ulicy. Przyglądała się oknom mieszkania Gawlik z dołu.

Wysłała smsa do Gucia:
“Gdzie jesteście?”

Auto na końcu ulicy zamrugało światłami, a na telefonie pojawiła się wiadomośc od Zapalniczki
“Tutaj”

***



Kolejne dni upływały spokojnie. Żenia chodziła i obserwowała dziewczynę. Pluskwy działały. Zapalniczka prowadziła nasłuch. Zaar się nie odzywał. Odpowiedział jedynie, że zabezpiecza tyły i to ważne w tej chwili. Aniela podzieliła się wątpliwością, w kwestii Jarka. Jej zdaniem załatwiał pomoc dla Harada. Chodziły słuchy, że Górale mieli problemy finansowe. I nagle jakby cała ziemia i niebo sprzęgły się przeciw niemu.

Żenia dowiedziała się, że Anna jest raczej samotna. Pracuje na zmianach po 12 godzin. Raz przez cztery dni dzwoniła do matki. Ton jej głosu był nieprzyjemny. Po pracy, gdy miała zmiany do czternastej lub do szesnastej to chodziła na basen lub na siłownię. Spotkanie z Krzychem w “klubie” okazało się treningiem boksu. Po wszystkim wychodzili razem. Gawlik poszła do jego mieszkania. Wychodziła z niego przed trzecią, żeby zdążyć się przespać i ruszyć do pracy.

Z Mileną nie poruszały już tematu narkotyków. Przynajmniej nie wtedy, gdy Żenia była w pobliżu.


Obserwacja Gawlik przez kolejne dni była dość żmudna. Była policjantka nie prowadziła rozrywkowego trybu życia. Obserwacja “Krzycha” bez większych trudności wykazała, że facet jest w związku z wysoką blondynką. No chyba, że ostatnio ludzie się zmienili i obecnie tak tuli i całuje kuzynki. “Krzychu” jednak szybko zniknął z radaru udając się do Żywca na cztery dni zgodnie z raportem Zaara.

Obraz Gawlik zaczynał się dopełniać.

Samotność kobieta wypełniała również czytaniem. Biblioteka w jej mieszkaniu wedle słów Zapalniczki była obszerna i zawierała pozycje z różnych dziedzin.
Tak aby nie być posądzoną o bycie molem książkowym Anna uprawiała boks.

- No, no…- Gutek zagwizdał przez zęby - Nieźle. Ale, mała, tego to Cię w kilka dni nie nauczę.
Żenia odwróciła do siebie telefon z nagraniem z klubu, w którym trenowała Gawlik.

- No ale tego? - Żenia zatrzymała video i przewinęła kilka sekund. Puściła nagranie pokazując paskudnie mocny cios, którym ochroniarka niemal posłała partnera sparingowego do parteru.
Zmilczała pytanie retoryczne dlaczego wszyscy w wataże zwracają się do niej per ‘mała’. Zaczynało ją to irytować…

- Nauczę Cię czegoś lepszego… - Gustaw wyłamał palce z chrzęstem i przekręcił głową aż kręgi przeskoczyły.

Żeńce zrzedła mina.




***



Dziewczyna nudziła się mimo, że zajęć im nie brakowało.
Gdy tylko znalazła chwilę na ułożenie się na kanapie, zjawiał się Gutek i zaczynał mordownię czyli intensywne treningi “żeby Żeńka mogła o siebie zadbać”.

Ironia sytuacji, wytykana przez Ragabash, umykała Gustawowi. Zafiksował się na objęciu brunetki opieką, po której Żenia żałowała zgłoszenia zapotrzebowania na brudne chwyty.

- Może by ją zrekrutować zamiast porywać? - rzuciła zdyszana i obolała Żenia po kolejnym treningu blond terapeuty. Chwyciła telefon i trzymając go jak tarczę pisnęła uprzedzając kolejne polecenie Gustawa by ruszyła zad i zrobiła pierdyliard pompek czy 10 serii fartleku.
- Muszę zadzwonić! To ważne!
Wcześniej ustaliła z Tomczakiem jego kolejną wyprawę do nowopoznanego Burego Kła. Żenia ciekawa była, czy dzisiejszego wieczora gugle epojntment zadziała i menel pogada z nią przez telefon czy nie.

“Jesteś na miejscu?”
Sms pofrunął w cyfrową przestrzeń, mięśnie Żeni rozluźniały się z wolna.
Uśmiechnęła się szeroko do Gustawa robiąc gest z serialów: uniosła palec w powietrze i zrobiła minę “jedną chwilunię”.

Telefon komórkowy zadzwonił. Wyświetlił się numer Tomczaka, kinfolka wysłanego przez Zaara do kontaktu z Roninem, który zamelinował się w starym, opuszczonym dworcu. Tomczak już wcześniej próbował nawiązać kontakt z Żeńką, ale do tej pory ciągle coś właziło w paradę. Najczęściej przypakowany kolega. Zaar rzucił zaledwie szczątkiem informacji, że “Czarny będzie się chciał go pozbyć”. Wilkołaczka liczyła, że może uda się przekonać Burego do współpracy nim Alfie uda się przeprowadzić akcję deroninozacji w Poznaniu.

- Hej. Jestem na miejscu. Patrzy na mnie jakby chciał mnie zeżreć i powarkuje jak podchodzę bliżej - rzucił w ramach wstępu krewniak Zaara. Po tych słowach Żenia usłyszała jakieś krzyki.
- On chyba chce, żebym rzucił mu telefon. Chcesz z nim gadać?
- Hej! Tak, chcę. Powiedz, że Wrona prosi by Cię nie zżerał bo jesteś ciężkostrawny! - roześmiana dziewczyna krzyknęła do słuchawki.

Odczekała chwilę nadsłuchując uważnie.
- Bury? Bury jesteś tam? - dopytywała głośno jakby Kieł niedosłyszał.
- To nie jedyna różnica między nami, prawda? - zapytał bezdomny.
- Że jesteś? Że jesteś Bury? Czy Ty mężczyzna a ja kobieta? - Żenia zmodulowała głos tak by brzmieć jak udawany Hulk. - Dziękuję, że odebrałeś i nie zjadłeś posłańca. - uśmiech rozpromieniał twarz i głos dziewczyny.
- Nie jestem Czarną Spiralą. Nie jem ludzi. Ale racja.. ja tu jestem. Ciebie nie ma. I co teraz?
- Dwie propozycje. Pierwsza powiesz mi przez telefon czy się czegoś dowiedziałeś i jeśli tak to czego. Druga: poproszę Cię o coś co może być korzystne i dla Ciebie.

Żenia zebrała się z kanapy pokwękując i posykując z cicha. Zastane mięśnie nagle odezwały się bolesnymi zakwasami.

- Może tak być, Bury?
- Nic nie mam. Szczury mówią, że wyrzucili go z czarnego mercedesa. I tyle. Nikt nic nie wie, nikt nic nie słyszał. Mam twoją stówę. I nie potrzebuje nic korzystnego od ciebie.

- A szczury nie zauważyły przypadkiem rejestracji tego czarnego mercedesa? - Żenia nia zraziła się obojętnością ronina.
- Zauważyły. Warszawskie.

- A coś jakoś bardziej konkretnie?
- Czarne, na białym tle. Z małym PyLy i białoczerwoną flagą po lewej stronie - mówił spokojnie Bury.
- Aha. - Żeńka uśmiechała się w dalszym ciągu - A jakieś cyferki były też? I Ile chcesz zostawać w Poznaniu? Masz jakieś długoterminowe plany? Bo Twoja sekretarka nic nie wspominała…
- Zazwyczaj są tam cyferki. Wiesz, to się chyba nazywa nawet NUMER rejestracyjny. Ale nie znam się. Szczury nic takiego nie podały. Może nie pamiętaja, a może nie chcą ze mną gadać. Ile chce zostawać w Poznaniu? Nie chcę ani chwili… ale mieliśmy się spotkać. A moje plany na każdy dzień są podobne. Wstać, przeżyć, iść spać. - Mówił spokojnym tonem. Niemal apatycznym.

- Nie ma mnie w okolicy, inaczej bym przyszła. Nie zakładałam, że nie będzie mnie tak długo. - Żenia spoważniała - A nie chciałbyś się wybrać do Torunia?

- O widzisz. Dobrze mówisz. Nie chciałbym wybrać się do Torunia.

- Szkoda. - Żenia posmutniała wyraźnie - Przydałaby mi się Twoja pomoc przez kilka kolejnych dni. Potrzebuję kogoś kto jest dobry w obserwacji. A Ty wyglądasz na takiego co jest dobry w obserwacji…
Dziewczyna specjalnie zawiesiła głos oczekująco.

- W światach głębokiej umbry żyją duchy zwane beholderami. Składają się w zasadzie z lewitującego oka. One są dobre w obserwacji. Ich zapytaj. Tę stówę oddać temu siuśmajtkowi?

- Zapamiętam. Dzięki za poradę. Stówę zatrzymaj. Oddasz jak się spotkamy - chyba Burego kasa mierziła bo wymachiwał nią jak chorągiewką. - za jakiś tydzień czy dwa. Ale nie siedź w Poznaniu. Lepiej posiedź w Toruniu. Tam Cię znajdę. Ok?

- Stówę oddam biednym jak tak. Przypomnij mi czarna, jak ty się nazywasz w zasadzie? Wrona jak?

- Żenia, Bury, Żenia. I co? Tak serio się nie chcesz więcej spotkać? - dziewczyna dopytała jakoś nieśmiało jak nie ona.
- Żenia, cholernie przypominasz mi kogoś z przeszłości. A tacy jak ty… albo giną szybko, albo osiągają wielkie rzeczy. Mam nadzieję, że nie zginiesz szybko, ale do wielkich rzeczy to mnie nie ciągnie. Bywaj - po tych słowach rozłączył się.

“No cóż. Nie można mieć wszystkiego.” - rozczuliła ją troska menela.
Żenia jeszcze przez chwilę poudawała, że rozmowa na linii trwa.
Po to tylko by uniknąć Gustawowego szkolenia.

Gustaw dał jej czas. Nie dopytywał. Nie nasłuchiwał. Czekał aż sama wróci do treningu.

Gdy tylko wróciła bez ostrzeżenia postanowił jej przywalić. W ostatniej chwili zblokowała cios, co zaowocowało warknięciem Gustawa.
- Za wolno Żenka - w drodze już były kolejne uderzenia.

Ragabash odskoczyła by zwiększyć dystans i uniknąć deszczu pięści Gutka.
Szukała otwarcia, chwili gdy Gucio nie doceni jej by dupnąć wtedy i samej przypuścić atak.
Blondyn jednak nie dał jej czasu. Gdy tylko odskoczyła złapał stare drewniane krzesło i cisnął nim w jej stronę.
- No w mordę! -Żenia zgięła się w pół by uniknąć większych obrażeń i zasłonić głowę.
Udało się. Krzesło uderzyło jej uniesione ramiona i popękało. Ale gustaw doskoczył do niej i wyprowadził cios z łokcia w plecy. Tuż pod łopatką. Nowa fala bólu rozlała sie po ciele dziewczyny, a on uderzał z pięści w nerki. Po dwóch ciosach odskoczył i przeskakiwał z jednej nogi na drugą niczym bokser.
- Po pierwsze zwracaj uwagę na otoczenie. Zawsze. Dywan. Szafa. Stolik. To potencjalna broń. Zasłoniłaś się przed krzesłem i nie zauważyłaś kiedy doskakuje do twoich pleców. A gdybym miał srebrny nóż? Cios w nery, a potem podrżnięte gardło. Bo co? Bo bałaś się siniaka od krzesła.
Mężczyzna kopnął w stojący na stoliku wazon i ten poszybował wprost na dziewczynę.

- Podobno! - Żenia odmachnęłą ramieniem tak by wybić wazonik z trajektorii lotu i skoczyła na Gustawa odbijając się z miejsca. Karkołomny wyczyn w zamkniętej przestrzeni ale chwilowo miała dość służenia za worek do bicia.
Żenia była dużo lżejsza niż Gustaw, ale siła skoku i prędkość spowodowały, że w momencie uderzenia to ona miała przewagę. Powaliła wilkołaka i siedziała na jego klatce.
- Nie bijesz kobiet! - dokończyła Żeńka spoglądając w dół.
Blondyn się uśmiechał.
- I co? Co robisz w parterze? Jak mnie załatwiasz? - Patrzył na nią prowokująco. Czuła, że jeżeli odpowie źle, to ją to zaboli.
- Ciebie to tulam na śmierć. - uśmiech w oczach dziewczyny zamienił się tylko nieco - dziabam albo tu - burnetka wbiła palce tuż nad wątrobą a pod żebrami. Albo zanim zacznę gadkę walę w skronie - dwoma pięściami uderzyła Gustawa w skronie. Nie za mocno ale i nie lekko.
Blondyn otrząsnął się, napiął jak struna i Żenia poczuła, że uniosła się nad ziemię razem z jego klatą. A potem wygiął się jakoś tak dziwnie. Za szybko i zbyt energicznie jak na faceta tej wielkości. Jego łydka znalazła się gdzieś przy głowie dziewczyny przenosząc jej ciężar z zaskakującą prędkością. Żenia ledwie się zorientowała, że to co się do niej zbliża jest drewnianym parkietem. Kość jarzmowa zderzyła się z deską zalewając ją kolejną falą bólu. Przez moment jej pociemniało przed oczami. Gustaw nie miał dla niej ani trochę taryfy ulgowej.
- Źle. Walczysz o życie. Ale pamiętasz o litanii. Nie możesz zmienić się w potwora i rozszarpać im gardeł. Ale jeżeli nie zabijesz, to zabiją ciebie. Albo uderzasz łokciem w krtań, żeby się zakrztusił. Jeżeli masz czysty strzał. Albo wbijasz kciuki w oczy i wyłupujesz. Oślepiony rzadko podejmuje dalszą walkę czy pościg.
Fala bólu zmalała, tylko po to, żeby dziewczyna mogła się zorientować, że Gustaw zaplótł obie nogi wokół jej ramienia i założył jej dźwignię.
- Ostatni oślepiony nie miał problemu z walką - mówienie sprawiało trudność a pulsowanie w czaszce wzrastało.
- Zaar? Zaar ma jedno oko. Tam oślepienie nie poszło - Gustaw pociągnął mocniej powodując, że cały ból zebrał się na odcinku od ramienia po łokieć dziewczyny, po czym odskoczył.
- A nie, tamten drugi? Ta Spirala. No cóż. Jeden na setkę. Wtedy będziesz musiała adaptować zasady walki do przeciwnika. Jeżeli jest ich więcej, a zależy ci na czasie… np. Odkryją, że ty to nie ty, ale nie będą wiedzieć, że jesteś wilkołakiem to zbieraj ciosy na głowę. Wiem, brzmi głupio, ale w tej formie nie leczymy się tak szybko. Jeśli chcesz zachować pozory, a masz ograniczony czas działania kamienia, to najlepiej stracić przytomność. Naturalnym odruchem jest kulenie się i przyciąganie kolan do łokci. Wtedy napierdzielają cię po nerach. Rozległe krwotoki wewnętrzne mogą cię zabić po cichu. A jak dostaniesz ze dwa razy w czapę i odlecisz, to zamkną cię w celi i przesłuchają jak się obudzisz. No ale to twój wybór. No bo możesz się zmienić w Crino i zrobić na ścianach graffiti z ich flaków.

- Uhum - brunetka zbierała się z ziemi z wolna. - Zapamiętam.
Potrząsnęła głową by odepchnąć latające przed oczami mroczki i poruszyła barkiem by rozluźnić krzyczące z bólu mięśnie.

W ręce Gustawa błysnął szeroki kuchenny nóż.
- Kolejna ważna rzecz. Ludzie boją się uderzać ostrze broni. Noża, miecza. Wilkołaki boją się Kleiva. Ale pomyśl, chcę rozciąć ci twarz - wyprowadził szybkie cięcie z góry na dół - jeśli trafię, to mogę zabić. Jeśli uderzysz w moje ostrze, to mnie zaskoczysz. Wytrącisz z równowagi. Być może rozbroisz. Jeśli się nie uda, to oberwiesz w rękę. Stracisz palec, albo dwa. Ale nie życie.

Żenia zebrała w sobie resztki sił i delikatnie się odsuwając uderzyła na odlew lewą ręką w nadlatujące ostrze. Siła ciosu wyrwała nóż z dłoni Gustawa i wbiła go w drewnianą futrynę. Żenia spojrzała na dłoń. Ciekła z niej krew, ale zacięcie nie wyglądało na groźniejsze niż przy krojeniu chleba.

- Brawo! - krzyknął niemal blondyn. - Teraz zmień formę, żeby rany się zaleczyły, a ja skoczę zrobić popcorn. Mam na kompie “Ślepą furię” z Rutgerem Hauerem, obejrzymy i wyjaśnię ci jak walczy tamta Spirala. A potem trzeba się wyspać. Jutro wielki dzień.


***


Rano zobaczyła na telefonie sms od Czarnego. Jedno słowo. “Powodzenia”.

Tego dnia nie było śledzenia Gawlik. Wszyscy przygotowali się mentalnei do południa. Później była już organizacja. Żenia dostała paralizator. Miała razem z Zapalniczką wyskoczyć i wciągnąć Annę do auta.
Potem Żenia z Gustawem mieli ją zawieść do meliny. A Zapalniczka miała ruszyć do mieszkania Gawlik, przegrzebać szafy, zabrać pluskwy i dotrzeć do reszty. Taki był plan.

Jechali autem za autobusem, którym Żenia jeździła przez kilka ostatnich dni. Standardowo Gawlik wysiadła ze swoją koleżanką na przystanku z marketem zrobić zakupy. Potem przesiadka w inny autobus. I znowu monotonna jazda. Chyba ich zauważyła. Ewidentnie przyspieszyła kroku po ruszeniu z przystanku.

- Rozdzielmy się. Spotkajmy się pod jej domem? Nagonisz mi ją?
Zapalniczka skinęła głową skrytą pod kapturem.
Żenia wykorzystała dary otrzymane od duchów. Jej obecność przestała być rejestrowana przez Gawlik. Jednak nadal nerwowo oglądała się w stronę Zapalniczki. Szła coraz szybciej. Aż w końcu dotarła pod swoją kamienicę. Weszła w bramę i… wpadła w ręce Żenii. Nie spodziewała się ataku. Wszystko poszło zgodnie z planem. Nawet nie zauważyła, że została pozbawiona przytomności.


***


Dwie godziny później…

Była związana i zakneblowana w piwnicy. Przygotowano dla niej wielką lampę, którą świecili w oczy ochroniarce z Pentexu.

- Chciałaś ją przekabacić. To próbuj. Gdy uznasz, że się nie da, to ja wejdę i wyciągnę z niej informacje. Jutro według planu ma robotę na ósmą. Do tego czasu musimy być gotowi. - wprowadziła ją Zapalniczka, po czym podsunęła Gawlik sole trzeźwiące.

Wrona obśmiała się w duchu z tego tekstu. Zapalniczka jako Brudny Harry zdecydowanie wywołała rozbawienie podszyte nieco rozczuleniem. Zaskakujący fakt dla Ragabash.

- Ok. Tak zrobię. - mrugnęła do blondynki i poczekała aż ochroniarka się przebudzi. Dusiła w sobie chichot.

- Cześć, Anno. - mruknęła stojąc poza kręgiem światła. Pozwalała kobiecie się ocknąć.
- Yyyymmmmmyyy - dobiegło zza knebla.
- Chwilowo nic Ci nie grozi - mruknęła Żeńka wciąż nieco na odległość - Chcę pomówić. Wyjmę knebel gdy będziesz gotowa do rozmowy. Wystarczy, że pokiwasz głową na tak.

Ragabash przeszła kilka kroków w prawo, obserwując kobietę.

Trwało to dłuższa chwilę. Około minuty zanim kobieta pokiwała głową. Wcześniej kilkukrotnie przełykała ślinę.

Żenia przesunęła się bokiem by stanąć za Gawlik i ściągnęła knebel przytrzymując głowę ochroniarki pod brodą. Sama próbowałaby walnąć głową stojącą za nią osobę i próbować opcji na ucieczkę. Wolała uniknąć szarpaniny.
Musnęła dłonią policzek Anny powoli odsuwając się od kobiety.

Zanim coś powiedziała to rozruszała szczękę.
- Czego chcecie? - powiedziała. - Przecież nic nie mam. Nikt za mnie nie zapłaci.

- Mamy to czego chcemy. Ciebie. - mruknęła Żeńka - Chcesz wody? - spytała łagodnie.
- Nie - odpowiedziała spokojnie.

- Ok. - mruknęła Wrona - Była policjantka, oskarżona o nadmierną agresję, samotna, w luźnym związku ze współpracownikiem będącym w związku z inną. Brak znajomych poza dwójką współpracowników, brak bliskich relacji z rodziną. - Żenia celowo uderzała w słabe punkty kobiety z kompleksami i mającej problem z własną oceną. - Trudności z utrzymaniem zatrudnienia, obecne stanowisko śmieciowe jest sposobem na przeżycie.

Wilczyca przerwała na chwilę.

- To dość przygnębiające podsumowanie życia. Zgodzisz się ze mną?
- Nie - odpowiedziała dziewczyna bez emocji.
- Tak sobie zaplanowałaś życie? - Żeńka była nagle zaciekawiona - Ta sama praca, monotonia, mrożona pizza i czasem pokątny seks by musieć wychodzić o 3 nad ranem z mieszkania kochanka?
Dziewczyna milczała.

- Myślę, że wymyśliłaś sobie to wszystko inaczej. I do wywalenia z policji ciężko pracowałaś, by to co sobie wymyśliłaś osiągnąć. I że jakaś część Ciebie nadal trzyma się tego stąd treningi boksu. Gdybyś dostała kolejną szansę na zrobienie czegoś ważnego, czegoś co nadałoby sensu egzystencji, podjęłabyś tę szansę? - Żenia zbliżyła się nieco ku Gawlik trzymając się z dala na tyle by uniknąć ewentualnego ataku.
Gustaw o to zadbał. Miała ręce związane za plecami. Kostki przywiązane do krzesła. Praktycznie nie mogła się ruszyć.
- No i? - Powiedziała w końcu po kolejnej długiej przerwie.
- No i podjęłabyś tę szansę czy nie?
- Nie kupuję kota w worku - odgryzła się.
- Potrzebuję ludzi takich jak ty. Potrafiących walczyć. Nie bojących się działania - Żenia zawiesiła głos - w strefie cienia. Skoro przyjęto cię do policji to musiałaś przejść tam te wszystkie śmieszne testy i ćwiczenia. Na pewno zauważyłaś, że twój pracodawca jest… inny niż wcześniejsi. I jeśli powiesz, że nie wiesz o czym mówię, ta rozmowa się skończy.
- Mhm. Mów dalej. - zachęciła Anna.
- To teraz Ty powiedz. Co zwróciło Twoją uwagę. I…. czemu nie ludzie z dwójki i dziewiątki są be? - Żeńka uniosła brew.
Dziewczyna nie widziała twarzy wilkołaczki.
- Bo są wredni? Bo ładują nos w nasze sprawy? No i mają też dostęp do niższych poziomów. Ale nie wiem co tam się dzieje. - skończyła.
- Ja wiem. Eksperymenty na ludziach. - rzuciła - Nie chciałabyś na przykład pomóc to powstrzymać?
- Jakie eksperymenty na ludziach? O czym mówisz? - była wyraźnie zdziwiona.
- Genetyczne. - Żenia przysunęła się ku kręgowi światła - Mające na celu stworzenie super żołnierzy.
- Nie, nic takiego nie ma tam miejsca. Plotki zostały zdementowane. - mówiła spokojnie, ale Żenia widziała, że jest to powtarzanie pewnych sloganów, a nie przekazanie własnego zdania.
- Byłaś policjantką. Takie wyjaśnienie jest dla Ciebie wystarczające? Skąd wzięły się plotki? Dlaczego temat wyciszono a osoby próbujące nagłaśniać sprawę albo odsunięto ze stanowisk, albo przedstawia się jako terrorystów? Ostatni wypadek, w którym zginęło ponad 200 osób zamaskowano jako wybuch gazu, gdy w rzeczywistości doszło do starć ludzi udoskonalonych przez Pentex? Ile wybuchów gazu o takim zasięgu było do tej pory?
- Czy ty nie jesteś Eugenia Bondar? Ta poszukiwana terrorystka? - Anna przekrzywiła głowę patrząc z ciekawością na dziewczynę - Czy to nie ty odpowiadasz, za ten atak terrorystyczny w Poznaniu? No tak, twój brat podobno dostawał od nas pieniądze - użyła zwrotu “nas” w kontekście Pentexu, co mogło znaczyć, że nieco bardziej wiąże się z firmą niż do tej pory zakładali.

- Jestem. A nawet niedawno pracowałam dla Pentexu. Tak samo jak i mój brat, Anno. Gdy informacje na temat eksperymentów opublikowałam, Pentex zorganizował mały pokaz siły, maskując to wybuchem, zabijając ponad 200 osób. Powtarzasz jak papuga slogany jakim cię karmią w Pentexie. Aż tak przestałaś wierzyć w siebie i swój policyjny instynkt?

- Nie wykradnę żadnych danych, jeśli o to chodzi - powiedziała związana i skierowała wzrok na zbieg podłogi z granicą kręgu światła.
- Nie chcę, żebyś nic wykradała. Chcę, żebyś mi opowiedziała więcej o tym co robisz, rutynowych działaniach. Jeśli to co powiesz się sprawdzi na tyle, że ktoś kogo poślemy do Pentexu nie wpadnie, to uznam, że przeszłaś wstępny test i zaproponuję Ci pracę. Odpowiada Ci taki układ?
Pokiwała głową z aprobatą warunków.
- A rozwiążesz mnie?
- Rozwiążę. Jak osoba wróci cało i bezpiecznie.
- Skoro tak musi być. W takim razie daj tę wodę. Skoro mam dużo mówić, to się przyda.

Żenia zamieniła się w słuch.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 03-06-2018 o 21:43.
corax jest offline