Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2018, 00:51   #356
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=kQpFJXFjc6k[/MEDIA]
Istniały takie zbiegi okoliczności, które w swym szaleństwie przypominały plan. Otrzymanie pola do popisu w zakresie pirotechnicznym Nash uważała za jeden z nich i albo Hassel upadł na głowę, albo rzeczywiście jej ufał, co było niepokojące. Co innego rzucić pusty frazes bez pokrycia… co innego przydzielić ludzi i pozwolenie na produkcję materiałów wybuchowych wybitnie domowymi metodami. Do tego tekst o “ekspercie” - słysząc go w pierwszej chwili saper skrzywiła się, czujnie obserwując Raptora, lecz ani jednym drgnięciem mięśni nie zdradził że właśnie wycina jej kawał, bądź szydzi. Mówił szczerze, przydzielił zadanie i miał pewność, że zostanie wykonane… nie mylił się. Patrząc na jego szybko oddalające się plecy, Nash złapała się na naiwnej myśli - w pokrętny sposób nie chciała go zawieść, za to odciążyć, aby w nawale nowych obowiązków oraz problemów do załatwienia, przynajmniej tą jedna kwestią nie musiał się przejmować. Nawet, jeśli wymagało to kooperacji z obcymi elementami od których najchętniej trzymałaby się z daleka.

Gliniarz na emeryturze, jąkała, gówniarz, laska bez ręki… cała menażeria wycięta żywcem z bilbordu ogrodu zoologicznego, a wśród nich rudy Parch z czarną ósemką wytrawioną na ciężkim pancerzu, łupiący podejrzliwie na każdą twarz po kolei. Cholerna cywilbanda i stetryczali gliniarze, stado bezmózgich lemingów do tej pory ślepo dające się prowadzić skurwysynom z Federacji, na dokładkę wyciągające języki aby móc lizać ich z wdzięczności po dupach. Mieli współpracować, wolne żarty. Nie bez przyczyny Ósemka wolała pracę solo… kiedyś, gdy miała jeszcze wybór.
Teraz pozostawało skleić dupsko, zakasać rękawy i brać do roboty, wykorzystując dostępne środki. Wszak zgodziła się, podpisała symbolicznie pod zleceniem. Zresztą Sven i tak miał za dużo na głowie…

Z popalonego gardła wydobył się ochrypły, kanciasty skrzek, kobieta splunęła na podłogę. Plwocinę roztarła butem i dopiero podniosła dłoń do konsolety, budząc do życia syntetyczny głos.
- Asbiel - wystukała powoli, wznawiając obserwację mord dookoła. Brakowało tylko karła-luchadora i pary transów przebranych za pawie, trudno. Jakoś ogarną.
- Mamy coś do zrobienia - lektor szczekał, a jego właścicielka odpaliła papierosa, zaciągając się z widoczną przyjemnością. Obróciła twarz na ex-gliniarza, czujnie mu się przypatrując. Niby robili w podobnym fachu, tylko firmy mieli kompletnie inne.
- Najpierw coś prostego. Benzenu nie znajdziemy. Ale. Benzyna i polistyren wystarczą. Na napalm - dostukała aby reszta też załapała. - Paliwo i styropian. Wymieszać. Będzie glut nie do ugaszenia. Pierwsze będzie przy generatorach, drugie wyrwiemy ze ścian albo lodówek. Z pralek. Mają tu pralnię, to dobrze. Tam zawsze jest coś ciekawego - uśmiechnęła się pod nosem, wypuszczając chmurę dymu pod sufit - Zapałki, cukier z automatów. Folia aluminiowa od kanapek, albo czekolady. Tabletki chlorowe ze składzika z mopami. Detergenty, proszki, wybielacze, farby olejne, tabletki na sranie z węglem. Termit: Składniki w stosunku 8 części rdzy do 3 aluminium… to ciężko zapalić domowymi metodami. Ale. Od czego jest magnez. Jak alianci - tym razem uśmiechnęła się pełnoprawnie przez całe trzy sekundy - TNT, nitroceluloza, bomby hukowe, nitrogliceryna, granaty dymne. Trzeba przeszukać ten burdel, znieść wszystko co ma w sobie chemię. Potem wymieszać i popakować w słoiki. Nic trudnego, bombę zrobicie ze wszystkiego - oderwała rękę od klawiatury, zakładając rudy kosmyk za ucho.

Gromadka która wyglądała jak przypadkowa zbieranina ludzi z chodnikowej łapanki pokiwała głowami, słuchając nawet dość uważnie co mówi skazaniec. A właściwie jej lektor w rytm wystukiwania na niematerialnej klawiaturze. Emerytowany glina przedstawił się jako Leslie, jednoręka kaskaderka jako Jackson i niezbyt było wiadomo czy to imię, nazwisko czy ksywa. Młody student historii jak się okazało, miał na imię Raymond ale prosił by mówić mu Ray. Wydawał się najbardziej zaangażowany i rozentuzjazmowany inicjatywą wykazaną przez Lesliego i podchwyconą przez Raptora który przyjął ich ofertę pomocy. Nauczyciel nauk przyrodniczych nazywał się Duszan i poza tym, że się trochę jąkał i maskował to częstym odchrząkiwaniem to jeszcze mówił z jakimś dziwnym akcentem. Coś chyba było na rzeczy z jego wiedzą bo pokiwał głową w rytm wywodu złotookiej saper w Obroży i coś dorzucił twierdząco i wydawało się, że najbardziej jest zorientowany z tego co powinni szukać po tym schronie. Gotka o z trudem wyburczanym imieniu Alex wydawała się czerpać zawziętą satysfakcję z tego, że może burczeć, wyniośle się nie odzywać i obrażać na towarzystwo pokazując jaka jest oryginalna i ponad przeciętność. Jednak poza tym ciężko było powiedzieć coś o jej zapale czy motywacji.

Cała grupka po chwili naradzania się i wymiany uwag z której Black 8 wyłapała, że w tym schronie wszyscy są tu pierwszy raz ale paręnaście godzin spędzonych tutaj jednak pozwoliło im się mniej więcej zorientować co jest co w ogólnej części schronu. Problem mógł być z termitem a raczej z rdzą bo wszystko tutaj wydawało się być względnie nowe. Ale w końcu rozeszli się po korytarzach i salach w poszukiwaniu potrzebnych składników. W składziku została tylko Jackson której z powodu tylko jednej chwytnej ręki operacje pt. “przynieś - złap” było dość mocno utrudnione. Zajęła się więc przygotowywaniem samego składziku do pomontowania pozbieranych składników w wybuchową całość.

Black 8 przeniosła parę śmieci w kat pokoju, przetarła blaty i zastygła przy jednym z nich, opierając dłonie na chłodnej powierzchni. Ludzkie ciało było tworem wybitnie zawodnym i niedoskonałym. Miało nieprzekraczalne granice wytrzymałości, po dobiciu do których odmawiało współpracy. Dało się je rozerwać, uszkodzić… łatwo wyeliminować z dalszego życia, wystarczył raptem jeden celny strzał, albo trzy nieprzespane noce… lub mordercza przeprawa przez pole bitwy, praktycznie bez dłuższej chwili na złapanie oddechu. Korowód ran, łatanych na szybko bojową chemią, dawka po dawce, aż w krwioobiegu zostawała raptem symboliczna ilość krwi, a głowa zmieniała się w worek tłuczonego szkła. Narkotyki oszukiwały receptory bólu, spowalniały zmęczenie i maskowały wycieńczenie, lecz organizm wiedział. Gdzieś pod skórą czuł że dobija do limitu, działając już tylko i wyłącznie dzięki wspomaganiu, a i to zaczynało zawodzić. Black 8 nie musiała patrzeć w lustro, aby wiedzieć, że jest na końcówce, jednak widok własnej gęby w lustrzanej płaszczyźnie stolika zważył jej i tak kiepski humor. Z niechęcią przyglądała się pokancerowanej, trupiobladej skórze przez którą prześwitywały pojedyncze, błękitne nitki żył poutykanych między ciemniejszymi plamami piegów - one też wyglądały mizernie. Tak samo jak złote oczy, podbite podkówkami sino-purpurowych cieni, z pajączkami wylewów na białkach. Tego jak wygląda pod pancerzem wolała nie widzieć, zapomnieć o spalonych plecach i porwanych tkankach, zaklajstrowanych medykamentami na tyle, na ile się dało, aby móc wciąż trzymać się w pionie i iść dalej, przed siebie. Brnąć uparcie długą, pozbawiającą sił drogą przez ciemną dolinę, na końcu której czekała wreszcie upragniona śmierć… niestety jeszcze nie teraz. Wciąż pozostało tyle do zrobienia. Ostatnie zadanie, dopilnowanie całej masy spraw pobocznych. Upewnienie, że po zakończeniu atrakcji na Yellow 14 chłopaków nie czeka szybka i cicha utylizacja gdzieś w zatęchłej piwnicy. Masa roboty i coraz mniej siły…
- Kawa. - syntezator zachrobotał, Parch przetarła twarz dłonią, rozmasowując odrętwiałe mięśnie. Wzięła głęboki wdech i dopisała - Muszę - dorzuciła wzruszenie ramionami, by zakręcić się wokół własnej osi i opuścić pomieszczenie. Potrzebowała też zapalić, a parę minut wolności jeszcze posiadała. Zamknąwszy za sobą drzwi, pozwoliła sobie na parę sekund zastoju, z plecami przyciśniętymi do ściany. Potem przedreptała pod najbliższy automat z kawę i wybrała zwykłą, czarną bez cukru. Dopiero z kubkiem w dłoni zrobiło się jej lepiej. Pochyliła rudy łeb, grzebiąc apatycznie w oporządzeniu. Przydałby się jej koks, albo inne dragi. Amfetamina też powinna dać radę. Nie mogła odpaść, nie teraz. Jakby złego było mało, pieprzony artefakt Jenkinsa nie dawał saper spokoju. Jego działanie zakłócało pracę elektroniki. Obroże działały na zasadzie impulsów przesyłanych między kręgiem żelastwa i Orbitą. Istniała szansa, że w jego bezpośrednim sąsiedztwie dało się… pozbyć smyczy. Zdjąć metalowe okowy, wrócić do roli wolnego człowieka i wywalczyć drogę na powierzchnię… albo schować się, przeczekać zawieruchę, a jeśli misja w kanionie się powiedzie i minie kwarantanna, wydostać z Yellow. Uciec od wyroku, wrócić do normalnego życia - opcja kusząca, gdy miało się po co żyć. Takiej latynoskiej piromance na przykład...
Rozmyślania nad tym gdzie teraz może znaleźć Diaz, przerwało zamieszanie w głębi korytarza. Ósemka podniosła ciężką głowę i mrużąc oczy spojrzała w tamtą stronę. Spodziewała się nowej bandy trepów, albo i kapitana MP… jednak nie reporterki poprzedzającej zgrupowanie zamaskowanych najemników.

Co u licha ciężkiego tu robili? Powinni siedzieć na lotnisku, wraz z resztką obrońców. Pilnować spota na taksówkę, węszyć… coś było nie tak. Niedopalony papieros wylądował na ziemi, ruda saper odbiła się od ściany i szybkim krokiem wyszła naprzeciw wycieczki, po drodze odpalając komunikator. Wypisała na nim odpowiednią wiadomość i zatwierdziła, gdy znalazła się o parę kroków od celu.
- Młoda. Brown 0. Jest z wami? Co z nią? - do przekazu dołożyła ponaglający syk, skacząc wzrokiem od kobiety, do kolejnych najemników.

- Nie, Maya została na lotnisku. Też się cieszę, że cię widzę. I to w jednym kawałku, niezłe osiągniecie jak na okolicę. - reporterka IGN przywitała się z Black 8 gdy się spotkały na korytarzu. W pobliżu stali lub kręcili się ci enigmatyczni najemnicy wyraźnie dla Nash tworząc kordon wokół nich.
- Coś mnie ominęło? Widzę sporo ruchu w porównaniu do poprzedniej wizyty w tym miejscu. Co tak pobudziło ludzi do działania? - zapytała Conti zerkając gdzieś w głąb jednej z sal na którym już jakiś czas temu zniknął bezruch, marazm i panująca cisza.

Pusty banał w jaki Nash za nic nie wierzyła. “Dobrze cię widzieć”, jasne. Już się dała nabrać. Zgrzytnęła zębami, posyłając w eter przeciągłe chrypnięcie. Potrzebowali reporterki, tak samo jak wielu innych czynników.
- Hassel - lektor szczeknął nazwisko gliniarza, parch zacisnęła szczęki, tłukąc po holoklawiaturze - Mówił. Do bydła. Ruszył je. Chcesz posłuchać idź do Ruska. Kamery pewnie złapały jego gadkę. Niezła. Szło. Uwierzyć - na popękanych wargach pojawił się cień uśmiechu - Ruszyli z cyrkiem, to już nasza ostatnia prosta. Mam coś dla ciebie. Ale. Nie tu - pokazała brodą lustrzanych najemników - Twoja nowa obstawa?

- O tak, chłopcy zdecydowali się mną zaopiekować.
- reporterka zerknęła wesoło na otaczających ich zbrojnych. Jeden a raczej jedna z nich odchrząknęła znacząco. - A przepraszam i dziewczyny też. - Olimpia dodała szybko wesołym tonem i jakoś potrafiła się w naturalny sposób być nawet w tak napiętej sytuacji swobodna i pełna pogody ducha, że zdawała się roztaczać te emocje wokół siebie jak jakaś aurę. Szło uwierzyć, że dookoła się nic strasznego nie dzieje dopóki ktoś zachowywał się tam swobodnie, że aż ocierało się o nonszalancję. Zwłaszcza jak ktoś był tak sławny i rozpoznawalny jak twarz jednych z najpopularniejszych wiadomości w Federacji.

- I kawę mówisz? No świetny pomysł jak mogłabym odmówić. Wygląda przepysznie. - reporterka złapała pod łokieć skazańca i ruszyła z nią w stronę automatów z kawą. Gdy jednak spojrzała w zawartość kubka trzymanego przez Black 8 nieco skorygowała swoją wypowiedź. - No a przynajmniej znośnie. - dodała nieco ironicznie widząc czarną polewkę z raczej masowej, najtańszej półki cenowej i jakościowej. - Aka, chyba nie będziecie tak całą bandą chodzić za mną cały czas co? Tutaj jest bezpiecznie to może umówimy się jak będziemy mieli stąd wychodzić? - odwróciła się w stronę zamaskowanych żołnierzy.

- Dobra. Dam ci człowieka do obstawy. A my zostaniemy tutaj. Nie wyłaź na zewnątrz bez nas. I ja coś się zacznie dziać to daj nam znać. - jeden z mundurowych odezwał się po chwili zastanowienia. Zgodził się, wskazał ręką na któregoś ze swoich ludzi i ten skinął głową w pełnym hełmie. Został w pobliżu reporterki idąc kilka kroków za nią. Pozostali rozeszli się wracając korytarzem w drugą stronę i zaglądając do mijanych sal.

- Walnęłabym szczura - Nash parsknęła, siorbiąc bez przekonania czarny, parujący płyn. Dla zabicia syntetycznego posmaku odpaliła papierosa, zaciągając się od serca i kręcąc do kompletu głową - Ten pingwin jest potrzebny? - pokazała kubkiem ochroniarza - Płacisz im? Są dyskretni? Zresztą jeden chuj. Chodź. I znajdź coś do przegrywania plików - ruszyła przed siebie, szukając po boku wolnego pokoju bez świadków.

Reporterka też machnęła widocznie ręką na zbędne konwenanse i dała się zaprowadzić do ustronnego pomieszczenia. Czyli jakiejś ubikacji co było najbliższe a puste.
- Poczekasz tutaj? Potrzebowałybyśmy chwilę żeby nam nikt nie przeszkadzał. - zapytała przydzielonego jej osobistego ochroniarza. Ten skinął beztwarzowym hełmem i zamknął za nimi drzwi.
- To co dla mnie masz? - zapytała zaciekawiona brunetka patrząc na czerwonowłosą saper.

Widząc wnętrze pomieszczenia Black 8 naszła dość zabawna konkluzja: ostatnimi czasy wszelkie ustalenia, rozmowy ciężkie i zwykłe chwile przerwy od walki spędzała w toaletach niczym kosmiczna wersja babki klozetowej. Skazana na szambo, kurwa jego mać. Powinni jej dać zamiast karabinu berło i przepychaczkę. Do względnej równowagi doprowadziło ją zasłyszane pytanie, humor momentalnie zleciał saper z powrotem na poziom sześciu stóp pod ziemią.
- Kłopoty - wystukała, przeszukując podfoldery obroży aż znalazła ten właściwy - Kosmoport padł, albo właśnie pada. Gnidy są w mieście, Góra zarządziła kwarantannę, pokazuje tanią propagandę. Skazali nas na śmierć, sprzątają śmieci - skrzywiła się, odpalając holoekran i film z podziemi kościoła, choć bez dźwięku - Z ciebie zrobili MIA, zarządzili kordon kurwa sanitarny. Wmawiają wirusa, infekcję. Gówno prawda. Żaden wirus podnoszący ciśnienie. Gnidy. W klatkach piersiowych. Jest nagranie u Ruska, ty dasz radę je wyciągnąć. Na orbicie jest ten cały papug. Ma polot żeby przepchnąć materiały dalej, w Sieć. Poza cenzurę. Jak się ma Młoda, widziałaś ją? MP jej nie aresztowali? Jak ona się trzyma, jest bezpieczna?

- Nie jestem pewna czy można aresztować skazańca.
- reporterka uśmiechnęła się nieco ale z zainteresowaniem w zmrużonych oczach chłonęła nagranie z kamery Obroże przedstawiające nieszczęsną wyprawę do zrujnowanego kościoła.
- Ale tak, ma się dobrze, jak odjeżdżaliśmy miała współpracować z żandarmem, porucznikiem Delgado, całkiem miły chłopak swoją drogą, no i jeszcze pewnie kojarzysz sierżant Johnson, ta blondynka, ona też obsadzała jedno ze stanowisk. I kapral Otten. Więc jak ich zostawialiśmy to wyglądało na niezły team. - Conti streściła pokrótce najświeższe informacje jakie miała o Brown 0.
- A właśnie, wiesz, może gdzie jest kapral Mahler? Obiecałam mu coś przekazać od Mayi. - zapytała patrząc znowu na złotooką saper.
- Gdzie to było? - wskazała brodą na wyświetlane sceny z podziemi kościoła. - A z tym moim MIA weź mnie nie denerwuj. Widziałam jak tutaj jechałam. Ale się grubo przeliczą jeśli sądzą, że już mnie się pozbyli. - wargi brunetki nieco się zacisnęły w węższą, zaciętą linię i choć trudno było powiedzieć, że się nie przejmowała wyświetlanymi w jej rodzimej stacji wiadomościami to też nie brała tego za przeszkodę nie do przejścia.

- Kościół przy lotnisku. Nie wiem jaki. Nie jestem stąd. Ale. Widać go z terminala - lektor przemówił, gdy Nash dopijała kawopodobną lurę. Za cholerę nie pomogła, nie mogło być idealnie. Podrzuciła kubek i gdy opadał kopnęła go, posyłając lotem łukowym na drugą stronę łazienki. Ruda głowa przekręciła na powrót ku reporterce i mierzyła ją wzrokiem dość długo.
- Młoda mówiła że można ci ufać - wystukała powoli, zgrzytając zębami w daremnej próbie pozbycia się aby nie warczeć ani nie jeżyć włosów na całym ciele. Syknęła krótko, przysiadając na zlewie i westchnęła.
- Dobrze. Jak nic jej nie jest to dobrze. Przynajmniej to się nie spierdoliło - przymknęła oczy i ścisnęła ich kąciki kciukiem i palcem wskazującym - Czerwony nakaz. Na Hassela. MP przylecieli po niego i po chłopaków. Mahlera, Patino, Hollyarda. Hassel miał ich odstawić do kosmoportu żeby ich pokroili. Dlaczego: gnidy w klatach. Będzie na filmie od Ruska. Z laba. Kurwa. Potrzebuję - zakrakała pod nosem, by zaraz dopisać z wybitnie zrezygnowaną miną - Pomocy. Hassel dogadał się z ktp MP. Podłoży się w zamian za chłopaków. I Sarę. Tylko mają mu nie latać przed oczami i kamerami. Cholerny idiota - odwróciła głowę gdzieś w bok, zasłaniając twarz włosami - Zabiją go. Dla przykładu. Zrobią kozła ofiarnego. Albo po prostu rozjebią i powiedzą że próbował uciec. Nie chcę żeby tak skończył. Nie zasłużył. Wkurwia, ale jest - znów się zawahał na parę sekund nim dostukała - W porządku. Trzeba go pokazać. Poza Y14. Zrobić bohatera. Jebie mnie czy mu się to spodoba. Szum. Przy szumie wokół niego nie odjebią go ot tak. Jego gadka, do tłumu. Poprosisz ruskich to ci ją wyciągną. - wróciła gębą do rozmówczyni, patrząc przez nią nieobecnym wzrokiem - Mam robotę, czekam aż przyniosą materiały. Nie wiem gdzie Mahler, ale schowaj go. Co z Hollyardem i Patino? Widziałaś ich?

- No tak, to się narobiło. Jak nic sprawa dla reportera. - reporterka skrzywiła usta w ironiczną podkówkę i odkleiła się od zlewu o jak się opierała i sięgnęła do małej, przyczepianej do paska torby. Torba wyglądała jak z jakiegoś wojskowego sortu. Pas zresztą też.Z torebki wyjęła parę drobiazgów. Szminkę grzebień, lusterko i to rozłożyła na zlewie i zaczęła się przyglądać sobie w lustrze łazienki. Wyglądała jak każdy kto przedarł się ostatnio z góry na dół więc było co poprawiać. I chyba była tego świadoma bo w lustrze nie odbijał się zachwycony wyraz twarzy. Ale dłoń mimo to przesunęła po krawędzi zlewu jeden z drobiazgów. Mały nośnik danych na jakim można było przenosić albo zgrywać dane.
- Ciekawy reportaż udało ci się nagrać, przydałby mi się taki. Jeśli oczywiście mi go użyczysz i zgodzisz się na jego wykorzystanie. - Powiedziała swobodnie wciąż zapatrzona w samą siebie w lustrze. Podjęła walkę z rozczochranymi i odmarzającymi włosami za pomocą własnych dłoni i grzebienia.
- A co do robienia szumu ważny jest czas. Ja sama nie wiem kiedy się stąd wydostanę. Więc mogę się wydostać jak już będzie po wszystkim. A to może być za późno by zapobiec czemuś co działo się “w trakcie”. Więc trzeba przesłać co się da i komu się da tutaj może się przydać człowiek na orbicie o jakim mówisz. - reporterka mówiła mimochodem zupełnie jakby była pochłonięta walką z układaniem własnej fryzury. - No nie, to beznadziejne, wyglądam jak jakaś wywłoka. Muszę się ogarnąć, nie mogę się tak pokazać przed kamerą. - oceniła w końcu gdy ręce jej opadły i w przenośni i dosłownie.
- Ale z reporterskiego doświadczenia powiem ci, że jak ktoś jest zdecydowany coś zrobić to żaden szum w mediach go nie powstrzyma. - powiedziała niezbyt wesołym głosem zgarniając nieśpiesznie swoje gadżety z powrotem do torebki i dając czas by Black 8 podała jej nośnik z już zgranym materiałem.

Przenoszenie danych miało ten minus, że przez parę chwil nie dało się kooperować syntezatorem. więc Parch bez słowa słuchała jazgoczącej suki, choć nie czyniła tego w ciszy. Im więcej tamta mówiła, tym głośniejszy warkot wydawała Ósemka. Gdy ostatni bajt znalazł się na nośniku, wylądował on na zlewie obok kosmetyczki. Uderzenie serca później saper szarpnęła ramieniem, posyłając je prostopadle do szklanej tafli w której odbijały się ich sylwetki. Okryta ciężką rękawicą dłoń huknęła o przeszkodę, rozbijając ją przy akompaniamencie dźwięcznego lamentu, rozsyłającego drobne echo po prawie pustym pomieszczeniu.
- To. Kurwa. Nie. Jest. Śmieszne - syknęła do wtóru głosu lektora. Zamiast odpowiedzi co u Patino dostała krzywe uśmieszki które tamta mogła sobie wsadzić w dupę, co pewnie lubiła. Głęboki, uspokajający oddech później opuściła ramię i cofnęła do tyłu, strzepując szklane okruchy z pancerza na ziemię - Nie powstrzyma. Ale. Spowolni. Lub zostawi pytania. Karcer zamiast wyroku. I nie zniknie. Tyle musi starczyć. Na razie. Masz prysznice za salami z wyrami. Po lewo. Łatwo trafić - przymknęła oczy i sapnęła pod nosem.

Rozbicie lustra wywołało dwojaki efekt. Poza tym, że reporterka zaskoczona nieco podskoczyła na tak gwałtowną reakcję to drzwi się otworzyły i do środka wpadł ten strażnik co dotąd pozostał przed drzwiami.
- Nie, nie, wszystko w porządku. Lustro się stłukło. - reporterka go uspokoiła i ten po chwil lustrowania jej, Parcha i pomieszczenia skinął głową i z powrotem zamknął drzwi z tej drugiej strony.

- Nie panikuj. Po prostu nie damy rady wszystkiego zrobić w jednym momencie. Mamy swoje ograniczenia. Ty też. I weź coś na uspokojenie, mam tu coś odpowiedniego. - dodała i bez pytania sięgnęła znowu po coś do kieszeni. Rozległ się charakterystyczny szelest tabletek i Conti wzięła w swoją dłoń, dłoń skazańca. Położyła na niej te drobne krążki chowając resztę z powrotem do kieszeni. - Dzięki za te prysznice, chyba jakoś sama znajdę. Trzymaj się i mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja spotkać i porozmawiać. - powiedział na pożegnanie reporterka wychodząc przez drzwi na korytarz i machając jej na pożegnanie dłonią z ciepłym uśmiechem na twarzy. A Black 8 została z dwoma krążkami na wyciągniętej dłoni. Jedną z jakaś typową tabletką na ból zęba i podobne dolegliwości i drugi z krążkiem danych.
Parch została sama, a gdy trzasnęły drzwi, opadła ciężko na podłogę, opierając się o filar przy umywalce. Zdrętwiałymi paluchami wetknęła nośnik w Obrożę, sprawdzając co tym razem się spierdoliło. Patino jeszcze żył? Złapali go? A może wkurwiał okolicę pozostając na wolności? Albo miała przed sobą następny problem do puli chaosu w którym tkwiła na własne życzenie.
Trzy minuty, tyle postanowiła sobie dać na zapoznanie z materiałem i powrót do stanowiska saperskiego. Kawa nic nie pomogła, pozostawiła tylko na języku gorzki posmak... choć równie dobrze mogła to być żółć.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline