Elmer jakoś nie kwapił się do ponownej wyprawy do pełnego monstrualnych pająków lasu. Podobnie było z Santiago, który leżał sobie owinięty w koc i wolno wracała mu możliwość kierowania swoim ciałem. Johannes chyba się zdenerwował odmową Elmera, bo zrobił się cały czerwony i aż zacisnął pięści.
-
Jak to nie pójdziesz? - niemal krzyknął, a gdy któryś ze Stirgan spojrzał w jego stronę, natychmiast pociągnął Lutefiksa do swojej kwatery, aby tam w spokoju kontynuować rozmowę. -
Narobiliście bałaganu, to trzeba posprzątać! - westchnął zrezygnowany. -
Ze względu na szacunek jakim darzyłem profesora Lessinga i moje zaangażowanie w sprawę wyjaśnienia jego zgonu, nie pójdziesz sam. Chodźmy! *
Zostali w krzakach, nadal obserwując to co działo się na polanie. Stirgańska wiedźma przelała zawartość cebrzyka do kociołka i wzięła się za gotowanie krwi, dodając do niej wyciągane z torby, jaką miała na ramieniu składniki. Pośród nich w oczy Berwina i Wilhelma rzuciła się odcięta ludzka dłoń!
Natomiast Boyko podniósł zwiotczałe, pozbawione krwi ciało trapera i zaciągnął je za nogi na przeciwległy skraj polany. Znajdowała się tam rozległa, porośnięta bagienną roślinnością młaka, w którą niemowa ostrożnie wszedł. Gdy błoto i woda sięgały mu już niemal do kolan, podniósł ciało i cisnął nim daleko przed siebie. Martwy traper z pluskiem wpadł w wodę, niknąc między pałkami tataraku i trzciny. Boyko otarł ręce i wrócił do obozowiska.