Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2018, 08:54   #262
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Godziny po rozmowie z Jaromirem upłynęły Francisce na pisaniu listów pod czujnym okiem kanonika. Do arcybiskupa, do papieża i do generała zakonu. Każdy kolejny wyraz postawiony na papierze przekreślał coraz bardziej marzenia Guntera o powiększeniu swojej władzy i zaszczytów. Wenecjanka znała powiedzenie o żmii wyhodowanej na własnej piersi, ale biskup nie miał piersi, a poza tym nic nie hodował. Co więcej wampir z każdą kolejną informacją okazywał się mniej groźny niż być powinien. Lupi in vestimentum ovium - nieomal zapisała w liście. Tylko kto był kim w tej całej układance?

Czuła nawet pewną sympatię do Jaromira, jak czuła sympatię do każdej interesującej historii, w której morał był oczywisty i ostatecznie pozytywny. Miała się zaraz z nim pożegnać, nie doszukiwała się więc w nim drugiego dna. Możliwe, że więcej się nie spotkają. Skończyła pisać. Wręczyła kanonikowi, co jemu należne i ruszyła do swojej celi robić porządki.

Kazała zagrzać wody i przynieść do pomieszczenia, w którym kilka godzin wcześniej brała kąpiel. Sądząc po wyglądzie zakonników wydarzenie bez precedensu w tamtejszym klasztorze. Następnie bezceremonialnie zaciągnęła Małgosię i wpakowała ją do przygotowanego szatańskiego wywaru - czystej ciepłej wody. Sceny, które potem rozegrały się w pomieszczeniu przypominały egzorcyzmy i tylko łaska Pańska sprawiła, że zakończyły się kilkoma siniakami i niewielkim podtopieniem. Francisca była jednak zdecydowana i kilka razy powtórzyła tylko jedno zdanie: “Nie będziesz śmierdzieć w moim towarzystwie, chociaż ty!” Służba Panu wymagała poświęceń, służba Wenecjance również. Następnie wyprała ubranie dziewczynki i rozwiesiła je do wyschnięcia, a ją ubrała w lniane giezło. Przyniosła jej z kuchni trochę jedzenia i zabrała do pomocy przy pakowaniu rzeczy z celi. Kilka godzin później dziewczynka ponownie była utytłana w kurzu, pyle i Bóg jeden wie czym jeszcze, ale Francisca miała wrażenie, że śmierdziała jakby mniej.

Czas przed podróżą Francisca spędziła w kaplicy modląc się przez długi czas, tak, że straciła jego rachubę. Wszystkie zdarzenia z ostatnich dni zlewały się w jedną całość, a postaci, które znała spotykały się ze świętymi rozmawiając o rzeczach, o których ona sama miała niewielkie pojęcie. Na końcu tego niby snu, niby jawy podeszła do niej Maria Magdalena i położyła dłonie na jej włosach.
- Nie bój się - powiedziała tylko - Pan obdarzył cię łaskami, które dostępne są tylko nielicznym. Bóg działa w każdym, kto wierzy w jego moc.

Potem popadła w otępienie, a gdy podnosiła się z kolan miała wrażenie, że Bóg ją opuścił.

W podróży ukradkiem przyglądała się żołnierzom kanonika. Jeden z nich, z którym dało się porozumieć po łacinie, wydawał się nieco mniej odrażający od całej reszty. Wydobyła z niego odpowiedzi na kilka zdawkowych pytań. Nie tego chyba się spodziewał, że cudzoziemka, o której miał jednoznaczne myśli sama zbliży się do niego pytając, czy czegoś nie potrzebują. W dodatku wciśnie w te kilka słów, coś co brzmiało jak komplement. Nie nawykł do tego, że są kobiety zachowujące się jak mężczyźni i przez chwilę wydawało mu się, że gdzieś poza Mazowszem może istnieć jakiś inny świat, którego nie zna i nie rozumie. Odgonił jednak te dziwaczne refleksje i wrócił do tego, o czym lubił myśleć najbardziej: o mieczach, bijatykach i chędożeniu. Przypomniał sobie też, że dwóch z drużyny kanonika wisi mu trochę srebra, którego teraz pewnie przez długi czas nie zobaczy. Zacisnął rękę w pięść, próbując zapamiętać co ma im zrobić, gdy spotkają się ponownie i w całkowitym zdumieniu zobaczył, że ta dziwna kobieta na niego patrzy, jakby rozumiała co pląta się po jego głowie. ‘Czarownica!’ skrzywił się, ale nim nabrał powietrza do płuc wszystko zniknęło. Kobieta rozmawiała z jakimś starcem, tak jakby nie wiedziała o jego istnieniu. Pot spłynął mu po plecach. ‘Co tu się na czarcią mordę odprawia?’


Nadeszła noc w której nie zmrużyła oka. Jechali jeszcze po zmroku ignorując możliwe niebezpieczeństwo. Ludzie kanonika wyglądali na zmęczonych, ale nie śmieli dyskutować z Gerge, który bezlitośnie nalegał, by się nie zatrzymywać. Nagle zerwał się wiatr, który Francisca poznała od razu. Ten sam zapach, niby zwyczajny, ale noszący w sobie coś nienaturalnego. Chyba się bała, równocześnie jednak wróciły do niej myśli o tym, że zawiodła.

Wraz z wiatrem przyszedł szept. Przemawiał ten sam, który poprzedniej nocy zostawił list dla inkwizycji.
- Czy z wampirem z Mogilna wszystko dobrze? W nadchodzącej potyczce jest on ważną figurą.
- Okazano mu miłosierdzie, ale nie tak jak sobie to wyobrażałam. Nie udało mi się zapobiec tragedii - Francisca, w której żal po utracie Piotra ciągle był żywy nie zamierzała udawać czegokolwiek. Poza tym była pewna, że ten, który rozmawia przez wiatr dobrze wie co wydarzyło się w klasztorze. Spodziewała się, że to test. Dość już miała wrogów, których nie znała, nie chciała dokładać do tej grupy istot niedawno poznanych.
- „Wyobrażałam” - wiatr przyniósł powtórzone jedno słowo. Dopiero po chwili przyfrunął kolejny potok słów.
- A więc nie jesteś biednym Żakiem, dorabiającym na roznoszeniu wiadomości. A Piotra już nie ma, tak?
- Piotra nie ma. Nie zdołałam temu zapobiec, choć przez chwilę wszystko wyglądało tak jak sobie planowałam - Francisca zakończyła westchnieniem odpowiedź na drugie pytanie - Rzadko kto jest tym za kogo się podaje. Ja nie wiem kim jesteś ty, ty wiesz niewiele o mnie. Mamy być może wspólnego wroga, o którym z resztą ja też wiem mało - zakończyła.
- Chciałbym zatem ponownie się spotkać. Za dwie noce. Ustal miejsce.
- Pojutrze po zmroku w płockiej karczmie pod Byczym Rogiem - powiedziała i zagryzła wargi z niepokoju.


Kolejnego dnia Francisca zmusiła się, aby zapytać o kilka teologicznych zagadnień księdza Szymona oraz z dużym zaciekawieniem pytała o tutejsze szlacheckie rody. Ksiądz już wcześniej o tym opowiadał z wielkim namaszczeniem, ale dopiero teraz Wenecjanka zaczęła je rozróżniać. Dopytała nawet o znaki herbowe i nie szczędziła słów pochwały dla rozległej wiedzy kapłana. Gerge jak zwykle mówić nie chciał, a Walter przyglądał jej się z spode łba, ale równie znudzony co wszyscy przeciągającą się podróżą dał się wciągnąć w rozmowę o tych ziemiach oraz swojej własnej historii. Nieistotne szczegóły notowane skrzętnie przez Oko Inkwizycji. Wiedział, podobnie jak Gerge, że nie ma niewinnych pogaduszek w zakonie, ale było mu w zasadzie wszystko jedno. Poza tym dziwiła go niewiedza Włoszki, zwłaszcza na temat wilkołaków i innych nienaturalnych istot. A może tylko udawała? W końcu, nieco zmęczony pytaniami udał że zasypia. Naiwny wybieg starca, który pół życia spędził zabijając potwory.

