Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2018, 00:55   #41
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Błyskawiczny motocyklowy rajd przez miasto zakrawał na cud - starannie przez oboje magów spreparowany, niemniej wciąż dla postronnych wyglądał na cud. W dosłownie minutę przemknęli obok niedostępnego dublińskiego zamku, ominęli zatłoczone uliczki dookoła Trinity College i przeszarżowali przez opustoszałe jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Beggars Bush.

Irishtown było tuż przed nimi.

Wjeżdżając do dzielnicy Seign i Elaine wiedzieli już, że coś się zmieniło. Poprzednio witało ich ogłuszające echo magicznej batalii, a to, co teraz czuli mogło zostać zaklasyfikowane co najwyżej jako szemrzący strumyk.

Nic nie było łaskawe ich zaatakować.

Na niedoszłym placu boju powitali ich Ash i Agnes - oboje lekko sfrustrowania bezowocnym tropieniem śladów które zawiodły ich aż na to nabrzeże. Sherlock po psiemu wąchał coś przy betonowej scenie, na której Seign nie był złożył napastnika w kulkę.

- Sherlock przyniósł waszą wiadomość - Ash, niewysoki murzyn o wiecznie zmrużonych oczach, zapachu torfu i przetrawionej gorzałki, zarzucił sobie na ramię obrzyna - I dzięki za troskę...ale tutaj nikogo nie było. Wychodzi, że to ślepy trop -

Elaine zsiadła z motocykla i rozejrzała się po okolicy.
- Ups - trochę napsociła, choć musiała przyznać, że wolała tą wersję rzeczywistości. Cóż, los zawsze wiedział, co dla niej najlepsze, choć w tej chwili chętnie dowiedziałaby się coś więcej o magu, z którym przyszło im walczyć w alternatywnej rzeczywistości.
- Troszkę napsociłam.
Podeszła do Sherlocka i przykucnęła w miejscu, w którym ostatnio widziała maga.

Kot podreptał za nią i pokornie przysiadł obok. Z mistycznego punktu widzenia o naturze czasu wiedział niewiele, ale jego zakupione kilka lat wstecz limitowane wydanie Quantum Leap pozwalało mu snuć teorie przynajmniej z punktu widzenia popkultury. Toteż jeśli cofnęli się tylko we dwoje, a żadne z nich nie wchodziło w aktywne interakcje z chłopcem w bieli, to chyba należałoby założyć, że coś, co zmienili po powrocie doprowadziło do odmiennego rozwoju obecnie przeżywanych wydarzeń. Coś jak rozmowa z kimś o kimś innym, przechwycenie posłańca, subtelna zmiana w zachowaniu obserwowanych ofiar... kurwać, nadmiar możliwości, grożący kociokwikiem. A nie uwzględnił nawet całej lawiny mistycznych alternatyw związanych z nieznanym sobie Arkanum Czasu. Weeb mógł mieć przecież jakąś temporalną tarczę. Albo skoczyć w przeszłość zaraz po nich i namieszać po swojemu. Albo... ech. Koteł zrezygnował z dalszych
- Może nikogo nie było, bo ów nikt zdał sobie sprawę, że dostaliście cynk o zasadzce. Tak czy siak, wypadałoby jeszcze trochę powęszyć zanim ogłosimy fajrant. Elaine, mogłabyś sprawdzić, czy ten typek gościł tu wcześniej? Ja przeskanuję jeszcze raz teren. Na swój sposób, rzecz jasna - jego sposób zakładał stworzenie sobie w łepetynie przestrzennej mapki taktycznej i zaznaczenie na niej wszystkich istot w promieniu kilometra, z którymi posiadał jakiekolwiek więzi sympatyczne. Jako że zafundował białemu chłopcu pranie mózgu w pierwszym ujęciu niniejszej sceny, powinien on sytuować się na tej liście dość wysoko. Zakładając, że wciąż urzędował gdzieś w pobliżu, oczywiście.

- Przy okazji, jednego cwaniaka ubranego w biały strój BDSM to ja już dzisiaj... dzisiaj? Dzisiaj rano, widziałem. Na Klifach Moheru, po drugiej stronie pieprzonej republiki. Jeśli to ten sam klient, to potrafi przemieszczać się kapkę szybko... - dodał skwaśniałym tonem.

