Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2018, 22:19   #256
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Neverwinter
5 Marpenoth, wieczór w Fallen Tower


Rihar z satysfakcją kucał nad powalonym przez sztylet i truciznę tropiciela, który podczas niewoli w Phandalin tak bardzo dał mu się we znaki. Po prawdzie neverwinterczyk zatłukłby każdego z najemników, który pierwszy pojawiłby się w sali sypialnej, lecz fakt, że w jego łapy wpadł nie kto inny jak właśnie Traffo uznał za dowód szczególnej łaski Shar. To jego szczęśliwy wieczór! Choć… Nieznacznie uniósł wzrok, lecz nikt ze śpiących gości nie zareagował na jego działania. Mimo to ostrożnie, nie wykonując zbędnych ruchów uwolnił dłoń z zaciśniętych pięści Shavriego. Wyciągnął z rany sztylet. Buchnęła krew, wsiąkając w ubranie kowalskiego syna. Kultysta już miał wstać, lecz dla pewności - a przede wszystkim z zemsty za doznane upokorzenia - przeciągnął jeszcze ostrzem po szyi bezbronnego myśliwego. Przykrył go kocem i poklepał po ramieniu, niczym dobry druh układający do snu pijanego kolegę. Nim ktokolwiek zorientuje się, że na sienniku leży nie śpioch jakiś, a trup, Rihar będzie już daleko.

Pogwizdując pod nosem rzucił sztylet na jakieś puste posłanie i wyszedł na schody, wycierając lekko dłoń we wnętrze płaszcza. Na dole jego kompani brali właśnie nogi za pas. Chyba nie poszło im najlepiej, ale Rihara to nie obchodziło. Śmierć obmierzłego leśnego rębajły w zupełności go satysfakcjonowała. Podczas gdy uwaga gości skupiona była na awanturze w centrum jadalni kultysta wymknął się tylnim wyjściem. Klucząc między wozami ruszył w stronę głównej ulicy. Co prawda na jednym, wyglądającym znajomo paliło się światło, ale pogrążony w papierach niziołek nie zwrócił na niego uwagi. W sumie Rihar nic do Trzewiczka nie miał, toteż postanowił nie nadwyrężać swojego szczęścia i dać szalonemu niziołkowi spokój.

Tyle że szczęście opuściło Rihara; leżący obok Stimiego Wampir wyczuł znajomy zapach wymieszany z odorem krwi i podniósł łeb, warcząc głucho i wlepiając wzrok w ciemność.


Tymczasem w sali jadalnej zrobiło się zamieszanie, głównie za sprawą szarżującego ze stołkiem Jorisa. Zdezorientowani goście nie wiedzieli po co i kogo łapać, bo i kultyści wcale nie wyróżniali się spośród reszty zebranych, najgroźniej zaś wyglądał tu Joris właśnie. Karczmarz najsamprzód stwierdził w ogóle, że towarzystwo spiło się znowu, a nabzdryngolona krasnoludka ani chybi zrobi tu kolejną burdę i machnął na ochroniarzy by zrobili z nią porządek. Dopiero widok krwi na rękach Torikhi sprawił, że zweryfikował to przekonanie, lecz było już za późno i wykidajłowie upuścili swoje posterunki przy drzwiach.

Szybszy był jednak półork, który tak niefortunnie oberwał jorisowym zydelkiem. Prąc przez tłum niczym taran ruszył na tropiciela, mocno chwytając go za ramię. W połączeniu z niedawnym wymachem ranne plecy odezwały się przejmującym bólem. Joris mimowolnie jęknął, przerywając udzielane Torihce wyjaśnienia.
- Noghi z dupy powyrywam. Urhodziny żem świętował, a ty mnie sthołkiem?! - wybełkotał osiłek i zamachnął się na tropiciela. Joris z łatwością uniknął krzywego ciosu, lecz w sukurs tamtemu szli już kompani. Czy dołączyć się do bitki, czy tylko pokibicować - to się miało okazać.


 
Sayane jest offline