Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2018, 16:17   #80
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

- Odwal się Klara. - Odtrącił rękę zakonnicy, czując w głowie jak panika, zostaje zastąpiona dziwną ulgą. Radością wręcz. Szybko wrócił do pakowania rzeczy. Uwinął się szybko. Złapał za klamkę i otworzył na powrót drzwi. Po drugiej stronie usuniętej właśnie zasłony powitały go spojrzenia pary upadłych. Choć z początku zwierciadła ich splugawionych dusz naznaczone były czujnością, to ta szybko została wymieniona na ciekawość i rozbawienie. Shateiel nie mógł zrozumieć źródła tej dziwnej zmiany, jej powodu... przynajmniej do momentu aż coś nie owinęło się wokół jego lewej łydki, zaciskając z siłą egzotycznego gada. Niekoniecznie węża. Prędzej krokodyla, o czym zaświadczyły strumienie łez spływające po obliczu Klary, które to, drżące i zasmarkane, spoglądało na anioła śmierci z poziomu podłogi. Niemal stapiając się w jedno z kafelkami, zakonnica pochwyciła palcami postrzępione spodnie swojej byłej koleżanki. Jak tonący brzytwę.
- Suzanne, Su... Nana, proszę cię! Nie odchodź! Nie zostawiaj mnie, proszę... ja... bez ciebie nie dam sobie tu rady, potrzebuję cię! Wszyscy... one wszystkie mnie nienawidzą, nie mam nikogo poza...- jej niekończący się strumień próśb przeszedł w bełkot.
- Co to za rzep? Znacie się? - zapytał ryży demon i podszedł bliżej, kucając przy leżącej na podłodze kobiecie. Jego mimika - na tyle, na ile Nana mogła to ocenić - balansowała pomiędzy obrzydzeniem i zaciekawieniem. Jak u chłopca, który odkrył nowy rodzaj owada.

Zrównał swoją twarz z roztrzęsioną facjatą Klary. Pociągnął nosem.
- Strach. Jakby walnęła sobie w żyłę migawkę sprzed końca Wojny. Ba, jakby brała w niej udział! Czysta beznadzieja, niczym nie rozcieńczona. Ale jest... jeszcze coś, nie? - po raz drugi wypełnił nozdrza jej zapachem, ale ona była zbyt zapatrzona w Nanę, by to zauważyć. Nawet kiedy kły mężczyzny błysnęły jak u wygłodniałego zwierza.
- Aha, miałem rację. Wiara! Słodkie źródełko wiary... kurwa. Aż się ośliniłem - spojrzał zniesmaczony na swoją kurtkę, po której spływała właśnie strużka przezroczystego płynu.
- Albo... albo pójdę z tobą! Gdzie tylko chcesz, kiedy zechcesz, tylko nie zostawiaj mnie, błagam, Suzanne... - Klara może i zmieniła lekko tok rozumowania, ale nie ustępowała. Jej histeryczny uścisk też nie. Quasu, jak dotąd pragmatycznie zdystansowana, stała z boku, obserwując rozgrywającą się scenę. W końcu odepchnęła się rękami od zegara.
- Rób co uznasz za słuszne, ale podejmij decyzję szybko. Mam złe przeczucia co do tego miejsca, a im dłużej tu jesteśmy, tym bardziej realne się one stają - skwitowała proroczym tonem, który wyjaśniał choć po części jej kamienne oblicze.
Shateiel westchnął ciężko gdy jego głowę wypełniło współczucie i doskonale wiedział, że to nie jego uczucie. Ta kobieta cię zgwałciła, Nana, może milej niż ten księżulek, ale nadal zrobiła to wbrew twojej woli. Wewnętrzna świadomość była jednak uparta. Nana da mu popalić. Była tak naiwnie dobra, że to przechodziło anielskie pojęcie.

Przyklęknął wyrywając nogę z uścisku Klary i zrównał swoją twarz z jej.
- Dobra… możesz iść ze mną. Ale zawiązujemy umowę. Nie pytasz o nic jeśli ci nie pozwolę, robisz co każę i przede wszystkim nie dotykasz mnie bez mojej zgody, zrozumiano? - Starał się by jego głos był surowy, ale w wykonaniu Nany było to raczej niewykonalne.
Nim zdążył zareagować, Klara rzuciła mu się na szyję, wiążąc ich usta w gorącym pocałunku. Nana spanikowała i zaczęła wyrzucać z siebie serię wspomnień, przez co aniołowi zrobiło się potwornie gorąco. Szybko ją odepchnął, stając na nogi.
- Do cholery… mówiłem… łam nie dotykaj. Rusz się. Zgarnij najpotrzebniejsze rzeczy masz minutę, a potem my znikamy. - Mruknął niechętnie, choć w wykonaniu jego gospodarza wyszło to i tak całkiem życzliwie.

Gdyby Nana ją poprosiła, Klara pewnie poszłaby z nią w negliżu, nie mówiąc o ubraniach, a co dopiero o jakichkolwiek przydatnych bagażach. Mimo to, promieniejąc radością, złapała swój naramienny plecak i zaczęła wrzucać doń losowe ciuchy oraz przybory. Co jakiś czas oglądała się za siebie, jakby w obawie, że jej oblubienica zniknie niczym piękny sen.
- Dzięki! Dziękuję! Zobaczysz, nie pożałujesz! - zapewniła, wciąż drżącym głosem.
- Podejrzewam, że już żałuje. Jest jednak zbyt dobroduszna, aby się do tego przyznać - skomentowała cierpko Quasu. Obydwie kobiety zmierzyły się wzrokiem w akompaniamencie ściśniętego uzębienia. Przypominało to trochę ciskanie zatrutymi nożami, ale, o dziwo, Klara zachowała się pokornie i spuściła swe wciąż wilgotne oczęta. Valerius, obserwując ucięty w zarodku konflikt, podrapał się po pokrytym szczeciną podbródku. Przekornie.

- Q, zdaje mi się, czy jesteś trochę czerwona za uszami? Tylko mi nie mów, że to softcore lez porno tak cię zawstydziło. Bo po prostu nie uwierzę. Ciebie? Haha, suczą manipulantkę z dworu Wschodzącej Gwiazdy, która razu pewnego była w stanie przegadać samego Az...
- Zamkniesz ty się w końcu, czy nie?! -
fuknęła anielica, jej twarz w kolorze cegły. - Nie życzę sobie wywlekania mojej przeszłości przy śmiertelnych! Ani sprośnych komentarzy jeśli już o tym mowa. W knajpie byłeś tak bardzo zakonspirowany, że bałeś się własnego cienia, a teraz narażasz nas na zdemaskowanie swoją czczą paplaniną! Czy chcesz, żebym ja zaczęła wymieniać kłopotliwe aspekty twojej wojennej kariery? Hm?
- A rób co chcesz, tylko drzeć się już przestań. Ja się nie wstydzę. Wstydliwość jest dla frajerów i pięciolatków, co nie młoda ? -
mrugnął szelmowsko do wychodzącej z celi Klary. Jej usta zmieniły się w delikatną linię uśmiechu, co zdradzało, że ryży szatan zdołał ją przynajmniej trochę rozweselić. Czyżby był to jego cel od samego początku?
- Okej! Jestem gotowa. Możemy...

~ Nie możecie. ~

Słowa opadły na ich głowy jak lawina kamieni, wykrzywiając umysły i raniąc ciała. Klara wrzasnęła z bólu. Ponownie upadła na kolana, a jej rzeczy wysypały się z plecaka. Spod habitu dziewczyny, mniej-więcej na wysokości uszu, wyciekały ciemne stróżki krwi. Odarta z sił Quasu oparła się ponownie o zegar, dłonią ściskając skroń. Dziwnemu, plugawiącemu rezonansowi wyrazów oparli się jedynie Shateiel i Valerius. Aura zamierzchłych dni oraz straconych szans otaczająca tego pierwszego zniwelowała negatywną energię siłą własnej entropii, roztrącając poszarpane fragmenty emanacji jak kłębki kurzu. Ten drugi, nie licząc uniesionej brwi, nawet nie drgnął. Był skałą. Wzniesieniem. Górą. A góry nie upadały.

