Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2018, 03:38   #354
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=cTfQFCzRiDw[/MEDIA]
Tatuś wrócił na rejon - od razu dało się to poznać. Ledwo w podziemnym korytarzu pojawił się biały, charakterystyczny garniak, a już zgraja kurew i pingwinów dostała jasnego pierdolca… o tak. Tatuś wrócił na rejon i był ostro wkurwiony. Black 2 przypatrywała się jak typ sieje terror i nagania swoich ludzi pięścią i butem przeganiając im rozum do łba, bo coś im chyba w dupach się zagnieździł.
- Traje ruso! - piromanka wyszczerzyła klawiaturę, uśmiechając się szczerze i serdecznie do gada w bieli. Co prawda musiała trochę podnieść głos żeby przebić się przez jęki i szlochy obitych foczy, no ale jakoś się jej udało. Dorzuciła do tego wesoły wyrzut ramion ku górze, zasłaniając sobą Promyczka. W sumie mogli pogadać serdecznie, jak na dwie ofiary ucisku służb mundurowych i więziennych przystało. Oczywiście niesłusznie skazanych i podejrzewanych o cokolwiek zdrożnego.
- Było bien - przyznała odnośnie pobytu w kurwiej dziurze, wzruszając ramionami - Tylko por tu puta madre trzeba podklepać na bajerę. Soy y tu, gdzieś na boku. Promyczek w temacie - przyciągnęła do siebie blondynę - dobrze, że was nic nie opierdoliło po drodze. Jak tam cabórn, ta panda mundurowych lambadziarzy wreszcie się na coś przydała i ochroniła porządnego obywatela w drodze su casa?

- Oni?
- uczciwy biznesmen skrzywił się na wspomnienie o policji jakby Diaz mu podstawiła pod nos skierowanie do pracy społecznej w miejskim parku czy innym przytułku dla bezdomnych. Rosjanin pokręcił głową z niesmakiem darując sobie bardziej dosadny komentarz pod adresem służb mundurowych. Potem machnął jeszcze ręką i wrócił do korytarzowej rzeczywistości.
- A więc się podobało? - zapytał z wyczekującym uśmiechem spoglądając na brunetkę, blondynkę i drugą brunetkę. Blondynka energicznie potwierdziła słowa Diaz kiwając głową.

- O tak! Było cudnie! I ten gabinet szefa i dziewczyny i w ogóle! A Gina nas obsłużyła ekstra, zrobiła nam manicure i w ogóle! - Amanda chyba wciąż była bliska momentu paniki bo mówiła szybko jakby czymś koniecznie chciała zalepić przedłużającą się ciszę. Pomachała rączką na której niedawno rzeczywiście buszowały sprytne rączki Giny zostawiając odpowiednie barwy i zdobienia na paznokciach. Blondynka spojrzała szybko na dwie pozostałe uczestniczki zabawy w jacuzzi i Grey 27 po chwili wahania też wystawiła swoją dłoń z pomalowanymi na jaskrawą żółć paznokciami.

- Ooo, jak uroczo… To Gina taka zdolna dziewczyna? - Rosjanin ojcowskim gestem wziął dłoń Amandy w swoją jakby chciał się bliżej przyjrzeć dziełu Giny. Na dłonie pozostałych dwóch kobiet też rzucił okiem a Amanda znów gorąco potwierdziła energicznym kiwaniem głowy. - No to świetnie, świetnie, cudownie, że wszyscy jesteśmy zadowoleni i szczęśliwi. I Gina taka zdolna? No cóż, coś mówiła podobno, że chciałaby fuchę głównej kosmetyczki w naszym skromnym lokalu… Tak, chyba tak, no cóż, etaty się zwolnią, wiele etatów się zwolni i potrzebujemy nowych ludzi na te miejsce… - Rosjanin puścił dłoń swojej pracownicy i uśmiechał się rozbrajającym uśmiechem z nutką słowiańskiej nostalgii w spojrzeniu. Cofnął się o krok i popatrzył na dwie, zapłakane i zaślinione dziewczyny leżące na podłodze pod czujnym spojrzeniem jego ochroniarzy.

- Si, było całkiem prawilnie. - Latynoska popatrzyła na własne pazury i uśmiechnęła się pod nosem, żeby zaraz przenieść uwagę na Kacapa - Zajebisty lokal. Byłoby muy bonito, gdyby tamta para leszczy nie uparła się nam por tu puta madre robić pod kuper - wskazała na stróżówkowe pingwinki i westchnęła cierpiętniczo - Mierda… to nagranie, claró? To z operacji tamtej trójki maricónes. Nic z twojej branży, ani zabierające hajsy. Un… tylko to nagranie i to kurwa nie dla nas. Dla naszej reportereczki, ale to una… hm. Długa historia - skrzywiła się nostalgicznie, prawie że roniąc gorzką łzę nad paskudnym i ciężkim losem niezrozumianego niby kryminalisty, który przecież chce dobrze - Druga rzecz to Pogodynek. Ten polla w kajdanie dla fetyszystów - puknęła Obrożę. - Konował. Pociął tu jakaś dupę. Twoją dupę i pod twoim dachem. Mierda, czaję że to potwarz… ale skurwiel będzie nam potrzebny. To konował - powtórzyła i pokręciła zasmuconą nieludzką głową - Kara mu się należy. Obijcie go i oprawcie jak się wam podoba… tylko żeby potem był na chodzie. Wpierdalają nam chujową fuchę - skrzywiła się i gdzieś na sekundę na jej twarzy pojawiła się powaga - Księżniczek Blondas nie wyrobi z nami wszystkimi jak zacznie chujem zawiewać i padną pierwsze trupy, si? Chyba go poznałeś, ten tam blond gad co się urwał z Bravo Girl. I też konował.

- Pogodynek pociął dupę? Moją dupę?
- Rosjanin niby nadal się łagodnie uśmiechała ale jakoś gdy usłyszał o tym “wypadku” o jakim wspomniała Diaz to uśmiech nagle mu zamarł i znowu przypominał szczupaka tuż przed atakiem na krwawiącą płotkę. Spojrzał na swoich ochroniarzy, tych dwóch co zostali w sterówce i ci od razu w lot pojęli do kogo to pytanie jest skierowanie.

- Anatoliju Morvinoviczu, nie zdążyliśmy ci powiedzieć! Ale ten Parch, ten w zielonym, strasznie pociął naszą laskę. Rzeźnia. No znaczy namówił Jess i ona to zrobiła ale no to on, jego wina, to jakiś pojeb, zresztą ona też, nic nie mogliśmy zrobić! - ochroniarz zaczął się szybko tłumaczyć z przebiegu wydarzeń i strach wyzierał z każdego jego spojrzenia i nerwowego ruchu.

- Aha. No dobrze, zajmiemy się tym. Też się tym zajmiemy. - gospodin pokiwał wolno głową myśląc nad czymś i znowu zrobił krok w stronę chlipiących “dziewczynek”. - I film dla reporteczki? Chodzi ci o naszą słodziutką, kochaną Oli? - trochę powiedział a trochę zapytał obchodząc te dwie płaczące pracownice. Te widocznie czuły, że chodzi o nie bo zaczęły coś memłać pod nosem ale ciężko było zrozumieć te błagania albo tłumaczenia o co im chodzi.

- Bo one, znaczy ta i ta druga, ruda, chciały nagranie z sali operacyjnej. Jak ten co pociął laskę, znaczy namówił Fran, i Kozlov, zajmowali się tymi mundurowymi. Hollyardem i jakimiś dwoma żołnierzami. I chcą nagrania z tej operacji. Ale im nic szefie nie daliśmy, ale mamy zgrane. Na wszelki wypadek. - ochroniarz znowu szybko pośpieszył z gorączkowym wyjaśnieniem dla szefa. Pokazywał kolejno na ekrany konsolet, zgrywane materiały na które szef ledwie rzucił okiem i na trzy kobiety stojące obok szefa i jego ochroniarzy.

- Oh, chłopcy… - Rosjanin jowialnie spojrzał na ochroniarzy w sterówce. - Przecież nie mamy nic do ukrycia przed prasą. Prowadzimy przecież porządny, legalny biznes. - facet w wojskowym pancerzu założonym na biały garnitur rozłożył ramiona w geście beztroski jakby mówił o oczywistej oczywistości. Ochroniarze popatrzyli nerwowo na siebie i znowu na niego jeszcze niepewni jaki jest ostateczna decyzja szefa. - No trzeba zgrać naszej kochanej Oli by miała co puszczać u siebie na antenie. Przecież to się stało na terenie prywatnym i na pewno nie możemy dopuścić by władze coś mataczyły przed takimi uczciwymi obywatelami Federacji jak choćby my… - ton biznesmena przybrał barwy łagodnej perswazji i dwójka pracowników prawie na wyścigi pokiwała głowami i rzuciła się do konsolet wykonać polecenie szefa.

- No a teraz, cóż moje panie… - powiedział wracając spojrzeniem do dwóch kobiet. Obszedł je w międzyczasie prawie całkowicie tak, ze teraz stał tam gdzie miały nogi. - Znacie zasady… - powiedział tonem nie wróżącym nic dobrego. Obydwie jakby na jakiś sygnał na nowo wybuchły błagalnym płaczem kierując ku niemu wyciągnięte błagalnie ręce. Amanda na wpół świadomie mocniej złapała za ramię Diaz, zaciskając też usta w wąską linię i wstrzymując oddech. Czwórka uwalanych rozmarzającym syfem strażnikiem poruszyło nieznacznie bronią jakby dawali znać, że są gotowi do jej użycia.

- Hóla, hóla! - nagle Diaz rozkleiła japę, podnosząc łapsko w geście stopowania. Drugie odkleiła od promyczka i sięgnęła do przywieszki po bandaż, sępiąc wzrokiem na drugiego Parcha - Kruszynka, kamery. Na chuja mają w Centrali mieć się do czego przypierdolić? Las reglas son reglas - wyjaśniła poważnym, dobitnym głosem, zatykając czujniki i kamery obroży kawałkami przydługiej gazy. - A ci pendejos tylko szukają okazji żeby się przypierdolić do porządnych biznesów. - dodała uroczyście i skończywszy pracę, znów owinęła sobie Promyczka wokół pancerza, przytulając go uspokajająco.

Gomes spojrzała na Latynoskę i pokiwała głową. Owinęła swoją Obroże jakąś chustą więc przynajmniej wizja nie powinna działać. Efekt nie mógł być zbyt długi bo prawie od razu HUD zaczął obydwu skazańcom wyświetlać komunikat by wyczyścić obraz. Gdy komunikaty nie poskutkują wówczas Obroża stopniowo przejdzie do mocniejszych środków perswazji. Ale “gospodin” jak się okazało okazał się całkiem zorganizowanym człowiekiem i nie zwłóczył z traceniem czasu i śliny.

- No cóż, normalnie byśmy zagrali w moją ulubioną, tradycyjną, rosyjską grę… - powiedział obchodząc obydwie kobiety i kucając na palcach butów przed dwiema, zapłakanymi, kobiecymi twarzami. Wskazał na swój rewolwer po gangstersku wetknięty za pasek spodni. Na ten gest dwie pary oczy powędrowały za ruchem dłoni szefa. Potem coś zaczęły mówić i tłumaczyć ale ten uciszył ich kręcąc głową i przykładając palec do ust. Obydwie pracownice względnie uciszyły się a szef położył dłoń najpierw na jednym policzku troskliwym gestem ocierając kciukiem łzy a potem przeniósł tą samą dłoń na drugi policzek, drugiej kobiety. Obydwie szczekały ze strachu zębami zerkając w panice po sobie to po stojących wokół postaciach. Ale nikt się nie ruszył ani nie wtrącał. Więc próbowały uśmiechnąć się kusząco i przymilnie do szefa ale w ich stanie wyszło to beznadziejnie słabo.

- Ale skoro Amy mówi, że z Giny jest taka świetna kosmetyczka to znaczy, że się marnuję jako zwykła dziewczynka i trzeba jej zwolnić etat. - wyjaśnił szef i w oczach jednej z kobiet moment później pojawił się wyraz czystego przerażenia gdy zrozumiała ten wyrok. Próbowała coś jeszcze krzyknąć czy powiedzieć ale gospodin okazał się zaskakująco szybki. Jednym skokiem poderwał się i stanął nad nią, szarpnął za włosy do góry odsłaniając gardło a drugą ręką jakimś niewielkim, ukrytym dotąd ostrzem przesunął po jej szyi. Ostrze, nie większe od kciuka, zostawiło na bladej szyi czerwoną kreskę. Kreska szybko powiększyła się i zaczęły się z niej tryskać czerwonokrwiste strugi. Dziewczyna zaczęła krztusić się i charczeć a szef ją puścił. Kobieta zaczęła łapać się za gardło próbując zatamować beznadziejny przypadek ale w tych warunkach była to próba skazana na klęskę.

Szef zostawił ją i dał kroka na bok. Stanął na drugą kobietą w identycznej pozycji, też szarpnął ja za włosy obnażając jej gardło i wykonał błyskawiczny ruch ku jej gardłu. Ale tam jego dłoń się zatrzymała.
- I jak? Zapamiętałaś? - zapytał z jowialnym uśmiechem nie zważając na konającą o krok obok kobietę. Złapana dziewczyna desperacko pokiwała głową twierdząco. - No. I zajebiście. Nie ruszać! Nie ruszać co moje! Albo zwolnice etat. - wrzasnął nagle w twarz trzymanej kobiety. Ta znowu pokiwała energicznie głową. Szef wreszcie ją puścił i rozejrzał się po korytarzu i sterówce. Wszyscy albo zdawali się bardzo zajęci albo mniej lub bardziej energicznie kiwali głowami na znak zgody.

- Świetnie. Dajcie Gulę niech to posprząta. Szybko bo psiarnia tu węszy. - powiedział wycierając niewielkie ostrze o sukienkę wciąż charczącej w agonii kobiety. Reszta pracowników ruszyła do roboty by wykonać jego polecenie. - No. A skoro już tak sobie rozmawiamy. - Rosjanin schował gdzieś niewielkie ostrze i otarł twarz i nieco zmierzwione włosy. Przez co rozmazał na sobie kropki czerwieni w krwawe smugi ale chyba nie zdawał sobie z tego sprawy albo niewiele go to obchodziło. Podszedł do Diaz i oparł zgarnął ją pod ramię jak starego druha.

- Wydawało mi się, że zawarliśmy umowę. Tam na lotnisku, zanim ten glina się nie wpieprzył. - powiedział partnerskim tonem jakby przypomniał sobie o kolejnym interesie do ubicia i zrealizowania. - Mieliście coś dla mnie zrobić. Zwłaszcza ty, bo z tobą rozmawiałem. No i zobacz. Sam musiałem to zrobić. - gospodarz mówiąc to trzymał jedną ręką na ramieniu Diaz a drugą odchylił przywieszkę oporządzenia pokazując ustrojstwo na jakim mu tak zależało a które powinno być u Hassela. - Ale lubię cię. Ty lubisz mnie i mój lokal. A mam trochę spraw na głowie jak widzisz. Nie róbmy scen. Ale masz u mnie dług. Miałaś coś dla mnie zrobić i nie zrobiłaś. Więc masz dług. Upomnę się. A do tego czasu pozwolę sobie by Amanda mi towarzyszyła. Muszę się doprowadzić do porządku i takie tam. A jak mówisz, ma świetne referencje w tym jacuzzi. Aż grzech nie skorzystać. - Rosjanin w końcu puścił Latynoskę i uśmiechnął się do niej jak na dobrego kumpla przystało. Przywołał gestem blondynę do siebie i ta szybko podrobiła w jego stronę z nieco niepewną miną.