Gerge natomiast wyglądał na szczerze zdumionego, gdy wykorzystując rzadkie chwile poza wzrokiem Anny został niemal napadnięty przez Franciscę. Streszczenie streszczenia ostatnich dni i datę oraz miejsce usłyszał tylko wraz z żądaniem, aby utrzymać to na razie w tajemnicy. Potem jeszcze przez chwilę musiał siłować się z żenującym dla mężczyzny zadaniem naprawy grzebienia do włosów. Piśmienny od kanonika chciał parsknąć śmiechem, ale znów spóźnił się o ułamek chwili. Nim skończył zbierać myśli, kobiety nie było.

Włoszka poświęciła też sporo czasu Małgosi, którą uczyła podstaw matematyki oraz kilku prostych słów łacińskich. Musiały się dogadywać w tym języku, postanowiła i zgodnie z tym wprowadzała swój plan w życie. Dziewczynka nie rozumiała wiele z tego dziwacznego bełkotu, który jak dotychczas myślała, służył do czarowania i odganiania złych duchów, pożerających nocą dzieci. Robiła jednak co jej kazano, bo choć od opuszczenia domu nie dostała jeszcze ani razu lania, to nie miała wątpliwości, że przy najmniejszym nieposłuszeństwie tym to właśnie się skończy. Tylko raz, gdy Pani kazała odprawiać zaklęcia w ciepłej wodzie stawiała opór wierząc święcie, że na śmierć rychłą idzie. Umazała się potem ponownie błotem, aby przywrócić sobie znajomy wygląd, ale do teraz zdumiewało ją, że przez chwilę niczym Pani pachniała wodą różaną. Sama nie wiedziała co z tym zrobić... na razie jednak uparcie powtarzała łacińskie liczebniki.

Wyrwana ze snu chłodnym świtem spojrzała w oczy Pani, a niedługo potem zobaczyła bramy Płocka. Klasnęła w dłonie. Jaś tam na nią czekał.


Spotkanie o świcie odbyło się szybko i sprawnie. Małgosia dostała wychodne, znaczy mogła pomagać bratu w tym co do zrobienia dostał on sam. Jaś bowiem, po opowiedzeniu zdobytych rewelacji, czym zasłużył sobie na pochwałę otrzymał do dostarczenia Panu Mężowi skreślony naprędce list, w którym Francisca wyraziła nadzieję, że zastaje męża w dobrym zdrowiu oraz że po spotkaniu Inkwizycji będzie na mszy w katedrze, a potem gotowa jest opowiedzieć o swojej podróży oraz że gorąco pozdrawia. Zapytała również lakonicznie o stroje od krawca. Była w końcu damą i tylko takie sprawy powinny ją zajmować.

Jaśko został również przepytany na obecność niejakiego Rocha. Jeśli by wiedział to bardzo dobrze, jednakże szukać, ani rozpytywać nie powinien przynajmniej nie głośno. Również kupiec Dohn oraz niejaka Mira, córka Chwaliboga. To oraz zbieranie plotek zadania na czas najbliższy, póki Pani z kolejnej podróży nie wróci. Małgosia zaś w nocy spać może u siebie, gdy zaś świt wstanie przyjdzie do karczmy w której Pani mieszka, gdyż czekać ich może kolejna wyprawa. Jaś może przyjść również, jeśli będzie miał jakieś nowe wiadomości. Wszystko zakończyło się wręczeniem drobnej srebrnej monety.
- Niech Pan ojciec solidny obiad wam dziś poda. Kto pracuje, chodzić nie może głodny. - ustaliła zgodnie z Pismem Francesca, chociaż nic to nie miało wspólnego z rzeczywistością katolików. Ci co najciężej pracowali zwykle nie mieli co jeść.

Chwilę później Francesca ciągle nie czując żadnego zmęczenia ruszyła do ciasnej, ale własnej klitki - siedziby Płockiego Świętego Officium. Wiele się wydarzyło od czasu, gdy wstępowała tam po raz pierwszy, dalej jednak nie rozumiała, jak to się stało, że tylko dzięki jej wysiłkom mieli gdzie rozmawiać na osobności.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline