Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2018, 21:16   #11
Leokacy
 
Leokacy's Avatar
 
Reputacja: 1 Leokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie coś
To mogłoby tak iść:

Już od najmłodszych lat Grisza wykazywał smykałkę do polowań. Pierwszego własnoręcznie upolowanego zająca przyniósł do domu, gdy miał pięć lat. Czynem tym napełnił serce matki dumą, a garnki całej rodziny strawą, o którą było tak ciężko od kiedy stary Grigorij zaczął pić. Dwa lata wcześniej wilk poszarpał mu nogę i od tamtej pory do domu zaglądała bieda i niepoliczone ilości kvasu. W ciągu kilku następnych lat Grisza stał się jedynym żywicielem rodziny, spędzając długie dni na wędrówkach po stepach i lasach za zdobyczą. Lubił te samotne chwile, chociaż jego spokój burzyło wspomnienie siniaków niezręcznie ukrywanych przez matkę, oraz żałosnego kwilenia małej Elenki…
To było bardzo udane polowanie. Pęczek śnieżnobiałych skór srebrnych lisów skrzył się w promieniach zimowego słońca, stanowiąc jakby koronę dla sań wypełnionych po brzegi mięsem i pośledniejszymi skórami. Po blisko trzytygodniowej nieobecności widok palisady rodzinnej stanicy napełniał serce radością i nadzieją… W miarę jednak zbliżania się do domu do serca Griszy zaczęły zakradać się także strach i niepewność. Jedynie z nielicznych kominów unosił się dym, a towarzyszące zwykle ludziom gwar i hałas były jakby przyciszone i nieuchwytne… Pędem nieomal przekroczył bramy, by ujrzeć stos ciał zawiniętych w brudne szmaty pod jedną ze ścian palisady i mieszkańców pogrążonych w żałobie… Długo nie mógł zrozumieć, dlaczego zaraza oszczędziła jego bezwartościowego ojca, a zabrała jego dobrą matkę i słodką, niewinną siostrzyczkę…
Jeszcze tego samego roku zaciągnął się do przemaszerowującego oddziału w charakterze zwiadowcy. Przez cały ten czas nie odezwał się do ojca ani słowem, ani nie pożegnał się z nim, zostawiając chromego na pastwę losu.
Lata służby mijały jedno za drugim, a Grisza mężniał i nabierał wprawy w swoim fachu. Zaprzyjaźnił się nawet z niektórymi współtowarzyszami, z którymi niejednokrotnie wymykał się śmierci. Serce jego skute jednak było lodem i obce mu były ich ideały i sprawa, za którą walczyli. Dlatego gdy pewnego razu wracając ze zwiadu zastali swój obóz odpierający atak przeważającej liczby wroga, Grisza chłodno kalkulując szanse na przeżycie, nakazał niepostrzeżony odwrót. Tak przynajmniej myślał do czasu, gdy kilka dni później w przydrożnej knajpie, w której z ponurymi minami sączyli kubki kumysu, odnalazł ich dowódca wraz z kilkoma żołnierzami ocalałymi z ataku. Byli tak zaskoczeni, że nawet nie próbowali się bronić czy uciekać. Sąd odbył się błyskawicznie i za dezercję skazano ich na pracę w carskich kopalniach w Vitevie, dokąd też zesłano ich po kilku miesiącach wyniszczającego pobytu w lochach. Dotarli na miejsce w samym środku zimy, ale nie dano im chwili na odpoczynek. Rozlokowano ich w barakach i od razu rozpoczęli pracę. Zdesperowani i pozbawieni wszelkiej nadziei na przetrwanie katorgi postanowili uciec przy pierwszej okazji.
Ta nadarzyła się zresztą dość szybko. Ze względu na pogarszającą się pogodę do pilnowania baraków w nocy wyznaczano czasem zaledwie dwóch lub nawet jednego nadzorcę. Jednej z takich nocy wychynęli z baraku zaalarmowani krzykami i dostrzegli scenę, którą Grisza znał aż nazbyt dobrze. Pijany jak bela nadzorca awanturował się ze swoją żoną. Grisza już wcześniej zwrócił uwagę na tę dziewkę. W jej ruchach i spojrzeniach od razu rozpoznał osobę, której obcy jest spokój domowego ogniska. Nie reagował, gdyż była mu obojętna, jak wszyscy i wszystko wokół. Dopiero ta scena obudziła w nim pogrzebane dawno wspomnienia. Niewiele myśląc ani nie oglądając się na swoich towarzyszy, rzucił się na pomoc dziewczynie. Dopadł nadzorcę, obalił go z łatwością na ziemię i zaczął okładać gołymi pięściami jego zaczerwienioną twarz, upatrując w niej czerwoną twarz swojego ojca, na którym mścił się teraz za wszystkie doznane od niego krzywdy i niesprawiedliwości. Towarzysze Griszy, którzy ruszyli zaraz za nim i starali się przytrzymać obalonego oprawcę. Widząc, że ten przestał się ruszać, odciągnęli odeń swojego kompana, a bezwładne, zakrwawione ciało pospiesznie zaciągnęli z powrotem do chaty. Grisza szybko wrócił do siebie i, oceniając że całe wydarzenie przeszło niezauważone, dołączył do swoich ludzi, którzy w pośpiechu zagarniali z chaty jakieś ubrania, zapasy jedzenia i oręż, niewiele uwagi poświęcając oszołomionej całym zajściem i milczącej dziewce. Dwie minuty później ruszyli już chyłkiem ku ogrodzeniu osady. W drzwiach Grisza obrócił się i jego wzrok spotkał się ze wzrokiem wdowy po nadzorcy. Dopiero teraz dostrzegł, iż przyodziana była w szaty podróżne, a jej plecy obciążał niewielki tobołek.
– Pójdź – rzucił do niej i nie oglądając się więcej ruszył za swoimi towarzyszami. Czekał ich długi marsz na południe, ku puszczom Ostermarku i dalej, ku sercu Imperium. Dla Kislevu byli już martwi.

Drużyna składa się z kilku dezerterów (jeśli nikt nie zechce dołączyć to jednego... ) oraz zbiegłej dziewki, uwikłanych w 'przypadkowe' morderstwo nadzorcy.
 
Leokacy jest offline