- Por tu puta madre, ja ci nie kazałam go macać - Diaz przewróciła oczętami, sapiąc przy tym jak stary zwyrol - Miałeś okazję to jebłeś go po kieszeniach, twój zysk. Szkoda, wyjebałabym go jeszcze raz - zrobiła smutną minę, bolejąc nad straconą okazją, ale szybko się ogarnęła, przenosząc wzrok na ujebaną szkarłatem gębę. Zaczęła też odwijać kamery - Więc ty też jesteś mi winny ruchanie, traje ruso - obcięła go od góry do dołu, a mina zrobiła się jej nagle wyjątkowo zębata. Zakończyła skan z którym wcale się nie kryła i rozłożyła bezradnie ręce - Masz swój klucz do szafki z trupami, ale ciągle zostaje kwestia kto tam posprząta. Oboje wiemy kto to będzie… tyle że soy ma do niego bezpośredni kanał pod bajerę - klepnęła metal wokół szyi - No tego… chuj wie czy i kiedy tam wrócimy. Poza tym… ona też jest Parchem, a wypierdalają nas - odpaliła mapę i pokazała punkt daleko poza miejscem gdzie się teraz znajdowali - Tu. Wkrótce. Teraz może być ostatni czas aby jebnąć gumą po zapiskach. Chyba że masz inny plan - zamknęła holo.

- Szczelina Kaufmana. - powiedział gospodarz lokalu patrząc na powiększony obraz wyświetlanej mapy. - Niezła ciekawostka turystyczna dla tych co lubią łazić po takich dziurach. - pokiwał głową nieco szybciej i chyba zbywając temat. - A teraz wybacz ale mam restrukturyzację do przeprowadzenia. - skłonił Diaz lekko głową i wziął blondynkę pod pachę po czym zaczął odchodzić w głąb korytarza. Usyfieni tak samo jak on ochroniarze ruszyli za nim gdy szef ruszył raźno jak na niedzielną wycieczkę. Z bocznego korytarza prawie za to wybiegł Guła i bez wahania podbiegł do dającej jeszcze resztki życia laski z wyfiletowanym gardłem. Złapał ją za nogi i nie czekając aż umrze do końca zaczął ją wlec z powrotem w boczny korytarz z którego wybiegł. - I pamiętaj hot Latina, masz u mnie dług! - powiedział jeszcze Rosjanin odchodząc coraz bardziej w głąb korytarza jakby obiecywał jakieś spotkanie o jakie zabiegał klient. Gomes spojrzała pytająco na Diaz zerkając to na nią to na odchodzącego gospodina wraz z Amy i odstawą to na Gulę który odciągał wciąż krwawiące, kobiece ciało.

- Zawijamy do tego grubasa w pinglach - Latynoska westchnęła ciężko. Nienawidziła mieć długów, no ale los pozwoli to nie starczy jej czasu aby się o to martwić. Co innego widok oddalającego się Promyczka. Chujowo tak nie móc go przykleić do pancerza.
- Ambulatorium, si? - machnęła na Kruszynkę, odwracając się w odpowiednim kierunku - Skoro nie ma perspektyw na jebanie, trzeba się wziąć za legalną pracę - wzdrygnęła się.

Leticia rozłożyła ramiona widocznie nie mając nic do dodania. Gdy odchodziły korytarzem jeden ze strażników pomógł zapłakanej ziewczycznie. Dokładniej szarpnął ją stawiając do pionu a potem bez ceregieli popchnął w głąb korytarza. Ta pewnie by upadła ale trafiła na ścianę o jaką zdołała się jakoś oprzeć i tak ślizgając to ocierając się po niej jakoś zaczęła oddalać się od krytycznego miejsca. Strażnik nie zważał na to tylko poszedł kawałek otwierając jakieś drzwi i wrócił trzymając sprzęt czyszczący do zmazania świeżo powstałej dużej, czerwonej kałuży. Obydwie kobiety w Obrożach zostawiły za sobą widok tego procesu zacierania śladów.

- Ja pierdolę… - Grey 27 mruknęła gdy zostały same na korytarzu i można było odetchnąć z ulgą. - Bałam się, że mu odjebie do reszty i nas też skasuje. Z tym syfem na szyi nic byśmy nie mogły zrobić. - powiedziała brunetka do drugiej brunetki idąc korytarzem.

Parchata piromanka wyszczerzyła się nagle i zarechotała, obejmując drugą kobietę opiekuńczym ramieniem.
- Mierda… ech, Kruszynka. Ty chyba nie jesteś z dzielni, que? - zazezowała na nią i pokręciła głową - Wrócił na rewir i musiał przypomnieć kto jest el jefe, inaczej zaczęliby go zlewać. Poza tym nie dygaj… i pamiętaj o jednym. - nadawała dalej beztroskim tonem, ciągnąć się korytarzem jak smród po gaciach - Jak do ciebie wymierzą i będą chcieli zdjąć, chyba nie poddasz się jak byle frajer, co? Jak już odchodzić to z hukiem… i jak najwięcej maricónes zabrać ze sobą - poklepała przywieszkę z puszkami napalmu - Zresztą do mnie ma wąty, nie do ciebie. Luzuj blachy… będzie trzeba podbić do Latarenki… a się wkurwi - mruknęła na koniec trochę mniej radośnie.

- Wiem. - opowiedziała z zamyśleniem Grey 27. Przeszły tak kilka kroków korytarzem póki znów sie nie odezwała. - Pracowałam z takimi ludźmi i dla takich ludzi. Zanim mnie zamknęli. I wiem, że niektórym tak odwala, że nie wiadomo co zrobią. - dodała po tych paru krokach znowu zerkając zamiast w podłogę kilka kroków przed sobą to na cywilizowaną wysokość. - Dobrze, że temu jednak nie do końca odwaliło. - pokiwała głową. - A z Amy no bo ja wiem. Szkoda, że jej tu nie ma. Fajna jest, pocieszna i w ogóle. Ale tu chyba jest bezpieczniej niż na zewnątrz. A on chyba nic jej nie zrobi. - Parch wydawała się mówić z zastanowieniem gdy wspomniała o tej całej sytuacji w jakiej się znalazły.

- Wolałabym żeby przeniosła dupkę na lotnisko. Tam bliżej całej tej trepiej bandy i większa szansa, że jeżeli zacznie się ruch w interesie, to jej nie zostawią - Dwójka wymamrotała pod nosem bardziej do siebie niż do Kruszynki i splunęła na podłogę - Już ją zostawili. Dwa razy. Po chuja kusić los, que? Że niby do trzech razy sztuka. Kacap jej nie odjebie, lubi ją. Zrobił zastępcą pod swoją nieobecność. Za dobrze na foczy zarabia żeby odpierdalać jej drugi uśmiech jak tamtej lambadziarze - splunęła po raz drugi i dorzuciła dziwnie poważnie - Każdemu w końcu odpierdala Kruszynko. Jednym prędzej, drugim później. Ale zawsze to w końcu nadchodzi. Esta… tak już jest. Nie ma co walczyć z naturą. W każdym z nas siedzi diabeł.

- Zostawili ją? Kto? Gdzie? I co jest na lotnisku? Poza naszymi kapsułami.
- Gomes chwilę trawiła w milczeniu to co powiedziała jej rozmówczyni i chyba musiała się zgodzić z jej wnioskami w perspektywie własnych przemyśleń i doświadczeń bo minimalnie pokiwała głową.Więc po tej chwili i kilku miniętych drzwiach zapytała o drugą część tego o czym mówiła Latynoska.

- Najpierw jeden pendejo w jacuzzi, przed bramą. Tam gdzie było gniazdo. - piromanka pokręciła łbem wybitnie nie zgadzając się z tym jak potraktowano Promyczka - Skutą, na żer kurwom w tym takiej czterorękiej. Potem jak się Kacap chciał zawijać z imprezy, zostawił ją w schronie. Polla - splunęła po raz trzeci - Na lotnisku nie ma nic ciekawego. Paru zjebów w mundurach, Jedna taka blond dupa z Seres co założyła punkt medyczny. No ale… jest też Harcereczka. Czeka nińa na wieży i robi… bien trabajo. Poza tym wszędzie kurwy na kurwach i kurwami poganiają. Jedno wielkie kurwowisko. - popatrzyła na Kruszynkę ironicznie - Ostatni bastion ludzkości po tej stronie Zjebowic Górnych. Ogólnie chujnia. Idzie przywyknąć.

- Zauważyłam. Przynajmniej po tej zjebanej stronie tutaj.
- Leticia prychnęła nieco kwaśno machając w nieokreślonym kierunku na tą część sytuacji i otoczenia z którą już zdążyła mieć styczność. Znowu przeszła kilka kroków zanim się odezwała. - A o co mu chodziło z tym długiem i w ogóle? - wskazała lekko ruchem głowy gdzieś w tył korytarza skąd przyszły pewnie pytająco o Morvinovicza. Zerknęła z ostrożną ciekawością na idącą obok piromanke.

- Jakby ci to wytłumaczyć, Kruszynko - Black 2 podrapała się po policzku, a to co zdrapała posłała pstryknięciem na podłogę - Ciocia miała małą robotę… - zadumała się nad tym detalem, wracając do jednego zjebanego kundla który coś lubił ostatnimi czasy kręcić się w okolicy ku rozpaczy co poniektórych elementów - Jest taki jeden uczciwy biznesmen do którego dojebały się miejscowe burki. W tym taki kapitan, na marginesie dobra dupa, no ale pies - westchnęła cierpiętniczo jakby ten detal kładł się cieniem na latynoskiej duszy - Zrobili temu biznesmenowi wjazd na chatę, zbierali różne gówna aby go udupić no i prawie im się udało, a co mają jest w kartotekach. Klucz miał Hassel, soy miała go zdobyć, no ale Kacap mnie uprzedził. Taka była umowa za to że nas do was podrzucił latadłem, pod ten zjebany sklep w dżungli - wydęła wargi, prychając wybitnie zirytowanym prychnięciem - Więc umowa nieważna, a ja mam dług. Latarenka się wkurwi, bo coś ją ciągnie w te kamasze i zjebała się na łeb, to jej pykło parę klepek. Lubi go. Condora. Psiarskiego kapitana - wymamrotała, kręcąc głową.

Leticia słuchała co i jak z tym całym dealem i pokiwała głową chwilę się nad tym zastanawiając.
- No wiesz, ale myślę, że póki nie uzna, że go próbujesz wydymać to cię nie wyfiletuje ani nic w ten deseń. Zobacz nawet tamtą kurwę drugą zostawił a myślałam, że zarżnie obydwie. - cekaemistka chyba starała się znaleźć coś pocieszającego w ich sytuacji. - No i wiesz, nie wywalił nas za drzwi ani nic. Nawet na te holo się zgodził co chciałyście. - dopowiedziała jeszcze zerkając na idącą obok piromankę.

- Kacapa to jebać wiertarką udarową - Black 2 machnęła zbywająco ręką, przewracając do kompletu oczętami - Nie jednego takiego chuja do szczania mam w kartotece, poza tym jestem z ulicy. U nas takich było na pęczki. Nad czym innym trzeba załamać wity - westchnęła krótko co bardziej przypominało szczeknięcie. Przeszła w ciszy parę kroków zanim się odezwała - Widziałaś gdzie nas wysyłają. Was też tam pierdolną kolejną stację drogi krzyżowej jak już odjebiecie aportowanie na lotnisko. Będziemy jechać razem z w kurwę wielką bombą gdzieś w pizdu daleko. Będzie… chujem zawieje że czapki pogubimy. A będzie jeszcze gorzej jak ten rudy kurw strzeli focha i wyłoży laskę na okolicę. Albo się wkurwi tak personalnie - czwarte splunięcie trafiło w wyłącznik światłą na ścianie - Co się odjebało w schronie że Blondas wypierodlił siebie i tamtą putę z latadła?

- A to…
- teraz dla odmiany Gomes machnęła ręką jakby nie było o czym gadać albo niezbyt miała ochotę o tym gadać. - Zaczęła się ta krioburza czy jak to tam zwą. Padli wszyscy jak dętki. Tylko ja i ta 32 ustałyśmy na nogach bo miałyśmy hermetyki. To pościągałyśmy resztę tych głąbów z obu grup do schronu. Potem wszyscy jakoś doszli do siebie i zaczęli odpierdalać. Blondas zaczął ze mną gadać a ta paniusia ze snajperą coś zaczęła się burzyć. Zrobiło się ostro jak poszła plota, że przylatujecie tylko po niego. Po blondasa. No to zaczęli się burzyć, ta 32 zaczęła się nawet szarpać z blondasem, taki rycerzyk w kapeluszu i ta paniusia zaczęli się szarogęsić i w ogóle jakby szefami bandy byli. To się wkurzyłam, wzięłam wszystkich na celownik a jak widzisz mam czym celować. - cekaemistka poklepała się po broni głównej zdolnej siać ciężki, obszarowy ogień na setki metrów w głąb od własnej pozycji. - I mówię blondasowi, że spadamy. I w końcu spadliśmy, wpakowaliśmy się do latadełka. Potem przybyli Leeman i ta 32 i na dzień dobry rzuciła w twarz workiem w blondasa. No to zresztą już sama chyba widziałaś. No to wkurzył się i rzucił się na nią. Ale, że to było latadełko no to wypadli oboje. Ten cały glina też się wkurzył no to przysmażył “dwójką” tą 32. I jakoś tak to szło w ten deseń. - Leticia pokrótce streściła historyjki z jednej łączonej grupy z oryginalnych 200-ki i 300-ki jakie miały miejsce tuż przed spotkaniem z obsadą “Eagle 1”.

- Por tu puta madre… niezła lambada - Diaz zarechotała z uciechy, susząc klawiaturę kłów - Też mieliśmy paru takich zjebanych maricónes. Tatuśka, Połyka… no się działo - podzieliła się czymś z czarnej grupy - Była też Stokrotka co się woziła i Ciotka, no ale im się zdechło. - wzruszyła ramionami - Stokrotkę rozjebał mech, ciotkę… a chuj wie. Tatusiek z Połykiem… - tutaj się zadumała, przypominając sobie odprawę i splunęła po raz piąty - Wyjebali nam w powietrze Blackpoint. Zanim tam dotarliśmy z Latarenką, Wujaszkiem… no i Romeo i Casanovą, ale oni akurat trepy, nikt od nas. Zawieźli nas pod Seres, Casanova chujowo oberwał - skrzywiła się na wspomnienie kolejnego psa i jeszcze złodzieja z Armii - Spotkaliśmy się potem na lotnisku, Latarenka chciała ich odjebać. Pocięła się chyba o to z Romeo… też taki kurwa pies. No ale, tamci dwaj stracili łby tak czy siak. To żeby po was lecieć też ta lambadziara wymyśliła. Przekonała Condora. Soy chciała tylko konowała… ten jest tutaj w kurwiej dziurze. No ale. Nie soy dowodzi i ogarnia - wzruszyła ramionami - Teraz jest Blondas, trzeba go przypilnować. Żeby nie odwalił maniany i niczego nie spierdolił.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline