| Po dwudziestu minutach drużyna zobaczyła w oddali swój cel. Na szczycie niewielkiego wzniesienia stoi kościół, który wyglądał na wyjątkowo "zużyty" i "zmęczony" budynek. Na szczycie wiszą dzwony, a migotliwe światło przebija się przez dziury w zadaszeniu. - To tutaj - powiedział Ismark- może kapłan jest nadal w środku. Zajrzy któreś z was?- zapytał, chwytając trumnę w odrobinę wygodniejszy sposób. - Może na chwilę postawicie trumnę? - zaproponował Cahnyr. Spojrzał w stronę Kościoła - Jak się zwie wasz kapłan?
Ismark przystał na propozycję i wraz ze wszystkimi opuścił trumnę na ziemię. - Zwie się ojciec Donavich - odpowiedział Ismark, pocierając obolałe dłonie.
- To co… Kto idzie ze mną do środka szukać Donavicha? - Mira rozejrzała się po drużynie. - Ja pójdę - zaoferował się Cahnyr. - Ja też. Bez kapłana i tak nie będzie ceremonii - Hassan poprawił pas z mieczem i wszedł do środka za towarzyszami
Drzwi otwierają się, ukazując szeroką na dziesięć i wysoką na dwadzieścia stóp salę, prowadzącą do jasno oświetlonej kaplicy. Sama sala jest zaciemniona i cuchnie pleśnią. Są tu cztery pary drzwi, po dwie z każdej strony sali.
Widać, że w kaplicy leży na ziemi gruz i słychać cichy szept recytujący modły stamtąd. Nagle modlitwa zostaje przerwana przez nieludzki wrzask, który dochodził spod drewnianej podłogi. Można rozpoznać niektóre słowa wrzeszczącej istoty: “Błagam; pomóż mi; ojcze!” - Chodźcie tu, szybko! - Cahnyr obrócił się w stronę pozostałych. - To wygląda jak zemsta Strahda na Donavichu - powiedział cicho do Miry.
Agust wbiegł tak szybko jak to było możliwe. - Co się dzieje? - Po czym Agust usłyszał krzyki. - Mira, pomóż mi wnieść trumnę, Cahnyr rozejrzyj się za zejściem - Po czym szybko wybiegł na zewnątrz. - Hassan, Ismark wnosimy trumnę, nie zostawiamy jej na zewnątrz. Szybko!
- Mam wnosić trumnę gdy kogoś mordują? - zaczęła narzekać Mira, jednak po sekundzie, może dwóch spełniła jednak polecenie - Byle szybko… Gdzie jest ta cholerna drowka, kiedy jej potrzeba? Żmija paskudna, taka twarda, że jak się przywalić spróbuje, to nocą zapłakana do siebie spieprza!
- A taka harda była, jak wtargnęła nam do pokoju w środku nocy… - Cely rzuciła do przyjaciółki i ruszyła za głosem Canhyra, zobaczyć co się dzieje. Gdy wbiegła do drzwi i zawołała- Co się dzieje?!
Agust, Hassan i Ismark wnosili pospiesznie trumnę do środka kościoła.
Usłyszawszy ożywioną rozmowę drużyny, z kaplicy wyłonił się blady mężczyzna. - Na miłościwego Pana Poranka, co wy wyprawiacie? Zlękliście mnie! No już, wychodźcie stąd. Co to? Czy to trumna? Po co żeście ją tu przyprowadzili? Ismark? Ireene? Kim oni są? - Jego głos był słaby, załamujący się. Machając rękoma, próbował was zachęcić do opuszczenia wraz z nim kościoła. - Ty jesteś kapłanem? - upewnił się Cahnyr. - To chyba oczywiste, że chcemy, byś odprawił nabożeństwo. - Nabożeństwo? Ach, nabożeństwo!
Spod podłogi znów rozległy się wrzaski. Donavich jeszcze bardziej zbladł na twarzy i zaczął delikatnie popychać wszystkich do wyjścia. - Nie zaprosisz nas do środka, kapłanie? - Cahnyr udał, że nie słyszy krzyków. I że nie rozumie zachowania ojca Donavicha. - Ależ co pan wyprawia?! - Cely zirytowana rzuciła w stronę kapłana - Jak może pan wypraszać ludzi, którzy proszą o łaskę dla swego zmarłego?
- Ciało powinno się jak najszybciej znaleźć w grobie! - podszedł do trzymających trumnę - Ireene, Ismark. Któż jest tym nieszczęśnikiem?
Rodzeństwo milczało przez chwilę z ponurymi minami. - Ojciec… - szepnęła Ireene. - Jak to się stało? - zapytał przejętym głosem. Krzyki spod podłogi nie milkły. Ireene i Ismark wyraźnie reagowali niekontrolowanym ruchem, za każdym razem gdy się rozlegały, ale nic nie mówili - Opowiecie mi po drodze na cmentarz - powiedział Donavich i pchnął lekko do wyjścia Ismarka, który trzymał trumnę. - Co to za hałas na wszystkich bogów? - Hassan poprawił groźnie miecz przy pasie i spiorunował kapłana wzrokiem
- Mordujecie kogoś w piwnicy, że chcecie nas tak wyrzucać? - rzuciła Mira, stawiając opór kapłanowi. - I jak możesz popychać ludzi?!
Agust nie ruszył się z miejsca, lecz gdy tylko kapłan przechodził obok niego, zatrzymał go stanowczo kładąc mu rękę na ramieniu.
- Co tu się dzieje? Jestem tu by pomagać ludziom. Jeżeli myślisz że zignoruję te krzyki to się grubo mylisz. - Widzimy, że masz jakieś problemy - powiedział Cahnyr - A my się zajmujemy rozwiązywaniem problemów.
Kapłan zmarszczył czoło. Spojrzał na paladyna. - Człowiek wiary?
Krzyki znów się nasiliły. Donavich opuścił głowę i pokręcił nią z rezygnacją. - Mnie nikt nie może pomóc. Nawet bogowie… - Zadziwiający brak wiary jak na kapłana. Ja jednak nalegam żebyś się z nami nimi podzielił. Dobrowolnie. Pokaż nam co się tam dzieje - powiedział Agust patrząc kapłanowi prosto w oczy, ale dłonią wskazując na podłogę spod której wydobywały się wrzaski. - Nie zejdziecie tam! - powiedział stanowczo kapłan. Jego ręce zaczęły się trząść. Przyłożył jedną do twarzy i westchnął z jękiem. - Chyba, że znacie sposób na przywrócenie niewinnej istoty do utraconej, ludzkiej postaci. Inaczej nie pozwolę wam tam zejść. - Na jego twarzy raz malowała się stanowczość i pewność, innym razem desperacja i obłęd. - Zależy co dolega owej… istocie. Przecież i tak tam wejdziemy, czy nam na to pozwolisz czy nie…za to mogę Ci złożyć gwarancję, że nie zabijemy niczego bez potrzeby. Od klątw są czarownicy. Przypadkiem dwójka z nas nimi jest, więc masz szczęście kapłanie - mruknął wojownik zaciskając dłoń na drzewcu glewii. - Tam jest mój syn! Nikt go nie dotknie! - powiedział kapłan, pochylając się w stronę wojownika. - Ojcze Donavich, ale przecież Doru nie żyje… - mruknął bez przekonania Ismark. - Och, Strahd postarał się, aby mój syn zawisł między światem żywych i umarłych - odpowiedział kapłan. Mięśnie jego twarzy czasem poruszały się nerwowo. - Wiedziałam… - szepnęła Ireene, kładąc prawą dłoń na piersi. - Ja tu może coś wytłumaczę - dodała, biorąc część drużyny na bok. - Niecałe dwa lata temu do Barovii trafił pewien czarodziej, zupełnie przypadkiem, tak jak wy. Zbudził odwagę w sercach wielu z nas. Wraz z ojcem Donavichem zebrał grupkę śmiałków i razem zaatakowali zamek Ravenloft. Podobno Strahd z łatwością ugasił rewoltę i tych, którzy przeżyli, surowo ukarał. Myśleliśmy, że Strahd zabił Doru, syna kapłana. Ale teraz wygląda na to, że zrobił mu coś jeszcze gorszego… - Przemienił w wampira? - wydusiła cicho Celaena.
