Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2018, 00:55   #627
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Czacha milczała uparcie przez dłuższa chwilę, skubiąc strupa przy obojczyku swojego Żywego. Wreszcie go zeskrobała i zdmuchnęła na ziemię.
- Mówca chciałby pojechać na południe. Tam mieszka Ojciec Frank… pastor. Pomagał Mówcy. Składał go i nigdy… nie wygonił. Próbował pomóc, ale Mówca nie chciał pomocy… bo w tym nikt mu nie pomoże. Nie zabierze głosów - powiedziała cicho, zabierając się za drugi strupek trochę niżej - Ale tam lepiej nie jechać samemu. Stamtąd blisko do - zgrzytnęła zębami, zajmując pozornie cała uwagę skrobaniem po skórze Petera - Po co zapraszać pogoń, albo dawać jej trop? Może… lepiej niech wszyscy sądzą, że Mówca przeszedł przez Barierę i nie ma go już wśród Żywych.

- Aha.
- Nix chwilę słuchał i przyglądał się operacji zdrapywania małych strupków z własnego ramienia. Zastanawiał się chwilę nad tym mu powiedziała jego żona. W końcu wziął jej twarz w obie swoje dłonie tak, że musieli sobie patrzeć w swoje oczy. - Posłuchaj Emi. Jak chcesz pojechać do tego ojca Franka to pojedziemy. Resztą się nie przejmuj. Coś wymyślimy. - powiedział uśmiechając się lekko i pocałował żonę w usta. Gdy się odsunął puścił jej jeszcze wesołe i łobuzerskie oczko.

- Gdyby spytać Diabła... bo i tak będzie musiał pozwolić mi odejść… może da się ugadać paru złamasów. Na wszelki wypadek. Chciałbym… go zobaczyć - próbowała skopiować uśmiech, ale niezbyt jej wyszło - Żeby zobaczył że u mnie dobrze i się nie martwił. Ucieszyłby się. Ciebie polubił. Dał na drogę śliwowicę… kurwa, ta para zjebów wychlała już wszystko co dostałam na wyjazd ostatnio - wymamrotała z niechęcią i pokręciła głową - Tak, masz rację. Coś wymyślimy. Jak wrócimy od twoich starych… jak już tu wrócisz. Na stałe.

- Myślisz, że by mnie ten ojciec polubił? Przecież mnie nie zna.
- Pazur oparł znowu głowę o jedno ze swoich ramion i widocznie się rozluźnił. Drugą ręką bawił się przejeżdżając spokojnym tempem wzdłuż kręgosłupa małżonki. Od kręgów na karku aż po wcięcie na pośladkach. - No tak, masz rację Emi. Wrócę tutaj to jakoś to po kolei ogarniemy. Załatwimy jedną rzecz potem kolejną. I jakoś wyjdziemy na prostą. Z tymi podróżami, z tym domem ogrodem, gorzelnią. No. Zobaczysz. Damy radę. - młody podporucznik Pazurów pokiwał głową z przekonaniem jakby najbliższe dni, tygodnie i miesiące miały być najeżone przeszkodami ale były one dla nich jak najbardziej do pokonania.

- Polubi cię, zobaczysz. Takiego zdolnego, miłego i jeszcze z plakatu? Kto by cię nie lubił? Poza tym skoro lubił nawet Mówcę… - uśmiechnęła się szybko zanim przyszłoby mu popaść w samozachwyt. Reszta planów co prawda nie wydawała się jej taka oczywista i szybka, ale i tak przytakiwała, ciesząc się z samej możliwości ich snucia. - Damy radę. Ze wszystkim. Jak już wrócisz. Rozjazdy, chałupa. Dzieci, dużo. Już ja ci znajdę zajęcie, będziesz miał co robić - wyszczerzyła się bezczelnie i parsknęła - Teraz moja kolej, jakie ty masz plany, co? Oprócz telewizora wielkości krowy i wysadzania moich braci?

- Ja? -
pytanie chyba rzeczywiście zaskoczyło Petera. Zastanawiał się dłuższą chwilę wpatrując się znowu w sufit. Nawet ręka na plecach Emily zaczęła mu błądzić jakoś ospale i nieskładnie. - Cholera wiesz, nie wiem właściwie. Dotąd nie spodziewałem się, że dojdę aż tutaj. - powiedział w końcu. - Znaczy wiesz, całe życie chciałem być komandosem. Potem dowiedziałem się że w St. Louis są Pazury no to jak tylko dałem radę dotarłem w końcu do St. Louis i tam dostałem się na kurs wstępny. Udało mi się go skończyć, przeszedłem ten cholerny hell week, potem dwuletnie szkolenie i parę tygodni temu szef nas zgarnął na tą misję. W końcu dotarliśmy tutaj i no tutaj to się potoczyło szybko. A w końcu spotkałem taką niesamowitą laskę jak ty i się z nią ochajtałem a ślubu nam udzielił prawdziwy, wojskowy kapelan tak jak zawsze chciałem. Więc cholera nie wiem Emi. Nigdy nie spodziewałem się, że osiągnę tak wiele i tak szybko. Nawet tego, że już jestem podporucznikiem to się nie spodziewałem. Myślałem że dopiero jak wrócimy do St. Louis. - Nix mówił szybko po kolei omawiając jak i dlaczego jest zaskoczony przebiegiem ostatnich wypadków. Roześmiał się cicho na koniec by podkreślić jak sam bardzo jest zaskoczony i zdumiony tak nieoczekiwanym i błyskawicznym przebiegiem wypadków z ostatnich godzin, dni i tygodni.
- A dalej… Też chciałbym tu zostać skoro ty tu jesteś. Pogadam z szefem. On się zna i jest obcykany. Może coś wymyśli. Ale… - Pazur mówił po chwili zastanowienia wolniejszym tonem i widocznie pokładał jakieś nadzieje w swoim wielkim nie tylko gabarytami szefie. Na koniec się trochę zaciął i wyglądał jakby sobie coś uzmysłowił. Niezbyt przyjemnego. Popatrzył niezbyt wesołym wzrokiem na żonę. - Ale Pazury to rzadko służą w pobliżu domu. Chyba, że instruktorzy przy naszej bazie w St. Louis. A tak to nas rzucają tam gdzie jest akurat misja. - dodał ten niezbyt wesoły aspekt rzeczywistości Pazurów.

- Chciałeś żeby ślubu udzielił ci taki stary zgred w mundurze jak ten na moście? - San Marino zdziwiła się, unosząc się trochę do góry żeby mieć lepszy widok na jego oczy - To… chyba przypadkiem się udało - parsknęła zadowolona - Reszta też się uda. Juz jesteś podporucznikiem, do tego gadałeś przecież z Rewersem. Razem z Plamą. Ten wasz plan mu się spodobał, Daltonowi też. Coś z tego się wykluje, zobaczysz. Tutaj będą potrzebować szkoleniowców, a jakbyś przypadkiem miał tu dom i babę z wiankiem bachorów to raczej zadziała na plus. Chyba, że nie jestem jedyna i gdzieś tam masz inne ciepłe wkładki do wyra i tylko udajesz takiego porządnego - pokazała mu język - Poza tym taki światowy facet, do tego Pazur i podporucznik… zanudzisz się w takiej dziurze, z nudną żoną w domu która zacznie narzekać, albo gonić cię do nudnych, sztampowych zajęć. Naprawa zlewu, rąbanie drewna. Zobaczysz, zaczniesz z nudów pić w barach, ja będę latała po mieście i cię w nich szukała. Zaczną się awantury o której wracasz, albo że wyłazisz na piwo z kolegami. Znowu - zmarszczyła czoło, robiąc groźną minę żony-hetery.

Mąż owej groźnej żony - hetery roześmiał się rozbawiony jej pomysłami.
- Inne wkładki do łóżka? - roześmiał się cicho. - Może coś było. Ale nic poważnego. Zresztą kiedy? Najpierw byłem szczylem co ledwo zaczął coś kumać, potem przybyłem do St. Louis no a tam już dbali byśmy za dużo czasu na głupoty nie mieli. A ledwo się skończyło no to szef nas zgarnął tutaj. - Peter streścił w największym skrócie swoje przygody z wkładkami do łóżka. - A poza tym no daj spokój. W gruncie rzeczy wychowałem się na farmie. Poza farmą znam góry i polowania w lasach. A tu też są lasy. I woda. Sporo wody jak i u nas. Prawie jak w domu. No. I teraz ty tu jesteś. Po cholerę miałbym się gdzieś przenosić? No i właśnie dlatego mam nadzieję, że ten plan wypali. Jakby szeryf się wstawił i szef no to wiesz no to byłby spory plus. Wtedy no… kto wie? Może się uda. - Peter pokiwał głową w zamyśleniu obracając ten pomysł w głowie na wszystkie strony. Chyba nie chciał mówić na głos swoich nadziei by nie zapeszyć ale widocznie wiązał z tym planem spore nadzieje.

- Może coś było? - brwi szamanki podjechały do góry pokazując zdziwienie - No nie gadaj że taka zacna dupa chodziła sobie ot tak i żadnego ogonka rozmaślonych lasek za sobą nie ciągnęła, bo nie uwierzę - zrobiła powątpiewającą minę, susząc zęby - I jakieś były, nie? Przede mną? No dawaj Śliczny, pucuj się. Co tam wyrwałeś zanim nie odkryłeś w sobie pociągu do zwłok - przysunęła się, zawisając głową nad jego twarzą i odcinając od świata zasłonami czarnych włosów.

- No. Może coś było. Ale dawno, nieprawda i nie pamiętam. A ty cwaniaro? Tak sama się bujasz w takim obcisłym, skórzanym wdzianku całkiem bezpańsko? - Nix uśmiechał się trochę drwiąco a trochę bezczelnie aż w końcu zrewanżował się podobnym pytaniem żonie.

Ona za to nagle przestała się uśmiechać, robiąc się poważna i trochę skwaszona. Niechętnie stoczyła się z ciepłej klaty na materac obok, zgarniając przy okazji połowę śpiwora.
- Był Nick. Ale odszedł tam gdzie mróz i popiół. Razem z naszym synem. Widziałeś, pokazałam ci - mruknęła chropowato, zgarniając koszulę i mnąc ją w palcach - Potem… było. Ogień i stal. Kajdany. Tego… nie chcę pamiętać. - zarzuciła ciuch na grzbiet, zabierając się za zapinanie guzików - Teraz… jesteś ty. Mówca nie jest bezpański. Tak sądzi.

- Ciii, już dobrze Emi. Teraz jesteśmy razem to jakoś się wszystko ułoży. Będzie dobrze. Trochę się pokombinuje, trochę cierpliwości i jakoś wyjdziemy w końcu na prostą.
- Nix widząc, że wspomnienia nie są dla małżonki zbyt miłe szybko przeszedł do terapii uspokajającej. Przytulił ją mocniej ramieniem do siebie i pocałował w czoło. Pozwolił by jej głowa opadła mu na pierś. - Teraz jesteś ze mną. A ja z tobą. Zaczniemy nowy rozdział. Razem. - dodał cicho i pozwalając dalej przemówić mowie ciała i wymianie wzajemnego ciepła, które niestety nie trwało długo. Poruszenie na barłogu obok był jakby znakiem, że laba się skończyła. Wpierw podniósł się czarnowłosy ganger, za nim rudy knypek. Po nich padło i na drugą parę.

Wstać do pionu, ubrać się. Zjeść cokolwiek ciepłego, siedząc apatycznie przy ognisku i przełykając jak automat, a potem wyjść na lodowatą ulewę i wpakować się do łodzi. San Marino zarzuciła kaptur na głowę ale i tak wystarczyła minuta żeby przemokła do wewnętrznych kości. Razem z nią mokła para złamasów, ta cała Vika, Billy Bob i jeden typ ,którego nożowniczka nie kojarzyła z imienia... ale i tak najbardziej pocieszający był widok Nixa tuż obok.

Jakby tego było mało, niematerialny chłód zaatakował ją gdy zaczynali odpływać.
- Pamiętaj że dałaś Słowo - głos Opiekuna zabrzmiał w głowie Mówcy, gdzieś na granicy widoczności, po prawej stronie, dojrzała charakterystyczne poruszenie mroku.

"Pamiętam" - odpowiedziała mu niechętnie, klepiąc schowany w wewnętrznej kieszeni płaszcza portfel Powela.

Pamiętała, znajdzie czas dotrzymać obietnicy. Musiała to zrobić.
Żywi, Umarli. Jakoś ogarnie się ze wszystkimi.


 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline