Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2018, 00:38   #22
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację



Wraz z błogością rozchodzącą się w żyłach, wraz z wyciszającym umysł działaniem narkotyku, technomantka czuła coś jeszcze... wstyd za siebie i żal za wyrządzoną krzywdę swemu Awatarowi. W końcu niezależnie od ich relacji, niezależnie od tych złych i rzadkich chwil bez złośliwości, od każdej bezsensownej sprzeczki - on na to nie zasługiwał.

A wszystko tylko dla zaspokojenia pragnienia utonięcia w fałszywym poczuciu spokoju; skoro utraconej siebie i tak nie sposób odzyskać.
Teraz zaś chciała jedynie spać, wyłączyć zdradzieckie uczucia i myśli, nie musieć uczestniczyć w tym szaleństwie... przynajmniej póki nie wrócą jej zmysły.


Spać...

Nie reagować na dźwięk SMSa...
Nie interesować się treścią wiadomości.

wChar_111?
Co to za kretyn?
Niech się goni...


W pierwszym odruchu chciała odpisać na nieznany numer, zwyzywać w wiadomości tego wChar_111 nie szczędząc wymyślnych wulgaryzmów. Pokazać nadawcy w jakim poważaniu go ma.
W następnym zaś przeklinała jedynie siebie, gdy na wpół przytomnie próbowała przypomnieć sobie gdzie był jej zestaw VR... i dotrzeć do niego.

O podłączeniu urządzenia wolała nie myśleć w tej chwili, a tym bardziej w jaki sposób ma wejść do Pajęczyny, gdy odurzone narkotykiem myśli odmawiają współpracy.




Seledynowe nici informacji plątały się bez ładu, czasem wręcz zapętlając się w węzły spowalniające swym splotem przepływ danych. Mervi już dłuższą chwilę patrzyła na uparty pakiet, który za wszelką cenę chciał dotrzeć do miejsca, w którym uwolni zawarte w nim informacje. Niestety, na drodze do realizacji tej ambicji stał supeł, który przez zacisk koryta tego nurtu powodował zator. Za jakiś czas poprawny ruch zostanie przywrócony i pakiet zdoła dotrzeć na miejsce... albo nić zostanie przepięta w inne miejsce, zmieniając drogę, jaką informacje będą musiały obrać.
O ile do tego czasu nie zostaną sformatowane.
Zniszczone?

Czy informacje naprawdę mogą przestać istnieć?

Czy tylko szukają nowych nośników?

Mervi czuła się tak bardzo śpiąca, tak bardzo otumaniona narkotykiem, który zażyła zbyt niedawno. Dlaczego więc marnowała siły na bezcelowe rozważania egzystencji informacji? W tym momencie do niczego konkretnego dojść nie mogła, a jedynie mogła utulić się do snu nim przyjdzie drugi Wirtualny Adept.

Nie znała go. Nie wiedziała z kim będzie mieć do czynienia i czego powinna oczekiwać po tym spotkaniu. Cechująca ją ciekawość starała się rozbudzić umysł, zmusić do skoncentrowania. Udało się to osiągnąć tylko w pewnym stopniu, dość niewielkim, choć wystarczającym by Mervi nie odpłynęła jeszcze w Pajęczynie w senną toń.
I choć adeptka jeszcze nie zanurzyła się zbyt głęboko w snach, to przyjęta przez nią zaprojektowana już dawno forma, w jakiej ukazywała się w Pajęczynie, była tak niewyraźna, jako i dla samej Mervi odurzonej morfiną zrozumiałe było to, co miała przed oczami.

[media]https://raindrop.io/files/drop69037904/69037904_photojpeg.jpg[/media]

Rozpikselowana sylwetka wirtualnej adeptki zdawała się zmieniać zależnie od odległości z jakiej się patrzyło. Obraz zachowywał się, jakby był zbyt mocno powiększany z każdym krokiem w jego stronę, więc wygląd Mervi tracił na ostrości praktycznie do zera, gdy patrzył na nią jej rozmówca stojący wszak tuż obok.
Inną kwestią było, iż przestawiał on młodą dziewczynę jakby wyciętą wprost z kolorowego magazynu mody dla nastolatek. Wręcz zdawała się ona być tym "najfajniejszym dzieciakiem w szkole, któremu urodą żadna nie dorówna". Mogło również zastanawiać co wspólnego ma jej aktualny, o wiele lżejszy (czasem nawet zbyt lekki) ubiór z tym, w którym na co dzień widziana jest sama adeptka, wydająca się być zakochana w jakimś biurowym uniformie. Makijaż stosowała także tylko w tej wirtualnej rzeczywistości.

Ciekawe czy sama Mervi widziała pewne podobieństwo swojej rozpikselowanej sylwetki do swojego Awatara?

Pojawienie się Firesona skutecznie odciągnęło Mervi od innych spraw, które zawracałyby jej niepotrzebnie głowę.
Ciężko było technomantce skupić odpowiednio myśli, jednocześnie nie dając po sobie poznać w jakim stanie się aktualnie znajduje. Gdyby to spotkanie miało się odbyć za kilka godzin, nie czułaby się tak źle, ale tuż po zażyciu tego narkotyku? Nagłe wyciągnięcie z sennego otumanienia nie było najlepszym wyborem, ale jak mogła zignorować wiadomość od wChar_111, który chciał się z nią spotkać w Pajęczynie?

A więc teraz Arch1T3h próbowała z małym skutkiem odsunąć na bok ten lepki budyń, w którym broczyły jej myśli oraz informacje przekazywane przez wirtualnego. Normalnie po prostu spałaby po zastrzyku, wypoczywając nim główny ciężar zażycia morfiny z niej nie wyparuje. Nie powinna w ogóle się tu pojawiać przed tym... a jednak była.

- Verbena z Tosterami? Ciekawe połączenie... - rozpikselowana sylwetka Mervi zdawała się, dzięki mniejszej wyraźności grafiki, być bardzo dobrym dodatkiem skrywającym "słabość".
- Połączenie jak połączenie. Unia jest w stanie przymknąć na wiele spraw oczy gdy ma z czegoś pożytek. Tylko potem wyrównują paradygmat…
- A Verbena? - adeptka przez chwilę nawet próbowała mocniej rozważać ten problem, ale w rezultacie wolała pozostawić większe rozważania na "za kilka godzin".
- To tylko hipoteza. Kodowanie podobne do RNA. Mogę ci na miejscu podać wyniki analizy. Ale bez zestawów porównawczych najpewniej tego nie ruszysz poza stwierdzeniem tego, co ja teraz.

Normalnie Mervi bardzo chętnie poznałaby wszystkie możliwe wyniki każdej analizy. Ba, siedziałaby nad każdym kodowaniem, odczuwając radość z tej pracy, ale... Błagam, nie teraz...
- Chętnie bym się temu przyjrzała... - cichy głosik w głowie Mervi przerażony prosił ją, aby nie mówiła więcej - ...w dzień.
- Jak przylecę to podrzucę wyniki. Za dużo aby słać przez sieć. Z lotniska mnie nikt nie musi odbierać. Lecę na fałszywe nazwisko.

- Jakieś zmiany w dacie przylotu?
- Będę do waszej dyspozycji za trzy dni, jak wspominałem. Może uda się wcześniej, ale wątpię. Mam na miejscu mały problem.
- Jaki problem? - wypaliła nim zdołała przemyśleć czy naprawdę chce zapytać.
- Prywata. Nie ma co gadać.
Mervi skinęła głową, ale w magazynie skołowanego umysłu została przyklejona mała karteczka przypominająca o tej ciekawostce, która oczekuje na zbadanie.
- Trzy dni. Jasne, trzymam za słowo. Do tego czasu nie skończę z książką, abyś nie był zawiedziony.

Wirtualny adept tylko kiwnął głową.

Mervi oczekiwała niecierpliwie na rozmowę z Firesonem, zaciekawiona jego osobą... a jednak w danym momencie czuła nieopisaną ulgę, że to spotkanie tak szybko dobiegło końca. Z jednej strony miała wciąż tyle pytań, tyle kwestii do wyjaśnienia, tyle niewiadomych... z drugiej była zbyt zmęczona i skołowana, aby je poruszyć. Nie mówiąc oczywiście o przyswojeniu ich. Wolała nie wyjść na niewykształconą idiotkę już na wstępie, więc lepiej było się ulotnić zanim wChar_111 zacznie zauważać, że Mervi tak naprawdę nic nie zrozumiała z tych wyliczeń.

Wylogowanie się z Pajęczyny i powrót do Rzeczywistości jawił się jak marzenie w tym momencie. Co za problem? Musiała jedynie odłączyć zestaw VR, aby powrócić świadomością do własnego ciała, jakie pozostawiła za sobą. To proste. Nawet Śpiącego nauczyłbyś!

Mervi robiła to nie raz...
Tylko wtedy przecież...
W jej żyłach...
Nie płynęła...
Morfina...

Nawet w tym półsennym stanie Arch1T3h czuła się zażenowana sobą, gdy proces wylogowania zajął jej dłużej niż zająłby większości ledwo co Przebudzonych. Początkowo nie mogła sobie nawet przypomnieć podstaw, a później i tak męczyła się z odpowiednim rozłączeniem. To było...

Przez cały ten proces nie miała odwagi spojrzeć w stronę wciąż obecnego Firesona.

Coś ty ze sobą zrobiła?




Po przebudzeniu ze snu napędzanego działaniem morfiny, nocna wyprawa do Pajęczyny i spotkanie z Firesonem wydawała się być jedynie kreacją zmęczonego dniem umysłu, nie zaś prawdziwym wydarzeniem. Chwilę zajęło nim adeptka uporządkowała sobie w głowie wszystko, co naprawdę zdarzyło się tej nocy, a nawet i dnia ją poprzedzającego, nim stało się to realne. Naprawdę udała się w tym stanie do Pajęczyny, naprawdę nie zabezpieczała połączeń. Naprawdę miała problem z wylogowaniem się...

A mimo to czuła się... spokojnie. Bardzo nawet. Oczywiście spokój był spokojem wytworzonym sztucznie przez morfinę i w głębi duszy technomantka dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Nic tak naprawdę nie uległo zmianie poza samym odbiorem sytuacji. Kiedy ta marna imitacja ukojenia wyparuje z organizmu, Mervi ponownie będzie musiała zażyć narkotyk, aby niechciane myśli odeszły precz, zostawiły ją w spokoju.

- Żałosne. - szepnęła w przestrzeń, gdy usiadła już na kanapie, która posłużyła jej tej nocy za łóżko - Ale skąd miałam wiedzieć, że on zechce się spotkać? Jasna cholera, nawet nie byłam w stanie szybko wylogować się z Pajęczyny. Wszystko tak wolno... Na oczach innej osoby... To takie żenujące. - padła plecami na oparcie kanapy kierując wzrok ku górze - Wciąż ciężko odpowiednio się skupić. Przejdzie mi oczywiście, jak zawsze... To tylko chwilowe zamroczenie. Nic takiego...

Ból stłuczeń na ciele wyraźnie dawał do zrozumienia, że po powrocie do rzeczywistości, Mervi musiała przywitać się z podłogą czy meblami na drodze do kanapy, nim miała szansę ułożyć się w końcu na niej. Nie pamiętała czy sprawiło to jej problemy, mało w sumie pamiętała z powrotu. Wiedziała tylko tyle, że po przebudzeniu trzymała w objęciach odłączone gogle VR, a jej dłonie wciąż okryte były rękawiczkami, które wspomagały interakcje oraz doznania czuciowe w Pajęczynie. Choć sprzęt nie został w żaden sposób uszkodzony, to po rozrzuconych splotach kabli hackerka od razu zrozumiała, że odłączenie przebiegło na ślepe wyciągnięcie wtyczki, gdy długość kabla zatrzymała ją przed dojściem do kanapy.
Mervi patrzyła na stan pokoju, do którego przecież dopuścić nie mogła... a jednak nieporządek wyraźnie wskazywał, iż to właśnie ona była jego powodem.

Odczuła obrzydzenie do samej siebie.




Przepraszam. Nie chciałam nas zranić.

Mervi osuszała twarz ręcznikiem, czując fizyczną ulgę po zwilżeniu skóry chłodną wodą. Dopiero co doprowadziła się do porządku, ale wciąż mimo tego, jej odbicie w łazienkowym lustrze, nie było tym, co chciała pokazać innym. Ze wstrętem spojrzała na stan leżącego w koszyku pomiętego niemożebnie ubrania, w jakim padła wczoraj spać.
Przynajmniej oczy przestały już zdradzać zbyt wiele...

Dzięki zbawiennemu działaniu wypoczynku, jaki zaoferował sen, powróciła do sprawności fizycznej i umysłowej. Oczywiście ta sprawność była wciąż wyciszona, uspokojona, ale wszak taką miała cenę. Jeżeli Mervi chciała pozbyć się niechcianych myśli oraz emocji, nad którymi zapanować było nie sposób, to potrzebowała spokoju... nawet wytworzonego sztucznie.
Wątpiła, aby którykolwiek z magów widział to w ten sposób. Wątpiła, aby ktokolwiek docenił czy chociaż nie potępił. Wszakże jej odurzanie się nie miało nic wspólnego z rytuałami magycznymi czy filozofią. Adeptka wiedziała, iż dla innych zachowywałaby się jak zwykły ćpun... ale oni nie widzieli całego obrazka. Nie zrozumieliby, że tak jest lepiej i dla nich... a przynajmniej w oczach samej Mervi.

- Skąd mam wiedzieć czy to, co postrzegam jest prawdziwe? - adeptka kontynuowała monolog, z cichą nadzieją, że Glitch ma ochotę jej wysłuchać. Każde z nich było w końcu jakby częścią jednego systemu... w którym niestety zachodziła jakaś niekompatybilność elementów składowych. Czy on rozumiał powód, choć nie chciał metody i tak zaakceptować?

W lustrze Mervi widziała nienaturalny spokój wyrażony w spojrzeniu swych oczu o pomniejszonych źrenicach.
- Jak mam ufać innym, gdy nie mogę zaufać sobie?




Glitch wciąż milczał.

Nie było to nic nieznanego. Awatar Mervi dość często obrażał się, a przynajmniej nie odzywał się w ogóle, najwyraźniej próbując w ten sposób wywołać poczucie winy czy tęsknotę u maga. Oczywiście w aktualnej sytuacji adeptka czułaby się winna niezależnie od reakcji Glitcha, zaś tęsknota...

Tak. W pewnym stopniu brakowało jej Glitcha. Na tyle, że nie wiedziała teraz czy wszystko z nim w porządku.
Czy w ogóle mag mógłby naprawdę skrzywdzić poważnie swojego Awatara?

Opieka nad Tamagotchi, którym się zajęła po powrocie do pokoju, nie zajęła wiele czasu, więc gdy uporządkowała do końca sama siebie (na mieszkanie nie miała jeszcze siły) Mervi mogła powrócić do procesu deszyfrowania księgi. Miała już część danych, ale one same nie mogły stworzyć klucza, jaki pozwoliłby na złamanie tego kodu. Wirtualna wiedziała, że o wiele szybciej pójdzie, jeżeli na przybycie Firesona już jakaś część przynajmniej zostanie wykonana...

