| Jaś, Małgosia i chatka z piernika - Mam nadzieję, że to nie jest jakiś plan filmowy, gdzie kręcą słaby horror, a ja jestem jakąś aktoreczką, którą naćpano, dla lepszego efektu… - powiedziała mimowolnie, po czym niespodziewanie zapytała – które państwo was wysłało na sprawdzenie tego terenu? Właściwie to jak odkryliście tą wyspę, wspomniałeś, że wcześniej jej nie było?
- Jestem Estończykiem. Zobaczono ląd na zdjęciach satelitarnych. Jednego dnia kompletna pustka, następnego duża brązowo-zielona plama. Dlatego nas tutaj wysłali, na eksplorację. Znajdujemy się dokładnie na środku Bałtyku. Gdyby utworzyć krzyż z punktów, gdzie na mapie znajdują się stolice Szwecji, Estonii, Finlandii oraz Sankt Petersburg, to… no właśnie tu jesteśmy - wyjaśnił. - A skąd ty pochodzisz?
- Holandia, ale byłam akurat w Finlandii, tak mi się wydaje… - zamilkła na chwilę. Przypomniała sobie mapę, którą pokazała jej Mary, jeszcze w kawiarni, gdzie ostatni raz widziały się. Zastanawiała się na Petersburgiem i czymś tam jeszcze... Lotte szybko doszła do wniosku, że ta wyspa musi być istotna w związku z przesileniem i tym do czego dąży Valkoinen. Tylko jakim cudem znalazła się tutaj? – Em… nie pamiętam co robiłam tam.
- Dobrze, że tam już nie jesteś. Ostatnio Finlandia jest bardzo niebezpiecznym miejscem na Ziemi, a w każdym razie na pewno Helsinki. Wiesz, że nawet roztrzaskał się samolot o jeden z tamtejszych wieżowców? Ciągłe ataki terrorystów i stan alarmowy. Nie jestem do końca przekonany, że to dużo lepsze miejsce - Valter zaśmiał się - ale to całkiem możliwe.
Nagle przystanął w pół kroku.
Cały zbladł.
Spoglądał w punkt wysoko pomiędzy koronami drzew i wyciągnął w tamtą stronę rękę z palcem wskazującym.
Lotte również spojrzała w tamtą stronę. Ujrzała ogromnego, dwumetrowego suma utkanego z pomarańczowego światła. Pływał sobie leniwie w powietrzu pomiędzy gałęziami. Był półprzezroczysty i kompletnie nimi niezainteresowany. Wnet zniknął za dębem, usuwając się z pola widzenia.
- E… - mężczyzna zająknął się, wciąż trzymając palec wskazujący wycelowany w miejscu, w którym wcześniej znajdował się sum.
Visser domyślała się co to było, ale to nie znaczyło, że czuła się pewnie i mogła powiedzieć, że wie co się dzieje. Wzięła głęboki wdech, po czym głośno wypuściła powietrze przez nos.
- Chodźmy – rzuciła krótko, jakby komentarz do tego co właśnie widzieli, nie miał przynieść niczego konstruktywnego.
Valter potrzebował jeszcze kilka sekund, zanim zdołał ruszyć się z miejsca.
- Chyba nie powinienem dziwić się po tym, co widziałem na plaży - mruknął, po czym spojrzał na nią kątem oka. - Z drugiej strony ty… wydajesz się jakby za mało zaskoczona - mruknął. - I jak opowiadałem o tym, co się wydarzyło… Myślałem, że mi nie uwierzysz. W końcu… kto normalny uwierzyłby w taką historię? Natomiast ty nie mrugnęłaś nawet okiem… - zawiesił głos.
Przez krótki moment szli dalej w milczeniu.
- Kim jesteś, Lotte? - zapytał.
- Ciężko to wytłumaczyć, ale nie uznałam tego za dziwne. – Odparła spokojnie, choć wiedziała, że nie zbyje swojego towarzysza tym jednym prostym zdaniem.
- Wiem, właśnie to powiedziałem - odpowiedział Valter. - Nie dziwię ci się, że mi nie ufasz. Nie masz powodu, ja też nie do końcu ufam ci. Jednak jeżeli chcesz znaleźć Isma, a ja Edvina… to chyba nie ma sensu kryć przed sobą wiedzy, którą się posiada… - spojrzał na nią bystro. - Skoro kiedyś w przyszłości będzie mogło to zaważyć… być może… o naszej przegranej… lub zwycięstwie. A to oznacza… życiu lub śmierci.
- Wygląda na to, że to ty jesteś w lepszej sytuację jeśli chodzi o śmierć czy życie, bo masz broń. – Odpowiedziała spokojnie, po czym uśmiechnęła się. – Sam mówisz o szczerości, a najpierw ode mnie chcesz ją usłyszeć.
- Nieprawda - odpowiedział mężczyzna. - Odpowiedziałem na wszystkie twoje pytania i jeszcze przekazałem tak dokładne sprawozdanie z wydarzeń, jak tylko mogłem. Dodawałem też rzeczy, o których nie musiałem. Jednak jeżeli taka jest twoja decyzja… to nie będę naciskać. Nie ma sensu. Choć trochę szkoda…
Szli dalej, aż w oddali pomiędzy drzewami zobaczyli tak jakby… chatkę. Na szczęście nie z piernika, lecz zwyczajnych desek. Nie była wielka, mogła pomieścić co najwyżej dwie izby. Niedaleko niej płynął mały strumyk, który uroczo szumiał wśród słodkich ptasich treli.
- Czy to możliwe, żeby na nowo powstałej wyspie była chatka? – Zapytała, choć bardziej samą siebie, niż swojego towarzysza, któremu zaczęła trochę mniej ufać, ale chyba z racji tego, że sama nie była wobec niego szczera, ale czy mogła być? – Eh czy to ważne i tak musimy tam pójść.
- Nie jestem pewien - odpowiedział mężczyzna. - Na nowo powstałej wyspie też nie powinno być roślinności i takich wysokich drzew - spojrzał na otaczające ich dęby i sosny. - Ale przyznam, że chatka jest jeszcze dziwniejsza… Może powinniśmy najpierw obserwować ją przez jakiś czas. Jeżeli w którymś momencie wyjdzie ze środka demon z rogami, to będziemy wiedzieć, żeby czym prędzej zniknąć stąd.
- Nie wpadłam na to, że roślinność powinna też być czymś dziwnym – puknęła się palcami w czoło. – Nie wiem czy nasi towarzysze mają czas… Zresztą nie mam pojęcia ile mielibyśmy czekać. Wolę iść i sprawdzić co tam jest.
Mężczyzna skinął głową.
- Nie weszliśmy do lasu po to, aby bać się i kryć pod jakimś kamieniem - rzekł niepewnie. Następnie spojrzał na eteryczną, zieloną małpę, która skakała z gałęzi na gałąź. Prawie by ją przeoczyli, gdyż barwą bardzo wkomponowywała się w otaczające ją liście. - Idziemy? - Valter z trudem oderwał wzrok od ducha i spojrzał na Lotte.
- Tak – Visser też wpatrywała się w ducha, po czym zmusiła się do ruszenia naprzód.
Ruszyli ścieżką, która prowadziła do chatki. Chrust przyjemnie chrzęścił pod ich stopami.
- Patrz - Valter wskazał ręką przestrzeń niedaleko budynku, gdzie znajdował się pniak z wbitą w niego siekierą oraz starta porąbanych kłód. Nieco dalej tkwił rozwieszony pomiędzy gałęziami sznurek, na którym suszyła się damska bielizna dość dużych rozmiarów. - Czy diabły ubierają się w coś takiego? I potrzebują drewna na opał? - zapytał.
- Em… Chciałabym coś mądrego odpowiedzieć… - zrobiła zaskoczoną minę. – Właściwie chyba dobrze, że tu nie mieszka ten demon co ci krzywdę zrobił. Chyba nie miał damskich ubrań?
- Na pewno nie - odpowiedział mężczyzna. - Nie wiem, czy gdyby było inaczej… Czy wtedy bałbym się go mniej, czy może właśnie jeszcze bardziej.
Następnie znaleźli się przy drzwiach. Wyglądały bardzo skromnie, złożone z kilku zbitych desek oraz wystającej drewnianej klamki.
- Pukamy?
- A myślisz, że otworzy nam baba jaga? – Zadrwiła, ale szybko poprawiła się, jeszcze raz rozejrzała dookoła, po czym rzuciła poważniejszym tonem – czemu by nie, przynajmniej wyjdziemy na kulturalnych.
- No ale powiedz szczerze - Valter odwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią. - Czy nie czujesz się choć trochę - podniósł do góry rękę z kciukiem i palcem wskazującym odmierzającymi bardzo mały dystans - ...jak Jaś i Małgosia - dokończył.
Następnie obrócił się do drzwi i zapukał. Potem jeszcze raz. Zastygli w oczekiwaniu.
- Właściwie Jaś i Małgosia skończyli dobrze, więc moglibyśmy nimi być. – Odpowiedziała, gdy jeszcze nikt im nie otworzył.
Mężczyzna zmarszczył czoło.
- Czy oni nie skończyli jako pieczeń? - zapytał. - Cholera, na serio nie pamiętam. Wepchnęli czarownicę do kotła? Chyba są dwie wersje tej opowieści… tak mi się wydaje…
Chyba miał coś jeszcze powiedzieć, ale wtem drzwi otworzyły się.
Osoba, którą zobaczyli w środku, przeszła ich najśmielsze oczekiwania.
__________________ "Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else." |