Time is short, all the eons paused
Here rides the winter with stellar fall
Hide this soul from the morning’s dawn
A birth of darkness, in shadows crawl[...]
~
Idź precz! ~ krzykiem zagłuszył pieśń w myślach, odruchowo chcąc złapać za wisior z świętym symbolem boga magii zawsze wiszący na jego szyi, by dodać sobie odwagi, ale…
… nie znalazł go tam.
Tak samo nie miał szans na odnalezienie swojego pamiętnika, który zawsze nosił przy sobie, ponieważ był w innych szatach!
Na zewnątrz jego panika nie była widoczna, jednak wewnątrz aż się w nim gotowało. Gorączkowo próbował sobie przypomnieć ostatnią rzecz, nim się tutaj znalazł. Wracał do swojego domu z biura Kennicka, gdy to razem zajmowali się sprawą bestialskiego zamordowania dwóch kapłanek Pharasmy, ale to… tyle. Nie pamiętał w ogóle szczegółów oraz wniosków, do jakich doszli. Nie pamiętał nawet czy w ogóle przeszedł przez próg swego mieszkania. Jego myśli były jednym wielkim bałaganem. Tak jakby ktoś mu coś z głowy wyciął brzytwą pamięć.
Brzytwa… Nie, to był tylko sen. Tylko sen. Kolejny z koszmarów. Tak, Sadimie? Kolejny. Kennick na pewno żyje. Sny nie pokazują rzeczywistości.
To dlaczego tak bardzo odczuwasz te sny?
…
Brak odpowiedzi.
Poczuł się dopiero nieco lepiej, gdy jego zmysły wyostrzyły się na tyle, by ujrzał swego brata. Tylko nieco, bowiem on był dokładnie w takiej samej sytuacji, jak wszyscy pozostali. Kim w ogóle oni byli? I czemu wydawali się tacy znajomi, choć ich imiona przesłaniała mgła?
Na razie uznał za najrozsądniejsze siedzenie cicho. Kennick coś kombinował. Mimo wszystko cieszył się, że ten wiele się nie zmienił i w ogóle nie stracił bystrości swego umysłu nawet w takiej chwili. A człowiekowi będącemu teraz na stole zawdzięczali życie. Musieli mu pomóc.
Brzytwa… Skalpel… Kobieta i potwór ze snu… Zdawali mu się tacy podobni.
Gdyby tylko znał prawdziwą magię… tą tajemną… może by był w stanie ich ocalić, jednak w tym momencie miał problem, by wypowiedzieć jakiekolwiek słowo.
Nethysie, daj mi siłę.