...a i kto wzbraniałby się przed taką rozrywką, która miała także zaspokoić głód samej ciekawości skrytej treści?

Praca pozwalała jej odpędzić od siebie myśli o poniżeniu jakiego doznała z własnej winy, nie mogąc się porządnie wylogować, na oczach Firesona. Pozwalała także nie myśleć o Glitchu, odurzaniu się morfiną czy tym, co spowodowało wpadnięcie w nałóg.

Nie zmieniało to kwestii, że Mervi wciąż brakowało odpowiedzi na zadane pytanie w SMSie wysłanym w nocy do Jonathana. Cholerny hermetyk ją po prostu olał. Chciał, aby zdigitalizowano księgę, ale jednocześnie nie czuł potrzeby dzielić się jakąkolwiek wiedzą, która pomogłaby w procesie? Czego się ona w ogóle spodziewała po magu tej Tradycji...
Raz próbowała do niego zadzwonić, ale nie odebrał on połączenia. Numer z jakiego dzwoniła oczywiście był fałszywy, więc nie spodziewała się, że hermetycki Mistrz będzie wiedział co z tym fantem zrobić. Postarała się założyć jednak, że Jonathan po prostu nie usłyszał w porę dzwonka, choć nie mogła odpędzić od siebie wrażenia, że wydarzenia w wieży zaważyły na relacjach z hermetykiem.
Mimo obaw spróbowała ponownie nawiązać połączenie.

Po serii trzasków w słuchawce, wirtualna adeptka usłyszała ciepły, lekko znudzony głos hermetyckiego mistrza.
- Słucham?
Mervi wykrzywiła usta w uśmiechu, gdy Jonathan wreszcie raczył odebrać telefon.
- Musimy się spotkać. - ton Mervi był... nijaki, pozbawiony nacechowania emocjami. Nie wydawała się być ni znudzona, ni szczęśliwa - Powód już przekazałam, więc wiadomy. -najwyraźniej wirtualna nie przejmowała się tym, że jej numer nie wyświetla się jako prawdziwy.

Długa cisza zapadła w słuchawce. Zbyt długa. Po niej nastąpił nadzwyczaj ostry ton.
- Więcej szacunku, adeptko. Aktualnie jestem zajęty - ton maga złagodniał - będę dostępny za dwie godziny.
- Pojawię się wtedy w hotelu. - ton Mervi nie uległ zmianie.
- Do usłyszenia.



Jonathan otworzył drzwi wirtualnej adeptce bez pośpiechu. Prezentował się nieco lepiej niż podczas wizyty Klausa, ubrał eleganckie spodnie oraz kremową koszulę. Wyglądało, iż niedawno był na zewnątrz. W pokoju panował ten sam artystyczny nieład którego uświadczył wcześniej syn eteru.
Mervi wciąż odczuwała gdzieś w głębi resztki uspokajającego działania morfiny. Nigdy nie była pewna czy to dobre w danym momencie, ale uznawała, iż spokój zawsze jest ważny... Może dlatego, że gdy z braku narkotyku w organizmie, nie poradziła sobie z silną emocją, reakcja na zdarzenie potrafiła być... konkretna?
Jonathan prezentował się elegancko, gdy Mervi prezentowała się bardziej oficjalnie. Ciemnoszara koszula dziś zastępowała tą umęczoną, która ledwo żyła w koszu na pranie.

Kiedy weszła już do pokoju hermetyka (którego uważnie obserwowała cały czas, badając każdy sygnał jaki by wysłało jego zachowanie) odezwała się łagodniejszym tonem niż przez telefon... a może to tak brzmiało z powodu przekazu technologicznego?
- Nie chciałam, aby w tej rozmowie wyszło, iż okazuję brak szacunku.
Mistrz kiwnął głową z jakąś dziwną pełnią zrozumienia do postępowania Mervi. Było to dziwne. Jakby widział więcej niż powinien. Może aż tak źle wyglądała dziś? Albo jej się wydawało.

