Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2018, 01:21   #43
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację

Hibernia, Aillte an Mhothair
2 rok po ogłoszeniu przez Cezara triumwiratu, dzień po Idus Martii


Sztorm ciągnący się od wczorajszej wizyty na Reachrainn batożył fort nieustępliwą nawałą strumieni wody i podmuchami od których kilkusetletnia fortyfikacja drżała w posadach.

Burza tysiąclecia, odcinająca całą wyspę od Imperium. Nie dająca wyjść z chat, grzebiąca ludzi żywcem, ciemność, która nie ustępowała w dzień. Gdyby ktoś wierzył w wioskowe gadanie, zemsta Starych Bogów, sprowadzona przez druidów na zajętą przez rzymian wyspę. I nie wierzyłby w to gadanie, gdyby nie ta otępiająca umysł podróż którą właśnie odbył. Gdyby on sam, prosty rybak z Eblany, nie spojrzał własnymi oczyma w dół Aillte an Mhothair.




Nerwowa cisza i szmer przesuwających się od czoła pochodu wiadomości przesunęły się w głąb tunelu, docierając w końcu do samych Konsyliarzy, do których były adresowane.


Kiedy przeciskali się między zgromadzonymi Strzałami i Strażnikami wąskim, nierównym tunelem, rzeczywistość aż trzeszczała w szwach. Jak na blisko dwudziestu Przebudzonych, oblepionych magią by przygotować ich na najgorsza okoliczność, stłoczonych na przekroju mniejszym niż wioskowego autobusu, był to bardzo łaskawy efekt.

Tunel był zablokowany.
Wyjście z Konsylium prowadzące na Klify Moheru było rzadko używane - mało kiedy w tak odległej części kraju działo się coś wymagającego osobistej obecności. Ale dbano o jego sprawność od niepamiętnych czasów, i jak cały kompleks Konsylium, nigdy nie sprawiał problemów. Czasem ktoś nie mógł znaleźć wejścia od zewnątrz, czasem ktoś zgubił się w drodze - ale nigdy nie było to nic poważnego.

A już na pewno nikt nie postawił im cholernego Sfinksa broniącego malutkiego origami, białej łódki z papieru. Łódki, która, jak czuli, była najważniejszą łódką całego świata. Łódki która uciekała zmysłom, która przypadkowo przesuwała się poza obszar zainteresowania, kiedy tylko nie skupili się dość mocno. Która całkiem skutecznie uciekała młodszym magom, bardziej skupionym na lwie z ludzką głową patrzącym na nich jak na śniadanie.

- Eghm. Dobra - odchrząknął kot, zwracając na siebie uwagę reszty gromady.
- To może małe ostrzeżenie, zanim ktoś zrobi coś, czego wszyscy będziemy potem żałować. Na snuciu nici Przeznaczenia znam się mniej-więcej tak, jak na fizyce rakietowej. Czyli wcale. Mam jednak dość dobre obeznanie w mitologii i wiem, że ten, komu ta Kocilla zabije zagadkowego klina, kończy na talerzu. A potem w mitycznym żołądku. No i to wraca nas bezpośrednio do wcześniej wspomnianego Przeznaczenia. Jakby to ująć... w tych mitologicznych scenariuszach, Sfinx i osoba pytana wchodzą ze sobą w swoisty kontrakt, w słowną umowę. Przysięgę? Oboje otwarcie przyjmują jej warunki, przez co oboje też działają pod wpływem impromptu geasu. Jeśli Kocilla wtopi, los zmusza ją do odstąpienia na bok. Jeżeli zaś wtopi zgadujący, spada na niego klątwa odbierająca siłę, zwinność... no, zmieniająca delikwenta w niewiele więcej niż kawałek fastfooda. Nie wiem, jak wiele te przyśpiewki mają wspólnego z faktycznym stanem rzeczy, ale... można by sprawdzić, czy jest w nich ziarno prawdy. Wiecie, zanim zadeklarujemy naszą chęć zostania zakąskami - tu sugestywnie wlepił złote paciorki w Elaine, żywiąc nadzieję, że dzięki swoim magicznym zmysłom dziewczyna potwierdzi - lub, co preferowane, obali - jego przypuszczenia.
- Ta łódka… to Julia. - Elaine wpatrywała się w misternie poskładaną własnymi palcami karteczkę. Westchnęła ciężko. - Co ona tu robi zamiast tego maga?
Dopiero po chwili dotarło do niej, że kocurek do niej mówił.
- Sfinx do sfinx, mogę go poprosić o zagadkę to sprawdzimy czy zwiąże mnie z sobą losem. - Wzruszyła ramionami, odrywając wzrok od białej łódeczki i przenosząc go na bestię. - Chyba, że kotku masz ochotę pozgadywać, to mogę też sprawdzić to z boku.

- Eh? Ale po co właściwie mamy tak ryzykować? Za ładna jesteś na kotleta, waćpanna. Nie mogłabyś groźnie na niego łypnąć i sprawdzić, czy ten kocur-sterydziarz ma na sobie jakieś z góry ustalone efekty losu? Ewentualnie jakiś losowy rezonans? Wiesz, pozostałości po poprzednich zakładach typu zagadkowego, których mógł się podjąć w przeszłości? Jeśli nie, proponuję wysłać świeżaka z mlekiem pod nosem. Najlepiej... hm. O, jego! - wycelował pazurem w pierwszego lepszego akolitę Misterium, który zdecydował się im towarzyszyć. Chłopak natychmiast zesztywniał od stóp do głów, jakby połknął kij. Seign zebrał za to mało pochlebnym spojrzeniem Morgany, która mało delikatnie odsunęła pechowca na bok i sama ruszyła do przodu. Ale za wolno.
- Wygląda mi na dosyć łykowatego. Przy odrobinie szczęścia, Sfinks się udławi.
- No tak… ciebie by połknął nie gryząc. - Mrugnęła do kocura i już całkowicie skupiła uwagę na Sfinxie, delikatnie dotykając zawieszonej na szyi monety.

- Za dużo ścieżek. - Mruknęła, niechętnie wpatrując się w splątane czerwone nici. Przeniosła wzrok na Sfinxa, który był teraz wielkim supłem możliwości i westchnęła ciężko. Musiała zdążyć na spotkanie z Blaithin. Puściła monetę i dotknęła palcami wiszącego tuż obok zegarka. Jej wzrok odpłynął, zastępując dotychczasowy krajobraz widokiem na szeroką rzekę. Elaine delikatnie poruszyła dłonią wzburzając wodę w Imago zaklęcia, burząc nurt. Chwilę poruszała nią by w końcu odgarnąć ją od Sfinxa. Bestia zaczęła się poruszać w spowolnionym tempie, wyłączona w biegu zdarzeń. Choć w wykonaniu Elaine wyglądało to na prostą sztuczkę, nikt inny w całym Konsylium niczego takiego nie dokonał.

- Załatwmy co trzeba i wracajmy. - Przeszła obok Sfinxa, podnosząc małą łódeczkę. Julia była związana z nimi losem i musiała wyruszyć z nimi dalej. Papier był ciepły, jakby świeżo wyjęty z czyichś dłoni. Dotknięty przez Elaine metamagicznie zadrgał, jakby klocek wskoczył na właściwe miejsce, jakby właściwe słowo zostało wypowiedziane we właściwym momencie.

Zaklęcie było krótkotrwałe, ale trwało dość długo żeby cała grupa zdążyła przemknąć obok bezradnego stworzenia. Można by uznać że i tak nie wyszedł na tym źle; skutki walnego starcia z taką ilością magów, w dodatku w miejscu gdzie nie groził im Paradoks, byłyby znacznie bardziej bolesne. A tak, na razie oszczędzono mu nawet smutku że nikt nie był ciekaw jego zagadki.


To specyficzne wyjście z Konsylium nie było ściśle przyporządkowane miejscu; tunel wydłużał się i skracał wedle potrzeby, tak że w jednej chwili czarodziej przeciskał się przez szczelinę podziemnego tunelu, a za chwilę lądował na czochranych morskim wiatrem krzewinkach. Miało to swój cel - tunel zawsze kończył się tam, gdzie nie zwyczajni ludzie nie patrzyli. Poza ich uwagą.

Tym razem rzecz była prostsza niż zwykle, bo jedyni śmiertelni odjeżdżali spod wieży w raczej szkodliwym dla auta pośpiechu. Z wyciem mordowanego silnika, zupełnie na przełaj oddalali się w panice od punktu widokowego. Całkiem słusznie.

O ile niebo nad Elaine i Seignem było co najwyżej lekko zachmurzone, to kilkaset metrów dalej, dookoła wieży, szalała nawałnica, wyrywająca ławki i wyrzucająca w powietrze luźne kamienie i sążniste bryzgi wody. Elaine i Seign mieli już nieprzyjemność poznać taką anomalię z bliska, choć tamta była zauważalnie mniejsza i - na tyle na ile było widać - mniej intensywna.

Paradoks nie wyciągnał tutaj swoich macek - jeszcze - i jedynie czaiły się na obrzeżach zmysłów magów. Kimkolwiek był wrogi mag, nie uwolnił Paradoksu który niechybnie musiał się pojawić wobec tak ostentacyjnego zaklęcia. Zaklęcia, i ... hordy nieziemskich stworzeń.

Tuż za wieżą, skryte za nawałami deszczu i krawędzią klifu, czaiły się byty które nie należały do tego świata. Będąc bardziej specyficznym - a Seign rozpoznawał część z nich więc mógł być - co najmniej do odrobinę dalszej Umbry. Nabite kłami i pazurami gołe mięśnie które napadły Elaine i Bláithn, więksi koledzy cienistych stworów które otoczyły Sanctum Seigna i inni - słowem, niemal pełny przekrój nieszczęść tego dnia.

Tyle że dwójka Konsyliarzy też nie przybyła sama. Z tunelu wysypywali się Strażnicy Morgany i Adamantowe Strzały prowadzone przez Asha. Byli Agnes i Dante. Był Stolarz. Byli także Zygfryd i inni Proximi, zaprzysiężeni obrońcy Konsylium. W takim kontekście horda pozaświatowych potworów nie była
problemem, była sprzyjającą okolicznoscią do sprzątnięcia całego bałaganu raz i porządnie.

Problemem był czarodziej, który te stworzenia tutaj zgromadził, i Fatum wiszące nad wszystkimi którzy chcieli mu zaszkodzić. I co gorsza, nie było go nigdzie widać, a w poprzednim (o ile można tak mówić o czymś co technicznie rzecz biorąc wydarzyło się kwadrans wcześniej, ale w innej linii czasowej) starciu był wybitnie charakterystycznym elementem.

Skryta w nawałnicy wieża czekała cierpliwie. Magowie i potwory nie aż tak.
A że zanosiło się na największą batalię jaką Hibernia widziała od stuleci, wypadało zadać sobie pytanie: o co tak właściwie walczyli?
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 23-06-2018 o 23:54.
TomBurgle jest offline