Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2018, 09:58   #265
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Niedziela
Brok.


Marcin Zamoyski zdawał się ważyć każde słowo. Nie zdarzało mu się gościć pod rodzinnym dachem tak znamienitych dostojników kościoła.
- Tak, w mieście jest czarownic. Na imię jej Olcha. Jej matka miała na imię Bukowina. Zmarła kilka lat temu. Bukowinę pamiętam jako kobietę, która regularnie kłóciła się z księdzem Domażyjem, gdy on jeszcze był proboszczem. Nie pamiętam zaś, żebym widywał ją na mszach. W każdym razie jej matka leczyła ludzi. Najczęściej zwykłym dotykiem i dziwnymi rytualnymi słowy.

Marcin mówił po łacinie. Sprawiało mu to trudność, dlatego zdawał się ważyć każde słowo. Jednak nie przerywał opowieści.
- Mówiła do zwierząt, a te jej słuchały. Jej dom był pełen różnych odwarów i eliksirów.

Gdy skończył zapadło milczenie. W końcu odezwał się jego młodszy brat. Ten już mówił po polsku, a Witold nie będąc do końca pewnym, czy język ten rozumie Eberhard tłumaczył słowa swego młodszego kuzyna na łacinę:
- To nie przypadek, że każdy stracił już po kilka owiec lub kóz ze swego stada a Olcha nie straciła żadnej! To czary! Jej matka była czarownicą i nauczyła ją kierować wilkami!
Młodzieniec był wzburzony całą sytuacją. Po chwili jednak głos zabrała najstarsza z kobiet przy stole. Maria - jak się przedstawiła przed obiadem - również mówiła po polsku:
- Jej mąż, Adam, był silnym mężczyzną. Był drwalem. Chłop jak dąb. Mówiono, że potrafił gołymi rękoma dziesięcioletnią sosnę w pół złamać. Ale rzeknę wam, że czymś się jej naraził. Klątwę nań rzuciła. Zeszłej zimy zmarł, jakoby choroba go zmożyła. A ja wiem swoje! Człeka, co wiosen ma mniej niż trzydzieści, a ramię szerokie jako pień drzewa zwykła choroba zimą nie zmoży. Zwłaszcza w domu pełnym ziół i eliksirów. Tedy szlachetni inkwizytorowie miejcie to na względzie i czym prędzej ruszcie do domu owej Olchy, wybadać jak się sprawy mają.

Witold wziął łyk wina. W gardle zaschło mu od tłumaczenia swych krewnych. Po chwili jednak odstawił kubek i przemówił niemal konspiracyjnie do Eberharda.
- Trza zająć się tymi wilkami. One są zagrożeniem. Ta Olcha.. nie wiem. Pamiętam ją z młodości. Dziewczyna jak wiele innych. Nie zaszkodzi jej odwiedzić.

Cóż, cała rodzina Zamoyskich chciała, żeby inkwizytorzy jak najszybciej rozwiązali sprawę.

Płock.

Po spotkaniu w kapitularzu wszyscy zgodnie udali się na mszę świętą, która jak co niedzielę była odprawiana przez lokalnego biskupa. Gunter natychmiast wypatrzył swych „serdecznych przyjaciół”. Wiedział. Wszyscy mieli świadomość, że wiedział jak poszło im w Mogilnie. Z całą pewnością odwróci się teraz od nich. Cóż, na tym etapie nie powinni sobie pozwalać na stratę tak cennych sojuszników. Z drugiej strony wiedzieli, że Francisca w dyskusji z kanonikiem wspięła się na wyżyny swych umiejętności. W całym księstwie Mazowieckim próżno było szukać kobiety, która dorównywałaby Włoszce talentem w dyskusji politycznej.

Grupa Dominikanek, która za cel obrała sobie otoczenie modlitwą siostry Anny i jej towarzyszy rozrosła się. Oto jak się okazało zachęcały do wspólnej modlitwy mieszczanki. Nie bez powodzenia. Anna wymieniła z nimi kilka słów po mszy. Ich entuzjazm przepełniał serce zakonnicy radością. Gdy Bóg z nami, któż przeciw nam? Jak się okazało siostry miały możliwości i sposobność, żeby pomóc Annie w nurtujących ją problemach. Słusznie zauważyły, że w czasie pobytu w Płocku nie wypada jej nocować w celi w męskim klasztorze. Poza noclegiem zaproponowały też tymczasowo habit Dominikański. Na czas prania aktualnych ubrań. Choć zarówno zakonnice jak i mieszczanki jednogłośnie stwierdziły, że ciężko cokolwiek wyprać i wysuszyć w ciągle siąpiącym deszczu.

Kwestia stroju była również tym, co doskwierało Francisce. Prosto ze mszy ruszyła do krawca po odbiór reszty zamówienia. Krawiec okazał się niezwykłym gburem. Owszem, otworzył dla Włoszki swój zakład (fakt, że mieszkał na jego tyłach raczej mu to ułatwił), ale głośno przy tym narzekał. Co więcej od razu rzekł, że nie zdejmie miary w niedzielę. W końcu to nie przypadek, że Bóg mówi: „Pamiętaj abyś dzień święty święcił”. Co więcej sama nazwa owego dnia wskazuje na to, żeby Nie-Działać.

Franka nie została mu dłużna. Choć kreacje całkowicie spełniały jej oczekiwania, to postanowiła je głośno skrytykować. Na tyle głośno i na tyle skutecznie, że krawiec korząc się pod jej spojrzeniem postanowił za darmo przygotować jeszcze jeden kompletny strój. Na wtorek. Bez żadnej dopłaty.

Fyodor nie miał zamiaru zajmować się kwestiami mody. Jego czerwony habit zarzucony na koszulę piegrzyma nosił już ślady użytkowania. Choć nie było na nim przetarć. Tkanina tej jakości mogła wytrzymać wiele mimo swej delikatności. Wielki krzyż odbijał się od klatki piersiowej inkwizytora, gdy szedł do burdelu.

Na miejscu powitały go wrogie spojrzenia klienteli. Klienteli, która, o zgrozo, siedziała w szynku w niedzielne południe. Jednak nikt nie wytrzymał spojrzenia inkwizytora. Szybko wracali do swoich spraw, czyli do kufli z piwem.

Reznov w kilku słowach wypytał o dziewczynę. Jak się okazało zamknęła się w swoim pokoju i nie wychodziła. Zamknęła się ze zwłokami synka. Próba rozmowy z kobietą przez zamknięte drzwi nie dawała efektu. Toteż inkwizytor pochwycił jednego z klientów szynku. Wielki, śmierdzący piwskiem facet. Jednak pod spojrzeniem inkwizytora kulił się niczym dziecko złapane na podkradaniu groszy z sakwy rodziców.

Nowy “pomocnik” nie miał problemu z wyważeniem drzwi do pokoju Teresy. Fyodor podał mężczyźnie monetę, która szczerze go zdziwiła. Podziękował, skłonił się i odszedł.

Pomieszczenie było ciasne. Zwłoki chłopca leżały na stole. Kobieta płakała w kącie. Inkwizytor położył jej dłoń na ramieniu. Kobieta przestała płakać i spojrzała pytająco na Fyodora. Potem jej wzrok przeniósł się na wyrwane drzwi, w których stała Anna.

Gerge został nieco w tyle. Najpierw jeszcze przed kościołem powiedział Rembertini, że powinna o wszystkim powiedzieć Annie. Mężczyzna, z którym rozmawiała za bardzo przypomina anioła z wizji.

Anna zaś usłyszała od swego towarzysza, że Francisca będzie chciała z nią porozmawiać przed zachodem słońca.

Droga do Broku.

Rycerze rozbili obóz. Było ich zbyt wielu, żeby wynajmować pokoje w karczmie. W nocy wokół obozu rozległo się wycie wilków. Dlatego też rycerze między sobą ustalili warty. Krótko po zachodzie słońca do obozu zbliżyła się ruda kobieta. Miała na sobie workowatą szatę i wspierała się o powykręcaną laskę. Nie godziło się zostawić jej w potrzebie. Zwłaszcza, że jej twarz wodziła na pokuszenie.
- Chcę się widzieć z waszym przywódcą - powiedziała dziewczyna.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline