Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2018, 15:25   #25
Jendker
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
Hassan zwlókł się z posłania o świtaniu. Pierwsze swoje kroki skierował do najbliższego cebra z wodą dokonując orzeźwiającej ablucji. Potem krótka modlitwa do oświeconych bóstw Zakhary, w której prosił głównie Hajamę i Kora o odwagę i mądrość. Chwilę szwendał się po salonie, luźno narzucając porozwieszaną na krzesłach garderobę i składał swoje graty do plecaka, w czasie kiedy inni powoli dołączali do niego w salonie.
- No dobrze, a teraz warto żebyście coś wiedzieli. Wczoraj poszukałem informacji o wiedźmach. Nie jest dobrze, niestety nie wykorzystaliśmy dobrze okazji i uciekła. Są dość potężne, ale najgorsze jest to że wielce prawdopodobne że są jeszcze dwie. Trójca tworzy sabat, w który ma większa moc niż ich suma. Są odporne na niemagiczną broń, jedynie srebro pomaga. Mówiąc krótko, nie mamy jak z nimi walczyć, przynajmniej na razie. Dlatego trzeba załatwić co trzeba, i ruszyć stąd jak najszybciej - Agust jak zwykle poprawił włosy. - Inaczej zbyt łatwo tu nas znaleźć.
- Mamy - Hassan podszedł do swojego plecaka przy którym wciąż tkwił przytroczony krótki miecz w pochwie - znalazłem go w podziemiach tego przeklętego domu, w czasie, jak zajęci byliście pogrzebem dzieci - wojownik wyciągnął ostrze z pochwy, które zalśniło srebrem w blasku dnia - jeśli czarownicy poradzą sobie z plugawą magią tych wiedźm, być może z pomocą tego ostrza uda się zawiesić ich szpetne łby na drzwiach od stodoły.
- Jest też Alune, radziła sobie wczoraj całkiem nieźle w czasie tej walki, więc jej broń też jest ze srebra, magiczna czy jakkolwiek inaczej raniąca te maszkary - dodała Mira. - Więcej optymizmu, nie jest tak źle.
Agust pokręcił głową. Przetarł twarz rękami.
- Nie rozumiecie, taka okazja jak wczoraj poprostu już nam się nie trafi. Złapaliśmy ją z zaskoczenia praktycznie bezbronną. Nie miała okazji do ataku-

Agust wyjął swoją księgę. Oprawiony w piękną czerwoną skórę, zdobioną złotem i srebrem wolumin był bardzo gruby. Można by go nawet pomylić z księgą zaklęć. Spomiędzy stron wystawały luźne kartki. Paladyn otworzył tom w miejscu gdzie zostawiona była zakładka. Znajdowały się tam przedstawienia czarowni, podobne do tej którą mieli okazję spotkać wczoraj. Ale paladyn skupił się na luźnych kartkach które były wetknięte w to miejsce. Położył na stole jedną z nich.
- W notatkach mojej mistrzyni było wyraźnie napisane że są bardzo groźne. To nie jest byle ghul czy zombie. To demonice, i są niebezpieczne. W bezpośrednim starciu nie mamy szans, zwłaszcza że niewiele wiemy. Jesteśmy na obcym terenie, a one są u siebie- Paladyn odsunął się od stołu. Wziął głęboki wdech.
- Jeżeli mistrzyni Agnes uważała je za niebezpieczne, to to nie jest przeciwnik z którym chcemy podejmować walkę na innych warunkach niż nasze własne.
- Jest tu podobno jakaś świątynia czy kaplica. Może tutejszy kapłan coś doradzi? I tak wypada nam dziś iść na żalnik - wzruszył ramionami wojownik - znalazłem coś jeszcze w tych piwnicach - mruknął i wygrzebał z plecaka resztę kosztowności, wysypując je na stół. Platynowy naszyjnik z topazem brzęknął, przysypywany przez niewielką kupkę złotych monet, wśród których przewaliły się też trzy agaty mszyste i zdobiona przepaska na oko z carneolem. Wojownik postawił też na stole pudełko, z którego wysypał kosztowności, zdobione i kunsztownie wykonane.
- Jak na moje oko, można za to kupić kilka koni, może jakieś juczne. Albo znaleźć kowala, który posrebrzy naszą broń. Mam też… szczotkę, która powinna ci się spodobać - Wojownik wyszczerzył się do paladyna, u którego zaobserwował przedziwną, nieco kobiecą manierę nadmiernego dbania o wygląd.
Celaena, która do tej pory siedziała w milczeniu, postanowiła w końcu także zabrać głos.
- Myślę, że czarownice nie są naszym największym problemem… - zaczęła nieśmiało spoglądając na towarzyszy.
- A co się stało, że tak uważasz? - mruknęła cicho pół-orczyca, nie ważąc się spojrzeć na zaklinaczkę.
Zaklinaczka spojrzała na pół-orczycę przepraszającym wzrokiem, jednak w tej chwili miała ważniejszą informację do przekazania, niż przeprosiny. Przeniosła wzrok na Cahnyra wymieniając z nim porozumiewawcze spojrzenie.
- Podejrzewamy, że mamy tu też wampira… - rzekła.
Cahnyr skinął głową, potwierdzając te słowa.
- Wampiry to najmniejsze nasze zmartwienie. Jesteśmy na obrzeżach Shadowfell - przemówiła dotychczas milcząca drowka, obserwując reakcję każdego z osobna na tą rewelację. Nie spodziewała się jednak ujrzeć nic szczególnego. Pewnie i tak nikt nie posiadał odpowiedniej wiedzy, by zrozumieć w jakim bagnie brodzą.
- Ale ja mam na myśli, że tu. W okolicy tego domu. Dziś w nocy jeden próbował wywołać mnie na zewnątrz lub skłonić bym go zaprosiła do środka. - Pół-elfka rzuciła ostro w stronę drowki.
- Wiem. Ciesz się, że tylko on - elfka wywróciła oczami odpowiadając.
Hassan wyciągnął swoją mapkę i podał Alune.
- Pokaż gdzie w końcu jesteśmy. A ty powiedz więcej o tym demonie - Wojownik zebrał kosztowności z powrotem do szkatułki i schował do plecaka.
- Nie widziałam go… - odparła. - Jego głos mnie zbudził i wołał, żebym do niego przyszła, albo wpuściła go do środka. Mówił też coś o księżycu… Miał bardzo ciepły, przyjemny i kuszący głos. - Zaklinaczka wzdrygnęła się na myśl o tym głosie, miała nadzieję, że już nigdy więcej go nie usłyszy.
Cahnyr, by dodać jej otuchy, przykrył jej dłoń swoją.
- Też mnie to spotkało - drużyna usłyszała głos Ireene, która niosła na szerokiej tacy filiżanki z parującym, aromatycznym naparem. Podeszła i z pełną ostrożnością postawiła tacę na stole. - Proszę, rozgrzejcie się. - Usiadła na krześle i pogładziła swoją szyję, na której nadał znajdowały się ślady ugryzień - tylko, że ja nie byłam na tyle silna, aby się oprzeć…- opuściła ze smutkiem wzrok.
Cely spojrzała na kobietę z jednoczesnym współczuciem i strachem.
- Myślisz, że może spróbować przyjść jeszcze raz, skoro mu się nie udało?
- Strahd nie daje mi spokoju odkąd wiele lat temu mnie pierwszy raz zobaczył. Nie wiem, czy dziś w nocy go spotkałaś, czy było to inne plugastwo. Ale one łatwo nie dają za wygraną…
- Dlatego mam zamiar położyć kiedyś kres jego istnieniu - odezwał się Ismark, wchodząc do pokoju.
Ireene zrobiła naburmuszoną minę i wstała.
- Nie potrafisz stanąć w obronie honoru zmarłych przodków, a chcesz pozbyć się naszego barona? Przeceniasz się, bracie. Nie dziwota, że ludzie nazywają cię…
- Milcz! - warknął Ismark, uderzając pięścią w ścianę. Po raz pierwszy zobaczyliście go rozjuszonego.
- Niebawem ruszam z ciałem ojca do kapłana. Docenię każdą pomoc - powiedziała i nie spojrzawszy na Ismarka opuściła pomieszczenie.
- Obwinia cię o śmierć ojca? - zapytał Hassan odprowadziwszy kobietę wzrokiem - wybacz śmiałość, staram się mieć pełny obraz - wyjaśnił wojownik.
- Ja… nie wiem. To wszystko czasem mnie tak przytłacza. Nie potrafiłem nawet uronić łzy na wieść o śmierci ojca, chociaż w środku rozpadam się na kawałki. Nie wiem co o tym myśli Ireene. Ja wiem tylko, że muszę ją schować w bezpiecznym miejscu. Nie mogę stracić i jej. Vallaki to dobrze strzeżone miasto i wierzę, że tam będzie bezpieczna.
- Czyli powinniśmy jak najszybciej, zaraz po pogrzebie, ruszyć do Vallaki? - spytał Cahnyr.
- O ile dotrzemy tam jeszcze tego samego dnia. Skoro przychodzi w nocy, i jeśli będziemy wtedy w drodze, weźmie ją bez problemu. Trzeba się uwinąć - przytaknął Cahnyrowi wojownik.
- Jeśli to możliwe, to lepiej byłoby dzisiaj, ale czy jesteście gotowi? Nie chcę was pospieszać. Skoro tyle nocy przetrwaliśmy, damy radę i jeszcze jedną. Strahd nie wie o moim planie.
- Myślę, że lepiej jak poczekamy do jutra. Nie wiadomo jak długo zejdzie u kapłana, a musimy być pewni, że dotrzemy do Vallaki przed zmrokiem - oznajmiła Cely.
- Podróż powinna trwać pięć do sześciu godzin - stwierdził zaklinacz - Czyli gdybyśmy wyruszyli przed południem, to nie powinniśmy mieć problemów z dotarciem na miejsce. Ale - tu spojrzał na Ismarka - z pewnością parę osób zawiadomi Strahda o naszym wyjeździe. A wtedy z pewnością na naszej drodze pojawią się jakieś przeszkody.
- Całkiem możliwe - powiedział Ismark - dlatego, tak jak powiedziałeś - zwócił się teraz do Hassana - powiniśmy to zrobić przed nadejściem nocy, kiedy Strahd ma mniejsze pole do popisu. Fakt, coś może nas opóźnić. Zdaję się na was. Obyśmy tylko to przeżyli.
- Jestem za przygotowaniem się do wyjazdu jutro, z samego rana, najlepiej żeby wszyscy byli gotowi zanim wstanie słońce. Nie chciałbym się zdawać na szczęście. Najlepiej żeby nie sprawiać wrażenia że wyjeżdżamy - Paladyn wstał od stołu.
- Czy jest jakieś miejsce które moglibyśmy chcieć odwiedzić jeszcze dziś w Barovii? Już po pogrzebie? - Zapytał do wszystkich.
- Kapłan. Ale tego znajdziemy chyba grzebiąc seniora tego rodu. Zajrzałbym też do tego sklepu, choć słyszałem, że to zdzierca jest - Hassan wzruszył ramionami.
Cely nagle przypomniało się, że miała zapytać o coś gospodarza.
- Mam takie jedno pytanie. Wiesz może, kim jest Madam Eva? - spytała spoglądając na Ismarka.
- Och… Madam Eva. To… bardzo szanowana kobieta pośród Vistani. Przeważnie przebywa w obozie Vistani. Jest po drodze do Vallaki - Mężczyzna uderzył pięścią w otwartą dłoń. - No tak, jesteście tu nowi. Pokażę wam mapę.
- To daleko, czy może dalibyśmy radę spotkać się z nią jeszcze dzisiaj?- zaciekawił się paladyn - Wolałbym żebyśmy się jutro nie zatrzymywali.
- Masz mapę doliny? - zainteresował się Cahnyr.
- Tak. Obiecałem wam ją dać kiedy spełnicie swoją misję. Ale myślę, że mogę zrobić to już teraz. - Ismark podszedł do starej komody i wyciągnął z niej zwiniętą w rulon mapę, którą zaraz rozłożył przed drużyną. Wioska Barovii znajdowała się po prawej stronie mapy. - Spójrzcie. Jeśli się pójdzie Starą Swalidzką Drogą z naszej wioski, do Jeziora Tser, to traficie na obozowisko Vistani. To może zająć jakieś półtorej godziny. Jeśli byście się pospieszyli, to dalibyście radę pójść tam i wrócić jeszcze dziś przed nocą.
- Co to za struktury? - zapytał Agust, pokazując na mapie kilka punktów. - No i gdzie jest ten obóz Vistani?




(od prawej)
- To jest zamek Ravenloft, siedziba naszego ukochanego Pana. Tutaj znajduje się stara brama, nie martwcie się, jest zawsze otwarta. Ta budowla dalej, to nic innego jak stary młyn należący do rodziny Durstów, która zamieszkiwała niegdyś w wiosce Barovii. Swego czasu była to szlachetna rodzina, ale potem ich umysły zaszły mroczne myśli i doprowadzili się do upadku. Aż mnie dreszcze przechodzą, kiedy pomyślę o tym, co wyprawiali. Mamy nawet ich dom, nadal stoi, nie zamieszkany przez nikogo. Nie polecam się do niego zbliżać.
- No tak, nie zamieszkały oprócz kilku nieumarłych… i potwora… chociaż w sumie nie, już stoi pusty, bez mieszkańców, proszę kontynuuj - wtrącił się Agust wciąż wpatrzony w mapę.
- Nie zapomnij o tych magach, co się z opery urwali… - dodała pół-orczyca.
Ismark uniósł brwi.
- Jesteście… wyjątkową grupą przybyszów. Zazwyczaj nowi po prostu gdzieś się zaszywają i dostają bzika, albo zostają pożarci przez wilki. A wy bijecie staruszki - zażartował Ismark - sprzątacie domy i pomagacie potrzebującym. Strahd was nie polubi.
- Nie rozumiem czemu tak mówisz, potrafimy być bardzo czarujący. A na przyjęciach to już w ogóle - Agust również zażartował. - Ale tak, ja lubię pomagać, moi towarzysze chyba również. Ale jeszcze bardziej lubimy psuć innym niecne plany. Wnosi to trochę piękna do świata.
- Cieszy mnie to. Większość ludzi w Barovii nie posiada ani odrobiny nadziei na lepsze czasy. Dlatego zapijamy się winem, naszą jedyną ucieczką od tej ponurej rzeczywistości.
- I ciastkami… - dodał sunita. - Eh, po prostu nikt wam nie pokazał, że lepsze czasy się tworzy, a nie na nie czeka.
- Od wina to tylko rośnie brzuch. I wyrzuty sumienia - mruknął Hassan ze znawstwem, jakby był biegły w temacie.
- Wielu próbowało… i każdy poległ - westchnął Ismark - a ten kto przegrywa ze Strahdem, później bardzo tego żałuje. Kapłan, do którego pójdziemy dziś, zebrał kiedyś grupę śmiałków i ruszył przeciwko baronowi. Oczywiście przegrali, a Strahd każdego należycie ukarał. Nie śmiercią. Kapłan na przykład stracił syna z rąk Strahda. Od tamtego czasu nie robi nic, poza modlitwami. Biedny człowiek…

Do pomieszczenia wróciła Ireene. Nie była to ta sama Ireene, którą jeszcze niedawno każdy widział. Ta Ireene była zupełnie inna, silna, nadal piękna.

Hassan aż sapnął z zachwytu.
- Akbar… aimra`at mudhhilla - mruczał z podziwem. - Zadziwiająca… Lejesz kawę na moją wątrobę, pani - Wojownik skłonił się leciutko w stronę kobiety.
- Jesteście gotowi? - zapytała ożywionym głosem - Na co się tak gapisz, bracie? Myślisz, że przez ten cały czas, gdy cię nie było, ja siedziałam na zadzie i próżnowałam? - odgarnęła z gracją włosy z lewego ramienia i poszła do pokoju z ciałem ojca w trumnie.
Agust nie zamierzał jakoś przedłużać.
- Dobrze powiedz nam jeszcze o tych dwóch ostatnich miejscach i powinniśmy się już zbierać.
- Ach, przykro mi, ale nie wiem co znajduje się w dwóch pozostałych miejscach.
- To co, zbieramy się? - Hassan spojrzał na trumnę.
Ireene skinęła zachęcająco głową.

Ismark otworzył drzwi, poczekał aż każdy wyjdzie, zamknął je dokładnie i dołączył do niosących trumnę, jako czwarta osoba.
Wszyscy ruszyli w drogę. Zostawili dom sołtysa za sobą. Po pewnym czasie, usłyszeli jak po ulicy niesie się jękliwy szloch, przyprawiającego każdego, kto go usłyszy, o smutek. Dźwięk płaczącej kobiety dobiegał z ciemnej, piętrowej kamienicy. Ireene i Ismark zupełnie go ignorowali, idąc niewzruszenie przed siebie. W oddali, na płocie przysiadł samotny kruk. Zakrakał kilka razy, dokładnie przyglądając się idącej drużynie.
- Może to szpieg? - Cahnyr spojrzał na straszydło.
- Tylko mu nic nie zróbcie - powiedziała Ireene, lekko sapiąc pod ciężarem trumny. - “Nigdy nie krzywdź kruka - to przynosi pecha!”, mawiają.
- Jak uważacie. Ale może tylko go pogonimy? Pomachamy ręką czy coś? - spytała Mira, po czym spojrzała na Ireene. - Zmienić cię może?
- My szanujemy kruki - odparła twardo Ireene. A na pytanie o zmianę, pokiwała jedynie przecząco głową.
 
Jendker jest offline