Nie było kandelabru. Nie było stołu z ucztą. Nie było kryształowych pucharów z winem, ani karafek. Ale hej, tym co odróżnia dobrego pirata od złego to umiejętność improwizacji. Był stół, były kubki i gąsior, było coś na kształt okna... i, bogowie błogosławcie, lampa naftowa.
I nieoczekiwany sojusznik. Ale Kuba nie tracił czasu na dziwienie się. Gdy skupi na sobie uwagę, będzie łatwiej działać tej nowej i temu ciemnemu czemuś.
Zrobił trzy szybkie kroki i wskoczył na stół. Parowanie rapierem, kop w kubek by przeciwnik dostał płynem po oczach. Kolejne kroki, kolejne parowanie, chwyt za gąsior, a gdy koleś wlazł mu w drogę, zmylił go fintą rapierem i walnął w łeb glinianym naczyniem. Przy lampie się zawahał. Podpalenie wszystkiego byłoby tak mało oryginalne, że nieomal zrezygnował z jej użycia. Za to chyba wszyscy się tego spodziewali. Gdy zastygli, Kuba wrzucił lampę w ręce gościa stojącego najbliżej papierów z kancelarii i zgarnąwszy je wykrzyczał: - Julian Swołocz was tak załatwił! Zapamiętajcie to sobie.
Gdy już zwinął papiery, schował broń i zwalił wszystko na jednego z dawnych rywali pozostał mu tylko obowiązkowy punkt programu.
W hołdzie dla setek mistrzów fachu wziął rozpęd i trzymając kapelusz (i papiery za pazuchą) wyskoczył przez okno.
Zabijanie pozostawił innym. To nie było w jego stylu. A papiery były chyba ważne i pomogą wywabić wrogów na zewnątrz. I będzie widać który z nich wydaje rozkazy. A poza tym może Wróbel wreszcie dowie się o co w tym chodzi.
__________________ Ostatni
Proszę o odpis: Gob1in, Druidh, Gladin |