Kamień. Pierdolony latający kamień, napieprzający światłem po gałach jak stroboskop podrzędnego nocnego klubu. Tutaj niestety oprócz trójki jajogłowych o niewyględnej aparycji, Diaz nie mogła liczyć na nic do przedymania. Trzeba było mieć w końcu jakieś standardy, si? Jakiekolwiek, ale zawsze.
- Mierda… Kruszynka… czy ty, por tu puta madre widzisz to co ja widzę? - mruknęła do drugiej parchatki, wytrzeszczając gały na lewicujący kartofel, buczący złowrogo jak jej stara gdy się za bardzo najebała. Niby nic wielkiego i znaczącego, ale zawsze mogło pierdolnąć i nie wiadomo kiedy i jak i czy przypadkiem nie granatem.
- A mówiłam od początku. Każdego w okularach trzeba topić - splunęła na podłogę, mrużąc oczęta żeby lepiej widzieć w skaczącym świetle pochodni i tych z lightsticków i rac.
Zbiegło się kurew mundurowych, jakby nagle darmowe testy na HIV się w labie odstawiały. Byli i MP, był i Kudłaty z ekipą skautów za złamanego kredyta. Była też oczywiście Black 2 - coraz bardziej wkurwiona i zniechęcona do dalszej współpracy z kimkolwiek kto nosił pingle na oczach. Albo mundur. Albo w ogóle jeszcze oddychał. Wyglądało że ich flociarski trep sam ochoczo wjebał się na minę. Nie żeby go MP szukali, albo co… mierda. Całe życie z debilami.
Co niby miała potem powiedzieć Harcereczce, jakby przypadkiem jej przydupasa powinęli albo odjebali z miejsca? Że sorry, ale typowi się rozpruło i dołączył do statystyki ofiar? Brzmiało chujowo.
Dlatego piromanka wykazała się ogromnym, nieludzkim wręcz jak na swoje możliwości taktem i korzystając z zamieszania ogólnego podbiła do Kudłatego, stając tak aby go osłaniać chociaż trochę przed żandarmami.
- Mów co trzeba ogarnąć i wypierdalaj, putana estupida - wyszeptała, zezując na kręcącego się gdzieś za jej plecami naczelnego wafla MP - Tu chujem zawiewa, sam widzisz.
- No. Świeci. Burczy. I lata. Dobrze, że nie gada. - Kruszynka pokiwała głową patrząc równie krzywo i podejrzliwie na to coś, unoszące się nad stołem w sąsiednim pomieszczeniu. Coś co pewnie było źródłem braku światła, komunikacji i w ogóle tych wszystkich zakłóceń dookoła.
- A może to rozwalić? - Gomes zastanawiała się bo chyba za grosz nie miała zaufania do świecącego, burczącego i lewitującego kamienia. Czyli czegoś co zachowywało się dokładnie na odwrót niż cała kamienista brać. Uwagę na szczęście dla Diaz i Mahlera a mniej szczęśliwie dla Gomes, usłyszał kapitan MP bo natychmiast zareagował ruszając w jej stronę i zgłaszając sprzeciw. Cekaemistka musiała oczywiście posłuchać w konflikcie z mundurowym do tego oficerem i to jeszcze MP. Ale na chwilę to zajęło kapitana.
- Cholera! - kapral też widać w tym migającym świetle dostrzegł kim jest ta druga grupa mundurowych bo złapał za łokieć Black 2 i wszedł do jakiegoś bocznego przejścia. Okazało się jakimś składzikiem na jakieś duperele i oczywiście było ciemno jeśli nie liczyć racy trzymanej przez marine. - W ambulatorium ogólnym pustki. Nie ma czym ludzi zszywać i szprycować. Sven zarządził zbiórkę sprzętu ale nie wiadomo co się tam znajdzie. To Mason mnie poprosiła bym sprowadził Kozlova i co się da z leków stąd. No to wziąłem chłopaków i przyszedłem. - marine wyjaśnił po kiego grzyba przylazł tutaj jak się okazało zaraz za oddziałem żandarmerii polowej.
- Dobra, powiem chłopakom a teraz spadam zanim się MP połapią. I dzięki za ostrzeżenie, wjebałbym się w sam ich środek. - kapral uśmiechnął się na koniec i sięgnął do klamki by nie przedłużać cierpliwości fortuny.
- Dobra, por tu puta madre! - poczekała aż Kudłaty zniknie za winklem i zaczęła jazgotanie... znaczy ekspresyjną formę wypowiedzi o podniesionej częstotliwości i masie gestów. Zwykle po tym lambadziarze się na nią gapili, więc odciągnie niepotrzebną uwagę od dymadełka Harcereczki. - Ej, doctore! Kończymy egzystencjalny ból dupy i zapierdalamy su trabajo, claró polla?! - raźnym krokiem podbiła do pijanego konowała i złapała pod ramię, ciągnąc do góry aby powstał na te krzywe, kacapskie szkity - Condor zatrukał o zapasy do składania cywilbany i reszty skautów w pasiakach. Ty też jesteś w zestawie, więc wyskakuj z fantów i zapierdalamy do laba poza tym burdelem. Tam prąd działa, pierdolniesz drina z lodem. Ale najpierw - wyszczerzyła się szczerym, poczciwym uśmiechem meksykańskiego ulicznika - Gdzie tu masz kibel? Od patrzenia na te krzywe, zakazane mordy srać mi isę zachciało - wyjaśniła wesoło, woląc nie wspominać, że woli poczekać jak MP zajmą się czterookim aby ona mogła pogadać z brodaczem. Miał, jebny coś załatwić.