Akolitka Myrmidii nie zamierzała czekać, aż medyk znajdzie czas na zajęcie się pojmanymi wrogami. Wyprosiła u niego garść najpotrzebniejszych medykamentów i sama opatrzyła otwarte rany. Następnie uformowała dwuszereg więźniów i pod eskortą łuczników odprowadziła ich do garnizonu, aby dowództwo zdecydowało, co z nimi zrobić. Marsz przez miasto podniósł Estalijkę na duchu. Zwykli ludzie wyglądali na zewnątrz pytając co się stało. Leonor wiedziała bardzo dobrze co. Myrmidia osobiście zstąpiła z niebios, aby pomóc dzielnym obrońcom w walce z przeważającym wrogiem. Usilnie też rozglądała się gdzież Wszechpotężna się aktualnie znajduje.
Rozczarowanie po dotarciu do garnizonu było ogromne. Okazało się, że Bogini nie poczekała na akolitkę i już wróciła do siebie. Niemniej pozostawione ślady nie budziły wątpliwości. Gołym okiem widać było, że Nieustraszona ustawiła dwie swoje stopy na tutejszej ziemi. Jedną przed bramą, a drugą przed murem, promienie zaś z jej niezniszczalnej tarczy przypadkowo rozpaliły pożar w garnizonie. Takie rzeczy się zdarzają. To sprawa eneriaków inetycznych i naprężeń. Swym ogromem i mocą przeraziła ostatecznie przeważające setki wrogów, którzy zrozumieli w swej głupocie, że nigdy nie pokonają tych, po stronie których stoi Wszechpotężna Wspomożycielka. Kto żyw powinien dziękować Jej i dzielnym obrońcom za ocalenie. Z braku miejsca modły takie najlepiej wznosić w Świątyni Sigmara. Bóg ten też łaskami szczególnymi obdarza nieustraszonych walczących.
Rozglądnęła się też za dowództwem, aby ustalić gdzie można zostawić więźniów, a gdy zorientowała się, że punkt medyczny z niewiadomych przyczyn został pozbawiony lekarza udała się tam z pomocą rozkazując łucznikom, aby pilnowali więźniów do czasu otrzymania jasnych wytycznych co należy z nimi zrobić. A o tym co należy z nimi zrobić należało natychmiast zaraportować jej. Tak jak im obiecała, byli pod opieką jej i Wszechpotężnej Wybawicielki.