Płomienie przeniosły się na kolejne dwa zabudowania: drewniane domostwo oraz stodołę. Pożar nieuchronnie zbliżał się do dziury w palisadzie. Emmerich trwał krótką chwilę plecami do Axela szachując niepewnego swego losu Bardaga, którego każdy ruch kosztował wiele sił. Wciąż pomału ale bezustannie krwawił z obu ran. Miecz dobył lewą ręką, z prawego przedramienia wystawała pęknięta kość.
Ostatecznie zabójca nie zaatakował krasnoluda a po mimice można było wnioskować, że jest zaskoczony swoim obecnym położeniem.
Wśród rosnącej ilości krzyków i nawoływań o wodę rozległ się brzęk, gdy strzała Gerharta uderzyła rycerza Khorne'a w głowę. Niczym w odwecie doskoczyła do niego sprężyście poraniona wilczyca. Strzelec usunął się z jej drogi ratując się przed powaleniem, ogar jednak błyskawicznie dopadł go ponownie.
- Nie musicie ginąć jak ten w gorącej wodzie kąpany przybłęda - wycharczał rycerz. Ciężko było ocenić czy coś mu się stało z ustami, ale głos nieco się zmienił. Z mieczem w opancerzonej dłoni zbliżył się cicho za plecy Emmericha.
- No, dalej. Rusz się!
Gerhart zawył z bólu. Ugryzienie w prawą dłoń okazało się na tyle mocne a zarazem szczęśliwe, że aż i tylko stracił w niej czucie. Nie miał jednak złudzeń, że jego drewniany łuk pękłby w majdanie gdyby tylko wilczyca obrała za cel drugą dłoń.
Tymczasem Ulli bohatersko wbiegł do płonącego, parterowego budynku. Bezbronne dziecko leżało w kołysce za dwiema płonącymi belkami, przywalone łatą z dachu. Mężczyzna sprytnie minął płomienie i przeskakując nad zagrożeniem z ich strony wydostał niemowlę w osmolonej pieluszce na zewnątrz, gdzie napotkał Albrechta, a raczej jego kolana, bowiem znajdował się w zaczarowanej postaci. Nie do końca było wiadomo czy matka dziecka zemdlała na widok nienaturalnej sylwetki czarodzieja czy z radości związanej z udaną akcją ratunkową. Malca z rąk Ulliego odebrała inna młoda kobieta. Po krótkiej chwili w okolicy rozległ się żałobnie brzmiący lament. Wokół dwójki chwatów gorzało i pod ręką znajdowały się rozmaite płonące przedmioty.