- Chyba, że to bliźniacy korzystający z tego samego krawca. - Elaine wzruszyła ramionami. Jej spojrzenie przesunęło się po okolicy i na chwilę spoczęło na Stolarzu. - Zobaczymy co da się zrobić.

Pozornie dało się zrobić niewiele; niby byli we właściwym miejscu, ale w alternatywnej rzeczywistości. Tyle że nieugruntowanej, wciąż słaniającej się na nogach po ciosie między oczy który otrzymała od Elaine. Porzucony relikt tamtego świata kończył się bezwładnie pod nosem Sherlocka i z każdą chwilą zanikał coraz bardziej. Przepychając się przez coraz bardziej zaciskające się ściany czasu, Elaine wróciła po śladzie do miejsca gdzie biały czarodziej zadecydował inaczej niż poprzednim razem. Z mętliku zdarzeń i opcji który pojawił się w tej linii czasu równo z Elaine i Segnem wyplątała jedną zwycięzką linię. I tutaj szło trudniej, bo do zaciskających się ścian czasu doszło jeszcze ochronne przeciwzaklęcie. Sprawa zaczęła wymykać się spod kontroli, grożąc wyprowadzeniem Elaine na manowce...

Starania Seigna miały bardziej ... stabilne rezultaty. Szybko uzyskał zadowalającą pewność że weeaboo nie czai się pod łóżkiem, pod kolejnym i jeszcze pod kolejnym - a ochotę go dopaść miał wielką, więc sprawdził jeszcze kolejne. Rzecz jasna, wszystko pomiędzy nimi też.
Naraz.

Za to we wskazanym przez chowańca miejscu coś było. Seign widział ulotny, eteryczny zarys trzech-czterech świadomych istot - zależnie jak liczyć samego Sherlocka. Za cienką Zasłoną, zbyt cienką jak na obrzeża mimo wszystko Dublina, anomalnie cienką jak na okolicę. Coś takiego w Londynie czy innej kontynentalnej stolicy wywoływałoby alarm w Konsylium.
Że ktoś był po drugiej stronie było oczywiste. A jako że Ash był z nim tutaj, mogła to być Morgana. I mniej więcej na tym kończyła się lista spodziewanych przyjaznych istot zza Zasłony. Opcji neutralnych jest nie dużo, bo osłabienie Zasłony wydaje się sztuczne i tymczasowe. Opcje wrogie rozpinają się między tym co zaatakowało Konsyliarzy dziś koło południa, pomagierami przemalowanego na biało czarodzieja i zwyczajnym konfliktem interesów między nimi a oportunistycznymi spiritami które chciałyby wyjść, a oni raczej bardzo chcieliby żeby nigdy tego nie robiły.


Tutaj, w Irlandii, ukochanej krainie Fae, było jedynie poszlaką.


... ale każdą poszlakę dało się solidnie uchwycić. Była to umiejętność kluczowa i starannie pielęgnowana przez każdego maga. Elaine nie była wyjątkiem, a jeżeli już, to była prędzej była wyjątkiem wybitnym niż tragicznym. Więc rozpadające się jej w rękach zaklęcie Poznania zostało utrzymane na tyle długo, by uzyskać informację której z rąk wypuścić nie chciała. Miejsce które wybrał uciekający czarodziej miało związek z oceanem. Korespondowało z ludzką ciekawością, z tajemnicami przeszłego czasu. Z potęgą natury. Była tam jakaś niska, podwójna wieża. I było to też ich Konsylium.
A tak się złożyło, że znała jedno takie miejsce. Jedno z mniej znanych wyjść z ich siedziby na Klifach Moheru.



Całe towarzystwo - niedbale rozchełstany Ash, śmiertelnie poważna Agnes, Stolarz ze swoją wiecznie zdziwioną miną i zbyt nieruchomy jak na psa Sherlock - stało dookoła nich, mniej lub bardziej cierpliwie czekając na to co powiedzą. Jaki będzie następny krok.


 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 04-06-2018 o 01:29.
TomBurgle jest offline