Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2018, 21:48   #26
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Po dwudziestu minutach drużyna zobaczyła w oddali swój cel. Na szczycie niewielkiego wzniesienia stoi kościół, który wyglądał na wyjątkowo "zużyty" i "zmęczony" budynek. Na szczycie wiszą dzwony, a migotliwe światło przebija się przez dziury w zadaszeniu.
- To tutaj - powiedział Ismark- może kapłan jest nadal w środku. Zajrzy któreś z was?- zapytał, chwytając trumnę w odrobinę wygodniejszy sposób.
- Może na chwilę postawicie trumnę? - zaproponował Cahnyr. Spojrzał w stronę Kościoła - Jak się zwie wasz kapłan?
Ismark przystał na propozycję i wraz ze wszystkimi opuścił trumnę na ziemię.
- Zwie się ojciec Donavich - odpowiedział Ismark, pocierając obolałe dłonie.
- To co… Kto idzie ze mną do środka szukać Donavicha? - Mira rozejrzała się po drużynie.
- Ja pójdę - zaoferował się Cahnyr.
- Ja też. Bez kapłana i tak nie będzie ceremonii - Hassan poprawił pas z mieczem i wszedł do środka za towarzyszami
Drzwi otwierają się, ukazując szeroką na dziesięć i wysoką na dwadzieścia stóp salę, prowadzącą do jasno oświetlonej kaplicy. Sama sala jest zaciemniona i cuchnie pleśnią. Są tu cztery pary drzwi, po dwie z każdej strony sali.
Widać, że w kaplicy leży na ziemi gruz i słychać cichy szept recytujący modły stamtąd. Nagle modlitwa zostaje przerwana przez nieludzki wrzask, który dochodził spod drewnianej podłogi. Można rozpoznać niektóre słowa wrzeszczącej istoty: “Błagam; pomóż mi; ojcze!”
- Chodźcie tu, szybko! - Cahnyr obrócił się w stronę pozostałych. - To wygląda jak zemsta Strahda na Donavichu - powiedział cicho do Miry.
Agust wbiegł tak szybko jak to było możliwe.
- Co się dzieje? - Po czym Agust usłyszał krzyki. - Mira, pomóż mi wnieść trumnę, Cahnyr rozejrzyj się za zejściem - Po czym szybko wybiegł na zewnątrz.
- Hassan, Ismark wnosimy trumnę, nie zostawiamy jej na zewnątrz. Szybko!
- Mam wnosić trumnę gdy kogoś mordują? - zaczęła narzekać Mira, jednak po sekundzie, może dwóch spełniła jednak polecenie - Byle szybko… Gdzie jest ta cholerna drowka, kiedy jej potrzeba? Żmija paskudna, taka twarda, że jak się przywalić spróbuje, to nocą zapłakana do siebie spieprza!
- A taka harda była, jak wtargnęła nam do pokoju w środku nocy… - Cely rzuciła do przyjaciółki i ruszyła za głosem Canhyra, zobaczyć co się dzieje. Gdy wbiegła do drzwi i zawołała- Co się dzieje?!
Agust, Hassan i Ismark wnosili pospiesznie trumnę do środka kościoła.
Usłyszawszy ożywioną rozmowę drużyny, z kaplicy wyłonił się blady mężczyzna.


- Na miłościwego Pana Poranka, co wy wyprawiacie? Zlękliście mnie! No już, wychodźcie stąd. Co to? Czy to trumna? Po co żeście ją tu przyprowadzili? Ismark? Ireene? Kim oni są? - Jego głos był słaby, załamujący się. Machając rękoma, próbował was zachęcić do opuszczenia wraz z nim kościoła.
- Ty jesteś kapłanem? - upewnił się Cahnyr. - To chyba oczywiste, że chcemy, byś odprawił nabożeństwo.
- Nabożeństwo? Ach, nabożeństwo!
Spod podłogi znów rozległy się wrzaski. Donavich jeszcze bardziej zbladł na twarzy i zaczął delikatnie popychać wszystkich do wyjścia.
- Nie zaprosisz nas do środka, kapłanie? - Cahnyr udał, że nie słyszy krzyków. I że nie rozumie zachowania ojca Donavicha.
- Ależ co pan wyprawia?! - Cely zirytowana rzuciła w stronę kapłana - Jak może pan wypraszać ludzi, którzy proszą o łaskę dla swego zmarłego?
- Ciało powinno się jak najszybciej znaleźć w grobie! - podszedł do trzymających trumnę - Ireene, Ismark. Któż jest tym nieszczęśnikiem?
Rodzeństwo milczało przez chwilę z ponurymi minami.
- Ojciec… - szepnęła Ireene.
- Jak to się stało? - zapytał przejętym głosem. Krzyki spod podłogi nie milkły. Ireene i Ismark wyraźnie reagowali niekontrolowanym ruchem, za każdym razem gdy się rozlegały, ale nic nie mówili - Opowiecie mi po drodze na cmentarz - powiedział Donavich i pchnął lekko do wyjścia Ismarka, który trzymał trumnę.
- Co to za hałas na wszystkich bogów? - Hassan poprawił groźnie miecz przy pasie i spiorunował kapłana wzrokiem
- Mordujecie kogoś w piwnicy, że chcecie nas tak wyrzucać? - rzuciła Mira, stawiając opór kapłanowi. - I jak możesz popychać ludzi?!
Agust nie ruszył się z miejsca, lecz gdy tylko kapłan przechodził obok niego, zatrzymał go stanowczo kładąc mu rękę na ramieniu.
- Co tu się dzieje? Jestem tu by pomagać ludziom. Jeżeli myślisz że zignoruję te krzyki to się grubo mylisz.
- Widzimy, że masz jakieś problemy - powiedział Cahnyr - A my się zajmujemy rozwiązywaniem problemów.
Kapłan zmarszczył czoło. Spojrzał na paladyna.
- Człowiek wiary?
Krzyki znów się nasiliły. Donavich opuścił głowę i pokręcił nią z rezygnacją.
- Mnie nikt nie może pomóc. Nawet bogowie…
- Zadziwiający brak wiary jak na kapłana. Ja jednak nalegam żebyś się z nami nimi podzielił. Dobrowolnie. Pokaż nam co się tam dzieje - powiedział Agust patrząc kapłanowi prosto w oczy, ale dłonią wskazując na podłogę spod której wydobywały się wrzaski.
- Nie zejdziecie tam! - powiedział stanowczo kapłan. Jego ręce zaczęły się trząść. Przyłożył jedną do twarzy i westchnął z jękiem.
- Chyba, że znacie sposób na przywrócenie niewinnej istoty do utraconej, ludzkiej postaci. Inaczej nie pozwolę wam tam zejść. - Na jego twarzy raz malowała się stanowczość i pewność, innym razem desperacja i obłęd.
- Zależy co dolega owej… istocie. Przecież i tak tam wejdziemy, czy nam na to pozwolisz czy nie…za to mogę Ci złożyć gwarancję, że nie zabijemy niczego bez potrzeby. Od klątw są czarownicy. Przypadkiem dwójka z nas nimi jest, więc masz szczęście kapłanie - mruknął wojownik zaciskając dłoń na drzewcu glewii.
- Tam jest mój syn! Nikt go nie dotknie! - powiedział kapłan, pochylając się w stronę wojownika.
- Ojcze Donavich, ale przecież Doru nie żyje… - mruknął bez przekonania Ismark.
- Och, Strahd postarał się, aby mój syn zawisł między światem żywych i umarłych - odpowiedział kapłan. Mięśnie jego twarzy czasem poruszały się nerwowo.
- Wiedziałam… - szepnęła Ireene, kładąc prawą dłoń na piersi. - Ja tu może coś wytłumaczę - dodała, biorąc część drużyny na bok. - Niecałe dwa lata temu do Barovii trafił pewien czarodziej, zupełnie przypadkiem, tak jak wy. Zbudził odwagę w sercach wielu z nas. Wraz z ojcem Donavichem zebrał grupkę śmiałków i razem zaatakowali zamek Ravenloft. Podobno Strahd z łatwością ugasił rewoltę i tych, którzy przeżyli, surowo ukarał. Myśleliśmy, że Strahd zabił Doru, syna kapłana. Ale teraz wygląda na to, że zrobił mu coś jeszcze gorszego…
- Przemienił w wampira? - wydusiła cicho Celaena.
Ireene rozłożyła bezradnie ręce i wydęła dolną wargę.
- Wolałabym się nie dowiedzieć.
- A co z innymi, którzy brali udział w tamtej rebelii? Czy Doru jest jedynym, który “przeżył”? A jeśli tak, to dlaczego on? - Cely zastanawiała się głośno nad opowieścią Ireene.
- Czarodzieja już nigdy nie widziano. Nie wiem jak zostali ukarani pozostali. Nie byli z naszej wioski.
- Trzeba pomóc człowiekowi. Wydaje się, że miał dobre intencje. Znacie sposób jak odczynić klątwę? - Hassan zasępił się. Jego stal w przypadku tak potężnych czarów była bezsilna.
- Bogowie nie mogą pomóc? Czy może, o dziwo… - Mira zaakcentowała ironicznie ostatnie słowo. - …nie podoba im się twoje podejście?
Celaena pokręciła przecząco głową.
- Ja nie znam, nie każdy kto włada czarami, potrafi leczyć czy zdejmować klątwy - odpowiedziała wojownikowi.
- Ja też się na tym nie znam - dorzucił Cahnyr.
"Może trzeba będzie pokonać Strahda", pomyślał. "Po jego śmierci może i klątwa przestanie istnieć".
- Ale jak tak sobie myślę, to nasz kapłan wcale nie musi o tym wiedzieć… - oznajmiła.
- Najpierw i tak musimy się przekonać, jaki los spotkał Doru - powiedział cicho zaklinacz. - Nie wiemy, co oznaczają słowa "między światem żywych a umarłych'. Wampiry, chyba… No, w zasadzie chyba nie są ani żywe, ani martwe. Możesz mieć rację.
- Nienawidzę mieć racji w takich sytuacjach… Jeżeli Doru faktycznie jest wampirem, to jedyne co nam zostaje, to go zabić… - spojrzała na zaklinacza z poważną miną. Ten skinął tylko głową, ale wyraz twarzy miał niewesoły.
- Kiedy to miało miejsce? - Spojrzał na Ireene. - Dwa lata temu, prawda? Ja bym wolał, by mnie ktoś uwolnił od takich cierpień.
Ireene skinęła jedynie głową i opuściła wzrok.
Celaena przyglądała się reakcji kobiety, jaką wywołały słowa Cahnyra.
- Czy… Czy ty i Doru… Coś was łączyło? - spytała po cichu.
Cahnyr, z zaskoczeniem, ale i z uznaniem, spojrzał na Cely. On z pewnością nie wpadłby na coś takiego. Ech, kobiety… W niektórych dziedzinach mężczyźni nie mieli z nimi najmniejszych nawet szans.
Ireene aż podskoczyła na dźwięk słów Cely.
- Co? Nie! Ale to był dobry chłopak… - Chwyciła się za lewe ramię i oparła się o ścianę kościoła.
Hassan, kierowany ciekawością obserwował reakcję na twarzy Ireene, próbując dociec, czy jest z nimi szczera. Dostrzegł, że na jej twarzy maluje się jedynie czyste zmartwienie. Nie pojawiły się rumieńce, czy szczególny ból po stracie bliskiej osoby. Czuł, że Ireene mówi prawdę.
- Długo go znasz? - spytała zaklinaczka. - Jeśli kapłan pozwoli nam do niego zejść, to może wolisz zostać tutaj?
- Znam go odkąd pamiętam. Razem się tu wychowaliśmy. Skoro już nie jest człowiekiem, to tak jakby prawdziwy Doru nie żył. Nie chcę tam iść i wam zawadzać. Po pogrzebie wrócę prosto do domu.
- Lepiej by było, gdybyś nie chodziła sama - stwierdził Cahnyr. - Chyba powinnaś poczekać na nas w świątyni.
Ireene zgodziła się bez żadnych obiekcji.
 
Asmodian jest offline