Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2018, 00:51   #49
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Barbara i Jakub w klasztorze kapucynów




Klasztorne progi. Rozmowa u furty klasztornej

Barbara otrząsnęła się z zamyślenia i podeszła do Pana Wilczyńskiego.
- Nigdzie nie widać Pańskich towarzyszek. - W jej głosie dało się usłyszeć niepokój.

- Klasztor był miejscem umówionym. Muszę się tego trzymać. - odpowiedział Jakub uspokajająco. - Nie mogę iść w miasto, aby się z nimi nie rozminąć. Jest z niewiastami jeden sługa i mąż z ukraińskich stepów. Zaczekamy. Taki mus. - powiedział Wilczyński.

Basia przytaknęła spoglądają z powrotem na klasztor.
- Myśli Waćpan, że znajdzie się tu nocleg? - Westchnęła i rozejrzała się po okolicy. - Obawiam się, że mogę nie pozwolić mi tu wejść. Pewnie będziemy musieli się rozejrzeć za czymś innym.

- Wątpię byśmy tu mieli znaleźć nocleg. Bo choć kapucyni nie są zgromadzeniem klauzurowym, to widać krzywda ich spotkała. Klasztor zniszczony, wszystko w nieładzie. Innego miejsca poszukamy na nocleg.

- Jestem ciekawa czy może jest tu ojciec Eustachy. - Odezwała się cicho i delikatnie oparła o klaczkę. Chciała znaleźć jakieś miejsce na odpoczynek. Wizja jakiejś ciepłej izby rozmywała się, a Basia coraz bardziej czuła, że wystarczy jej nawet kawałek podłogi w stodole.

Barbara była przy racji może kobiety nie będą chcieli wpuścić za mury.
- Panienko weźmij moją szubę i schowaj warkocze. Bo zakonnicy mogą cię nie puścić za próg. - Jakub podał jej okrycie. - O brata Eustachego zapytamy jak nas wpuszczą w mury.

Basia przyjęła podaną szubę i po chwili namysłu narzuciła odzienie na siebie, chowając pod materiałem warkocze.
- Myśli waćpan, że zakonnik mnie nie widział? - Skinęła głową na drzwi naciągając kaptur. Po chwili dorzuciła jeszcze cicho. - Ojej jak ciepło.

Mnich tymczasem otworzył lekko drzwi i wychyliwszy czuprynę rzekł.
- Szable wasze i broń wszelaką oddać mi musicie. To przybytek Pana, broń Jemu niemiła.
Basia podała swój pistolet nie odzywając się słowem.

Wilczyński szable i pistolety zostawił przy koniu, dając dowód, że zwady nie szuka i na warunki przystaje.
- Ufam, że chrześcijanie nam dobytku nie ruszą. - rzekł furtianowi.
- Na co zakonnikom narzędzia wojny?- fuknął w odpowiedzi mnich zabierając i rochową szablę oraz dwa pistolety.
- A Krzyżacy?- przypomniał Roch.
- Luterańskie ścierwo… widać heretycy byli z nich już od początku. Ino się przed Bogiem krzyżem na płaszczach maskowali. - ocenił braciszek.

Wilczyński myślał o zakonniku Eustachym: “a jeśli go tu nie znajdziemy?”
- Pójdziemy wpierw do kościoła, przeżegnać się i ukłonić przed relikwiami. - rzekł do towarzyszy, ale tak aby i ich przewodnik słyszał. - Dajcie znać przeorowi, że chcemy chwilę porozmawiać, choćby i pacierz czasu przed snem. - zwrócił się do przewodnika.
- Przeor jest zajęty…- mruknął mnich i zamknął drzwi. Dopiero po kilku sekundach wrócił i otworzył je wpuszczając całą trójkę na wewnętrzny dziedziniec klasztoru. Widać było tu ślady krwi.. choć niewyraźne w zapadającym zmroku. Dwóch mnichów czyściło pobliską ścianę ze śladów krwi i mózgu. Plama jednak nie chciała dać się oczyścić. Widać było że stoczono tu walkę… albo urządzono.
- Po co chcecie się z nim rozmówić?- zapytał mnich, gdy już weszli do środka.

- Jako szlachcic jak na sejm zdarzy się z Boskiej woli posłować to przybywszy pierwej kłaniam się królowi, jak na kole rycerskim chorągwie się zbierają najpierw trza okazać się hetmanowi, tak i w klasztorne progi wszedłszy chcę złożyć uszanowanie przeorowi. Rozumujesz ojcze? - zapytał Wilczyński.

- Dobrze… poczekajcie tutaj. Przekażę ojcu Remigiuszowi waszą prośbę.- rzekł mnich wzbudzając zaskoczenie u Jakuba. Czyż nie ojciec Eustachy miał przewodzić tej zakonnej owczarni? Chyba był przecież tylko jeden klasztor tego zakonu w mieście.

Wilczyński zamyślił się.”Bywa że i królowie zmieniają się z dnia na dzień. A co dopiero przeorzy klasztorów. Zobaczymy co nam nowy przeor opowie.”

Basie zaniepokoiła wulgarna wypowiedź zakonnika. Odrobinę nadąsana ruszyła za szlachcicami, jednak widząc plamę krwi na ścianie szybko znalazła sobie miejsce między nimi, mocniej otulając darowaną szubą.
- Myślicie, że może ojciec Eustachy jest gdzieś tutaj? - Odezwała się szeptem. - Może przeor Remigiusz będzie go znał?
- Ten mnich też znać go powinien. Jeśli w tym klasztorze siedział.- rzekł cicho Roch do dziewczyny.- Bo przecież tych braciszków tak wiela tu nie jest, żeby jeden gęby drugiego nie znał.

- Spytamy jak wróci. - Basia zerknęła na Rocha. - Chciałby Waćpan wejść teraz do kościoła?
- Nie wydaje się by nas po nocy chcieli wpuścić.- stwierdził szlachcic zerkając na wyraźnie zawarte drzwi kościoła.
- Więc wrócimy tu jutro. - Szlachcianka rozejrzała się po dziedzińcu, starając się omijać wzrokiem krwawą plamę na ścianie. Było już po zmroku a mnisi nadal sprzątali, zacisnęła mocniej palce na ciepłym materiale pożyczonego płaszcza. Przysunęła się odrobinę do Wilczyńskiego.
- Nie jest Waćpanowi zimno?
- Trochę, ale nawykłem do tego w trakcie obozowego żywota. - odpowiedział Wilczyński.

Basia przysunęła się odrobinę bliżej stając tak by dotykać ramieniem szlachcica. Było jej potwornie głupio, że mężczyźnie jest przez nią zimno.
- Może jednak chce waćpan swoją szubę? Już chyba nas stąd nie wygonią. - Zacisnęła piąstki w ukrytych w za długich rękawach dłoniach.
- Póki będziemy w tych murach miej szubę na sobie. Dobrze? - spojrzał w na Barbarę i uśmiechnął się ponownie. Widocznie coś mu się w duszy przewracało. A ciało miał dziwnie pobudzone jakby trefniś siedzący w żołądku majtał koziołki i piórami łaskotał go w piersiach.

Wzrok Basi utkwiony był w punkcie gdzie zniknął zakonnik. Niech szybko wróci… Muszą jeszcze znaleźć nocleg. Mnich pojawił się w końcu.
- Ojciec Remigiusz przyjmie was, ale na chwilę tylko. Wiele nieszczęść spadło na klasztor, toteż czasu nie mamy zbyt wiele. A i zima idzie.- rzekł cicho i ruszył przodem nie czekając na trójkę szlachciców.
- Chodźmy zatem do przeora. - powiedział Wilczyński. Basia przytaknęła ruchem głowy i ruszyła za szlachcicem.



Rozmowa z przeorem Remigiuszem

Ojciec Remigiusz był zdecydowanie za młody na opata klasztoru. I wyglądał na zmęczonego. Wyraźne cienie pod oczami wychudzonej twarzy z podbródkiem otoczonym rzadkim zarostem. Ojciec Remigiusz nie wyglądał na kogoś odpowiedniego na tym stanowisku. Brudne dłonie chował w rękawach szaty. Trójka szlachciców napotkała go w klasztornym korytarzu. Spojrzał na nich bez entuzjazmu i odezwał się cicho.
- Pochwalony niech będzie Jezus Chrystus.
- In saecula saeculorum - dokończył Wilczyński.
- Co was tu sprowadza waszmościowie?

- Wojna ojcze. - odparł Wilczyński ze smutną miną. - A do kogóż w ten okrutny, tempus malum oczy i modlitwy zwracać, jak nie ku Deo omnipotenti. Peregrini sumus. A przecie wasz klasztor sławny ze świętych relikwii. Chcielibyśmy się relikwii ukłonić. Kość z palca świętego Izydora Oracza, słyszeliśmy wiele o znacznych cudach i uzdrowieniach. Moglibyśmy ją choć na jeden pacierz zobaczyć. Ten oto szlachcic podróżuje jeno ku chwale Bożej po sanktuariach. - wskazał na Rocha.

- Jeśli można… paść krzyżem przed najświętszym sakramentem w kościele…- zaczął szlachcic, lecz mnich mu przerwał krótko.
- Nie można. - zaoponował przeor. - Świątynię sprofanowano. Trzeba będzie… ponownie budowlę poświęcić, w akcie przebłagania za zbrodnicze czyny jakie przed obliczem Boga tam dokonano.

Wilczyńskiemu mętne się wydały tłumaczenia zakonnika. Nijak nie licujące z powagą urzędu przeora. - Nie będziemy się dopraszać jeśli do takiego haniebnego czynu doszło w świętym miejscu. Wszak z respektem brzmi dewiza waszego zgromadzenia “pax et bonum”. - przypomniał Wilczyński.

- Prawda to… miasto… i nasz klasztor i święty przybytek… wielce ucierpiały od niedawnej napaści.- rzekł melancholijnie mnich.
- Cóż to za ludzie zamachnęli się na świete miejsce, choć są miana ludzi niegodni. Pewnie szwedzcy najeźdźcy czy nie tak ojcze?
- Ach nie… barbarzyńcy ze wschodu… albo ze stepów Ukrainy. Bezbożnicy co śpiewną polską mową władali.- odparł szybko przeor.
Basia stanęła na placach przysuwając się do ucha Wilczyńskiego.
- Spytałby Waćpan o ojca Eustachego? - Odezwała się szeptem.

Wilczyński oczywiście wiedział, że Eustachego ma pytać. Wszak starosta wyraźnie dał im znać, że powinni się z nim w Lublinie kontaktować. Ale nie ufał nowemu przeorowi, bo któż wie, a może jakie niesnaski między nimi były. Wszak następstwo w hierarchii klasztornej nie następują bez powodu. Jeno śmierć albo inne tragiczne wypadki mogły ojca Eustachego usunąć z godności. Nie trzeba było im się od razu zdradzać i spowiadać nowemu ojczulkowi.

Wilczyński spojrzał na Barbarę, uśmiechnął się, ale był to inny uśmiech niż dotychczas, trochę uspokajający. Basia zawahała się ale grzecznie stanęła z powrotem na ziemi i rozejrzała się po korytarzu w którym “przyjął” ich przeor. Ten nie nosił tylu śladów, ale może je już usunięto. Niemniej szlachcianka dostrzegła ślady po wyniesionych stąd komodach i świętych obrazach na ścianach i podłodze.

- Toż pewnie kozacy, Chmielowe plemię? - Jakub zamierzał dalej indagować nowego przeora.
- Albo Rusini. Albo inni zaprzańcy prawdziwej wiary, bo tylko tacy….- mnich chciał rzec coś więcej, ale zerknąwszy na młodą twarzyczkę Barbary pohamował swój język. - Na mieście pewnikiem więcej się dowiecie na ich temat.
- Widziałem na dziedzińcu ślady krwi, a brat furtian wspomniał, że przy ciałach czuwacie. Wieluście ojcze braci stracili?
- Wielu zginęło. To była rzeź prawdziwa… jakby dzicz mongolska wpadła.- odparł smutno mnich.
- Niezwykła to wieść...- ocenił Roch i dodał spoglądając nabożnie w górę.- … Acz wojna w wielu mężach, bestie wprost z czeluści piekielnych budzi.

- Powiedz nam ojcze, jakie imiona owych zmarłych braci, będziemy wiedzieć za kogo się modlić. Chociaż zakonnicy to ludzie, którzy się dobrze Bogu zasłużyli, przeto otwarte dla nich bramy raju. A o ojca poprzedniku wieleśmy dobrego słyszeli, czy ojciec Eustachy także nie żyw i poszedł do Pana w niebiesiech?
- Za wiele ich bym z pamięci wyrecytował. Będzie modlitwa za zmarłych to… wtedy…- stropił się ojciec Remigiusz.- Jeszcześmy się nie otrząsnęli z tej wielkiej tragedii.
- Będziemy się modlić za jego duszę. - zapewnił ojca Wilczyński, a jednocześnie zatroskał się o los relikwii: - Ojcze a nie porwali owi rozbójnicy relikwii świętego Izydora, bo słyszałem o takich haniebnych przypadkach, co do czarów palców albo i innych członków świętych przeklętnicy używają. Możemy być ufni, że po poświęceniu świątyni owe sławne relikwie za jakiś czas obaczymy?

- Niestety... ta relikwia została zrabowana przez bandytów! - krzyknął przesadnie dramatycznie mnich po czym spojrzał podejrzliwie na Wilczyńskiego.- A czemu o nią właśnie waść pytasz? Kościół miał wszak kilka relikwii i ta nie była najsłynniejszą z nich.

- Wielka to strata. A widzisz ojcze dziad mój, co po Europie w młodości nie jedne buty zdarł. - zaczął Wilczyński - miał takie powiedzenie: “Święty Izydor wołkami orze, a kto go prosi, to mu pomoże”. Jako pacholę pytałem go kimże jest ten Izydor. A on mi opowieści prawił, o tym hiszpańskim świętym. A jeszcze był takie powiedzenie “Na świętego Izydora często bywa chłodna pora.”. Mój dziadunio miał zwyczaj się do niego modlić. Takoż gdy posłyszałem, że w Lublinie jego relikwia...

Basia pociągnęła Wilczyńskiego za rękaw kontusza.
- Ojciec Eustachy nie żyje. - W jej cichutkim głosie pojawił się przestrach. - Muszę wiedzieć czy Staś tu był. Czy nic mu nie jest. - Spojrzała na szlachcica błagalnie.

Wilczyński widząc, że mu panienka Barbara podle wylotów kontusza się czepia. Pożegnał się z ojcem Remigiuszem.
- Dziękuję ojcze za posłuchanie. - Jakub skłonił się przeorowi. - Ciemno już za noclegiem czas nam się rozejrzeć. Nie chcemy was pobożnych ludzi niepokoić. Będziemy się modlić za zmarłych, co męczeńską śmiercią poginęli. Pewnie otwierają się przed nimi bramy niebieskie. Ostańcie z Bogiem. - zakończył Wilczyński ruszył do wyjścia na dziedziniec.

Basia ruszyła szybkim krokiem za nim.
- Powinniśmy go spytać czy nie widział mego brata. - Starała się mówić cicho ale czuła, że wychodzi jej to z coraz większym trudem.
Wilczyński zatrzymał się i spojrzał na Barbarę przenikliwie. Ale gdy tylko zapatrzył się w jej twarz spokorniał. Smutno mu się zrobiło. "Nie mógł jej powiedzieć tego, że lepiej, aby jej brata tu nie widziano. Bo co jeśli był w kompanii profanów atakującej klasztor?"

- Znajdziemy twego brata, ale trzeba nam w tym rozwagę zachować. - próbował uspokoić Basię. - Skąd znasz przeora Eustachego? - Jakub próbował zmienić temat. - Czy to jakiś znajomy twego brata?
Szlachcianka przytaknęła i już spokojniej ruszyła za Wilczyńskim.
- Podsłuchałam, że brat miał się spotkać z ojcem Eustachym… nie wiem czy był on przeorem. Może to o kogo innego chodzi temu chciałam się upewnić czy go tu nie było.
- Zapytamy furtiana. Ten kto za bramę wpuszcza najpewniej go widział, zapytamy o nazwisko i herb. - zawahał się Wilczyński przez chwilę zamilkł jakby nie wiedział, jak to powiedzieć, aby szlachcianki nie urazić. - Nie miej mi za złe panienko, ale nie zdradzaj tak pochopnie, że to twój brat. Jeśli trafimy na jakiegoś człowieka, który jest twemu bratu nie przychylny gotów na szyki poplątać. - zbliżył się do Barbary, spojrzał na nią przy tym czule. - Nie chcę by Cię, co złego spotkało.


Basi na chwilę zabrakło głosu. Wpatrywała się w mężczyznę z lekko rozchylonymi ustami. Pan Wilczyński był dla niej miły w sposób jakiego jeszcze nie znała, był taki… ciepły. Zarumieniła się zdając sobie sprawę, że jest to jej miłe.
- Ja… - opuściła wzrok. Nie wierzyła by Staś zrobił coś by musiała się obawiać reakcji innych, ale z jakiegoś powodu nie chciała się spierać ze szlachcicem. - Dziękuję. Tak rzeczywiście będzie bezpieczniej.
Wilczyński obejrzał się czy Roch za nimi idzie.
- Trzymaj się mojego ramienia, pójdziemy do furty. - podał jej rękę, aby jej usłużyć, bo ciemno już przecie było a na dziedzińcu krew dopiero co zmywali i łatwo było się potknąć.

Oboje mieli świadomość podążającego za ich plecami Rocha. Szlachcic ponury i cichy jak śmierć odzywał się niewiele .Ale jego zimny wzrok mówił za niego. Zdecydowanie nie podobała mu się zażyłość pomiędzy szlachcianką, a rębajłą.
Basia nie była pewna czy powinna, jednak udawała mężczyznę. Jednak z jakiegoś powodu chciała być bliżej szlachcica. Delikatnie ujęła podaną dłoń i dała się poprowadzić do furty.
 
Adr jest offline