Zaraz po zmartwychwstaniu Zbyszek zobaczył druta i mocno się wkurwił. Miał nierozliczone sprawy z Hektorem i na kimś musiał się wyżyć, a ten na dodatek go jeszcze cepnął jakoś kilka godzin temu. Już próbował zamachnąć się swoim papierkiem, gdy zobaczył, że leży sobie w trawie (akurat nie ma go, gdy jest potrzebny). Do tego leśny hipis nie przejawiał agresji i zaproponował mu gorzały. A jak wiemy: nie gryź ręki, co ci wódę daje. W związku z tym mag postanowił ugryźć go w coś innego, ale to potem.
Podszedł chwiejnym krokiem do najebanego druida i rzekł do niego zachrypniętym głosem. - Dawaj no panie wódy! Muszę się napoić i utopić w gorzale pewne...niepokojące sny.
Zbysław glebnął sobie koło kotła, ale natychmiast wstał, bo go mrówki zaczęły w gołą dupę podgryzać. W końcu znalazł wyjałowioną miejscówkę i grzecznie czekał na swoją porcje.
Gdy z krzaków wyleciał obsrany Wirupałek, mag natychmiast odwrócił łeb i odchrząknął, po czym zaczął mówić poważnym głosem.
- Mam dla was kilka słów moi towariszci...
Zrobił pauzę i przez chwile szukał ich małego pancernika. Gdy w końcu go znalazł, wyszczerzył swoje zęby i kontynuował monolog.
- Pancerniś... kocham ciebie mordo. Jesteś największym idiotą w tej drużynie, ale jednocześnie najbardziej pożytecznym. - Przeniósł wzrok na hawajską dziewkę. - Tobie Patryś gratuluje spełnienia marzeń. W razie czego mogę ci załatwić posadkę w demonicznym burdelu. Weź mi tylko jeszcze takie liście chapsnij na dupsko. Nagim nie sprzedają podobno alkoholu.
Odchrząknął ponownie i zaciągnął się powietrzem, aromatem z kotła i czymś jeszcze...
- Wszędzie rozpoznam zapach gówna. - Spojrzał na uwalonego Wirupałka. - Idź się ogarnij ty mała pokrako. Poprzedniej osobie, która uwaliła się w kupsku wybuchła głowa, także radze ci się mnie posłuchać.
Powoli odwrócił głowę z powrotem do gorzelnika i również zaczął coś do niego gadać. - A ty zacny drucie, który uratowałeś mi jajca i rozbiłeś łeb... Nalewaj wódy. |