Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2018, 21:24   #13
adsum
 
adsum's Avatar
 
Reputacja: 1 adsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnie
A dalej tak?


Wychowała się w niewielkiej osadzie pod Vitevem, wraz z szóstką rodzeństwa, w gospodarstwie, w którym dzieńga oglądana jest na obie strony przed wydaniem, a pocerowane spodnie i suchy chleb liczą się za majątek. Od pacholęctwa pomagała w domu, później – już jako podlotek – wypasała gęsi. Nader szybko ze szczypiorowatego dziewczęcia przeistoczyła się w postawną pannę z pokaźnymi… walorami, co nie uchodziło uwadze zwłaszcza dojrzałych mężczyzn, którzy zwabieni świeżością rozkwitającego kwiatu, tłoczyli się wokół, próbując upić choć łyk z kielicha jej niewinności. Pośród adoratorów wyróżniał się przede wszystkim Stiepan Stiepanowicz Konowałow – niemłody już wojak, któremu powierzono funkcję nadzorcy w obozie karnym w Vitevie; człek szorstki w obyciu, apodyktyczny i krewki, co w połączeniu z chorobliwą wręcz zazdrością tworzyło osobowość raczej trudną we współżyciu; do tego opój, hołdujący – jak wielu Kislevitów – przekonaniu, że mężczyzna, który nie bije swej kobiety, tak naprawdę jej nie kocha.

Mimo tych „drobnych” mankamentów wioskowa piękność z zapadłej dziury, upatrując szansę na poprawę swego statusu materialnego, poślubiła gwałtownego Stiepana i bez zbędnych sentymentów przeniosła się do jego domu w Vitevie, gdzie została wreszcie panią na swoim. Nie zrezygnowała przy tym ze swych przyzwyczajeń. Pod maską zaradnej gospodyni i posłusznej, cierpliwej żony wciąż kryła się spragniona emocji i wyzwań trzpiotka, folgująca swym słabościom, których istotą zazwyczaj byli atletycznie zbudowani, pełni wigoru parobkowie. Relacje pomiędzy Galiną a jej mężem dalekie były od romantycznych, jednak oboje darzyli się czymś na kształt osobliwego przywiązania, wynikającego ze strachu – przed samotnością lub biedą. Od jakiegoś czasu mir tego niewielkiego – rozpalonego na miarę trudnych warunków – ogniska, został naruszony. Stiepan, zatrważająco szybko, staczał się w przepaść alkoholizmu i coraz częściej podnosił rękę na żonę.

O ile na co dzień dziewka sobie z tym jakoś radziła – na ile było to możliwe znikając sprzed oczu prześladowcy, usłyszawszy od progu chrapliwe pijackie sapanie lub odgłosy spadających przedmiotów – tak feralnego dnia zmogła ją choroba i przysnąwszy, straciła czujność. Ukochany zwlókł ją brutalnie z łoża i pobił do nieprzytomności. Ocknęła się posiniaczona, upstrzona zakrzepłą krwią i obolała dopiero po dwóch dniach. Obmacała się odruchowo w poszukiwaniu urazów. Znalazłszy jedynie jedno czy dwa złamane żebra, ostrożnie odetchnęła z ulgą. „Miarka się przebrała, stary łajdaku”, zawyrokowała w myślach, zacisnęła mocno usta i z zimnym blaskiem w oczach rozpoczęła przygotowania do ucieczki.

Przez kilka kolejnych dni ogrywała rolę wzorowej żony, udając że nic się nie stało, w ukryciu jednak wypełniała swój plan szczegółami i kompletowała sakwę podróżną. Spakowała nieco prowiantu i odzienia, krzesiwo i hubkę oraz najcenniejszą rzecz jaką miała – złote zausznice, prezent ślubny od swego oprawcy. Brakowało jedynie pieniędzy... Jako że Stiepan zawsze je nosił przy sobie, pozostało odnaleźć drogę do jego sakiewki. W dniu ucieczki odwiedziła męża w pracy – strażnica w istocie była nieco większym, zaopatrzonym w oręż, barakiem przylegającym do palisady – i słodko szczebiocząc, raczyła go niebotycznymi ilościami kvasu, zaprawionego środkiem nasennym. Tak jak przewidywała – Stiepan, wybełkotawszy pijacką tyradę sławiącą zalety swej połowicy, w końcu osunął się w ciemność. Galina zaczęła go starannie przeszukiwać. Po trzosie niestety nie było śladu. Gorączkowo rozgarniała papiery na biurku, przetrząsała szkatułki i pojemniki. Nagle mężczyzna się ocknął, wargi miał prawie czarne w obfitej białej pianie, w oczach spowitych mgłą czaił się dziki błysk. Z miejsca rzucił się na nią, przygniatając spoconym cielskiem do klepiska i dusząc. Przeraźliwy pisk zainaugurował szamotaninę, w której Galina była z góry na przegranej pozycji. „Czyżby... trucizna?!”, rozpaczliwa myśl przemknęła jej przez głowę. Zdezorientowana i przestraszona zapomniała, żeby się bronić...

Niepostrzeżenie jeden z więźniów zakradł się przez uchylone drzwi. W ułamku sekundy dopadł Stiepana, zacisnął dłonie na jego szyi, odciągając go na kilka kroków i z nienaturalną zapalczywością zaczął wymierzać mu śmiertelne razy. Pozostali więźniowie – wychudzeni niczym zjawy – nie zamierzali się przyglądać widowisku, powodowani zemstą solidarnie ruszyli w sukurs kamratowi. Przekleństwa wypluwane przez nadzorcę wraz z krwią i śliną, zwłaszcza w kierunku swojej żony, stanowiły wymowne epitafium. W końcu ucichły...

Mężczyźni ukryli zwłoki, zabrali kilka rzeczy, w tym odzienie nieboszczyka, okowitę, nieco oręża i ruszyli ku bramie wiodącej do wolności. Ten, który okładał Stiepana, odwrócił się u wyjścia, omiótł wzrokiem siniaki wciąż jeszcze widoczne na jej rękach i zważył coś w myślach. Po chwili utkwił w niej zmęczone spojrzenie wielkich oczu.

– Pójdź! – rzekł cicho i wyciągnął odruchowo rękę, tylko po to, by ją ze zmieszaniem cofnąć w pół drogi.

W odpowiedzi na wyszeptane zaklęcie, wyrwane z letargu ciało Galiny niemalże bez udziału woli ruszyło w stronę wyjścia.
 

Ostatnio edytowane przez adsum : 08-06-2018 o 12:48. Powód: więcej winy!
adsum jest offline