Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2018, 22:18   #142
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wspólnie zeszli na dół i gehry zaprowadził ich do salonu. Boyle miał na sobie domowe ubranie, ukryte pod szlafrokiem i jak zwykle pykał fajkę. Na stoliku przy fotelach stała karafka z gęstym rubinowym płynem, oraz herbata i jakieś kanapeczki.
- Wybaczcie zwłokę. - Uśmiechnął się do narzeczonych. - Niby główne kłopoty za nami a pracy nadal wiele.
- Witaj przyjacielu
- podał mu dłoń. - Główne kłopoty, hm, cieszę się twoimi słowami. Choć rzeczywiście, dopiero obecnie nie wiadomo, w co ręce włożyć - przyznał rację Tremere.
- Siadajcie. Częstujcie się. - Boyle zaciągnął się fajką. - Florence powiedziała, że mam pilnować byś dużo jadła. Gehry bardzo się cieszył mogąc poinformować o tym kucharzy.
Charlie zarumieniła się.
- Ja… wcale nie muszę jeść tak dużo. - Mruknęła, ale sięgnęła po jedną z kanapek. Gaheris doskonale pamiętał, że jego narzeczona miała dobry apetyt nawet przed ciążą. Co oczywiście wcale mu nie przeszkadzało. Charlotta wyglądała bardzo ładnie oraz miała smukłe ciało. Przeto widać, iż apetyt jej nie szkodził, lecz podawał energię do wykonywania pracy oraz oczywiście przyjemności.
- Słyszałem, że planujecie wyjazd. Jakieś terminy? - Boyle spojrzał z uśmiechem na zajadającą się ghulicę. - Mój syn powinien tu dotrzeć w przyszłym tygodniu.
- Oczywiście pojmuję, jednak akurat wtedy wyjeżdżamy. Zaplanowaliśmy to, bowiem jeszcze jest parę spraw do zrobienia tutaj, ot choćby kwestia byłych ghuli Jessie. Przejąłem niektórych, tyle iż okazało się, że to nie są tylko jej ghule. Karmiono ich krwią jej, poprzedniego wroga oraz jeszcze innych. Oooo, właśnie, czy kojarzysz może poprzedniego księcia Edynburga? Podobno rywalizowali ze wspaniałym Peelem
- spojrzał pytająco.
- Z tego co mi wiadomo nadal rywalizują. - Boyle wzruszył ramionami. - Kojarzę to duże słowo. Nigdy nie widziałem go na oczy, ale podobno nie jestem w tym odosobniony.
- Rozumiem, cóż wysłał swojego ghula na przeszpiegi do Londynu. Mieszka gdzieś na terenie Szkocji. Wyobraź sobie, iż znam go, albo raczej znałem. Bardzo dawno temu kręcił się przy mojej matce, przy Pani Jeziora. Spotkałem owego ghula Beathana. Zastanawiam się, czy nie przekazać mu jakiegoś listu. Jednak poszukuję wszelkich informacji, dlatego spytałem ciebie
- wyjaśnił Henry.
- Wiem, że odsunął się od władzy jakiś czas temu, ale tak jak wszyscy się spodziewali tylko po to by rządzić z cienia. Jego szpiedzy są wszędzie. Spotkałem jednego nawet w Wiedniu, ale… nie robią nic złego, więc zostawia się ich w spokoju. - Magik wypuścił kółeczko z dymu. - Stary znajomy powiadasz… jak się z nim spotkasz będę cię męczył o jakąś opowieść.
- Chwilowo powiedzieć mogę tyle, że był małym, kędzierzawym chłopcem, przynajmniej kiedyś. Nie wiem, czy będziemy mieli okazję się spotkać, mam bowiem zostawić list u Edwarda Howarda, właśnie owego szpiega należącego do szkockiego odłamu wspomnianej rodziny. Właściwie nie wiem, czy zawiadomić go co do naszego wyjazdu do Szkocji. Wprawdzie miło byłoby się spotkać, ale jednak kwestia bezpieczeństwa jest podobnie istotna.
- Myślę że mimo wszystko byłoby to rozsądne. Jednak prawda jest taka, że opiekuje się tym terenem i to jak pokłonienie się tamtejszemu księciu. A jaka kwestia bezpieczeństwa?
- Cóż, jedziemy razem. Czasami wiesz, skoro słyszy się tutaj, iż są łowcy, dziwne wampiry etc.to jak będzie poza miastem. Niekiedy najbardziej sensowna jest praktyka cichego poruszania, ale masz rację. Jadę w okolice Inverness, pytanie kto tam rządzi?
- Childe Beathana sprawuje teraz władzę. Dlatego wszyscy podejrzewamy, że rządzi tak naprawdę nadal ten stary wyga.
- Pewnie tak. Cóż, może Howard powie.
- Pomyślę… teraz nie pamiętam jak miała na imię jego córka. Jutro dam ci znać.
- Dziękuję, bardzo się przyda. Jakby potrzeba było, spytam także wspomnianego Edwarda. Jeśli wie, powie, jeśli nawet nie powie, nie ma znaczenia, jeśli tylko wie
- wspomniał lekko wojownik. - Jak tam sprawy magików? - spytał, bowiem oczywiście każdego wampira interesowały wspomniane sprawy.
- Powoli
. - Boyke mruknął niechętnie. - Jak ich nie było to teraz się zebrali i chyba planują założyć konsylium. Będę miał z tym roboty.
- Konsylium? Takie jakieś … siedziba, zgromadzenie, coś takiego
.... - wojownik próbował się domyślić. - Cóż, właściwie ciekawi mnie, czy istnieje gdzieś sytuacja sojuszu pomiędzy wampirami oraz magami?
- Tylko jeśli mieliśmy wspólny interes w takim działaniu
. - Boyle zapatrzył się na ogród. - Prawda jest taka, że… mamy niewielkie szanse z magami. Staram się obecnie wypracować nam jakieś pole do współżycia.
- Wypracowanie jakiegoś nie tyle sojuszu, co aktu nieagresji, czyli rozumiem, iż wskazujesz jakieś wspólne interesy, które sprawiałyby, że nie będziemy sobie przeszkadzać. Czyli jeśliby ci się udało, naszym niemiłym przybyszem byliby łowcy?
- Wiem, że zabrzmi to dziwnie z uwagi na moją profesję, ale nie ufałbym magom. Zdradzą nas przy pierwszej lepszej okazji. Potrzebujemy jednak chwili na odbudowanie sił.
- Łowcy interesują się magami? Możeby pokierować obydwiema grupami przeciwko sobie. Możeby zamiast zabijać jednego czy drugiego, przymusowo jakby przekonać go do skierowania się przeciwko magikom
?
Właściwie faktycznie Henry zgadzał się z Boylem pod pewnym względem, istniała jednak inna strona medalu. Magowie póki co także byli słabi, dopiero bowiem przybyli. Jednak politykiem nie był, Boyle owszem, dlatego pozostawało jedynie uwierzyć Tremere.
- Tak. Wszyscy chcemy by w miarę możliwości zajęli się sobą. - Boyle przytaknął i po chwili rozważań uśmiechnął się. - Ale… zaprosiłem was bo przyszła mi do głowa pewna myśl. Czy zamiast zakupu… nie chcielibyście wziąć tej rezydencji w dzierżawę?
Szczerze powiadając, Gaherisowi się ten pomysł nie podobał kompletnie. Nie cierpiał takich sytuacji, nie chciałby wracać do jakiegoś miejsca, gdyby nie czuł, iż jest jego. Wszak dzierżawa to wynajęcie czegoś podczas ustalonego okresu. Przypominało hotel, inaczej czułby się ciągle, niczym obcy. Plus był jeden, mieliby gdzie spać oraz zrobiliby przyjemność Boylowi. Stanowczo pretensji do niego nie miał, wszak pragnął utrzymać swój własny dom. Bardzo normalne! Jednak akurat to była sytuacja, kiedy nie mógł zrealizować pragnienia Tremere. Nie chciał wojak jednak odmawiać wprost, ponadto musiał ustalić to ze swoją panią.
- Wiesz, raczej szukamy czegoś dla siebie, ale nie wiem, porozmawiamy z Charlie … - widać było, iż starał się być oszczędny słowami. - Mogę jednak obiecać jedno, jeśli wyjedziesz, możemy po prostu od czasu do czasu tutaj zerkać. Gehry doskonale poradzi sobie ze wszystkim, niekiedy zaś możemy się tutaj pojawić oraz ewentualnie wspomóc. Wtedy zachowasz swoją rezydencję oraz będziesz wiedział, że nie działa ona sobie bezpańsko. My zaś chętnie, niekiedy tutaj przyjedziemy na jakąś chwilę. Omówimy zresztą jeszcze … - spojrzał pytająco na ukochaną Charlottę.
Wampiry patrzyły jak ghulica rozważa tą opcję zjadając przedostatnią kanapkę, a Gaheris był niemal pewny, że w głowie wykonuje chłodne kalkulacje.
- O jakich warunkach myślałeś? - Spytała podnosząc wzrok na Boyle’a.
- Dzierżawa na 50 lat, nie płacicie mi, ale utrzymujecie majątek. Możecie czerpać korzyści z ziemi. - Tremere mówił ostrożnie, uważnie obserwując Charlottę.
- Jesteś gotów spisać umowę, twój syn się pod nią podpisze? - Ghulica ostrożnie badała grunt. - Zapewnisz nam prawo wykupu?
- W sensie zaproponujecie mi kwotę po tym czasie i mam to rozpatrzeć przed innymi ofertami
? - Boyle też robił się ostrożny.
- Tak a jeśli będziesz chciał ją sprzedać komuś innemu, mamy najpierw prawo do dzierżawy na kolejne 10 lat.
- Niewygodne
… - mruknął magik.
- Owszem, ale będzie tu leże mego męża, będą tu nasze rzeczy… chcę móc na spokojnie się wyprowadzić.
- Dobrze to rozsądne
. - Boyle zaciągnął się dymem.
- Czy pozwolisz nam to omówić na osobności? - Charlotta uśmiechnęła się, a magik po prostu musiał odpowiedzieć tym samym.
- Dobrze. Idę na spacer. - Podniósł się z fotela. - Macie godzinę.

Gdy wyszedł Charlie spojrzała na Gaherisa.
- To dobry pomysł. - Westchnęła. - Musimy nabyć coś w Londynie i nie wiem ile będzie kosztować utrzymanie rezydencji w Szkocji… 50 lat to sporo.
- Jeśli masz na myśli sytuację, że ta rezydencja sobie będzie, to może sobie być
- odpowiedział bardzo kwaśno. - Rezydencja na północy powinna dostarczać dochodów, nie je ciągnąć z obydwu ziem. Mamy obecnie ponadto dwa banki, nie jeden. Powiem tak dzierżawa, dla mnie to oznacza, właściwie zdobycie grupy krwiodawców, co rzeczywiście jest bardzo ważne. Dlatego weźmy to, nawet leże byłoby dobre, ale tak czy siak czułbym, że jestem przy hotelowej karczmie, nie zaś na swoim. Ponadto konieczne jest sprawdzenie, ile kosztuje rezydencja, ile zaś przynosi dochodu - wcale nie podobało mu się wydzierżawienie. Chciał się poczuć gdzieś na swoim własnym. Tymczasem dzierżawa, taki najem, była czymś niespecjalnie sympatycznym. Ewentualnie może nie było ich jeszcze stać na swoje, przeto właśnie taka dzierżawa. Oczywiście warunki świetne, jeśli były dochody ponad kosztami, jednak warunki to jedno, oczywiście jednak samopoczucie … - Dobra - przerwał myślenie - porozmawiaj z nim, ale nie gniewaj się, nie chcę brać w tym jakiegokolwiek udziału. Podpiszę co trzeba, czy dam słowo jakie trzeba, ale tylko jednak tyle.
- Co znaczy, że nie będziesz brał w tym udziału
? - Charlotta zmieszała się. - Kochanie na wielu rezydencjach ciążą teraz długi. Zdobywając twój tytuł bierzemy tak zwanego kota w worku. Nie wiemy w jakim stanie jest sytuacja finansowa rodziny hrabiny. Grzebałam w tym, ale po kredytach ciężko coś ocenić. Banki są dwa ale nie możemy od tak wydać tak dużej części ich oszczędności, musimy mieć pokrycie gotówkowe większości transakcji. Siedziba w Londynie nie będzie tania, a nie mam pojęcia kiedy przy tej całej bieganinie i tak uda nam się ją nabyć. Ja… - Poczuł że kobiecie zrobiło się naprawdę smutno. - Staram się zapewnić ci leże jak tylko potrafię. Ale jeśli uważasz, że robię to niewłaściwie, to proszę znajdź sobie kogoś kto lepiej o to zadba. - Ułożyła dłoń na podbrzuszu wyraźnie zdenerwowana. Wampir starał się z całej siły zachować kamienną twarz. Nie miał nic przeciwko Charlotcie, wręcz przeciwnie, po prostu nie czułby się dobrze na wynajętym. Tyle i tylko tyle. Po prostu. Wkurzyło go, iż na miejsce oferty, którą rozważał, podstawiła siebie oraz jego uczucie. Jeśli co, jeśli nie spodoba mu się jakiś surdut to będzie to także “znajdź sobie kogoś innego”? Potrzebował kilku chwil, żeby odetchnąć oraz udawać, że nie widział tego ruchu, jakby dodatkowo kładła na szalę swoją ciążę.
- Charlie, bardzo ciebie kocham oraz cieszę się, że się mną zajmujesz. Nie widzę jakiejkolwiek możliwości oraz potrzeby, aby szukać kogoś innego. Po prostu wolałbym mieć swój dom, malutki nawet, ale swój i tyle. Dlatego można to potraktować jako, przynajmniej mówię o sobie, jako element dochodu, jeśli takowy jest, praca do zrobienia nad utrzymaniem, opieka nad tymi osobami, w zamian za krew oraz właśnie ewentualne dochody. Niechaj nawet będzie jakieś leże, ale wybacz, nie jest to to, do czego dążę. Oraz czego pragnąłbym. Możemy sobie powiedzieć, nie stać nas, więc chwilowo robimy tak czy siak, ale nie chciałbym się przywiązać do nieswojego miejsca. Tylko tyle miałem na myśli oraz naprawdę nie widzę, żeby to było po prostu złe oraz warte takiej kiepskiej sytuacji. Teraz tak, co do księżnej. Właściwie masz rację. Mogę nie chcieć tego tytułu. Po co mi on do szczęścia, skoro jeszcze, choć nie wiemy, może być obciążony długami. Jest to możliwe. Dzięki temu unikniemy wyprawy do Szkocji, co jest istotne oraz unikniemy szeregu kombinacji. Brat przyrodni jak najbardziej, ale chyba tylko tyle.
- Cieszyłeś na ten tytuł
. - Charlie zmieszała się. - Dużo osób zaczęło nad tym pracę… ja po prostu chciałabym być ostrożna przez pierwsze lata. Tak będziemy mogli dokładnie wszystko sprawdzić, dograć wszystkie niejasności. - Uśmiechnęła się. - Odrobinę odchować dziecko. Ale ostateczna decyzja należy do ciebie.
- Wobec tego już zdecydowałem. Choć jednak wolałbym, żebyśmy decydowali wspólnie. Nie będziemy się ładować, skoro uważasz że to nie jest pewne. Sprawa może zostać swobodnie odłożona na jakąś przyszłą wizytę księżnej hrabiny. Nie śpieszy się. Kiedyś tam wrócimy, jeśli zaś nie, to też dobrze jest. Póki co możemy odłożyć wspomniane decyzje.
Charlie uśmiechnęła się
- Wobec tego rozegrajmy to tak by mieć otwarte furtki. - Ghulica przytaknęła. - A na razie poszukamy sobie czegoś małego pod Londynem. Może także uda się znaleźć coś z pięknym ogrodem.
- Myślę raczej Charlie, że pod Londynem nie ma już sensu. Według mnie, jeśli powiedziało się jedno, trzeba powiedzieć drugie. Skoro tutaj idziemy w najem, jesteśmy zaś pod Londynem, po co nam coś kolejnego pod Londynem. Proponuję rzeczywiście szukać, ale w Londynie i nie teraz. Wyobrażam sobie, iż po pożarach będą domy zniszczone, lekko uszkodzone, które będzie można kupić za psie pieniądze, ponieważ właściciela nie będzie stać na odremontowanie. Dzięki temu będziemy mogli nabyć bardzo tanio wspaniałą parcelę oraz nieruchomość. Ponieważ nasze banki śledzą rynek pożyczek na odbudowę, nasi urzędnicy ciągle obserwują sytuację. Posiadamy wobec tego dostęp do informacji, których nie ma nikt inny. Nawet jeśli obecnie kupilibyśmy coś, co chcielibyśmy wyremontować za jakiś czas. Trudno wtedy, trochę wytrzymamy tutaj.
- Dobrze wobec tego skupimy się na Londynie
. - Ghulica wstała i podeszła do wampira siadając mu na kolanach. - Kocham cię i wierzę, że jakoś się ułoży.

Robert wrócił po umówionej godzinie i spojrzał na parę narzeczonych ciekaw ich decyzji.
- Dziękujemy za ofertę, przyjmiemy na ustalonych wcześniej warunkach - powiedział wampir spokojnie.
- Cieszę się. - Robert uśmiechnął się szeroko. - Wybaczcie, że tak namieszałem ale mamy tą rezydencję od wieków i… jest mi bliska.
- Możesz wierzyć przyjacielu, że ja to doskonale rozumiem. Dlatego bez względu na wszystko odwiedzałbym ją oraz pomagał jeśli potrzeba. Ewentualnie może jakoś ty także będziesz bywał częściej tutaj, niż raz na hoho. Wprawdzie wspominałeś na temat swoich skomplikowanych relacji ze wspaniałym księciem, jednak może ta sprawa będzie jakimś przyczynkiem do ich jakiegoś uładzenia. Nie gniewaj się jednak, ale chyba nie chcielibyśmy przeszkadzać, kiedy będzie tutaj także twój czarodziejski potomek
- spojrzał pytająco. - Po wtóre zastanawiamy się nad sensownością wyjazdu do Szkocji. Przyszło jakoś od słowa do słowa, może jeszcze jednak to trochę odłożymy. Przeto nie wiem, czy spełnię obecnie twoją prośbę opowiadając na temat byłego księcia Edynburga.
- Nie przejmuj się. Jeśli kiedyś się czegoś dowiesz chętnie wysłucham
. - machnął dłonią - Wiecie jak mnie znaleźć i jak się ze mną kontaktować.
- Wobec tego dziękujemy za spotkanie
- podał dłoń Tremere spoglądając, czy jeszcze Charlotta chciałaby cokolwiek ponadto dodać. Jeśli nie, zwyczajnie chciał odpocząć oraz przemyśleć te parę spraw, omówić je spokojnie oraz podobne inne.
- Odpocznijcie i nie krępujcie się prosić o wszystko służby. - Tremere uśmiechnął się i opuścił salon.
- Idziemy do sypialni? - Charlie spojrzała na wampira. - A może się przejdziemy?
- Chyba wolałbym spacer, jeśli nie miałabyś nic przeciwko oraz nie jesteś bardzo zmęczona. Taki spacerek, żeby chwilkę odsapnąć, a potem położymy się, obejmę moja ukochaną, ażeby słodko usnęła. Może poczytam nieco jeszcze. Przyznaję, że czuję się dziwnie, jakbym nie wiedział co robić, ale pewnie wynika to właśnie z tego, iż pomimo wszystko nie jestem kimś stąd. Dalej jestem obcy, nie rozumiem wielu sytuacji oraz zachowań. Nie mniej jakoś powoli się normuje
- podał kobiecie ramię.
- Chętnie się przejdę, potem zawsze lepiej mi się śpi. - Charlie ujęła podane ramię i wspólnie wyszli do ogrodu. - Możemy poczytać razem w łóżku. Uważam że bardzo dobrze sobie radzisz tylko wszystko dzieje się w zawrotnym tempie.
 
Kelly jest offline