Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2018, 08:20   #21
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cahnyr przez moment przyglądał się swej współlokatorce, nic jednak nie powiedział.
Pół-elfka czując na sobie spojrzenie zaklinacza spojrzała na niego i spytała.
-Coś nie tak?
- No właśnie nie wiem... - odparł. - Poszłyście na ostre... niemal. A to nie wyglądało zbyt dobrze.
- Wiem, puściły mi nerwy…
- Cely usiadła na łóżku i schowała twarz w dłoniach. - Powiedziałam drowce parę słów do słuchu, ale kiedy Mira chciała rzucić się na nią, chciałam ją powstrzymać… Nie myślisz chyba, że jestem na tyle nierozważna żeby ciskać ogniem w przyjaciółkę i to w środku budynku. - Podniosła twarz i spojrzała na pół-elfa. - Ale, chrzanić Alunę, najbardziej boli mnie to, że po wszystkim powiedziałam Mirze o parę słów za dużo. Zapomniałam, że pod jej siłą kryje się duża wrażliwość. Jestem okropna... - Opadła na łóżko ciężko wzdychając.
- Wiem, że nie użyłabyś ognia. Ona też to wie - zapewnił ją Cahnyr. - A słowa... Można by rzec, że powiedziałaś dwa czy trzy dość podniesionym tonem. Było słychać... Ale tak bywa, gdy chcesz się wtrącać między dwie skaczące sobie do oczu osoby.
- Ale jestem głupia… Ona mi nie wybaczy…
- mówiła bardziej do siebie niż do Cahnyra, gapiąc się w sufit.
- Wybaczy - stwierdził Cahnyr zdecydowanym tonem, chociaż aż tak pewny tego nie był. Widział już, jak ludzie (i nie tylko ludzie) kłócili się o byle drobiazg. - W nerwach mówi się różne rzeczy, o których się przez noc zapomina. Wszak nie chciałaś jej obrazić... i ona to zrozumie.
Dziewczyna obróciła się na łóżku w stronę łóżka Cahnyra i położyła się na boku podpierając głowę ręką.
- Hmmm… Może masz rację… Przeproszę ją z rana - powiedziała zamyślona, po czym spojrzała w oczy pół-elfa.
- Dziękuję, potrzebowałam trochę… spuścić z siebie emocje, uspokoić się. Cieszę się, że wprosiłam się tu do ciebie. - Na jej twarzy pojawił się zmęczony uśmiech.
- Zawsze będziesz miłym gościem pod mym dachem - zapewnił ją Cahnyr. - Bez względu na to, jakiej jakości jest ten dach - zażartował. - Czasami lepiej jest porozmawiać z kimś, niż dusić w sobie różne sprawy.
Cely zaśmiała się lekko.
- Tak? A może ty masz coś co dusisz w sobie i musiałbyś pogadać? Wiesz, ty mnie wysłuchałeś, to ja mogę ciebie.
Cahnyr uśmiechnął się.
- Dzięki bogom, nie dręczą mnie demony przeszłości - powiedział. - Wszystkie spoczywają zamknięte za wieloma drzwiami i wieloma zamkami. Ale jeśli który wylezie, to cię od razu poproszę o pomoc w waleniu go po łbie.
Zaklinaczka uśmiechnęła się.
- Tak sobie teraz zdałam sprawę, że pracujemy ze sobą, a tak naprawdę nic o sobie nie wiemy. - Spojrzała na niego. - W sumie od momentu wyruszenia na naszą wyprawę nie mieliśmy wiele okazji, aby porozmawiać między sobą... Może opowiesz mi coś o sobie?
- Początki lepiej pominąć milczeniem
- odparł po chwili - bo chwila, gdy opuściłem dom rodzinny, była jedną z najmilszych w mym wczesnym życiu.
Przerwał na moment, jakby chciał dać okazję rozmówczyni do wtrącenia się.
- Ja nie miałam wyjścia, musiałam opuścić rodzinne strony… - rzuciła. - Po pierwsze nie byłam tam już mile widziana, po drugie mojego domu już tam nie było… - Zamilkła na chwilę, a w jej myślach pojawił się obraz płonącego budynku i dźwięk wrzasków dobiegających z jego wnętrza.
- Mój pewnie stoi, ale gdybym tam wrócił, to pewnie kuzynowi podpaliłbym spodnie na tyłku, a wuj... Dla niego też bym pewnie coś wymyślił na poczekaniu. - Cahnyr uśmiechnął się ponuro. - Dlatego też się tam nie wybieram. Ani w odwiedziny do mojej majstrowej.
- Czyli jesteś czymś w rodzaju wyrzutka, jak ja…
- zaśmiała się cicho pod nosem. - To zabawne, że zasadniczo jesteśmy dla siebie obcymi, a tyle nas łączy. - Przewróciła się na plecy i z rękami założonymi za głową wpatrywała się w sufit.
- A ciebie co spotkało w szerokim świecie, gdy rodzinne strony zostały daleko za plecami?
- W rodzinnych stronach zostałam uznana za wiedźmę, która spaliła swój własny dom i rodzinę… a potem pałętałam się tu i tam, aż w końcu trafiłam do księżny Morwen. Najwyraźniej usłyszała o palącej domy wiedźmie i uznała, że przyda jej się takowa.
- Oderwała wzrok od sufitu i spojrzała na swojego rozmówcę. - Ot co, nic nadzwyczajnego… Mam dopiero dwadzieścia dwa lata, moje życie nie było pełne jakichś wielkich przygód, chociaż mam wrażenie, że chyba powoli się zaczynają.
- To miałaś gorzej, niż ja
- przyznał. - Mnie chciano wyszykować na krawca. Ale niewiele z tego wyszło, chociaż nauczyłem się przyszywać guziki.
- Przynajmniej miałeś jakąś przyszłość, niezbyt ciekawą, ale jakąś. Pewnie gdyby nie mały wypadek z moją mocą, to ojczym bądź rodzeństwo prędzej czy później zatłukło by mnie na śmierć, a to wszystko z powodu, że przyszłam na świat w takich okolicznościach jakich przyszłam. Miałam ciężko jako dziecko, dlatego, na krzywdę dzieci reaguję jak reaguję, rozumiesz?
- Spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
- Rozumiem. Jednych trudne dzieciństwo uwrażliwia na krzywdę dzieci, z innych robi potwory. Na szczęście poszłaś w tę pierwszą drogę.
Dziewczyna westchnęła
- Cieszę się, że tak sądzisz. Chociaż wobec Miry zachowałam się dziś bardziej jak potwór… Wiesz, co jest najgorsze? Że jak patrzę na Alune, to czuję, że w pewnym sensie… Jestem do niej podobna i to nie tylko z zewnątrz.
- Bardzo dalekie podobieństwo
- stwierdził Cahnyr. - Ona jest zimna jak lód, a czymś takim, jak cudze uczucia, to się nie przejmuje. Zdecydowanie wolę twoje towarzystwo, niż jej.
- Ta… Zaczynam po prostu już gadać od rzeczy, chyba jestem zbyt zmęczona i te dziadowskie wino za mocno mi siadło. Od jutra więcej nie wezmę tego do ust.
- Zaśmiała się. - To chyba nie był dobry pomysł, żebym spała z tobą w jednym pokoju. Bo z powodu mojego ciągłego gadania raczej się nie wyśpisz.
- Chyba się nie boisz, że cię wezmą na języki? I chyba nie chcesz się przeprowadzić?
- A bo ja wiem, w sumie ja pierwsza zareagowałam na głupie teksty Alune, zasadniczo moglibyśmy uniknąć tej sytuacji, gdyby nie ja. A co do przeprowadzenia się do innego pokoju… Nie, fajnie mi się z tobą rozmawia, ale chyba powoli powinniśmy iść spać.
- Uśmiechnęła się. - Jak mają mnie jutro rozliczać z mojego braku kontroli nad emocjami, to muszę mieć energię, żeby się bronić, nie?
- W takim razie życzę ci słodkich snów
- powiedział. - I do jutra.
- W tym miejscu ciężko będzie o słodkie sny, ale wzajemnie. Do jutra
- odpowiedziała przyglądając się zaklinaczowi jeszcze przez chwilę. Kiedy była pewna, że ten już śpi, zrzuciła z siebie szaty i szybko wskoczyła pod pościel.

Z godzinę później pół-elfka zaczęła się miotać przez sen wyrzucając z siebie pojedyncze zdania takie jak “to nie moja wina!”, “nie jestem wiedźmą” czy “ja nie chciałam”. Po chwili otwarła oczy i podniosła się gwałtownie opierając się na rękach i ciężko oddychając.
Cahnyr stał już przy jej łóżku.
- Cely, co się stało? - spytał. W jego głosie brzmiało autentyczne zaniepokojenie.
Celaena spojrzała na stojącego nad nią towarzysza, po czym zdała sobie sprawę, że gdy się podniosła koc się z niej zsunął, pokazując światu fragmenty jej ciała, które zwykle chroniła przed oczami postronnych. Szybko złapała za jego końce zakrywając swoje nagie ciało, po czym odezwała się zawstydzonym głosem.
- Nic… właściwie nic. Miałam zły sen. To normalne, zazwyczaj takie sny nawiedzają mnie gdy wspominam rodzinne strony i… to co się przeze mnie stało. - Uśmiechnęła się, jednak po jej twarzy było widać, że nie jest to do końca szczery uśmiech. - Już wszystko w porządku. Możesz iść z powrotem do łóżka…
Cahnyr, bez zaproszenia i wbrew słowom dziewczyny, przysiadł na brzegu jej łóżka.
- Widzę... - powiedział. - A raczej słyszę. I nie do końca wierzę w to 'w porządku'. Chcesz porozmawiać, czy wolisz okryć wszystko zasłoną milczenia i cierpieć w samotności?
- Rozmawiać o tym nie chcę, to przez rozmowy o tym później mam koszmary, ale nie chcę być sama…
- Spuściła wzrok w podłogę, unikając spojrzenia Cahnyra. - Czy… czy mógłbyś przesunąć swoje łóżko bliżej i położyć się koło mnie? - Zawstydzona głupim według niej pytaniem cała schowała się pod kocem.
Cahnyr skinął głową, czego Cely, z oczywistych powodów, nie zobaczyła.
- Prawdę mówiąc chciałem ci zaproponować coś podobnego - powiedział - chociaż raczej miałem na myśli, że posiedzę koło ciebie.
Zapewne znalezienie się w jednym łóżku byłoby ciekawsze, biorąc pod uwagę wąskość tegoż łóżka, ale relacje między nimi nie były aż tak bliskie.
- Jednak twój pomysł jest dużo lepszy - dodał.
Podniósł się i po chwili (i odrobinie hałasu) oba łóżka stały obok siebie, a Cahnyr położył się tak, że znalazł się częściowo na swoim, a częściowo na łóżku dziewczyny.
- Dziękuję - odpowiedziała z nieśmiałym uśmiechem leżąc naprzeciw niego, po czym obróciła się na drugi bok i wtuliła się w poduszkę by spróbować zasnąć.
- Zawsze do usług. - Cahnyr odpowiedział uśmiechem, po czym lekko dotknął ramienia dziewczyny. - Cieszę się, że mogę choćby w ten sposób ci pomóc.
- To bardzo dużo…
- Cely zamruczała już prawie przez sen, chwytając za dłoń chłopaka i układając ją przed sobą, tak że jego ramię ją obejmowało.
Cahmyr przytulił się do dziewczyny, obejmując ją jeszcze bardziej. Miał nadzieję, że jego obecność odstraszy złe wspomnienia, które prześladowały Cely.

Cahnyr i Cel zapadli w końcu w głęboki sen.
Celaena śniła o swojej matce. Może poczuła się bezpiecznie w ramionach kogoś, z kim ją łączyło tak wiele? Nie rozumiała co matka do niej mówi, ale siedziała spokojnie na przeciwko niej i mówiła do niej ciepłym głosem. Ubrana była w suknię podobną do tej, którą miała na sobie dziś Ireene. Biała, lniana suknia.
Twarz matki w pewnym momencie pociemniała i Cely ujrzała drowa, mężczyznę. Jej wyobrażenie jej “biologicznego” ojca. Usłyszała jakieś krzyki. Nie mogła się ruszać. Ciemna twarz wpatrywała się w nią bez słowa.
- Obudź się - usłyszała delikatny, męski głos. Był bardzo cichy, ciepły. - Obudź się, kochanie.
Pół-drowka otwiera oczy. Cahnyr nadal ją obejmuje, śpi głęboko. Cely widzi w oknie małą szczelinę między deskami. Była pewna, że wcześniej jej tam nie było. Nadal słyszy wołanie. Jednak się nie boi. Wydaje się tak przyjacielskie, słodkie…
- Wyjdziesz do mnie? Księżyc dziś jest niezwykle piękny. Ale jeśli nie chcesz, to możesz mnie zaprosić do środka - powiedział głos.
Cely zaczęła powoli stawiać kroki w stronę okna, zauroczona jego słodyczą. Jednak zanim zbliżyła się zupełnie, coś w jej głowie krzyknęło “NIE!”. Zdezorientowana Cely stała teraz między oknem, a łóżkiem. Poczucie zupełnego bezpieczeństwa minęło. Przecież nie wiedziała kto to jest! Po chwili kiedy zaczęło do niej docierać, co prawdopodobnie się działo szybko wróciła na łóżko i dosłownie wskakując na śpiącego pół-elfa, zaczęła szarpać go z ramiona i budzić.
- Cahnyr! Cahnyr! Obudź się! - wrzeszczała spanikowana, z twarzą może nie więcej niż dwadzieścia, trzydzieści centymetrów od jego twarzy.
- Na wszystkich bogów… - Cahnyr otworzył oczy i uniósł nieco głowę, o mały włos nie rozbijając dziewczynie nosa. - Cely, co się stało??
Wtem z głośnym trzaskiem drzwi się otworzyły, ukazując nikogo innego jak Alune z tym samym wielkim mieczem w dłoni widzianym wcześniej w czasie jej sprzeczki z Mirą. Jej twarz wyrażała wyjątkową czujność i skupienie na czymkolwiek, co mogło akurat się znajdować za ścianą. Nie obejrzała się nawet na nich, tylko doskoczyła do szczeliny i z całą nienawiścią widoczną w czerwonych oczach z nieprzyjemnym łupnięciem wbiła tam cieniste ostrze, które przebiło drewno na wylot.
Po chwili puściła je, pozwalając mu się rozpłynąć w powietrzu, i nasłuchiwała, unosząc dłoń, by para zachowała ciszę. Była spięta, gotowa do uniku w każdym momencie z którejkolwiek by strony miał spaść jakikolwiek cios bądź zaklęcie. Znamię na dłoni lśniło energią, przebijając rękawicę tak, jakby jej w ogóle tam nie było. Czekała...

Nagłe najście drowki wprawiło Celaenę w jeszcze większy szok. Dziewczyna nieświadomie z całej siły wbiła paznokcie w ramiona budzącego się Cahnyra, który, podwójnie (a nawet potrójnie) zaskoczony, nawet się nie skrzywił. I pozwolił, by zaklęcie, którym chciał poczęstować intruza, rozpłynęło się bez śladu.

Elfka trwała tak przez chwilę... i z westchnieniem puściła gardę. Spojrzała karcąco na znajdującą się w łóżku parę, marszcząc brwi. Nie skomentowała nagości pół-drowki. W jej… społeczeństwach nie było to niczym niezwykłym.
- Mówiłam, byście nie spuszczali gardy w nocy. Cienie nie śpią. Mogą was pożreć - rzuciła chłodno, odwracając się w stronę wyjścia.

Celaena odprowadziła drowkę wzrokiem w którym przemieszane były strach, zdziwienie i wstyd, po czym z powrotem przeniosła spojrzenie na pół-elfa, który stale nie do końca był pewien, czy to sen, czy też jawa.
- Słyszałam jakiś głos… Taki aksamitny i piękny… obudził mnie… wołał żebym za nim szła, albo zaprosiła go do środka… Ja… Ja już prawie chciałam to zrobić, ale nagle coś mi powiedziało, żeby tego nie robić… - Dziewczyna dukała spanikowana i roztrzęsiona, dalej siedząc na Cahnyrze.
- Głos? Gdzie? Jaki? - spytał zaklinacz, zaskoczony tak słowami, jak i zachowaniem dziewczyny, otwarcie prezentującej przed nim swe wdzięki. Przeniósł spojrzenie z drzwi, za którymi zniknęła Alune, na Cely.
- Nie… Nie wiem… Jakiś zza okna… Mówił coś o pięknie księżyca… i mnie wołał… był taki delikatny i wabiący… - kontynuowała drżącym głosem.
- Wołał cię? - upewnił się Cahnyr. - Nic nie słyszałem. - Był wyraźnie zaskoczony tym, że on nic nie słyszał. I tym, że nie zauważył, gdy Cely wstała.
- Nic nie słyszałeś? Ale on naprawdę wołał… - odsunęła swoją twarz o kilka centymetrów od twarzy zaklinacza. - Był taki hipnotyzujący… Chciał tu wejść. - Roztrzęsiona i zdezorientowana opadła na łóżko wtulając się w chłopaka. - On coś chciał ode mnie…
Gdy się ma obok siebie nagą dziewczynę, tylko jedna odpowiedź przychodzi do głowy na takie pytanie. Nie wypadało jednak jej udzielić. Przynajmniej nie w tej chwili.
Przygarnął Cely i uspokajająco pogładził ją po plecach.
- Powiedział, dlaczego chce wejść? I czego chce? - spytał cicho.
- Nie… Ale chwilę wcześniej śniła mi się moja matka, a potem chyba… chyba mój ojciec - wydusiła cicho.
- Na szczęście to był tylko sen - powiedział. - To jakieś przeklęte miejsce, ta dolina.
- Ale ten głos nie był snem…
- mówiła już trochę spokojniej, jednak głos dalej jej drżał. - On mnie obudził. Nigdy wcześniej nie słyszałam tego głosu, nie wiem do kogo należy.
- Pewnie jakiś przydupas wielmożnego pana Strahda
- powiedział Cahnyr. - Nikt inny pewnie nie odważyłby się włóczyć nocą po wiosce. Ismark też bał się nocy. Nalegał, by przed północą wrócić do jego domu.
- A może to wampir?
- przypomniał sobie inne słowa Ismarka.
- Weź mnie nie strasz jeszcze bardziej. - Na myśl o wampirze paznokcie pół-elfki wbiły się w obejmowany przez nią tors Cahnyra. - Poza tym, czy Strahd nie upatrzył sobie przypadkiem Ireene? Czego mógłby chcieć ode mnie? - spojrzała pół-elfowi w oczy.
- Serio? Nie wiesz? - Cahnyr z niedowierzaniem spojrzał na Cely.
- No znaczy, domyślam się. Ale nie rozumiem jego zainteresowania mną kiedy pod tym samym dachem jest kobieta o tak wyjątkowej urodzie jak Ireene - wytłumaczyła się, widząc spojrzenie zaklinacza.
- W niczym jej nie ustępujesz - zapewnił ją Cahnyr. - Poza tym...
- W innej sytuacji ten komplement bardzo przypadłby mi do gustu, jednak świadomość tego że prawdopodobnie jakiś krwiopijca wołał mnie do siebie trochę psuje efekt…
- odparła zastanawiając się co jeszcze chciał powiedzieć.
- Żaden komplement - stwierdził zaklinacz. - Tylko i wyłącznie prawda. Za rzadko przeglądasz się w lustrze i nie jesteś w stosunku do siebie obiektywna.
- Miło, że tak twierdzisz.
- Położyła głowę na jego piersi. Obecność Cahnyra uspokajała ją trochę.
Cahnyr pogłaskał dziewczynę najpierw po głowie, potem ponownie po plecach, nie próbując wkraczać w inne, ciekawsze dla dłoni rejony. Doszedł do wniosku, że nie powinien próbować wykorzystać chwilowej słabości Cely... czego mogliby potem żałować do końca wspólnej znajomości.
- Cieszę się, że jesteś - powiedział. - Ale to pewnie sama już wiesz.
- I wzajemnie…
- odpowiedziała. - A co chciałeś wcześniej powiedzieć? No wiesz, wtedy kiedy rozmawialiśmy o Ireene… - Ciekawość dziewczyny wzięła górę. - Coś zacząłeś, ale nie dokończyłeś zdania.
"Tamtą już napoczął, a ciebie jeszcze nie", pomyślał Cahnyr, lecz tą myślą nie zamierzał się z nikim dzielić. Wolał wybrać coś bardziej... neutralnego.
- Nie znam się na osobnikach tego typu - powiedział w końcu - ale... z pewnością stanowisz, jak by to rzec, powiew świeżości? Co najmniej dorównujesz jej urodą i wdziękiem, a na dodatek dopiero co się tu pojawiłaś. Mnie nie dziwiłoby niczyje zainteresowanie twoją osobą. Raczej bym był zaskoczony, gdyby ktoś był obojętny.
- Czyli sugerujesz, że on może pragnąć mego ciała…
- przyglądała się twarzy zaklinacza badawczym wzrokiem. - A ty?
- Nie tylko ciała
- odparł, pozwalając by sama zadecydowała, kogo ta odpowiedź dotyczy - jego, Strahda, czy obu. - Wszak jesteś kimś więcej, niż tylko zgrabnym tyłeczkiem, kształtnym biustem czy piękną buzią. Cała reszta, z charakterem na czele, jest równie pociągajaca.
- Yhym…
- mruknęła, widać było, że nad czymś się zastanawia. Po chwili jednak podciągnęła się bliżej twarzy Cahnyra i złożyła swoje usta na jego.
Cahnyr nie zamierzał wnikać w motywy, jakimi kierowała się dziewczyna. Odpowiedział z zapałem na pocałunek, równocześnie jego dłoń, niby przypadkiem, przesunęła się z pleców na pośladki dziewczyny. W odpowiedzi na to dziewczyna nie odrywając swych warg od jego, chwyciła za ramiona chłopaka i przewróciła go w taki sposób by znalazł się nad nią. Złapała go za włosy przyciskając jego twarz mocniej do swojej.
Cahnyr miał nadzieję, że na samych pocałunkach się nie skończy, a zachowanie Cely znacznie tę nadzieję zwiększyło. Stale oddawał pocałunki, lecz równocześnie jego dłonie rozpoczęły, jakby same z siebie, wędrówkę po ciele dziewczyny. Jedna zawędrowała w okolice piersi, druga zaś, z pośladków, przeniosła się na drugą stronę, powoli zmierzając ku najważniejszemu (zdaniem niektórych) miejscu ciała kobiety. Cely, czując dotyk pół-elfa, jęknęła z rozkoszy i pocałowała go po szyi. Jej pocałunki zbliżały się coraz bliżej jego ucha. Gdy jej usta znalazły się wystarczająco blisko wyszeptała:
- Zrób to…
Pieszczoty były na tyle przyjemne, że Cahnyr z chęcią by je przedłużył. Wiedział jednak, że, przynajmniej czasami, co za dużo, to niezdrowo. Dlatego też zrzucił z siebie resztę odzienia i z zapałem przystąpił do spełniania prośby dziewczyny.
 
Kerm jest offline