Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2018, 00:41   #249
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Mur miejski nie stanowił dla niej żadnego wyzwania. Pazurki łatwo odnajdywały zagłębienia w kamiennych blokach obrosłych zresztą mchem i porostami. Ludzkie dziuple były zdecydowanie za łatwo dostępne. Aż dziw brał, że przeżywali zimę i nikt im orzechów nie podbierał. To jednak do zmartwień Rudej nie należało. Jak dla niej, ludzie ze wszystkimi swoimi szczeniętami mogli zdechnąć choćby i teraz zaraz. Śmierdzieli, ścinali drzewa, hałasowali i drażnili szkarłatny kwiat. No jakiż pożytek z nich był?

Ano tak. Potrzebowała ich. A przynajmniej tego płowowłosego durnia. Co go jego krewni Jorisem zwali. Ślamazara i głupek. O zarazie wywiedział się mniej niż ona sama w przód wiedziała. Powinna popędzić leszczynowym szlakiem i łąkami przez królikarnie na powrót do lasu i… i… Nie wiedziała co mogłaby zrobić. I nie wiedziała czemu właściwie sama chciała coś zrobić. Jej dotychczasowe zmatwienia były tak bardzo odległe od obecnego. Wypchać kilka spiżarni zapasami, zapamiętać choć połowę z nich, wybrać odpowiedniego samca, nie dać się pożreć. Dzień w dzień. To było dobre. To było takie jakie być powinno. Zaraza tego nie powinna zmienić. Mało to zwierząt pada od chorób codziennie? A jednak tamtego dnia gdy ten gamoń stanął przed nią i zaczął coś mówić w tym ich niezrozumiałym języku, coś w jej wiewiórczej główce się przestawiło. Poczuła to nie od razu. Z początku tylko dziwnie się zachowywała. Pobiegła do stuk stuka, zamiast sprawdzić południowe dęby. Potem odwiedziła jeszcze kilka innych zwierząt, o których wiedziała, że nie należy się do nich zbliżać. Za dnia i w nocy. Nawet nie zauważyła kiedy zgłodniała. I kiedy tak bardzo nieswojo zaczęła się czuć sama w swoim lesie. Bez niego. Jej powolnego śmierdziela, do którego teraz wracała i którego widok naprawdę ją cieszył.

- Squik?
Joris odwrócił się i westchnął. Chciał być sam. Ale o dziwo towarzystwo tego nadpobudliwego gryzonia mu nie przeszkadzało. Choć przypominało o czymś ważnym. Że zawodzi. I że zamiast coś z tym zrobić, to siedzi na miejskim murze dyndając nogami w dół i gapi się na majaczący na całym widnokręgu las Neverwinter. Gdzieś tam pozbawiona opiekuna knieja zwróciła się do niego o pomoc. Miał nawet w pewnym momencie podróży takie durne przemyślenie, że Ruda to nie Ruda tylko Tancerka pod postacią Rudej. Ale potem zobaczył jak Ruda nonszalancko sadzi bobki na dwukółce Zenobii i porzucił tę myśl. Ruda była Rudą. Ale to nie zmieniało faktu, że to on powinien jej pomóc. A zamiast tego wymyślał jakieś listy, brnął w kolejne kłamstwa i co i rusz uderzał głową o mur dziwnej neverwinterskiej rzeczywistości. Jedynymi zaś tego efektami były uszczuplona sakiewka, lusterko, które leżało obok niego i list. A raczej pergamin, w którym ostatni potomek namiestników zamku Cragmaw wspaniałomyślnie z dniem swojej śmierci zcedowuje prawa do swoich włości na mieszkańców miasta Phandalin. Lustro i uszyte przez krawcową pismo. Dwa kłamstwa. NIe licząc tych, które zostawił Shavriemu i Rice. Ot i całe posłanie Jorisa. Myśliwego. Bo nie liczył zakupionych zwojów wykrycia magii i wykrycia zła.
Wyciągnął rękę do zołzy, a ona bez wahania wskoczyła mu na ramię i o dziwo po prostu przysiadła na nim.
- Wiem - odparł po chwili - To las. A ja w nim zabłądziłem. Muszę się cofnąć do momentu gdzie znam drogą. I tam ją podjąć na powrót.
Kiwnął głową z namysłem i wstał. Zbliżali się strażnicy by go zapewne stąd pogonić, lub zatrzymać. Niedoczekanie.

***

Decyzję Turmaliny przyjął z zaskakującym go żalem. Tym bardziej, że oznajmiła mu ją w taki… ludzki sposób. Objął ją mocno i puścił oko na pożegnanie.
- Napisz czasem. I nie jedź sama.

***

W samej karczmie już nie udzielał się w rozmowie. Upewnił się tylko, że Rika nie przybyła tu ranna, a potem rad z powrotu Marduka, który wyraźnie zainteresował się Tressendarami, zjadł swoją kolację. Przed pójściem spać zamówił u Trzewiczka umagicznienie lusterka tak by pokazywało to co pokazało im Przymierze. Czyli ni mniej ni więcej jak czerwoną dupę Elizy. Niziołek gdyby miał ochotę mógłby od siebie coś dodać. Nie miał pojęcia czy tak potężny artefakt się przyda, ale pomysł wydał mu się godny złota.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline