Detlet milczał całą drogę. Bacznie wypatrywał wszystkiego co mogło im zagrozić, lub mogło stanowić pożywienie. Szczęśliwie pierwsze nie było w okolicy i nieszczęśliwie drugie również. Cóż, coś za coś.
Tak czy inaczej czuwał pismo nosem. Niedługo miało się ściemnić, a oni byli wciąż na lodzie. Dosłownie i w przenośni. Jezioro, chociaż dobre do wędrówki nie nadawało się na obóz w mroźną noc. Trzeba by stąd znikać na brzeg i to szybko.
- Przyjmy do brzegu. Jezioro jest złe na obóz. - powiedział żywiej niż kiedykolwiek gdy byli w mieście - Tam będziemy mogli rozpalić ognisko jeśli się za mocno wchłodzi i wnyki zastawić.
Taka była jego prawda. Tak mówił mu nos. Nie dalej niż za godzinę, pół, będą na miejscu. Dość by mieć jeszcze chwilę na rozbicie obozu, zastawienie sideł i jeśli Firun da to i zapolować. Jedzenie było w cenie, a przy tej pogodzie i temperaturze to nie zepsuje się szybko.