Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2018, 23:16   #5
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Tura 0 - Drużyna Przemysłu Lekkiego



Duet kuzynów o mało oryginalnym przezwisku Black and White był zajęty ładowaniem do skrzynek narzędzi i przyborów wspólnego warsztatu rusznikarskiego. Sama przeprowadzka na “swoje” ich cieszyła. Nie cieszyło ich to, że najważniejsze rzeczy - maszyny przemysłowe do gwintowania, szlifowania, frezowania, skrawania i wszelkich innych sposobów kształtowania metalu miały zostać w Nowym Jorku. W praktyce tracili możliwość wytwarzania od podstaw broni. Oczywiście dla polsko-szkockiej zaradności nie było to nic wielkiego, ale odpowiednie rytualne obsobaczenie całej sprawy, wypicie paru kielichów i uprawianie czarnowidztwa musiało zostać odbębnione. No i na koniec zapał z jaką rytuał ten został odprawiony przyniósł wymierny skutek w postaci planu notorycznego podłączania się pod akcje bojowe, aby zbierać z pól walki kompletną broń, z której części potem będzie można konstruować różnego rodzaju frankensteiny. Oczywiście zwykli żołnierze psioczyli na taki sprzęt, że to nieporęczne, a to za mały magazynek, a to nieergonomiczne. Może, ale Czarny Hodowsky przyznał, że nigdy nie czuł takiej satysfakcji jak wywalił funkcjonariuszowi Adventu z czterolufowej strzelby.
Impreza praktycznie zgasła, ale wtedy zjawili się pozostali niezastąpieni członkowie Czwartego Robotniczego Konglomeratu Przemysłu Lekkiego Nowojorskiego Wydziału Extraterrestials Combat.



Jarl Technowikingów o chlubnym imieniu Hateemelson przytoczył keg niskoprocentowego napitku. Ten to nie miał wielkich problemów - póki miał lutownicę, multinarzędzia i kompa był w stanie zrobić większość swojej roboty. No, chyba, że musiałbym od podstaw komuś klepać pancerz i elektronikę, którą się parał, wklejać ręcznie. Techno-wiking wyjątkowo entuzjastycznie przyjął wiadomość o przeniesieniu. Nie lubił Nowojorczyków i gdyby ktoś chciał znać jego opinię to najchętniej by wysadził to miasto “platfusów i tchórzy”. Niemniejszy entuzjazm przejawiał Moshe. Chociaż szkoda mu było dobrej współpracy jaką miał z Handlowym z NY, to podróż do Saint Louis była nowym wyzwaniem dla rabina Applebauma. On z resztą zawsze mówił, że “Aj waj! To ty sobie, bracie w księdze, bez zabawek nie poradzisz? Zdrowie, doświadczenie i chęci, a Bóg w reszcie dopomoże”.
Jedynym, który nie przejawiał ani niepokoju, ani wielkich chęci był al-Hammir. Muzłumański saper i x-comowy bomberman po prostu przyjmował to jako obowiązek i już. I tak jak mawiał kolega rabin jemu wystarczy że w bazie będzie kuchnia i wszystko zdoła uwarzyć. W ogóle z tymi dwoma to była ciekawa sytuacja potwierdzająca prastarą prawdę, że nic tak nie zbliża ludzi jak wspólny wróg.
Wraz z przybyciem posiłków zabawa rozgorzała na nowo, bo trzeba było wszystko obgadać, obsobaczyć i oblać, a potem pomyśleć. Skończyło się na oblaniu, a w ramach myślenia postanowiono przespać się z problemami wynikającymi z relokacji.
Ot, typowe zachowanie Lekkich z Produkcyjnego.


Tura 1 - Saint Louis


Wieść że nową siedzibą będzie dawny browar odegnały wszelkie wątpliwości odnośnie nowego przydziału. Trochę to przygasło, kiedy okazało się, że w browarze od dekad nie ma już browaru, ale i tak Produkcyjni potraktowali to jako dobry omen.
Przez te pierwsze dni, kiedy ustanawiano poszczególne sekcje, Produkcyjni rzeczywiście mieli sporo pracy. Oczyszczenie budynków, wyłożenie sprzętu, przenoszenie sprzętu, montowanie sprzętu, naprawianie sprzętu który zepsuł się w trakcie transportu i takie tam. Do tego kładzenie linii, instalowanie podsystemów, komputerów, oprogramowania, kamer, czujników, anten i innych takich.
Było dobrze. Ludzie mieli pracę i się nie nudzili.
Do momentu.

***

Dla Lekkich zajęcia służbowe się wyczerpały. Co prawda Hodowsky i al-Hammir mieli pomysły na dalsze okopywanie i “utwardzanie” pozycji obronnych, ale Dział Ciężki zaczynał marudzić, żeby się Lekcy nie wpieprzali w ich robotę. No i były też złe wieści, które Rebe przyniósł z Handlowego. Ponoć tutejsza bandyterka namierzyła ich i kazała zapłacić sobie haracz. Wyjątkowo to żyda wzburzyło, bo jak tak można traktować uczciwych handlarzy.
Hodowski zebrał swoich ludzi wieczorem 24. stycznia, aby ustalić jakieś postulaty do szefa Wydziału, a przez niego do Naczelnego i Rady, oraz oczywiście aby napisać raport. Raport nie był problemem, ale już postulaty były. Kwestia była taka, że musieli wykazać się pomysłowością i fantazją w odpowiedzi na problemy ich nowej siedziby.
Rebe Applebaum forsował stanowisko, że trzeba ogarnąć sprawę z bandziorami, zająć ich aktywa, a potem wszystko mądrze zainwestować. Tutaj wszyscy zgodzili się, bo im dłużej pozostawią “konkurencję” tym ta może więcej się o nich dowiedzieć, a w dalszych perspektywach próbować przehandlować nie-wiadomo-komu te informacje. Dział Lekki był gotów ostro dołożyć się do akcji, nawet swoimi skromnymi personami, jeżeli mogłoby to załatwić szybsze uporanie się z tym problemem. Wszak aktywa i spokój w handlu był podstawą napędu ekonomicznego bazy.
Hateemelson zauważył, że na zadupiach zawsze dobrze stała gorzała. Zakładając to tu to tam systemy spostrzegł niemało rur i zbiorników, które przy odrobinie chęci można było przerobić na kotły i odpowiednie “narzędzia alchemiczne” do produkcji gorzałki. Problemem była odpowiednie surowce do zasilenia procesu, jednak z pewnością zniknięcie paruset kilogramów cukru i jakiejś biomasy będzie przykuwało mniej atencji niż handlowanie bronią. Al-Hammir że i tak Allah patrzy już na nich krzywo za zmarnowanie miejsca w jednej z ciężarówek na beczkę z tą szejtańską cieczą, więc niewiele pogorszy sprawę dalsze jej produkowanie. Nie miał bowiem nic przeciwko, aby niewierni i ich gwiezdni mocodawcy lali w siebie diabelski płyn. Applebaum dowalił do pieca zauważając, że kosmici swego czasu przez łapy Adventu zakazali produkcji i sprzedaży gorzałki, jako społecznie wyjątkowo szkodliwego narkotyku. Z powodu gwiezdnego niezrozumienia ważnej funkcji alkoholu w ziemskiej cywilizacji sprawili że płyn ten (w szczególności taki dobrej jakości) stał się rzadszy i jeszcze bardziej pożądany przez swoich entuzjastów.
Hodowski pogładził wąsa. Raport spisał na data-padzie, po czym w drugim pliku spisał sprawy do przełożonego.

1. Lekki zgłasza chęć pomocy w zajęciu się “niewygodnymi sąsiadami”.
2. Lekki proponował przeprowadzenie operacji “Zuchwały Bimbrownik” mającej na celu przygotowanie instalacji pozwalającej na przemysłową produkcję nielegalnych substancji odurzających. W dalszych planach dział handlowy miał pozyskać odpowiedni surowiec do rozpoczęcia wytwarzania.
3. Lekki zgłasza niemożliwość osiągnięcia pełnej wydajności pracy z powodu braku odpowiedniego wyposażenia i prosi o wyznaczenie dodatkowych zadań.

Frank nie miał zamiaru głośno mówić swoim towarzyszą o punkcie numer trzy, ale wiedział, że jeżeli wyższe szczeble nie wyznaczą im nic do roboty to niedługo zaczną robić co chcą, a to mogło się skończyć różnie. Wszyscy w Lekkim wykazywali się kreatywnością i inicjatywą i trzeba było tą energię ukierunkować. Niczym siłę ładunku prochowego.
Póki co Lekcy nie byli się w stanie dogadać czy coś jeszcze można dodać do listy. Jednak pora zaczęła robić się późna, więc ostatecznie udali się na spoczynek.

***
Hodowski wręczył wydruk z data-pada swojemu przełożonemu, po czym zasalutował i opuścił jego pokój. Z jednej strony Chorąży Frank Hodowski cieszył się, że nie musi brać udziału w naradach i brać odpowiedzialności za całą bazę. Z drugiej drażniło go, że przez to są rzeczy na które nie mają wpływu i niewiele mogą z nimi zrobić. W ogóle czuł się rozdrażniony tym, że nie mają tego cholernego warsztatu i muszą szukać sobie zajęć zastępczych. Ciekawe jak bardzo zirytuje szefa punkt numer 2? A może jest na tyle szalony że uzna, iż to doskonały pomysł na zajęcie szwendającej się po terenie bandy majstrów? Hodowski pogładził wąsa delektując się myślą jaką zgraję indywiduów stanowi Lekki z Saint Loius i jaką swobodę uzyskali. Kiedy tylko dostaną swoje maszyny i narzędzia będą mogli przystąpić do pracy. Z ich warsztatu popłynie rzeka ekwipunku, który będzie niósł śmierć Adwentystom i Kosmitom. W umyśle Franka już od jakiegoś czasu gnieździły się pomysły na iście makiaweliczne oręża. Niestety póki nie ma pracowni te mokre rusznikarskie sny nie mogły wyjść poza oprogramowania ich laptopów.
Pozostało tylko forsować jak najszybszą rozbudowę bazy o kolejne sekcje.

***

- Że w jakim sensie mamy "wziąć się do roboty?" - zapytał Mike, kiedy po naradzie Frank został wezwany do szefa, a potem powrócił z hiobowymi wieściami.

Po samym Franku widać było, że odpowiedź Rady zadziałała naniego jak lodowaty drink chluśnięty w twarz. Pedalsko bo to drink, otrzeźwiająco bo zimny. Mógłby zacytować klasyka co właśnie się stało z misternym planem. Nie żeby był to jakiś wspaniały plan, ale jednak.

- A co z chip buuz? - dopytywał się dalej Mike.

- Szef taktownie przemilczał sprawę, a potem powiedział, że powinniśmy się w końcu zacząć zachowywać jak na nasz wiek przystało. - odpowiedział Hodowski z wyraźnym marsem na twarzy - I że praca na zewnątrz bazy przeniesie zyski, informacje... takie tam. Bo nikt nie ma zamiaru wykładać zasobów na dziwne pomysły.

- Dziwne pomysły?! Nasz wiek?! Fook! - czarnoskóry szkot przewrócił oczami - Zasuwamy w tym biznesie dwadzieścia lat. Dwadzieścia lat i żaden z nas nie nabawił się ani shell shocku, ani żadnych skrzywień, ani żadnego PTSD, ani tym bardziej depresji, a oni każą nam podchodzić do tego poważnie! Robimy kastomowy sprzęt dopasowany pod każdego cholernego agenta. Jesteśmy specjalistami! Gdzie my niby mamy pracować?

Zapadło milczenie. Co racja to racja. Dwadzieścia lat rozwoju pod butem kosmitów sprawiły, że świat się ostro zmienił. Masa zawodów wyszła, bo jeden człowiek z laptopem i zgrają robotów mógł zrobić wszystko. Co prawda na przedmieściach zachowały się jeszcze różnego rodzaju profesje, ale tylko dlatego, że nikogo tam nie było stać, aby zatrudnić lalusia z laptopem. No i drony, które robiły masę rzeczy za ludzi.

- No możemy założyć własną firmę. - odezwał się w pewnym momencie Rabin Applebaum.

Hateemelson podrapał się z konsternacją po głowie, a al-Hammir też niezbyt tryskał entuzjazmem. W sensie jako młodsza część zespołu, która nie znała w ogóle realiów życia w mieście czy przed inwazją obcych, nie mieli za bardzo pojęcia co z tym całym fantem zrobić. Pierwszy był tylko gangerem, a drugi całe życie siedział w X-comie.

- I co niby mielibyśmy robić. - Mike rzucił rabbiemu sceptyczne spojrzenie.

- Nic konkretnego. Zrobiły przedsiębiorstwo handlowo-usługowe. Gdzieś na uboczu metropolii, aby było z tego trochę szekli, ale też aby władza się nie czepiała. Rzeczywiście zdobędziemy trochę środków, trochę znajomości, trochę informacji... może będziemy robić robótki dla gojów z Miasta, których im nie wypada robić. Może uda się dowalić tym bubkom, którzy narzucają się naszemu Handelkowi. - Moshe snów swobodnym tonem wizję własnego interesu - W sensie i tak nawet gdyby Rada chciała znaleźć nam coś do zrobienia to zanim by zorganizowali potrzebne nam maszyny minie parę tygodni.

cdn.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 07-07-2018 o 22:07.
Stalowy jest offline