Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2018, 00:35   #268
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Eberhard dokończył obiad. Podpytał jeszcze od kiedy zaczęły się problemy z wilkami i czy towarzyszyło temu jakieś wydarzenie. - w zasadzie zapytał o to ponownie. Następnie planował zaproponować najprostszą drogę do dalszych szczegółów - rozmowę z Olchą.

Zdawać się mogło, że wywołanie tematu Czarownicy spowodowało burzę. Była ona przyczyną wszelakich problemów w wiosce. Od dolegliwości żołądkowych księdza, przez odciski na stopach kuzynki pani Anny, gdy ta ją odwiedziła zeszłego lata. W związku z czym wydarzenia trwały w zasadzie zawsze. Gdy członkowie dalekiej rodziny Witolda rozwijali się i ruszali ze swymi opowieściami do czasów gdy Olcha była ledwie dziewczynką, to wina jakby automatycznie była przypisywana jej matce, lub demonom, z którymi obcowała.

Zdaniem Mistrza Eberharda nie dało się z owej rodziny wyciągnąć już żadnych cennych informacji. Nadszedł czas na konfrontację z Czarownicą.

Cała szóstka ruszyła w deszczu. Dom Olchy był na uboczu.

Szła z tyłu razem z Witoldem. Liczyła kroki, przysłuchiwała się, od czego odbijają się krople deszczu i jak daleko od niej znajduję się coś, co zatrzymałoby deszcz. Dla niej to było poznawanie świata. Po porannej rozmowie z Eberhardem wolała się nie odzywać, nie pytać, nie wtrącać się. Była więc cichym towarzyszem Inkwizytora. Rozmokła od deszczy droga, była przyjemnym podłożem dla bosych, nie żadko poranionych stóp siostry zakonnej, dlatego Klara postanowiła delektować się drobnymi rzeczami i odsunąć od siebie to co tak naprawdę ją geyzło. Musiala też skupić się na zadaniu jakie postawił przed nimi Pan. Wciagnęła nosem powietrze, które pachniało specyficznie podczas deszczu. Klara próbowała wyłapać jak najwięcej zapachów.

Szli delikatnie pod górę. Klara czuła zapach lasu. Olcha mieszkała chyba najbliżej lasu ze wszystkich mieszkańców Broku. Potem przyszedł zapach ziół. Intensywny. Niemal kłujący w nozdrza. I zapach trzody. Owce i kozy upychały się pod niewielkim daszkiem osłoniętym z dwóch stron przed wiatrem.

Klara usłyszała stukanie dłonią w jakąś mokrą szatę. Wiedziała co to. Hugin wprawdzie nie mówił, ale tam gdzie mówienie nie było potrzebne radził sobie świetnie.

W tym czasie milczący Inkwizytor pokazywał ich Czerwonemu przywódcy, że zabierze dwóch rycerzy jacy z nimi podążają i zrobi rozpoznanie obejścia.

Klara zaś po dłuższym zastanowieniu doszła do wniosku, że runo owiec jest nasmarowane jakimiś ziołami. Czuła to wyraźnie. Czyżby te owce były nadprzyrodzone?
- Pachnie to raczej na chatę zielarki niż czarownicy - powiedział Witold.
- To prawda. Zioła, dużo ziół - powiedziała cicho by zaraz poruszyć głową, tak jak człowiek, który się rozgląda. Z tą różnicą, że ona poruszała nozdrzami wciągając okoliczne zapachy.
- Chciałabym przejść się po obejściu zanim z nią pomówimy, podono wilcy podchodzą pod jej dom, powinny być tu jakieś ślady - zwróciła się do Witolda. *
- Dziękuję bracie Huginie za troskę. Strzeż nas gdybyśmy mieli zostać zaatakowani. Przybyliśmy tu jednak jako goście. Powinniśmy się zatem odpowiednio zachowywać. Witoldzie gdy będę rozmawiał z Olchą na pewno znajdzie się moment by ty lub brat Hugin dokonali dyskretnych oględzin. Nie zamierzam jednak ulegać przesadnemu uprzedzeniu. Nie bez powodu. - zbliżył się na ile odpowiednią odległość do chaty i krzyknął.
- Pani Olcho przyszliśmy porozmawiać. - pani zapewne było miłą odmianą dla ucha. W przeciwieństwie do czarownic, wiedźm i innych radosnych określeń miejscowej społeczności.

Podwórko było niewielkie. Poza wspomnianym daszkiem dla trzody był tam też mniejszy budynek. Klara słyszała, że w jakiś sposób odbijał on dźwięk. A dochodzący stamtąd zapach kurzych odchodów zasugerował jej obecność kurnika. Co ciekawe, w deszczu ów zapach zdawał się nie być wyczuwalny dla pozostałych.

Im bliżej podchodzili, tym bardziej dziewczyna musiała zakrywać nos. Pan dał jej dar nadzwyczajnego powonienia, jednak w tych warunkach miała już problem z rozróżnianiem zapachów.

W końcu otworzyły się niskie drzwi do wnętrza chaty. Stała w nich szczupła dziewczyna o ciemnych włosach. Zanim coś powiedziała zamrugała kilkakrotnie. Zdawała się nie wierzyć w to co widzi.

- Niech będzie pochwalon Jezus Chryst - cóże to szlachetnego kapłana i zakonnicę sprowadza w me progi? - dziewczyna wychyliła się i zmierzyła wzrokiem Hugina, który naciągnął kaptur na głowę by chronić się przed deszczem. I na włócznię w jego dłoni. Potem powiodła wzrokiem na Witolda. Nieco dłużej zawiesiła wzrok na jego buławie przy pasie. A potem oceniła jeszcze dwóch wojów. I ich topory. Przełknęła głośno ślinę czekając na odpowiedź Eberharda.

Nawet stukający w strzechę deszcz nie zagłuszył tego wyrazu przestrachu. Głos dziewczyny wydawał się miły. Nie zdarty. Mogła być niewiele starsza od samej Klary. I oto do jej drzwi zapukała Inkwizycja.

Eberhard patrzył na kontekst sytuacji i mimo jego starań wciąż wyglądali groźnie. Cóż Inkwizycji nie stworzono w celach towarzyskich.
- Jestem Mistrz Eberhard. To brat Witold Zamoyski tak, tak z tych Zamoyskich. Siostra Klara i brat Hugin. Bożydar Targowicki i Kazimierz Laskowski - przedstawił całą grupę. Nie pomijając nikogo. - Jesteśmy przejazdem i poproszono nas o pomoc. Proszę się jednak nie martwić. W zasadzie przyszliśmy tu na rozmowę. Powiedziałbym nawet, że po radę. Poświęci nam pani chwilę? - cóż mało kto odmawia tak miłej prośbie. Zwłaszcza popartej zbrojną eskortą. Choć akurat Eberhard miał bardzo pokojowe zamiary.

- Imię me Olcha. Witajcie w mych skromnych progach Mistrzu - ciemnowłosa cofnęła się w głąb budynku. Gdy za nią podążali zdali sobie sprawy jak bardzo owe progi są skromne. W korytarzu musieli maszerować gęsiego, bo nie było możliwości, żeby ktoś mógł stać ramię przy ramineniu kogoś innego. Na ścianach zwisały pęki ziół i warzyw. W progu czosnek, dalej wilcze ziele, a dalej zdolności rozpoznawania Eberharda już nie pozwalały mu rozróżniać kolejnych liści i korzeni. Co innego Klara, która z pewnością rozpoznała by wiele z tych ziół… gdyby były pojedynczo.

Wąski korytarz zaprowadził ich do pomieszczenia, w którym do ziół dołączyły odwary i eliksiry ustawione na kilku szeregach półek. Poza tym progi istotnie były skromne. Przy stole stały tylko cztery krzesła. Dwaj rycerze wycofali się do wąskiego korytarza nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Podobnie z Huginem, który z trudem przeciskał się między półkami. Witold przeciskając się strącił jeden ze słojów.

Olcha pokręciła głową, po czym zapytała:
- Naparu? Na poprawę zdrowia w tym deszczu?
- Oczywiście pogoda dziś niewiele mniej fatalna od nastrojów mieszkańców. - Eberhard ochoczo zgodził się na poczęstunek. Człowieka z jego talentami ciężko było otruć więc nie bardzo przejmował się taką możliwością. Odmówić natomiast byłoby niegrzecznie. Napar natomiast mógł być faktycznie dobrym rozwiązaniem na tak paskudny dzień. - Pani Olcho jak już mówiłem przyszedłem po radę. Mieszkańcy skarżą się na wilki. Ich obecność łączą z panią. Mogłaby pani racjonalnie wytłumaczyć co tu się dzieje? Ludzie z Broku których miałem przyjemność spotkać są przestraszeni. I przez to mało rozsądni w osądach. Miejscowy duchowny, Sisto - machnął ręką jakby się od niego odpędzał - jest jeszcze mniej rzetelny w swoich słowach. Zielarstwo opiera się na wiedzy i racjonalności. To z reguły mądrzy ludzie z dystansem do świata i jego zabobonów. Stąd jak rzekłem przyszedłem po radę. Chciałbym wiedzieć pani słowami i szczerze co się tu dzieje i jak można by problemowi zaradzić? - Eberhard wyłożył swoje stanowisko. Wyraźnie dawał znak, że chce rozwiązać problem. Niekoniecznie zaszkodzić zielarce. Gdy dać drogę do światła człowiekowi zagrożonemu… zawsze nią podąży.
 
Icarius jest offline