Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2018, 06:38   #3
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Zdyszana walką Rylivia schowała swoją broń i podniosła z ziemi swoją lampę. Nakierowała jej światło nad martwe ożywieńce po czym z impetem kopnęła w jednego z nich.
- Pieprzone umarlaki. - syknęła. Przez chwilę rzucała jeszcze różne obelgi w infernalnym języku, po czym odwróciła się do reszty. - To co robimy dalej? Otwieramy kolejne drzwi czy idziemy na dół? - spytała. - A może chcemy trochę odpocząć? - dodała widząc, że na części towarzyszy ta walka odbiła się bardziej niż na niej.

- Może poczekamy tutaj - powiedział Bran - i zobaczymy, czy goście z dołu zainteresują się zamieszaniem, jakie zrobiliśmy. Tam się zrobiło jakby cicho.

Panazifer nie byłby sobą, gdyby nie przejrzał dobytku zabitych, a raczej zniszczonych umarlaków. Pomyślał, że warto byłoby też zajrzeć do samego pokoju, i sprawdzić, czy umarlaki nie chowały tam jakiegoś wartościowego dobytku. Repetując kuszę, i dając mentalne rozkazy do swojego niewidzialnego sługi gnom wszedł do pomieszczenia z pokonanymi umarlakami i metodycznie rozpoczął poszukiwania.

Dla Idaris cała walka polegała na podbiegnięciu paru metrów i jednym cięciu rapierem. Mimo to, gdy było po wszystkim, poczuła straszne zmęczenie – bez wątpienia działała tu nekrotyczna magia, półelfka była przecież w dobrej kondycji i sile wieku swej rasy. Wypiła cały bukłak wody i ku jej zdziwieniu poczuła się od razu lepiej, jakby po dluższej drzemce.
- Gdyby nie burza piaskowa, byłabym za natychmiastowym wycofaniem się z tej zatęchłej krypty – zaczęła odrobinę zarozumiałym tonem, który wydawał jej się właściwy dla osoby o jej pozycji i doświadczeniu. – Ponieważ jednak musimy zostać, to nie jestem za rozbijaniem obozu i czekaniem biernie, aż reszta umarlaków przyjdzie po nas. Panie Panazifer, mówiłeś pan, że mamy ich tam kilkunastu? Trzeba zwabić towarzystwo na schody i wyrzynać jeden po drugim. Czy Pańska magiczna dłoń mogłaby pomachać im przed nosem jakąś czerwoną płachtą?

- Samą dłonią? Musiałbym widzieć miejsce w którym operuję moją mocą. Ale mam sposoby, by pomachać ową płachtą nie musząc jej widzieć. Powiedz tylko kiedy - gnom uśmiechnął się i kontynuował przeszukiwanie kieszeni umarlaków.
- Musicie dużo pić. Stwory które tu leżą wysysają wilgoć ze wszystkiego dokoła. Nie ma znaczenia z czego. - Czarodziej potargał brodę i wrócił do oględzin pobojowiska.

- Bardzo dobrze - Idaris kiwnęła głową i przyłączyła się go oględzin pomieszczenia. W trakcie przetrząsania okolic łóżka coś jakby jeszcze ją tknęło, odwróciła się i rzuciła - Wszyscy cali? Elingwood, staruszku?

- Ekhy ekhy! Wszystko w porządku. - odpowiedział kusznik wykasłując z suchego gardła pył, który jeszcze unosił się tu i ówdzie po walce. Odkorkował szybko bukłak i wypił kilka haustów tak jak polecił Panazifer.

Bran w tym momencie nie przejmował się ani siedzącymi na dole gośćmi, ani zdrowiem swych towarzyszy, którzy, jego zdaniem, trzymali się całkiem nieźle. Korzystając z rady gnoma poszedł w ślady Idaris, opróżniając jeden z bukłaków.

Widząc jak gnom i pół-elfka przeszukują pomieszczenie, Rylivia zawołała swojego mastiffa i postanowiła powrócić do poprzedniego pomieszczenia, gdyż w obecnym zaczęło się robić tłoczno.
- To ja może zostawię przeszukiwanie tego pokoju panu, panie Panazifer i Idaris. Gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść, czy jakoś tak… - rzuciła wychodząc przez drzwi.

Bran poszedł w jej ślady. Nie tylko dlatego, że osób do przeszukiwania było aż za dużo. Po prostu wolał towarzystwo Rylivii, niż jakichś truposzy.

Wychodząc z pokoju, Beerear powiódł o pomieszczeniu wzrokiem.
- Zupełnie jak moja pierwsza randka. - W pół kroku kopnął odrąbaną przez siebie głowę nieumarłej kobiety, która ze złowieszczym, miękkim stukotem odbiła się od ściany. - Tylko wtedy było więcej ożywieńców. - Kłęby białej pary buchały mu spod wąsów, gdy wrócił na korytarz i stanął w gotowości - nie, niecierpliwości - do boju.

- A co ci twoja ówczesna wybranka zrobiła, żeś jej głowę odrąbał? - Bran udał, że źle zrozumiał słowa Beereara.

- Też się z chęcią dowiem, przynajmniej będę wiedzieć czym się nie narażać facetom. - Rylivia zachichotała lekko, najwyraźniej nerwy związane z walką z ożywieńcami zaczęły ją opuszczać.

- Zadawała głupie pytania - burknął krasnolud. - Naprawdę myślisz że odrąbałbym mojej ukochanej Orze jej piękną głowę? Wy, elfy, jesteście chorymi pojebami, zawsze to powtarzałem.

- Spokojnie brodaczu, my tylko żartujemy… - rzuciła tiefling do krasnoluda. - Zresztą Bran jest pół-elfem, te prawdziwe to dopiero pojeby. Pamiętam jak w ośrodku w którym się wycho… - Urwała patrząc na Brana czy przypadkiem go nie uraziła w końcu jego rodzinie musiały znajdować się elfy. Bran dał jej znak, że się tym nie przejął.

- A drugie pół to co? Pół dupy zza krzaka? Hehehehehehehehehehehehe - zarechotał krasnolud.

- A to drugie pół tak samo sympatyczne, jak pierwsze. - Uśmiechnęła się do Brana, żart krasnoluda uznała jako wyjątkowo niesmaczny.

Za plecami Beereara Bran przesłał jej uśmiech i całusa.

Odpowiedziała mu mrugnięciem, po czym dalej zaczęła mówić.
- Jakby się tak zastanowić to połowa naszej grupy to takie pół dupy zza krzaka jak to ująłeś. Idaris też jest pół-elfem, a po mnie od razu widać, że człowiekiem jestem tylko w połowie albo i mniej. - Dotknęła dłońmi swoich rogów. - Właśnie Idaris… Ciekawe jak jej i panu Panaziferowi idzie przeszukiwanie tamtego pomieszczenia. - Spojrzała w kierunku wejścia do sąsiedniego pokoju.

Przepłukawszy pierw gardła, Idaris wraz z Panaziferem zabrali się za przeszukiwanie pomieszczenia. Nie znaleźli nic ani przy nagich ciałach ożywieńców, ani w pobliżu łoża, lecz dalsze poszukiwania były nieco bardziej owocne. Pół-elfka zajrzała pod stół, na którym rozrzucone były ubrania i wyciągnęła spod niego trzy oszronione, szklane butelki. Dwie z nich okazały się puste, natomiast w ostatniej znajdował się musujący, zabarwiony delikatnie na różowo płyn, w którym Idaris zauważyła ledwo dostrzegalny bąbelek w kształcie serca.

Z kolei Panaziferowi rzuciła się w oczy jedna z cegieł stojącego pod południową ścianą kominka, która zdawała się dziwnie odstawać od reszty. Używając magicznej dłoni wyciągnął cegłę, ukazując w ten sposób niewielką skrytkę. W środku leżało schowane malutkie, zimne w dotyku pudełko, oprawione czarną skórą i zdobione metalowymi elementami.

Tymczasem, dwa z psów, które węszyły razem z wami po pomieszczeniu, zaczęły ujadać w stronę skrzyni z napisem “zabawki”.


- Otwieramy? - Gnom zaniepokojony czmychnął w miarę daleko od skrzyni z zabawkami, jednak ciekawie zerkał zza framugi drzwi, gotów do rzucenia swojej sztuczki.

- Otwieramy - potwierdził Bran, chociaż należał do tych, co znajdowali się dość daleko od skrzyni.

- Też jestem za - zawtórowała mu Rylivia. Ciekawość tego co znajdowało się w środku ją roznosiła, jednak mając już pojęcie jak wyglądają tu “niespodzianki” przygotowała swoją broń.

Wieko drgnęło, gdy telekineza gnoma złapała skrzynię. Magiczna dłoń maga otwarła pudło, ukazując kilka przedmiotów, w większości łączonych pasami ze skóry z dużą ilością metalowych zapięć, ale znalazły się także kajdany, oprawione zamarzniętym futrem dawno zmarłego już zwierzęcia. Jednak to nie widok samych “zabawek” zwrócił waszą uwagę, a cały rój skorpionów, pełzających po zawartości skrzyni i powoli wydostających się na zewnątrz. Gdy zwróciliście waszą uwagę w stronę skorpionów, psy w końcu przestały ujadać, choć nadal były niespokojne. Chwilę później pianino na dole znów zaczęło grać.

Panazifer nie dał się zbić z tropu, cofnął się na klatkę schodową i wyczarował tuż przed skrzynią iluzję ciepłej myszy wielkości sporego kota.
- Teraz! - rzucił hasło towarzyszom, licząc, że skorpiony chwycą cieplny ślad iluzji i wezmą to za swoją ofiarę.

Rylivia pobiegła do swych rzeczy, ucięła sztyletem kawałek jej drugiego koca i chwyciła za olej do zapalania lampy. Pośpiesznie ruszyła do pomieszczenia w którym znajdowały się skorpiony, a kiedy już się w nim znalazła zamoczyła kawałek koca w oleju, a potem polała nim pełzający rój pajęczaków, odpaliła kawałek koca od lampy i rzuciła na nie.*

- Uważajcie tam tylko żeby ogień za szybko się nie rozprzestrzenił. Wszystko tutaj jest suche na wiór - ostrzegł Ellingwood, który do tej pory starał się uciszyć ujadanie psów, by nie narobiły zbytniego hałasu. - Ostatnie czego nam trzeba to utknąć między pożarem a sforą żywych trupów - dodał ciszej w stronę Brana, siląc się na krzywy uśmiech, po czym wziął solidny łyk wody i zamilkł skupiając uwagę na schodach. Nasłuchiwał czy coś z dołu nie ruszyło w ich kierunku.

Idaris stanęła trochę z boku, ale nie za daleko; nadzieja na to, że jej interwencja nie będzie konieczna gdy ogień zacznie już się przenosić na ubrania młodych piromanów nie była szczególnie duża. W oczekiwaniu na chrupki ze skorpiona postanowiła zagaić Panazifera o znalezione przedmioty.

- Nie teraz dziewczyno. Wpierw niech nasi wojowniczy towarzysze zadbają o nasze bezpieczeństwo. Na oglądanie łupów z pobojowiska znajdziemy czas - gnom skupiony obserwował poczynania towarzyszy, gotów wesprzeć ich wysiłki bełtem z kuszy.

Przerażone zwierzęta rozpierzchły się we wszystkie możliwe strony, znikając w dziurach w podłodze i ścianach, jedynie kilka skorpionów nie miało tyle szczęścia, by zdążyć się uchronić przed oblaniem łatwopalnym płynem. Ogień jeszcze przez chwilę rozświetlał pokój kochanków, zanim go zadeptaliście, by nie zajęło się także łoże i reszta pomieszczenia.

Ellingwood przyglądał się całemu zamieszaniu zerkając co jakiś czas w stronę spiralnych schodów, po czym jego wzrok spoczął na chwilę na żywych trupach, które teraz bardziej przypominały zwykłe zasuszone mumie.
- Jeżeli chcemy zejść na dół to powinniśmy pomyśleć jak zabezpieczyć się przed tą ich zdolnością do wysysania wody, inaczej skończymy wyglądając jak ta parka tutaj.

- Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić - odparł Bran. - Poza tym nie wiemy, czy pozostali goście też są tacy... spragnieni.

- Ale zanim się dowiemy czy są spragnieni czy nie, to jednak lepiej się przygotować… Bo jeżeli zejdziemy tam na dół, a okaże się, że ci tam są tacy jak ci tu - Rylivia wskazała palcem na truchła ożywieńców. - To na przygotowania będzie już za późno. Pytanie tylko jak się przed tym zabezpieczyć… Jakieś pomysły? - spojrzała po towarzyszach.

- Na mnie nie patrz - powiedział Bran, którego ilość pomysłów na zabezpieczenie przed wysuszeniem równa była zero.

- No... twardym trzeba być... nie miękkim - zachichotał gnom który pomysłów na jakiekolwiek zabezpieczenie też nie miał - Ale wodę możnaby zostawić gdzieś tutaj. Będzie chyba bezpieczniejsza. Ani się nie wysuszy, ani nie zamarznie.

- Absolutna racja, panie czarodzieju - wtrąciła Idaris - To może szybki przegląd fantów i działamy zgodnie z planem? W pojedynkę na schodach nie będą tak groźne, jak w grupie.

Pół-diablica skinęła Idaris głową na potwierdzenie, po czym podeszła do skrzyni z której przed chwilą czmychnęły skorpiony i zaczęła przeglądać znajdujące się w niej rzeczy.

- Och, miłe panie, fanty to moja specjalność… - Panazifer zamruczał niczym zadowolony kot i również zainteresował się skrzynią razem z kobietami.

Rylivia odpowiedziała gnomowi uśmiechem, po czym sięgnęła ręką do skrzyni.
- O fajne to, obrazicie się jak sobie przywłaszczę? - spytała szczerząc się i kręcąc na palcu kajdankami, które właśnie wyciągnęła ze skrzyni.

- Chcesz złapać paru truposzy? - spytał Bran z kpiącym uśmiechem.

- Nie… Ciebie gdzieś przypnę jak mnie zdenerwujesz. - odpowiedziała żartobliwie i uśmiechnęła się do chłopaka.

- A już myślałem, że chcesz mnie do siebie przywiązać na stałe. - Bran udał rozczarowanego.

- Raczej myślałam powiesić je gdzieś na ścianie u siebie w domu jeśli szczęśliwie wrócimy stąd cali, żeby mi przypominały o tej przygodzie - rzuciła. - Ale w sumie twój pomysł też mi się podoba.

Bran uśmiechnął się.
- Innych drobiazgów już nie chcesz? - Wskazał na skrzynię. - Też wyglądają ciekawie.

Rylivia spojrzała na skórzane paski i sprzączki znajdujące się w skrzyni i skrzywiła się lekko na myśl o sobie ubranej w to.
- Nie chcę być samolubna, zostawię to dla Idaris. - Uśmiechnęła się. - Wszak niegrzecznie byłoby przywłaszczać wszystko tylko sobie, co nie? - odsunęła się od skrzyni i spojrzała na gnoma. - To co, proszę pana, zwabiamy tych z dołu?

- Nie, dzięki - półelfka skrzywiła się na słowa zuchwałej diablicy. - Wam, zdaje się, bardziej się przydadzą te zabawki... Tylko spróbujcie nie zaślinić po drodze całej podłogi. Dorośli będą na niej jeszcze walczyć. - Idaris starała się jak mogła wyzłośliwić, chociaż przeczuwała że jej słowa na wiele się nie zdadzą. No trudno, jeśli wszyscy ukończą z sukcesem misję, na pewno będzie miała przełożonym to i owo do powiedzenia na temat profesjonalizmu niektórych uczestników wyprawy. “Ale to później, później… Jeszcze przyjdzie czas” pomyślała mrużąc oczy.

- Może by tak coś zrzucić na dół? - zaproponował Bran. - Niekoniecznie tę skrzynkę, ale na przykład głowę tej panienki? - Spojrzał na trupa kobiety. - Skrzynią można by potraktować tych, co zaczną wchodzić.

Nie sądził, by pomysł, aby jedna z pań ubrała się w rzeczy ze skrzyni i zeszła w dół po schodach, spotkał się z pozytywnym odzewem.

Diablica skrzywiła się trochę na złośliwe słowa Idaris. Sama swymi wcześniejszymi słowami nie miała zamiaru jej urazić. - Nie spinaj się tak kochana, bo się zmarszczek na tej pięknej buźce dorobisz. I spokojnie. Pamiętam po co tu jesteśmy i tak samo jak pani “dorosła” mam zamiar tu walczyć. Ale nawet w trudnej sytuacji można się pośmiać, to rozluźnia i daje upust nerwom, powinnaś spróbować, bo nawet pan Panazifer podeszły już wiekiem jest bardziej żywy i młodszy duchem niż ty. - zaczęła nerwowo machać ogonem. Pół-elfka do tego stopnia zirytowała młodą diablicę, że ta miała ochotę wziąć skrzynkę, wysypać z niej zawartość i włożyć jej na głowę, żeby nie musieć oglądać jej zafuczałej twarzy, ale uznała, że rzucenie nią w potencjalnych przeciwników jest lepszym pomysłem.

- Widać niektórzy uważają, że przed walką trzeba zachować śmiertelną powagę - powiedział Bran. - A poczucie humoru i żarty trzeba zamknąć w sejfie, bo to nie przystoi.

- Dokładnie tak. Co więcej, wasze zachowanie jest niezgodne z Kodeksem Sojuszu - odparła Idaris zadzierając nosa, ze specjalną czcią wypowiadając nazwę swojego pracodawcy.

- To może jeszcze podasz numer punktu, który głosi takie bzdury? - odparł Bran. - Zapoznałem się z tym i nigdzie nie było zdania głoszącego, iż poczucie humoru jest zabronione.

- Paragraf 8 punkt 3 - Obyczajność drużyn mieszanych, młokosie. - Po prawdzie Idaris nie zaglądała do regulaminu już dobrych trzydzieści lat, ale włożyła w tę wypowiedź cały swój urzędniczy autorytet - A może teraz postanowimy, czym będziemy wabić wroga?

- Oczywiście, nie marnujmy energii na głupie, niepotrzebne kłótnie. A punkt Kodeksu sobie sprawdzę jak wrócimy, bo od momentu jak dołączyłaś do sojuszu, czyli ze… sto lat temu, mogło się w nim coś pozmieniać, bo również owego podpunktu nie pamiętam - żachnęła się Rylivia. - Panie Panazifer czy pańska magiczna dłoń może zejść na dół i ściągnąć ich tutaj? Albo pański niewidzialny pomocnik? Mógłby zejść na dół trzymając jakąś rzecz, może poszliby na przykład za… lewitującą latarnią? - podniosła rękę z latarnią.

- Mógłby. Jednakże, biorąc pod uwagę, że proces percepcyjny tkanki reanimowanej martwej jest dalece inny, niż tkanki żywej, śmiem wątpić, czy pójdą za latarnią. - Gnom dumnie wyprężył pierś, że on też nie wypadł sroce spod ogona w kwestii akademickiego wykształcenia. Ale widząc miny co poniektórych dodał arcynaukowo - no, ni chuj, raczej ich nie zwabimy - zarechotał.

- Czyli na światło nie… - Rylivia mruknęła pod nosem. - A krew? - zapytała całkiem poważnie.

- Jak najbardziej. Tylko na wabia przydałby się ktoś albo z dużymi jajami, albo z długimi nogami. Albo i z jednym i z drugim. - Gnom znacząco popatrzył na długie nogi obu kobiet, jak i wojowników.

- No to idealna okazja do wykazania się dla naszych buhajów… - skomentowała Idaris, po czym ugryzła się w język, przebąkując coś jeszcze o tym że Sojusz na alimenty płacił nie będzie.

- Zawiść to okropna cecha - rzucił Bran w powietrze, niby do nikogo nie kierując tych słów do nikogo.

- Chodziło mi raczej o to żeby twój niewidzialny pomocnik poniósł kawałek materiału nasiąkniętego krwią. Jeden z moich kocy i tak już jest pocięty, także można go w tym celu wykorzystać. Jeśli ma to zadziałać to jestem nawet w stanie rozciąć sobie dłoń - powiedziała Rylivia.

- Może zanim, cytując odpowiednie punkty Kodeksu, ruszymy na dół - powiedział Bran - sprawdzimy, co ciekawego jest za tamtymi drzwiami?

Pół-diablica ze zdziwieniem spojrzała na zamknięte drzwi, o których z powodu sprzeczki z Idaris zdążyła już zapomnieć.
- Ta… To chyba będzie dobry pomysł. Lepiej się upewnijmy czy nikt nam zza tych drzwi nie wyskoczy, kiedy będziemy ściągać na siebie tych z dołu…

- Nie wszystko na raz. Wpierw mała diagnoza. Poproszę o chwilę cierpliwości. Sprawdzimy czy nie opuściliśmy tu żadnych magicznych i wartych uwagi fantów. - Gnom usiadł na podłodze i rozpoczął badania przy pomocy różdżki i innych utensyliów wyciąganych co i rusz z przepastnych kieszeni obszernej szaty. Następnie za pomocą swojej “magicznej ręki” - sztuczki która jak wiedział niezmiernie się przydawała w czasie eksploracji wszelkiego typu zakamarków otworzył sąsiednie drzwi.

Ze strony drugiego pokoju doszedł dźwięk starego i przerdzewiałego zamka. Ellingwood, który w trakcie rytuału postanowił odzyskać chociaż część zużytych bełtów zajęty był teraz ich oczyszczaniem. Słysząc efekt kolejnego zaklęcia spojrzał w stronę drzwi podejrzliwym wzrokiem i powoli załadował kuszę jednym z bełtów.
- Jakieś ślady magii? - zagadnął do czarodzieja widząc, że ten skończył już inkantacje. - Jedno mi nie daje spokoju. Niewiele wiem o czarach, ale ludzie z reguły nie zmieniają się w żywe trupy w trakcie chędożenia, a żywe trupy raczej o chędożeniu nawet nie myślą. Nie widzę tu też śladów walki. - Po czym dodał spoglądając na odciętą głowę - Poza naszymi oczywiście. Myślicie, że ktoś załatwił ich tutaj zanim zdążyli podnieść się z wyra, czy nawet nie wchodząc do pokoju?

- Możliwe, że stan tej dwójki i ich zachowanie to właśnie wynik działania magii - powiedział Bran. - Dzika magia działa w przeróżny sposób.

Rytuał tylko potwierdził Wasze obawy, całe to miejsce przesiąknięte było magią, pierwotną i dziką, podobną do tej, którą obdarzeni są niektórzy zaklinacze. Aura ta była szczególnie wyczuwalna od wszechobecnego piasku. Jednak ku zdziwieniu gnoma, bardzo podobną aurę wyczuł od znalezionego za cegłą pudełka.

Nie znalazłszy innych śladów magii, Panazifer otworzył ostatnie już drzwi, które znajdowały się przed wami. Mimo lodowatego otoczenia, mieliście pot na czole, gdy magiczna dłoń uchyliła wejście do kolejnego pomieszczenia z łóżkiem. Gdy weszliście do środka, deski w podłodze skrzypiały dokładnie tak samo jak we wcześniejszych pokojach, lecz pojedyncze łóżko sprawiało wrażenie, jakby zostało tu wniesione wczoraj i jeszcze nikt nie zdążył z niego skorzystać. Starannie zasłane miękką pościelą, na grubym materacu kusiło was swoimi objęciami po ciężkim marszu przez piaszczyste wydmy.

Gdy Beerear odwrócił wzrok w stronę wyjścia, by rzucić okiem na schody, ujrzał, że drzwi od wewnątrz nabierają dziwnego koloru. Gdy Rylivia skierowała ku nim latarnię dostrzegliście, że wewnętrzna strona drzwi oraz część ściany była wyraźnie osmolona z wyjątkiem wyraźnie zarysowanej, ludzkiej sylwetki.

Idaris, upewniwszy się, że nic wam nie zagraża w nowym pomieszczeniu, przystąpiła do sprawdzenia znalezionego pudełka, oprawionego czarną skórą. Odpięła klamrę i otworzyła, ukazując ciasno ułożoną talię kart. Wiedziona ciekawością spróbowała je wyciągnąć, jednak wyglądało na to, że utknęły w ciasnym pudełku. Szarpiąc je, wyszeptała pod nosem “Niech wyjdzie chociaż jedna!” i w tym momencie, pierwsza z brzegu karta z łatwością poddała się ręce półelfki. Karta wyślizgnęła się z rąk zaskoczonej Idaris i upadła na ziemię, gdzie wszyscy dostrzegli przedstawioną na niej kobietę trzymającą Koło Fortuny. Karta uniosła się nad ziemią i zaczęła delikatnie świecić, gdy usłyszeliście przerażający, bezosobowy, nieludzki głos “Jesteś skazana na kaprysy losu”. Następnie karta rozpadła się w pył pozostawiając was w konsternacji.


- Co… Co to było? - Idaris zerwała się na równe nogi po tym, jak trzymana przez nią karta rozpłynęła się w powietrzu. - To znaczy… Klątwa? - spytała łamiącym się głosem i rozejrzała dokoła rozpaczliwie poszukując odpowiedzi. Poczuła się, jakby coś nieusuwalnego ją oblepiło, nie fizycznie - ale w jej głowie. Wiele by dała, żeby się pozbyć tego uczucia. Tylko nie to… Nie teraz… W myślach miała teraz karuzelę zasłyszanych opowieści o klątwach i dzikiej magii na przemian z oddalającą się perspektywą ciepłej posadki w Waterdeep po ukończeniu tej misji.

- Koleżanko, może zaopiekuję się tymi kartami? Zanim komuś nie wyrośnie trzecia noga… - mruknął gnom kręcąc głową. - Te karty są zaklęte dziką magią. Zresztą cały ten burdel nią cuchnie. Jakby jakaś klątwa trzymała całe to miejsce w zupełnie innej rzeczywistości. Zastanawia mnie źródło tej anomalii. Znasz się na klątwach, prawda, drogi kolego? - czarodziej zagadnął Brana.

- W życiu żadnej nie rzuciłem - odparł zaklinacz.

Rylivia robiła co mogła by powstrzymać się od śmiechu na widok miny Idaris kiedy dziwna karta rozpadła się pół-elfce w rękach. Powróciła jednak po chwili wzrokiem do do kształtu na drzwiach.
- A co pan sądzi o tym? - zagadnęła do gnoma.

- Że ktoś tu spłonął? - Czarodziej wzruszył ramionami, jednak spróbował przyjrzeć się zarówno sufitowi, przeciwległej ścianie, jak i podłodze pomieszczenia aby zlokalizować ewentualne źródło ognia odpowiedzialne za ten efekt.

- Ktoś się bawił zapałkami na dużą skalę - powiedział Bran, który miał wrażenie, że odpowiednio rzucona kula ognia mogłaby spowodować podobny efekt. Nie rozumiał jednak, dlaczego nie spłonęła od razu cała szulernia.

- No… To skoro w tym pokoju nie ma kolejnych trupów, które chcą wyparować z nas wszelkie płyny, a w pokera tą talią raczej nie zagramy, to może zajmiemy się tymi na dole? - zaproponowała Rylivia.

- Też sądzę, że można już by zwrócić ich uwagę - odparł Bran. - Zaczniemy bardziej hałasować, czy zrobimy jakąś akcję na schodach?

Ellingwood jedynie skinął głową, wpatrywał się w osobliwą talię próbując dostrzec jakiekolwiek efekty poza lewitującą kartą i nieludzkim głosem. - Wszystko w porządku, Idaris? - zapytał w końcu. - Czujesz się jakoś inaczej? Może zanim tam ruszymy warto jeszcze sprawdzić, co to za urok? - Kusznik zwrócił się zarówno do półelfki jak i czarodziejów.

- I jak ty to sobie wyobrażasz? - spytał Bran. - Sądząc z wypowiedzi tamtej panienki z karty, Idaris będą spotykać różne niespodzianki. A kaprysy losu mogą być i przyjemne, i wprost przeciwnie.

- Hmm...słyszałem o kartach, których wyciągnięcie skazywało nieszczęśnika na tortury w piekle. Być może to nie ta talia, ale bez gruntownych badań apeluję o jakąś rozwagę z takimi artefaktami. Dla dobra własnego, i wszystkich dokoła. Nie chciałbym dostać czyimiś trzewiami, jak ktoś od tego eksploduje. Kto wie, może to właśnie spotkało tego tam. - Gnom wskazał na wypalony na ścianie cień. - Czy wojownicy mają jakiś plan działania jak wtargnąć do pomieszczenia na dole? - Czarodzieja ciekawiło pianino, na którym przygrywano na dole. Nawet jeśli nie było magiczne, można by je było rozmontować. Na pewno było pełne strun, naciągów i innych technicznych gadżetów przydatnych dla zdolnego majsterkowicza jakim się mienił.

- Wcześniej pytałam czy zwabienie ich zapachem krwi tu na górę jest realne… - zagadnęła Rylivia wyciągając jeden ze sztyletów.

- Narobić hałasu czy zwabić potwory potrafi każdy młokos, ale głupio byłoby umrzeć spadając ze schodów przez jakiś urok. Pytanie czy tak nam się spieszy do walki - skomentował Ellingwood. - Panazifer powiedział, że całe to miejsce przesiąknięte jest magią, więc być może te umarlaki na dole to nasz najmniejszy problem. Co jeżeli największe niebezpieczeństwa czekają na nas z najmniej spodziewanej strony? Talia kart? Nowe łoże w opuszczonej od dwustu lat szulerni? - mówiąc to wycelował kuszę w stronę łóżka, które kompletnie nie pasowało do reszty pomieszczenia i wystrzelił w nie niby od niechcenia.

Bełt wbił się głęboko pomiędzy pościel, wzbijając w powietrze niewielką ilość pierza. Mimo nowego uszkodzenia w postaci małej dziury, łóżko nadal wyglądało zachęcająco.

Wąsacz zbliżył się do niego próbując wychwycić jakieś ślady, które mogłyby powiedzieć coś więcej o tym jak się tu znalazło. Centymetr po centymetrze obejrzał ramę, nogi, pościel i podłogę w jego pobliżu. - Zeschlaki raczej go tu nie przytaszczyły. Idaris, pomożesz? - Zwrócił się do półelfki licząc, że jej bystre oko dostrzeże szczegóły, które jemu mogły umknąć.

- Ale czego konkretnie szukasz przy tych łóżkach? - czarodziej próbował podejść do tematu konstruktywnie, jednocześnie oglądając postrzelone łóżko - właściwie, biorąc pod uwagę, że na dole jest prawdopodobnie knajpa, miejsce było szulernią, a graty znalezione w skrzyni niewykluczają również domu uciech... to łóżka w tym miejscu są jak najbardziej na miejscu. Trupy i te dziwne efekty to może być wina tej dzikiej magii, która zamieniła podróżników w ożywieńców. Źródło klątwy prawdopodobnie będzie na dole, nie w tych pokoikach do uciech, bo inaczej już byśmy się na nie natknęli.

- Też sądzę, że to wszystko, co się tu dzieje, razem z pustynią, to efekt działania dzikiej magii - powiedział Bran. - Ale nawet gdy będziemy mieli pewność, to i tak będziemy mieć kłopoty, żeby te efekty usunąć.

- Na miejscu? - powtórzył Ellingwood. - Nowe, bez śladów użytkowania łóżko w opuszczonej od dwustu lat szulerni na środku pustyni? Może ktoś chce jeszcze skorzystać i odpocząć na nim przed walką? - Zapytał półżartem. - Dobrze więc. Jak dla mnie możemy zająć się najpierw tymi z dołu. Może ostały się tam jeszcze jakieś trunki. Nadal mnie trochę suszy po spotkaniu z tą dwójką w pokoju obok.

- Ho, ho, to rozumiem! - Beerear zatarł pięści jak dzbany i wyciągnął dłoń w stronę Idaris. - Pokaż te karty, kumo, może pierdykniemy jakiś brydżyk? Grał król w kule, przesrał koszulę, hehehe. Więcej to emocji, niż strzelanie do posłania. Znam nawet taki jeden trik, wyciągam kartę z talii, a ona pojawia się w… hehe. - Krasnolud mrygnął porozumiewawczo - i zgoła niezrozumiale - do Brana, najwyraźniej oczekując że wszyscy reprezentują równie koszarowy humor co on. - A jak nie, to łapska mnie świerzbią żeby rozłupać jakąś czaszkę. Mam nadzieję, że znajdziemy więcej takich przyjemniaczków jak tamte suchoklatesy.

Rylivia chwyciła za wyciągniętą w stronę pół-elfki rękę krasnoluda.
- Karty zostawmy sobie na potem, już nam wystarczy, że Idaris może spodziewać się różnych niespodzianek. Lepiej porozłupujmy czaszki tych na dole - powiedziała puszczając rękę Beereara i spoglądając na zabarykadowane drzwiami schody prowadzące na dół.

- To co, schodzicie? Bo nie wiem czy mam wysyłać z wami mojego sługusa, czy robić coś innego. A może jeszcze raz zerknąć chowańcem i dać wam jakiś pogląd z ich strony jak będziecie rozstawiać tą swoją pułapkę na schodach? - czarodziej drapał się po brodzie.

- Może niech pan zerknie jeszcze raz - odpowiedziało diabelstwo.

Panazifer postąpił według planu, wysyłając ponownie swojego chowańca do pomieszczenia na dole, każąc mu przysiąść na suficie. Zamierzał przekazywać towarzyszom informacje uzyskane bezpośrednio z jego zmysłów, jak tylko zacznie się walka na schodach.


 
Asmodian jest offline