Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2018, 10:51   #40
potacz
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
Żołnierz coś krzyczał, ale Joel czuł jakby znajdował się pod wodą, każdy otaczający go dźwięk wydawał się zniekształcony. Domyślił się co musi zrobić i natychmiast założył ręce za głowę.
- Ja tylko…ja tylko próbowałem…Joel walczył, żeby nie zemdleć. Język mu się plątał i nie mógł sklecić sensownego zdania - To restauracja mojego przyjaciela. Chcieli wynieść sejf…Jeden z nich jest dalej w środku.
Strode’owi wydawało się, że za plecami żołnierza zauważył Jacka Wooda, który przyglądał się całemu zajściu z progu własnego domu. Obraz zaczął się zamazywać i nauczyciel poczuł, że za chwilę osunie się na ziemię i straci przytomność.
Sierżant William Jaeger wyszedł z wozu, jego HK 416 zwisało mu na piersi na elastycznym slingu. W maskach gazowych brytyjskiego SASu, wyglądali nadmiernie uzbrojeni jak na pokojowe działania prewencyjne. Ale, służba to służba, a oni nie wiedzieli jeszcze dokładnie z czym walczyli. Podszedł sprężyście, prawie biegnąc, do nagle wybuchłego zajścia przed restauracją.
- Co Ty… - Bill złapał osuwającego się mężczyznę rękami w rękawicach mechanix i posadził go na ziemi. - Co tu się kurwa dzieje?! Z wozu! - ryknął do pozostałych żołnierzy w terenówce.
Gdy przybiegli, kazał jednemu pilnować siedzącego mężczyzny i cały czas trzymać go na muszce.
- Miller! - powiedział do drugiego żołnierza z radiostacją - zameldować przez radio udaremniony prawdopodobny napad rabunkowy. Sprowadźcie dla niego i dla tego drugiego - wskazał na leżącego obok sejfu draba - pomoc medyczną. Sejfu sam nie niósł, więc przygotować się do ewentualnego ostrzału ze strony budynku! Nadać przez megafon rozkaz, aby ktokolwiek kto znajduje się w restauracji wyszedł z rękami w górze i poddał się bez walki albo użyjemy śmiertelnej siły!
Na rozkaz, hummer został przeparkowany tak, aby znajdował się między siedzącym na asflacie mężczyzną i żołnierzami a restauracją. Działko .50 cal wycelowało w ciemne wnętrze restauracji. Z megafonu zaczął płynąć komunikat w stronę restauracji.
Sierżant William Jaeger podszedł do siedzącego łamiąc wszelkie protokoły bezpieczeństwa i kopnął go lekko, acz obcesowo w udo. Stał nad nim, z karabinem przewieszonym przez pierś. Drugi żołnierz cały czas ich osłaniał i celował w mężczyznę.
- Jak się nazywasz? Co tu kurwa robisz?! Coś Ty się kurwa, naćpał? Mów!
Darla patrzyła szeroko otwartymi oczkami na scenę, która się przed nią rozgrywała. Kałach i maska gazowa? Czy to w ogóle było wojsko?! Jakieś siły specjalne życzenia czy coś.. Nie znała się na tym. Co do jednego nie miała jednak wątpliwości - skażenie, jej podejrzenia zamieniły się w pewność. Złapała ojca za ramię.
-Zabierajmy się stąd - powiedziała nerwowo. - Schowaj pistolet. Będziemy mieli kłopoty…

- To mały Jo - powiedział tylko i odepchnąwszy ją, wypuścił koszulę na spodnie, tak że zasłaniała broń i z lekko podniesionymi ku górze rękami ruszył powoli w stronę wojskowego. - Znam go! - krzyknął zbliżając się powoli. - To Joel Strode sierżancie. Zaopiekuję się nim jeśli pozwolicie.

- Stać. Ani kroku dalej. - warknął do starca któryś z żołnierzy, unosząc karabin na piersi - Wracać do domu!
William położył mu rękę na lufę karabinu, kierując wyjście lufy w podłoże. - Znacie tego człowieka? Dlaczego on się tak dziwnie zachowuje? Jest naćpany?

Jack zatrzymał się.

- Znam go. Mieszkam na przeciwko - wskazał głową trzymając ciągle ręce na widoku. - Zaprowadzę go tam i tam nas znajdziecie jeśli zechcecie z nim porozmawiać. Nie jest niebezpieczny. Bronił własności przed włamywaczami.

William przyglądał się starcowi, który jednak nie wyglądał na zbira. Podjął kolejną, poza protokołową decyzję, za którę pewnie zarobi burę jeśli wyjdzie na jaw. Ale mieli wystarczająco dużo kłopotów by niańczyć jakiegoś pijanego osła i się tym przejmować.
- Zabierajcie go stąd.

Cywil skinął głową. Podszedł do Joela i dźwignął go z trudem.

- Dziękuję sierżancie - stęknął przechodząc koło niego a później krzyknął na dziewczynę stojącą nieopodal. - Pomóż mi!

Sierżant wrócił do Hummera, zostawiając cywilów za sobą. Powróciwszy, rozkazał zając żołnierzom pozycje i czekał na odpowiedź w sprawie wsparcia karetki oraz policji, do przetrząśnięcia restauracji.

Odpowiedź przyszła po dłuższej chwili.
- Zgłoszenie przyjęte. Karetka w drodze. Wsparcie niemożliwe. Wszystkie jednostki w terenie. Musicie sobie radzić sami.

William siedział rozparty na fotelu pasażera hummera przy otwartych drzwiach, z jedną nogą na ziemi. Przez chwilę milczał i zastanawiał się co zrobić czy wchodzić do budynku i go przetrząsnąć czy zostawić potencjalnego napastnika samemu sobie. Zadecydował:
- Ramirez, Miller, do mnie! Wchodzimy do restauracji. Może tam być złodziej albo nawet kilku. Mogą być uzbrojeni, ale policja nic z tym nie zrobi. Padło na nas. Założyć kamizelki kuloodporne. Przeczeszemy szybko budynek. Gdy tylko coś się wyda wam podejrzane, strzelać. Mamy stan wyjątkowy, a oni mieli okazję się poddać. Komunikat leci dobre kilka minut. Za 5 wchodzimy.
- Szefie, a co z tym - Miller wskazał na leżącego obok sejfu niedoszłego złodzieja - co z tym gościem który mu przyjebał?
- Olać go, mamy własne problemy. Powiemy, że uciekł, gliny i tak nie ruszą się z posterunku. Gotować się do czyszczenia budynku!
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."
potacz jest offline