Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2018, 16:08   #533
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Drzwi otworzyła im prawdziwa gospodyni.
Właśnie takie określenie przyszło do głowy Lotte, kiedy spojrzała na nią po raz pierwszy. Nieznajoma była bardzo wysoka – wzrostem przewyższałaby zdecydowaną większość mężczyzn, jakich kobieta znała. Co najmniej dwa metry, jak nie więcej. Była potężnie zbudowana, choć ani gruba, ani tłusta. Jednak barczysta i szeroka w biodrach. Dość cienkie, brązowe włosy były czyste i zaczesane do tyłu, odsłaniając rumianą twarz. Nie była piękna, ale posiadała w sobie pewną prezencję. „Przystojna” zdawało się dziwnie odpowiednim słowem, choć ten wyraz wykorzystywano przecież wyłącznie w kontekście mężczyzn. Mimo to pasował do mieszkanki leśnej chatki. Posiadała wąskie, orzechowe oczy, wydatny nos i czerwone usta. Które obecnie wydęła.

- A kogo licho niesie? – zapytała.
Valter zadrżał lekko. Zdawało się, że był pod wrażeniem kobiety. I tak właściwie ciężko było mu się dziwić.
- Nas – szepnął cicho.
Kobieta obrzuciła ich wzrokiem. Zmierzyła najpierw żołnierza od stóp do głów, a następnie Lotte. Detektyw już była pewna, że ich wyrzuci. Albo zrobi z nich pieczeń, zgodnie z wersją Valtera bajki o Jasiu i Małgosi. Zamiast tego stanęła bokiem, chcąc nie chcąc eksponując bardzo obfity biust. Zrobiła im miejsce. Mogli wejść do środka.

Tak też zrobili.


Była to całkiem przytulna chatka. Okazało się, że jej ściany były grubsze, niż z początku wydawało się Lotte. Na zewnątrz otulały ją drewniane, liche deseczki i nikt nie spodziewałby się, że kryły za sobą kamienne mury. Dzięki nim w środku panował przyjemny chłód, który jednak nocą mógł być przykry. Visser dostrzegła siennik, kosze z jabłkami i gruszkami, stoły pełne różnych naczyń i przyrządów kulinarnych, a także półki pełne szklanych słoików, w których zawarte były najróżniejszego rodzaju przetwory. Detektyw ujrzała truskawkową konfiturę… choć w sumie mogła stanowić również miąższ zmiażdżonych organów naiwniaków, którzy weszli tu bezmyślnie. Następnie spostrzegła agrestowy dżem, w którym były całe kawałki owoców… Przez ułamek sekundy odniosła wrażenie, że to gałki oczne. Jednak… to nie mogła być prawda, czyż nie? Dalej stały butelki soku malinowego… które tak właściwie przypominały krew… Z wahaniem, ale również pewną ulgą odciągnęła wzrok od półek.

- Usiądźcie tutaj – kobieta wskazała im krzesła przy stole, na którym położono beżowy obrus robiony na szydełku. A także flakonik polnych kwiatów, które wyglądały bardzo naturalnie, ale niezbyt ozdobnie. – Napijecie się czegoś?
To było nierozsądne, aby przyjmować cokolwiek od tej kobiety. Jednak Lotte nic nie piła odkąd obudziła się, a pragnienie dokuczało jej na tyle, że jej głos wydawał się ochrypły. Usta również miała spierzchnięte. Nie poprosiła o nic, lecz również nie zaprzeczyła. Tak samo Valter. W rezultacie gospodyni popatrzyła na nich jak na dwie nieporadne niemowy… choć zapewne na wszystkich tak spoglądała… po czym postawiła przed każdym z nich kubek kompotu.
- Czy zabłąkaliście się? – zapytała. – A może to mnie szukacie? Jeżeli chcieliście rozmawiać z Mariettą… Tak, właśnie tą Mariettą, to bardzo dobrze trafiliście.

Lotte spojrzał w bok, kiedy usłyszała dziwne pomrukiwanie. Czyżby znajdowało się tu jakieś zwierzę? Ujrzała wylegującego się pod piecem bobra, który spoglądał na nich jednym okiem. Spodziewała się być może kota, ale na pewno nie tego rodzaju pupila.
- Kto to jest, Marietto? – wydał z siebie głos.
 
Ombrose jest offline