Po przeciwnej stronie korytarza Nana dostrzegła srogie oblicze ojca Lemoine. Duchowny Stał tam, jak zwykle wyprostowany, jak zwykle w tej nienagannej sutannie i jak zwykle cholernie przystojny. Nana zwinęła się w kłębek i potoczyła gdzieś w tyły świadomości anioła, pozostawiając go sam na sam ze swoim oprawcą.
- Możemy - Shateiel mruknął pod nosem. - Zmieniam pracę. Idę do innego cyrku. - Poprawił torbę na ramieniu i ruszył w kierunku ojczulka. Czuł furię. Jego głowę nadal wypełniały wspomnienia tego, co ten typek mu zrobił. Jego ciało! Nany ciało! Kimkolwiek był Lemoine, innym upadłym czy jego cholernym przydupasem, nie powinien w ogóle pojawiać się przed Shateiel. Nana zaczęła panikować. Niemal czuł w głowie jak wszystko każe mu się zatrzymać. Zakonnica czuła to co on. Wiedziała, że Shateiel chce zabić i nie potrafiła sobie z tym poradzić. Anioł zatrzymał się tuż przed mężczyzną i rozprostował skrzydła, jak zwykle przed bitwą. Otwarta deklaracja anielskiej niechęci nie odbiła się na księdzu negatywnie. Nawet kiedy Shateiel ukazał odzianemu na czarno mężczyźnie swoją prawdziwą formę, ojciec Lemoine odwzajemnił się ekspresją pt. “Widziałem już w zasadzie wszystko, co to parszywe, ziemskie bagno ma do zaoferowania. Nie jestem pod wrażeniem twoich niedzielnych baletów”. Człowiek wiary nie zdążył co prawda powstrzymać opętanego ciała swojej podopiecznej przed muśnięciem dłonią jego przedramienia - co zaowocowało natychmiastowym rozkwitem martwych, zakrapianych zgnilizną tkanek - ale nie pozostał dłużny agresorowi. Posłaniec śmierci poczuł dotyk strategicznie umiejscowionych palców na swoim żołądku. Ciśnienie powietrza, które wystrzeliło z opuszków, przypominało siłą i natężeniem tunel wiatrowy. Z organami wewnętrznymi posortowanymi na nowo wyładowaniem kinetycznym, Halaku mimowolnie pomknął na drugi koniec korytarza. Uderzył w drewniany zegar, złamał go na pół niczym zapałkę i, w towarzystwie śrub oraz trybików, został rozłożony płasko na posadzce. Wyraz twarzy księdza stanowił kuriozalne połączenie bólu i satysfakcji. Jego zęby, mimo iż zaciśnięte, tworzyły uśmiech.
- Ach, dotyk miłości. Miłości i oddania. Dotyk tych, którzy kochali ludzkość najbardziej i zostali przez to najdotkliwiej przeklęci przez boga - zdarł z siebie część zniszczonej tkaniny sutanny, ukazując pełnię rosnącego pod nią zepsucia. Z porów jego skóry sączyły się krew i żółć, a słodki zapach zalał sobą pomieszczenie.
- Jest bolesny. Ale nie tak bolesny jak świadomość tego, z kim połączyło się Twoje jestestwo, Suzanne. Chciałem ofiarować ci egzystencję pozbawioną bólu, w której troski stanowiłyby tylko nieprzyjemne wspomnienie. Ale ty... ty musiałaś jak zwykle być nieposłuszna. Niepokorna i butna. Złączyć się z tym ścierwem, żeby zrobić mi na złość. Przyprowadzić tu tę dwójkę popychadeł, skorumpować Kla-
- Zamknijże paszczękę, co? -
dopowiedział Valerius, wyprowadzając prawicą cios w żuchwę księdza. Huk rozniósł się po kamiennym holu, a bok szczęki pękł w drobny mak. Równe, białe zęby prysnęły na podłogę jak garść rozsypanych draży. Ale Lemoine nadal stał na nogach. Co więcej, nie cofnął się nawet o krok po ataku Annunaka.Shateiel spróbował się wygrzebać ze szczątków zegara, spoglądając z nienawiścią na Lemoine.

Jak ten dupek śmie?! Egzystencja pozbawiona bólu? Gdyby tylko miał swoje nieśmiertelne ciało… Nana była za słaba, zbyt delikatna. Powoli podniosła się, ruszając ponownie na Lemoine. Było zbyt ciasno by mógł podlecieć.
- Jak sobie wyobrażasz bezbolesną egzystencję rżnąc mnie? - niemal warknął na księdza, choć głosik Nany, raczej nie nadawał się do takich zachowań.
 
Aiko jest offline