Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2018, 19:48   #87
Ardel
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Obecny poziom zimna: 2
Stan podróży: ~20/150 km

Obecny stan postaci:
Krasna Doranya – brak
Mirthal – brak
Det Grün – brak
Otto Graf - brak


Część druga – śnieżne pustkowie

8 Efferd, Dzień Rohala
rok 1040 UB


Jeszcze jeden dzień minął na przygotowaniach – wytyczaniu trasy, odbiorze sań, zapasów i zapoznaniu się z psami. Bardzo dobrze, że drużyna zdecydowała kupić mapę z naniesionymi poprawkami, gdyż okazało się, że wizja szlachcica opierała się głównie na wskazówkach wynikłych ze zmian w terenie, powstałych w wyniku Upadku Gwiazd. Świątynia Borona mieścić się miała dokładnie pośrodku obszaru wytyczonego przez „rozłożonymi nogami mrocznej Rudoc”, „zadrą w Lodowych Klifach” i „gwiazdą wbitą tak, by z rozszalałej wieży można ją dostrzec”. Wspólnymi siłami udało się dojść do tego, że chodzić musi o dopływ Nuran Rudoc, zadrą być musiała nowo powstała szczelina w zboczach Lodowych Klifów, natomiast gwiazdą był krater, który był faktycznie widoczny z Wieży Burz. Dora wytyczyła lokację, w której odznaczać się będą „mroźne schody, w trzewia Firuna prowadzące”. Tym martwić się będą później.

Trasa będzie miała około stu pięćdziesięciu kilometrów, po drodze nie było żadnych miast. Pierwsza część prowadzić miała przez zamarznięte jeziora w delcie Letty, później będą pustkowia, które w ostatniej części przemienią się we wzgórza.


Pierwszy dzień podróży, który wypadł na ósmego dnia miesiąca Efferda, okazał się być bardzo przyjazny. Słońce silnie świeciło, rozganiając najgorszy mróz, nie wiało za bardzo, a wszystkim dopisywał humor. Mirthal czuł się nasycony przez nurdrę. Viburn siedział owinięty kocem w saniach, obok psów szedł Detlet, Otto natomiast czuł się rześko i zdrowo. Poprzedniego dnia wypił zdecydowanie zbyt wiele, lecz bogowie nagrodzili go przyjemnym porankiem i brakiem kaca. Wszystko zapowiadało się idealnie.

Zamarznięte jeziora, jakkolwiek zgubne mogły się okazać, były niezwykle wdzięcznym terenem do podróży. Rozmaitość widoków, brak oporu wobec płóz i niewiele śniegu pomogło przemieszczać się szybciej, niż drużyna się spodziewała. Tylko raz doszło do incydentu, gdzie grupa śnieżnych zająców wystrzeliła z jakiejś nory i psy postanowiły je dognać. Jednak Det, chociaż z trudem i pomocą elfa, dał sobie radę je opanować. Skończyło się jedynie na tym, że Viburn chwilę pokrzyczał, a leśnik i Mirthal musieli chwilę pobiegać. Wieczorem jednak wszyscy się uśmiali.

W końcu zaczęło zmierzać, a niedoświadczeni w podróżach w śnieżnych terenach nie mogli pozwolić sobie na błąd. Stąd trzeba było rozbić obóz. Niestety znajdowali się wciąż na jeziorze i w oddali majaczył jego brzeg, prawdopodobnie jakiś kilometr może dwa dalej. Wiatr także się wzmógł i zapowiadało się, że może się wychłodzić. Przed grupą stało kilka ważnych decyzji, które musiała podjąć.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline