Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2018, 18:07   #47
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Tymczasem Kilyne zwiedzała główny skład. Nie był to jubiler. Ani nawet alchemik. Niewiele tu było rzeczy małych i drogich. Trochę dodatków do ubrań, kilka bardziej specjalistycznych narzędzi czy kolorowych ozdób. Część tych najdroższych mogła być trzymana za ladą, ale tam stała teraz młoda, trochę wystraszona dziewczyna o wyglądzie szarej myszki. Nawet ubrana była na szaro. Musiała zostać wyznaczona do zastępowania, ale nie wyglądała na kompetentną sprzedawczynię. Może tu jedynie sprzątała pod obecność któregoś z Vinderów? Aż podskoczyła, kiedy podszedł do niej starszy mężczyzna i położył na ladzie miotłę, którą chciał zakupić. Czarnowłosa nie widziała tu nikogo innego, kto wyglądałby na pracownika. Czarnowłosa walczyła z pokusą. Chęć wykorzystania sytuacji była silna. Gdyby nic jej w Sandpoint nie trzymało, mogłaby nawet zaryzykować. Dylemat wynikał z tego, że zgodziła się wstąpić do miejskiej straży. Musiałaby się stąd zwijać, a i jej towarzysze mogli przy okazji za to oberwać. Postanowiła więc obserwować, zbliżając się do lady.
- Często cię tak panna Vinder zostawia? - spytała lekkim tonem, przywołując na twarz uśmiech.
Zszokowana myszka nie odpowiedziała od razu, drżącymi dłońmi powoli odliczając resztę kupującemu miotłę. Dopiero kiedy ten odszedł, rozejrzała się płochliwie.
- Jak tylko coś przykuje jej uwagę! - syknęła cicho. - A pan Vinder tylko się za starszą córką ugania, odstraszając adoratorów i na skład nie mając czasu!
Nagle jej oczy zatrzymały się na wejściu do sklepu i otworzyły szeroko. Wparował przez nie krępy, ogorzały na twarzy mężczyzna, skubiąc mocno swoją brodę i rzucając szybkie spojrzenie w stronę lady. Nie dostrzegając tam tego czego szukał, ruszył szybkim krokiem w stronę zejścia do piwnicy.
- To musi być strasznie uciążliwe - Kilyne weszła w ton współczującej dobrej znajomej, uśmiechając się pocieszająco do myszki. Dalsze urabianie przerwało to nagłe wejście. Czarnowłosa zmełła w ustach przekleństwo, rozglądając się wokół, jak osoba szukająca ratunku. Nie nadszedł, a nie trzeba było wieszcza, aby wiedzieć gdzie zmierza ten ogorzały mężczyzna. Skoro nie było dobrych rozwiązań, chwyciła się tego głupiego, licząc, że Kas to usłyszy.
- UWAGA, PALI SIĘ! - wrzasnęła na całe gardło. - WSZYSCY DO WYJŚCIA!
Przestraszona dziewczyna podskoczyła jakby ją ktoś wrzątkiem polał, a tęgi mężczyzna zatrzymał, gapiąc na Kilyne jak na wariatkę.
- Gdzie niby, przeca widzę, że się nie pali?! - warknął, kiedy kilku pozostałych w składzie klientów zaczęło wycofywać się szybko w stronę drzwi. Zatrzymał się jednakże, biorąc się pod boki i czekając na wyjaśnienia. - No, słucham, co to za wrzaski?
Kilyne pokiwała głową, sama do siebie. Przyglądała się uciekajacym ze spokojem wymalowanym na twarzy. Dała sobie chwilę, zanim zwróciła się w pełni do oburzonego mężczyzny.
- Bardzo przepraszam. Pan jest właścicielem? Zostałam tymczasową członkinią straży miejskiej, na wypadek powrotu goblinów. Sprawdzam czy ludzie reagują prawidłowo na alarm. Być może poprowadzimy jakieś szkolenia, Sandpoint było do tej pory takim spokojnym miasteczkiem, że duża część osób zapomniała jak to jest żyć w zagrożeniu.
- I po to te wrzaski?! - mężczyzna z wyraźnym trudem panował nad nerwami. - Nie mam na to czasu! - warknął, rzucając wściekłe spojrzenie na Kilyne, która raczej na razie nie zrobiła sobie z niego przyjaciela. Obrócił się na pięcie i ruszył ponownie w stronę piwnicy.
- Kiedy gobliny znowu zaatakują, organizacja będzie kluczowa! - krzyknęła jeszcze za nim Kilyne i machnęła ręką. Zrobiła co mogła, pod nogi wkurzonego ojczulka dla Kasa rzucać się nie zamierzała. Odwróciła się do myszki, z uśmiechem, jakby nic się nie stało. - Strasznie gburowaty, on tak zawsze? Praca w tym składzie musi być bardzo uciążliwa.
Dziewczyna spuściła wzrok, nie patrząc za swoim pracodawcą, który trzasnął drzwiami prowadzącymi do piwnicy. Dopiero po chwili wzruszyła ramionami.
- Pan Vinder martwi się o swoje córki.
- To ile on ich ma? - zapytała jeszcze. Nie żeby bardzo interesowała ją ta kwestia, ale po zrobieniu sobie wroga, trzeba było zadbać też o sojuszników. - Tylko Shayliss pracuje w składzie?
Dziewczyna rozejrzała się, ale poprzedni wybryk Kilyne wypłoszył ze składu wszystkich klientów i były tu teraz same.
- Dwie, ale pilnuje nie tej co trzeba - szepnęła do czarnowłosej. - To Shayliss ściąga i kokietuje wszystkich co przystojniejszych chłopaków, czego jej ojciec za wszelką cenę nie chce dostrzec.
Z dołu dobiegły ich nagle jakieś stłumione okrzyki. Kilyne nie zareagowała na nie w żaden widoczny sposób. Kas był dużym chłopcem.
- Tak mówisz? Myślisz, że teraz też nie dostrzegł? - zapytała z pewnym rozbawieniem, mając tylko nadzieję, że na dole nie dojdzie do rozlewu krwi. Na wszelki wypadek wsłuchiwała się w odgłosy. Sama nie wiedziała na co liczy, ojciec nie miał chyba nawet broni, żeby mogła wychwycić szczęk oręża.
Nic takiego się nie wydarzyło, chociaż wydawało się, że coś tam łupnęło i słychać stłumione dziewczęce piski i krzyki.
- Zawsze przełoży to na swoje - szepnęła dziewczyna, zerkając znowu w stronę piwnicy. - Lepiej wrócę do pracy, bo zaraz wyjdzie…
Kilyne nie chciała naciskać, zamiast tego ponownie zaczęła się rozglądać, czy co cenniejsze rzeczy nie stoją gdzieś blisko. Teraz była tu wyłącznie z przestraszoną dziewczyną, bardzo korciło skorzystać z okazji. I tak musiała poczekać na Kasa. Co robił barbarzyńca na dole to mogła się tylko domyślać. Pracownica ciągle też kręciła się w okolicy, więc nie dało się dobrze przyjrzeć. Zauważyła trochę pudełek pod ladą, ustawionych jedno na drugim, lecz bez opisów. Na pewno był tu także utarg, kiedy odchodził ten z miotłą, myszka wkładała monety do szuflady. Niestety nie istniała witryna z drogimi rzeczami, to najwyraźniej nie był ten rodzaj sklepu. Czarnowłosa nie zamierzała zniżać się do prymitywnej kradzieży monet. Jej zależało tylko na błyskotkach, a skoro takich nie widziała, to postanowiła na razie odpuścić. Zamiast tego coraz bardziej ciekawiło ją co dzieje się w piwnicy. Ruszyła w tamtą stronę, może chociaż uda się podsłuchać?
Zbliżyła się, nawet drzwi uchyliła, ale nikt tam obecnie nie krzyczał. Może prowadzili przyjacielską rozmowę? Albo wyrżnęli nawzajem. Bez schodzenia w dół sprawdzić się nie dało.
Po chwili jednak usłyszała kroki na schodach a uchylone drzwi otworzył szerzej Kas z rozbitym nosem i wargą. Zatrzymał się jeszcze w progu i rzucił w ciemność piwnicy:
- Tylko pomnijcie, że jeśli urośnie jej brzuch to nie moja sprawka! - następnie zamknął szybko drzwi za sobą i ruszył ku wyjściu ze sklepu, mrucząc pod nosem do Kilyne: - I to mnie tu nazywają dzikusem! Ech, ale dostałem za swoje, trzeba mi było cię posłuchać…
Kilyne obdarzyła go długim, pytającym spojrzeniem.
- Starałam się odrobinę spowolnić, zdążyłeś chociaż pomacać? - zapytała z ciekawością, podążając razem z nim do wyjścia ze składu. - Możemy nie być tu zbyt dobrze widziani. Dowiedziałam się, że on ma dwie córki i jest trochę przewrażliwiony na ich punkcie. Co właśnie widzę. Poszukamy Lugira, może będzie w stanie ci pomóc, bo wszystko pobrudzisz - zwinęła po drodze jakiś kawałek materiału i podała Kasowi, aby sobie przyłożył do nosa.
- Dzięki - starł krew z podbródka i wąsów, po czym krzywiąc się pomacał przez materiał nos. - Nic wielkiego, złamany nie jest. Tylko się broniłem, bo gdybym pobił tutejszego mogliby mnie jeszcze wygnać z miasta. A pomacać zdążyłem i prawie coś więcej. Jednak ciężko się powstrzymać będąc sam na sam z taką rozpaloną dziewką. To ty krzyczałaś na górze? - zapytał, a gdy potwierdziła kiwnął w podzięce głową. - Gdyby nie ty, stary Vinder nakrył by mnie z opuszczonymi spodniami. - roześmiał się.
- Rozumiem, tylko się broniłeś - Kilyne pokiwała głową z pełną powagą. - Czy obrona w twoim klanie polega na nadstawianiu policzka?
- Nastawianiu? Nie. - Kas nie wyczuł żadnej ironii. - Próbowałem go obezwładnić, ale wpadł w istną furię! No i mocny jest, trzeba mu przyznać. Zanim otworzył skład musiał być jakimś najemnikiem. Na pewno - utwierdził się w tej pocieszającej myśli, po czym westchnął. - Ech, chyba lepiej odpuścić sobie smalenie cholewek do tutejszych dziewek.
- Nie, musisz się nauczyć jak robić to po miastowemu - zadeklarowała Kilyne, z trudem utrzymując powagę. - Mogę służyć za nauczycielkę - uśmiechnęła się i skierowała kroki do karczmy. Chciała tam zostawić ekwipunek wspinaczkowy zanim pomyśli co dalej.
 
Lady jest offline