Ireene rozłożyła bezradnie ręce i wydęła dolną wargę. - Wolałabym się nie dowiedzieć. - A co z innymi, którzy brali udział w tamtej rebelii? Czy Doru jest jedynym, który “przeżył”? A jeśli tak, to dlaczego on? - Cely zastanawiała się głośno nad opowieścią Ireene. - Czarodzieja już nigdy nie widziano. Nie wiem jak zostali ukarani pozostali. Nie byli z naszej wioski. - Trzeba pomóc człowiekowi. Wydaje się, że miał dobre intencje. Znacie sposób jak odczynić klątwę? - Hassan zasępił się. Jego stal w przypadku tak potężnych czarów była bezsilna.
- Bogowie nie mogą pomóc? Czy może, o dziwo… - Mira zaakcentowała ironicznie ostatnie słowo. - …nie podoba im się twoje podejście?
Celaena pokręciła przecząco głową. - Ja nie znam, nie każdy kto włada czarami, potrafi leczyć czy zdejmować klątwy - odpowiedziała wojownikowi. - Ja też się na tym nie znam - dorzucił Cahnyr.
"Może trzeba będzie pokonać Strahda", pomyślał. "Po jego śmierci może i klątwa przestanie istnieć". - Ale jak tak sobie myślę, to nasz kapłan wcale nie musi o tym wiedzieć… - oznajmiła.
- Najpierw i tak musimy się przekonać, jaki los spotkał Doru - powiedział cicho zaklinacz. - Nie wiemy, co oznaczają słowa "między światem żywych a umarłych'. Wampiry, chyba… No, w zasadzie chyba nie są ani żywe, ani martwe. Możesz mieć rację. - Nienawidzę mieć racji w takich sytuacjach… Jeżeli Doru faktycznie jest wampirem, to jedyne co nam zostaje, to go zabić… - spojrzała na zaklinacza z poważną miną. Ten skinął tylko głową, ale wyraz twarzy miał niewesoły. - Kiedy to miało miejsce? - Spojrzał na Ireene. - Dwa lata temu, prawda? Ja bym wolał, by mnie ktoś uwolnił od takich cierpień.
Ireene skinęła jedynie głową i opuściła wzrok.
Celaena przyglądała się reakcji kobiety, jaką wywołały słowa Cahnyra. - Czy… Czy ty i Doru… Coś was łączyło? - spytała po cichu.
Cahnyr, z zaskoczeniem, ale i z uznaniem, spojrzał na Cely. On z pewnością nie wpadłby na coś takiego. Ech, kobiety… W niektórych dziedzinach mężczyźni nie mieli z nimi najmniejszych nawet szans.
Ireene aż podskoczyła na dźwięk słów Cely. - Co? Nie! Ale to był dobry chłopak… - Chwyciła się za lewe ramię i oparła się o ścianę kościoła.
Hassan, kierowany ciekawością obserwował reakcję na twarzy Ireene, próbując dociec, czy jest z nimi szczera. Dostrzegł, że na jej twarzy maluje się jedynie czyste zmartwienie. Nie pojawiły się rumieńce, czy szczególny ból po stracie bliskiej osoby. Czuł, że Ireene mówi prawdę. - Długo go znasz? - spytała zaklinaczka. - Jeśli kapłan pozwoli nam do niego zejść, to może wolisz zostać tutaj? - Znam go odkąd pamiętam. Razem się tu wychowaliśmy. Skoro już nie jest człowiekiem, to tak jakby prawdziwy Doru nie żył. Nie chcę tam iść i wam zawadzać. Po pogrzebie wrócę prosto do domu. - Lepiej by było, gdybyś nie chodziła sama - stwierdził Cahnyr. - Chyba powinnaś poczekać na nas w świątyni.
Ireene zgodziła się bez żadnych obiekcji. |