Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2018, 11:02   #141
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Książe ze swoją pozbawioną emocji miną czytał aktualną gazetę. Charlie skłoniła się głęboko już po przekroczeniu progu. Podobnie zresztą Gaheris. Szanował suzerena.
- Wasza wysokość, chciałem osobiście podziękować za przekazanie pod moją opiekę części terenu po Jessie Bingham. Ponadto chciałbym się do pana zwrócić, jako do najdostojniejszego Ventrue. Ponieważ Jessie także należała do Ventrue, chciałbym poprosić o ewentualne informacje o jej dzieciach, może ghulach - spojrzał na londyńskiego księcia.
- Nie wiadomo mi o żadnym potomku Jessie. Podejrzewam, że miała kogoś na oku, ale nie zdradzała się z tym. - Peel odłożył gazetę na stolik i wskazał narzeczonym fotele. Z czego skrzętnie skorzystali.
- Rozumiem. Udało mi się przejąć szóstkę ghuli pracujących w banku Jessie. Cały jednak problem, iż karmiono ich zmieszaną krwią paru wampirów. Jessie, ubitego już wroga, ale prawdopodobnie także iluś innych. Nie wiedzą przez kogo. Zniknęły także przyboczne ghule Jessie - wyjaśniał niepewną sytuację.
- Mildred i Benjamin… tak nie widziałem ich od kiedy pochwyciliście z Anną, Jessie. Wiem, że przeżyli pożar jej rezydencji. - Książe zamyślił się. - Kilku ghuli zgłosiło się do mnie, po tym jak dotarły do nich wieści o śmierci ich Pani. Miałem nadzieję, że ta dwójka uczyni podobnie.
- Nie uczynili tego. Liczę trochę na to, że spróbują się skontaktować ze swoimi bankowymi odpowiednikami. Wtedy tamci mają polecone podtrzymać kontakt oraz natychmiast informować. Jednak nie wiadomo, czy to się uda. Tym bardziej, iż obecnie czasy są bardzo niespokojne …
- przerwał na chwilkę - … czy mógłbym liczyć na wsparcie przez jakiś czas, przy patrolowaniu tego terenu? - spytał, wszak było jasne, że upłynie naprawdę co najmniej parę miesięcy, zanim wszystko ponownie będzie jakoś się działo prawidłowo.
- Wolałbym byś skierował to pytanie do mojej córki. Podjęła się opieki nad częścią, która pozostała naszemu klanowi po Jessie, wobec tego to jej ludzie będą w pobliżu.
- Będę starał się nią spotkać
- tyle że akurat jej nie było, no, jednak nie powiedział oczywistości - czy Wasza Wysokość zna wampira nazwiskiem Beathan?
- Owszem.
- Peel na chwilę oderwał wzrok od ognia płonącego w kominku i spojrzał na Gaherisa. - Pytasz w związku z pojawieniem się jego ghula w Londynie?
- Dokładnie tak. Planuję przesłać mu pismo, ponieważ zaś muszę się także udać do Szkocji zastanawiałem się nad ewentualnym spotkaniem. Znałem go od dawna, więc stanowi jakby część dalekiej przeszłości. Jednak właściwie niewiele wiem na jego temat, szczerze powiedziawszy nic. Dlatego nie chciałbym podejmować takich decyzji bez jakiejkolwiek wiedzy.
- Można powiedzieć, że odrobinę rywalizujemy z Beathanem. Kiedyś był księciem Edynburga, ale zrzekł się tej funkcji na rzecz swego potomka.
- Peel uśmiechnął się lekko. - Jeśli zechce się z tobą spotkać nikt ci nie zabroni. Jakby nie patrzeć to przedstawiciel twojego klanu.
- Najprawdopodobniej to mój brat, pod pewnym względem
- przyznał rycerz. - Dziękuję Waszej Wysokości za spotkanie oraz wyjaśnienia.
Wojownik skłonił się oraz planował wybyć, oraz Charlotta oczywiście, jeśli książę wyrazi zgodę.
- Jeśli potrzebujecie, możecie zostawić wiadomość dla mojej córki.
- Peel sięgnął ponownie po gazetę.
- Dziękujemy.
Kiedy wspaniały Peel wziął gazetę był niewątpliwie to sygnał wyjścia. Dlatego skłaniając się ruszyli do drzwi, zaś później już, na korytarzu, Gaheris spytał Charlottę.
- Właściwie kiedy jesteś umówiona z lady Rebeccą, pojutrze chyba … - próbował sobie przypomnieć jakoś.
- Tak we wtorek. - Charlie spojrzała na niego zaniepokojona. - Wszystko w porządku?
- Skoro tak, zwyczajnie możemy porozmawiać z nią wtedy. Chciałbym jeszcze, żebyśmy odwiedzili Carltona. Jeśli ghule dostrzegą kogoś, muszą pozostawić gdzieś wieści. Pomyślałem sobie, że Carlton byłby niezły. Chyba jednak, że masz jakiś inny sprytny pomysł?
- Jak mówiłam w najbliższych dniach będę w banku więc mogą przekazać mi wieści, ale jeśli wolisz by tego nie czynili… myślę że możemy ich skontaktować z jakimś ghulem w Carltonie.
- Charlie dała się sprowadzić na dół i pomóc sobie wsiąść do oczekującej ich dorożki. - Pytanie, czy gdy w mieście są łowcy nie skierujemy ich tym sposobem do elizjum.
Właściwie co oznaczały jej słowa? Uważa, że się na nią obraził, czy co …
- Charlie, nie wyobrażam sobie, żeby nie przekazywali tobie wszystkiego. Raczej jest kwestia, że skoro planujemy wyjechać do Szkocji oraz czasami bywamy trudno dostępni odwiedzając Boyla, myślałem, iż dobrze byłoby, żeby mogli gdzieś kogoś powiadomić. Pomyślałem, iż spytam naszych przyjaciół, jak to widzą. Jednak skoro uważasz, że mogłoby to sprawić kłopot oraz przeszkodzić bezpieczeństwu, to na razie nie róbmy tego. Może się coś lepszego wykombinuje. Wobec tego jedźmy do Boyla chyba.
- Zupełnie zapomniałam o tym wyjeździe.
- Kobieta chwyciła mocniej jego ramię. - Mówię tylko, że może nie powinni się spotykać z Carltonie. Może jakiś pub? - uśmiechnęła się. - Wpadnijmy do Roberta może będzie mógł nam pomóc, a to nie zajmie długo.
- Doskonale. Ewentualnie jeszcze możemy tak zrobić, że umówimy się w pubie, ale innego dnia. Przed wyjazdem. Jak wolisz
- sam skupił swoje umiejętności starając się wyczuć ewentualnych śledzących. Nadwrażliwość oraz tam inne takie, wszystko uruchomił starając się odebrać zmysłami inne osoby. Wampir wyczuwał, że są obserwowani, jednak nie wiązało się z tym poczucie zagrożenia. Podczas przejazdu udało mu się nawet dostrzec jednego z ghuli Anny, odprowadzającego ich dorożkę wzrokiem. Aż wreszcie dojechali. Gaheris niespecjalnie rozumiał zamysł Charlie. Zapewne chodziło jej o Roberta malkaviańskiego, ale wszak on też był gdzieś w Carlton Klubie. Jednak biorąc pod uwagę jej poprzednią pracę, dziewczyna mogła w sobie wyrobić rodzaj instynktu, co jest bezpieczne, co jest nie. Dlatego akurat przy takich sprawach polegał mocno na jej własnej opinii.

Zatrzymali się jak zazwyczaj na tyłach Carlton Clubu i weszli przeznaczonym dla członków elizjum wejściem. Jednak w przeciwieństwie do jakiegoś mijanego, młodego wampira skierowali swoje kroki na piętro, wprost do gabinetu właściciela klubu. Zastali Roberta, udającego drzemkę na kanapie znajdującej się w pomieszczeniu. Na ich widok usiadł i uśmiechnął się.
- Czyżbyś wpadł w końcu ze mną zagrać, Henry? - Podszedł do narzeczonych i ucałował dłoń Charlotty. - Moje gratulacje.
- Witaj, jednak akurat nie na grę przybyliśmy, niestety. Właściwie to na moment, bowiem skoro Londyn odwiedziło sporo nieproszonych gości, lepiej nie ściągać ich tutaj, choć bardzo starałem się uważać.

Resztę tłumaczenia zostawił Charlotcie, bowiem po pierwsze, nie wiedział, czy ona chce teraz wyciągnąć go do jakiegoś pubu, czy był to pomysł, który nie będzie realizowany. Po drugie jeśli któryś ghul miał przyjść poinformować, to kolejnym krokiem byłoby zawiadomienie, z jednej strony Malkavian, ale z drugiej właśnie Charlotty, albo może jeszcze kogoś?
- Chciałam spytać, czy może masz kogoś z kim mogliby się kontaktować nasi ludzie, podczas naszej nieobecności w Londynie. - Ghulica uśmiechnęła się uroczo do maklaviana. - Niestety wychodzi na to, że będziemy musieli odrobinę uważać na nową domenę Henry’ego i chcielibyśmy być informowani o wszystkim na bieżąco.
- Ktoś może i by się znalazł…
- Robert zamyślił się. - napijecie się czegoś? Henry, to co zwykle? Charlie… herbaty? - Spojrzał na nią lekko zmieszany.
- Dla mnie będzie idealnie. - Kobieta uśmiechnęła się i zajęła miejsce w jednym z foteli. - Czy jest jakieś bezpieczne miejsce, gdzie można by takie spotkania zaaranżować?
- Obecnie jest z tym trudno.
- Robert wezwał kogoś ze służby i zamówił herbatę dla ghulicy, a sam nalał z karafki krew dla siebie i Henry-ego. - Dużo miejsc zostało zniszczonych podczas pożarów.
- Dzięki, wiesz jakie drinki lubię
- odezwał się Gaheris, rzeczywiście pachniało świetnie, jak to przy eleganckim Robercie. - Przypuszczamy właściwie, iż mógłby to być trop do ruszenia za owymi nieodkrytymi wampirami, które chciały narobić kłopotu. Wydaje się to sprawą ważną, która mogłaby rozwiązać wiele problemów. Jednak faktycznie, zdajemy sobie sprawę, że pożary spowodowały wyłomy. Jednak może miałbyś jakiś inny pomysł. Szybkie przekazywanie informacji mogłoby być bardzo przydatne.
- Pytanie kiedy planujecie wyjechać.
- Robert sam rozsiadł się w fotelu. - Można poszukać takiego miejsca, sprawdzić kto w nim przesiaduje i poobserwować przez chwilę okolicę. Jednak to wymaga czasu i kogoś ze specyficznymi talentami. Każde rozwiązanie na szybko będzie zawsze niosło z sobą pewne ryzyko.
- Cóż, jeszcze parę dni planujemy pozostać. Cztery, lub pięć na pewno przed wyjazdem do Szkocji. Czy dałoby radę znaleźć coś w takim właśnie czasie?
- Pewnie tak.
- Robert uśmiechnął się. - Londyn obrósł pubami, a chyba nie ma lepszego miejsca. Pytanie czy byłbyś gotów pomóc.
- W sensie?
- spojrzał niezwykle inteligentnym spojrzeniem zdradzającym kompletny brak zrozumienia.
- Będzie trzeba sprawdzić czy miejscówki nie wybrały sobie inne istoty i czy ludzie którzy tam przebywają nie stanowią dla nas ryzyka. - Robert uśmiechnął się starając się zrobić niewinną minę. - Matka zdradziła, że masz talenta podobne do niej, a boję się, że jeśli poproszę ją przy tym zamieszaniu o pomoc, to albo przyprawi mnie o koszmary, albo ukróci mój wieczny żywot.
- Uwielbiam twoją matkę, ale przy wszystkim muszę potwierdzić, iż lubi nieco przesadzać
- uśmiechnął się pamiętając, jak Malkavianka wpłynęła na nich podczas jazdy powozem. - Powiedziałbym nawet, iż sprawia jej to leciutką przyjemność. Dlatego oczywiście pomogę. Rozumiem, iż chodzi ci o to, żebym odwiedzić niektóre miejsca oraz starał się wywnioskować coś na ich temat podczas niedawnego okresu. Czy byli tam nieproszeni gości, ewentualnie jacy oraz tym podobne?
- Myślę, że uda mi się wytypować dwa lub trzy miejsca. Jednak sporo mogą sprawdzić moje ghule, jednak… nie ocenię czy nie ma tam magów lub wilkołaków. Wiem, że podobno nie ma tych drugich w mieście, ale kto ich tam wie.
- Maklavian machnął ręką. - Może też uda ci się rozpoznać czy ktoś na przykład tam nie poluje? W sensie łowca? - Spytał niepewnie. - Nadwrażliwość nigdy nie była moją mocną stroną. - Westchnął w końcu, przyznając się do słabostki.
- Doskonale przeto. Jeśli podasz mi listę owych miejsc, udam się tam, pospaceruję, posprawdzam. Zobaczymy jak wyjdzie - ucieszył się propozycją Roberta. Mogli sobie wzajemnie pomóc.
- Prześlę ci ją za dwa góra trzy dni. - Maklavian uśmiechnął się. - To co partyjka?
- Dobrze, jednak tylko rozdanie, bowiem musimy ruszać. Przy okazji, pozdrów swoją matkę. Chyba mocno jest zajęta, nie widuję jej.
- Straciliśmy wielu ghuli i teren.. Został mocno naruszony.
- Robert wyprowadził ich z pokoju i poprowadził w kierunku bardziej dostępnej części klubu. - Stara się zapanować nad tym chaosem.

Zeszli schodami dwie kondygnacje niżej i przepuszczeni przez ghula, znaleźli się w pachnącym nowością pokoju karcianym. Gaheris kojarzył, że wcześniej znajdowało się tu elizjum i najwyraźniej pomieszczenie wróciło już do poprzedniej funkcji. Gaheris pojęcia nie miał, czy kobiety grywają w karty. Swego czasu widywał jedynie mężczyzn, chociaż czytał, iż arystokratki chętnie zabawiają się tą właśnie rozrywką.
- Kochanie moje, może chciałabyś dołączyć? - spytał dziewczynę.
- Chyba jestem zbyt zmęczona, ale z przyjemnością popatrzę. - Pogładziła ramię narzeczonego i rozejrzała się po lokalu.
Dla szefa elizjum szybko zwolniono stolik i już po chwili grali w parze, przeciwko dwóm młodszym wampirom. Rozgrywka różniła się o tyle, że na początku pojawiło się zastrzeżenie iż nie wolno używać dyscyplin. Charlie stanęła za nim opierając dłoń na jego ramieniu, a Gaheris mimo iż gra go pochłonęła zauważał skierowane w jej stronę spojrzenia.

Wygrali i choć nie było to trudne, bardzo poprawiło nastrój Robertowi.
- Musimy to niebawem powtórzyć. - Zadowolony z siebie odprowadził ich do dorożki. - A może wybierzemy się razem na polowanie? Powinieneś zażywać rozrywek arystokracji.
- Chętnie, jednak jak sam wspomniałeś, istnieje nieproszone towarzystwo na ulicach Londynu, przeto nawet arystokracja chyba powstrzymuje swoje chętki łowieckie
- Gaheris także był zadowolony bawiąc się przyjemnie dosyć. Jednak musieli ruszać. - Miła zabawa oraz przyjemnie chwilę nie myśleć właściwie na temat tego wszystkiego wokoło. Cóż Robercie, dziękuję ci za pomoc oraz czekam na listę miejsc - podał mu dłoń na do widzenia oraz ujmując Charlottę ruszył do tylnego wyjścia.
- Prześlę ją niebawem. - Maklavian skłonił się lekko i wrócił do klubu, podczas gdy para narzeczonych w dorożce, ruszyła w kierunku rezydencji Boyle'a.

W rezydencji powitał ich jak zwykle Gehry. Teraz gdy już wszystkie wampiry wróciły do swych siedzib, w okolicy znów zapanował spokój. Zniknęły wszechobecne dorożki starszyzny i ich sług. Po okolicy kręcili się jedynie ludzie tremere, którzy nagle okazali się nie być tak liczną służbą. Ghul jak zwykle powitał ich głębokim ukłonem.
- Czy chcieliby państwo się odświeżyć? Lord zaprasza serdecznie do salonu, jednak musi jeszcze przez chwilę oddać się swym obowiązkom.
- Bardzo chętnie
- odpowiedział Gaheris spoglądając pytająco na stojącą obok piękną narzeczoną. Oczywista sprawa, warto było moment odświeżyć się po odbytych spotkaniach.
- Z przyjemnością skorzystamy z takiej możliwości. - Charlie uśmiechnęła się do ghula Boyla, a ten przepuścił ich. Nocowali tu na tyle często, że mieli tu już stałą sypialnię, połączoną z niewielkim salonikiem i łazienką. W rezydencji Boyla znajdowała się też większość ich garderoby jako, że nie mieli jeszcze stałego lokum. Dlatego po prostu umyli się, przebrali oraz oczekiwali na wezwanie. Faktycznie, wspaniała rezydencja w stylu raczej georgiańskim, choć kto wie, ile razy została przebudowana przez wampirzego właściciela, była śliczna. Otaczał ją wspaniały ogród, dalej lasy oraz łąki. Wspaniała rezydencja podmiejska godna iście lorda Boyla. Miło było tutaj powrócić.

Charlie podeszła do wampira i poprawiła mu krawatkę, równając dekoracyjną szpilkę.
- I pomyśleć, że całkiem niedawno musiałam pomagać ci się ubrać. - Uśmiechnęła się w ten swój rozkoszny sposób. - Jestem bardzo dumna z mojego ucznia.
- Dziękuję. Musiałaś się mocno napracować, żeby doprowadzić mnie do jakiego takiego stanu
- przyznał oddając uśmiech. - Powoli jednak nabieram wprawy, choć mam jeszcze spore problemy dotyczące mody, odpowiedniego smaku oraz inne podobne. Wiesz bowiem, kiedy mieszkałem na dworze wszystko było dużo prostsze. Nie mieliśmy dla przykładu … choćby guzików. Wszystko było wiązane, więc choćby to zmieniało mocno podejście do danego stroju.
Wampir miał rację. Guzik jako wynalazek upowszechnił się w Anglii dopiero w XIII-ym i XIV-ym wieku. Wręcz właściwie trudno sobie wyobrazić strój bez tego elementu. Szczególnie oczywiście męski, jednak za czasów króla Artura nikt nawet nie myślał, iż można ubranie spinać guzikiem.
Charlie zaśmiała się cicho.
- To dlatego tak dobrze radzisz sobie z moimi gorsetami. - Delikatnie ucałowała wampira w usta. - Robisz błyskawiczne postępy.
- Wiele takich … powtarzających się ćwiczeń. Przychodzi więc pewna wprawa. Skoro gospodarza jeszcze nie ma, ustalmy plan działania. Jutro: wizyta u księżnej, potem zaś powrót oraz spotkanie Florence oraz Rebeccki?
- chciał się upewnić, bowiem dyskutowali już na ten temat podczas drogi. Kiedy jednak ma się sporo przemyśleń, takie kwestie uciekają. - Kolejna noc to wizyta w pałacu Howardów oraz list. Jeszcze jakieś ...? Sprawa oczywiście, jakie informacje chciałby przekazać nam szanowny Boyle oraz księżna Mondragone.
Charlie odsunęła się i zajęła miejsce w fotelu.
- Jutro wizyta u księżnej, a pojutrze spotkanie z Rebeccą i Florence. Howardów możemy także odwiedzić we wtorek przed wizytą wampirzyc. Jakoś po tym powinniśmy mieć wieści od Roberta, ale chyba zaczniemy od wizyty w banku byś mógł ponownie podać im krew. - Ghulica mówiła z przymkniętymi lekko powiekami odtwarzając wszystko w pamięci.
- Zastanawiam się, co będzie, kiedy wyjedziemy do Szkocji, czy wytrzymają jakiś czas bez krwi.
- Dosett i Sally jakoś sobie radzą od pewnego czasu.
- Mrugnęła do niego. - Chyba… im dłużej i częściej się ją pije tym jest trudniej.
- Pojęcia nie mam. Oraz nie wiem, co możnaby na to jakkolwiek poradzić. Dlatego jakoś będą musieli wytrzymać.
- Z tego co zrozumiałam przy Jessie.. Warto byś ich teraz kilka razy napoił, co by…
- Odrobinę się zmieszała. - .. związali się z tobą. Ech… brakuje mi twoich ugryzień.
Uśmiechnął się.
- Mogę ofiarować pocałunki
- spełnił natychmiast obietnicę. - Hm, czy udając się do księżnej oraz rodziny Amandy powinniśmy cokolwiek wziąć, wiesz, jakiś prezent? - spytał dziewczyny, która zdecydowanie lepiej czuła oraz znała takie elementy wychowania.
- Hm… pewnie jakiś przedni trunek byłby w dobrym guście. - Zamyśliła się. - Spróbuję coś nabyć.
- Ale taki wspólny prezent, czy to dla pana domu, zaś dla pań jakieś kwiaty?
- Kwiaty są dosyć ryzykowne, w takich domach bukiety układa zazwyczaj florystka, a i nie wiadomo czy rodzina nie ma na coś alergii. Mogę kupić dwa trunki.
- Nie wiem, co to alergia, pewnie jakiś proszek aromatyzujący …
- domyślał się. - Będzie księżna, Amanda oraz jej rodzice. Wydaje mi się, że lepiej dobrze z nimi być, skoro będą rodziną oraz będą na naszym ślubie. Ech, będę miał robotę przy manipulowaniu umysłem. Nie przepadam za tym, ale niekiedy chyba trzeba.
- Alergia to takie coś, że ktoś kicha…

Chciała skończyć ale przerwało jej pukanie do drzwi i głos Gehrego.
- Czy są państwo gotowi? Lord juz czeka.
Henry jeszcze był myślami przy tamtym słowie. Odruchowo odpowiedział Gehremu.
- Tak oczywiście - dziwna nazwa, przecież jest katar, jednak wiktoriańskie społeczeństwo lubiło wynajdować kolejne nazwy. Oczywiście, odpowiedź do służącego narzucała się sama, bowiem wszak skracali sobie chwilą rozmowy właśnie oczekiwanie.
 
Aiko jest offline