- Kawy, herbaty? Sok? - Machinalnie zaproponował zapraszając do pokoju.
- Jak tak dalej będzie, najmę chyba salę konferencyjną albo drugi pokój na audiencje - mrugnął jednym okiem.
- A co jest złego w tym pokoju? - zapytała - Przytulnie jest, a ponoć atmosfera najważniejsza. - nieznaczny uśmiech wykwitł na jej ustach, choć wyprany z okazania szczególnej radości. Jasna cholera... - Jeżeli mogę być wybredna, to woda byłaby świetna.
- Jeszcze nie wymalowałem pentagramów na podłodze, nie przybiłem nietoperzy na ścianach, a nawet nie wiesz adeptko jak trudno o świeżą dostawę - podał jej szklankę wody. Wydawał się przez kilka chwil bardzo poważny. Dopiero nieznaczny uśmiech zdradził, iż chyba żartował.
- Spocznij - zaproponował jej krzesło przy stoliku.

Mervi przyjęła zaproszenie i postawiwszy na podłodze obok krzesła torbę na laptopa, sama usiadła na miejscu. Początkowo milczała jedynie starając się zapamiętać wygląd pomieszczenia i samego hermetyka, nim przerwała ciszę.
- Chyba najlepiej zacząć od kwestii zaburzeń w przesyle danych. - wyraz twarzy Mervi tym razem pokazał, że adeptka jest bardzo daleka od radości - Nie sądziłam, że wydarzenia z wieży będą miały taki impakt na relacje.
Hermetyk zmarszczył brwi.
- Można jaśniej?
- Wczoraj w nocy wysłałam krótką wiadomość do Mistrza. Oczywiście nie spodziewałam się reakcji na nią w tamtym momencie, ale myślałam, że odpowiedź pojawi się rano. Kiedy jednak nic takiego nie nastało...
Jonathan wybuchnął delikatnym, acz zupełnie szczerym śmiechem po prostu przerywając jej wypowiedź. Coś niezwykle go ubawiło. Wciąż w radosnym nastroju, wysilił się na odpowiedź.
- Wybaczcie, naprawdę... Taki mały stygmat. Prostsza technologia czasem działa przy mnie z opóźnieniem. Najpewniej dostanę twe wiadomości za kilka dni. I tak dobrze, że nie przyszły wcześniej. Dwa razy w życiu miałem taką sytuacje, przez miesiąc nie mogli mnie odciągnąć od badań, wybaczcie - dodał jeszcze śmiejąc się.
Mervi patrzyła dość zdezorientowana tym wybuchem śmiechu hermetyka, ale dzięki dodatkowej dawce spokoju szybko się pozbierała. Bez słowa wyjęła z kieszeni komórkę i odnalazła wiadomość, którą wczoraj wysłała... nawet nic nie zabezpieczyła...
Czy to dlatego, że czekała na prochy?
- Podczas badania szyfru, jakim zabezpieczono księgę - podsunęła bliżej Jonathana komórkę z otwartym SMSem - to nie dawało mi spokój, to i musiałam jeszcze wczoraj wysłać wiadomość. Od razu.


hey M.J gr8 fun w/ txt. BTW y no key from u ?_? WFYR


- Wybacz Mervi, jeśli mogę mówić po imieniu, ale… Mogłabyś na przyszłość używać bardziej składnej formy precyzowania myśli? Takiej przy której nie będę musiał rozmyślać czy to nie kot przebiegł po klawiaturze - hermetyk nie wyglądał na złego, raczej dalej rozbawionego, tym razem wiadomością.
- Gdybyśmy mieli klucz, byłoby łatwiej. Cała idea czytania tej księgi to znalezienie klucza w sobie.

- To... - zerknęła jeszcze raz na wiadomość nim schowała komórkę - Ach... Rozumiem. Tak jest szybciej, a ja chciałam iść spać wtedy, nie poematy pisać. - uśmieszek kobiety był wyraźnie szczery - A klucz... musiał Mistrz go znaleźć, skoro wie co jest w księdze... Bo wie Mistrz? - zapytała nieufnie - Nawet jeżeli klucz by się zmieniał, to w końcu dlaczego wcześniej któryś z hermetyków tego normalnie nie zapisał?
- Nie ma potrzeby ciągłego tytułowania mnie… Wracając do księgi, szyfr stanowi jedną część z treścią. Nie powinno się o nich myśleć oddzielnie. Dlatego też odniosłem połowiczny sukces czytając ją, wręcz obszedłem prawdziwą drogę. Po prostu zajrzałem co autor chciał w niej napisać. Nie to co napisał. Lecz jak wspomniałem, klucz trzeba znaleźć w sobie. Jest on indywidualny dla każdego człowieka. Sądzę, iż przeniesienie tej właściwości do wersji cyfrowej będzie najtrudniejsze. Mam rację?
- Logika komputera... może zaburzyć szyfr, który nie był przecież tworzony dla robienia zamętu w danych. - otworzyła torbę, z której wysunęła teczkę - Jego spojrzenie jest inne w końcu. Szuka faktów. - wyjęła z teczki kilka kartek, zadrukowanych zdobytymi do tej pory danymi z analizy... tyle że prócz treści wydruku na nich, była także treść zapisana przez Mervi różnymi równaniami, które próbowała wykorzystać - Oczywiście złamanie kodu nie jest niemożliwe, jak zapewne i przeniesienie właściwości... - uśmiechnęła się do siebie z jakąś fascynacją, gdy spoglądała na zgromadzone dane.

- Fireson był nieco bardziej optymistycznie nastawiony do idei digitalizacji.
- Hmm? - Mervi uniosła spojrzenie znad kartek - Ależ ja nie jestem pesymistycznie nastawiona w żadnym razie. Jestem po prostu... zafascynowana zadaniem. - w głos Mervi wdało się gorące uczucie - Ale wciąż mając za mało danych nie chcę na ślepo zakładać żadnej drogi.
- Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć powodzenia i kibicować - hermetyk odpowiedział serdecznie.

Adeptka wyraźnie miała pewien problem z nie rzucaniem zaciekawionego spojrzenia po całym pokoju Jonathana, więc starała się to po prostu ograniczyć do minimum, aby znowu nie poczuł się urażony. W zamyśleniu wypiła łyk wody, odwracając wzrok od jednej z ksiąg hermetyka leżącej na podłodze.
- Czemu chcesz ryzykować reputację czy jakieś inne prawne problemy... kryjąc nas?

- A co innego mi pozostało, Mervi? Rozpocząć zakładanie nowej fundacji od trybunału? Cenzurować was? Pozwolić aby przyjechał tu jakiś niespełniony w swych rozbujanych ambicjach komisarz czy inny śledczy bo w dopiero co nowo powstałej fundacji źle się dzieje? Poza tym… Wiem, że łatwo jest wybaczać w cudzym imieniu, zatem odbierz to tylko jako moje własne odczucia. Wybaczyłem wam, nieważne jak to nazwiesz, błąd, brawurę, głupotę czy po prostu pecha. Wybaczyłem i co za tym idzie, muszę trzymać fundację w ryzach. Od Iwana nie oczekiwałbym podobnej cnoty.
Początkowo Mervi utrzymywała poważne spojrzenie, aby zniknęło ono tak szybko, jak szybko się pojawiło.
- To jest główny powód, dla którego możliwość bycia umyślnie ignorowaną, był zbyt... bolesny. - uśmiechnęła się - Zaskoczyły mnie miło wtedy te słowa o kryciu nas, więc i możliwość, że były tylko chwilową obłudą, nie jawiła się radośnie, ale... To co teraz zostało powiedziane... - dopiła wodę - ...jest straszliwie nowe.
- Mój mistrz raczył zalecać aby niczym myślący kamień: cierpliwy, obojętny lecz czuły zarazem. Sądzę, iż jest to szlachetna, odrobinę zapomniana filozofia w tych podłych czasach.

- Ciężko mi uwierzyć, żeby mistrz Hannah czy ilu tam więcej jeszcze, podążali tą filozofią. - spojrzała uważnie na Jonathana lecz jej spojrzenie nie było już pozbawione emocji.
- Wszyscy podążamy różnymi ścieżkami. To jest oczywiście truizm, lecz warto go sobie przypomnieć gdy współpracuje się z innymi magami. Pomaga zacisnąć zęby i brnąć przez morze mniej lub bardziej szlachetnych ludzi oraz tumany… dupków. Nie abym umniejszał coś niektórym wielkim magom… Ale chyba dobrze wiesz co mam na myśli - spojrzał na nią porozumiewawczo.
- Te słowa są równie ciekawe, co ciekawa jest możliwość współpracy Tostera z ogrodnikiem. - westchnęła - Chyba, że chcą tost wegetariański zrobić. Też jakaś myśl.
- Różnorodność poglądów to zarówno największa słabość Tradycji jak i zaleta. Nie przeskoczymy tego - odparł gładko.

- Skoro było o wieży i Tosterach... - spochmurniała - W jakim jest stanie Mistrz... Einar? Muszę do niego pójść...
- Muszę stanowczo zaprotestować. Nasz szanowny mistrz prezentuje zbyt bojowy nastrój na obecną chwilę. Mógłbyś poczekać kilka dni?
- Zbyt bojowy? - zapytała wpierw.
- Niemal nie wyzwał mnie na pojedynek przy próbie rozmowy.
- Może... jakieś słowo go... sprowokowało, choć żadną prowokacją być nie musiało?
- Tym bardziej zalecałbym wstrzymanie się, aby potencjalnych prowokacji uniknąć.
- Jasne... - adeptka nie wyglądała na pocieszoną, a następne słowa wypowiedziane zostały z niewielkim entuzjazmem - Mogę poczekać...



Komputer cierpliwie obliczał kolejny raz powierzchnię wzmocnionej dziś bariery oplatającej dom Mervi, której to kod niedawno zaimplementowała adeptka. Sama technomantka przeglądała podglądy zamontowanych właśnie niemagycznych systemów zabezpieczeń umiejscowionych w domu, mających za zadanie służyć za wczesne ostrzeganie przed intruzami. Nie chciała także, aby ktokolwiek dostał się do środka niezaproszony, gdy jej świadomość opuści ciało, przenosząc się do Pajęczyny. Nie widziało jej się poznać dokładnego losu oczekującego na nieszczęśliwca, którego śmiertelna powłoka zostanie pozbawiona życia, gdy reszta wciąż będzie znajdować się w Pajęczynie. Domysły o końcu Alana Turinga nie zachęcały do zbadania tej możliwości...

Mervi spojrzała na jeden z monitorów, na którym wyświetlona była niewysłana jeszcze wiadomość. Czemu wciąż się wahała? Czy naprawdę tak się tego obawiała?
Nie wiedziała czy chce się z nim spotkać całym sercem...
A jednak była już tak blisko...

Spojrzała ostatni raz na wiadomość nim zdecydowała się ją wysłać, oddając drugiej stronie możliwość wybrania miejsca.

<?msg
mailto( $usrnam= "ƒunny_C@T" )
{echo
"Meetme 2day. Whatplace4U.
Arch1T3h" ;
}


</?>

Tylko czy Joel będzie miał ochotę choć odpowiedzieć?


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 29-06-2018 o 15:45.
Zell jest offline