Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2018, 12:43   #34
Wisienki
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Mili jedzie do stryja



Mili następnego poranka długo szykowała się do wyjścia. Po kilku próbach ostatecznie wybrała skromną czarną sukienkę. Dokładnie taką której nic zdrożnego nie można było zarzucić, a która jednakże podkreślała jej młodzieńczą figurę. Do tego założyła pantofelki na malutkim obcasiku. Do skórzanej torebki zapakowała książkę. Prawdę powiedziawszy nie miała pojęcia kim był Aleksander Kojeve, a poglądy Hegla było dla niej dość mglistym konceptem. Wiedziała o nim tylko tyle, że był niemcem i napisał kilka mądrych książek których nikt nie czytał, ale które dobrze było mieć na regale w domowej bibliotece. Gdy więc tylko zobaczyła to stare wydanie pomyślała, że będzie to coś co spodoba się stryjowi, pasjonatowi sztuk wyzwolonych. Schowała więc książkę do pojemnej torebki, nie pakując jej w żaden sposób tak ażeby stryj nie dostrzegł, iż kłopotała się chcąc mu sprawić radość. Następnie wyszła ze swoich pokoi. Gdy schodziła ze schodów zobaczyła, że pokojowe szepcą coś między sobą, podekscytowane, podeszła do nich i zapytała z tonem nagany w głosie.

- o czym to rozprawiacie na głównych schodach, nie macie już nic do roboty w tym domu?

Pokojówki ukłoniły się przed panienką, a jedna z nich przepraszającym tonem powiedziała:

- No myślę że możemy powiedzieć. Syn pani Norris w końcu się oświadczył. Czyż to nie cudowna nowina. Moja siostra Annett wyjdzie za mąż. - to takie ekscytujące. Druga z pokojówka zaśmiała się. A siostra przyszłej mężatki kontynuowała, opowieść o zaręczynach, ale widząc niezbyt przychylną minę panienki Milli. Zamilkła

- Pani Blackwood nie nocowała dziś w domu. Będzie z tego jakaś afera. - zawyrokowała. - Przykładne wdowy nie powinny przebywać poza domem, póki jeszcze mąż nie pochowany.

Mili poczuła w sercu piknięcie radości, nie przypuszczała że Denana będzie na tyle głupia, że od samego początku wdowieństwa tak wyraźnie wskazała, że tak naprawdę nie zależy jej na ojcu. Musiała to wykorzystać i zrobić szum zanim mamuśka wróci.

- Zawołajcie mi garderobianą macochy. Będę czekać w saloniku

Po tych słowach zeszła po schodach kierując się prosto do telefonu. Usiadła przy stoliczku, wyciągnęła z szuflady książkę telefoniczną, szybko odnalazła numery do szpitali i zaczęła dzwonić, wypytując się czy do któregoś z nich nie została przyjęta Deana.

Mili dzwoniła po szpitalach i pytała o Deannę, ale w żadnym nie było macochy. Nikt o takiej pacjentce nie słyszał. Mili robiła się podejrzliwa i już zamierzała wykręcić numer na policję. Ale przerwało jej pojawienie się Jose, który od razu powiedział jej że w końcu ma te informacje o przeszłości macochy. Co prawda Mili bardziej interesowała się tym co teraz dzieje się z Deanną. Ale z pewnością ciekawiło ją czego dowiedział się Jose.

Kiedy spokojnie usiedli Jose już miał zabierać się do opowieści, ale przybyła garderobiana macochy, Lisa.

- Dzień dobry, państwu. - przywitała się Lisa. - Chciała mnie pani widzieć.

- Droga Liso, jak już wiesz moja macocha nie wróciła na noc do domu. Obdzwoniłam wszystkie szpitale, nigdzie nie została przyjęta. Boje się o nią... - spojrzała dziewczynie w oczy - dlatego błagam jeśli wiesz coś na temat nieobecności Deany powiedz mi - jej głos się załamał - rozumiem, że nie chcesz zdradzać jej sekretów, ale jeśli przynajmniej czy masz jakąkolwiek wiedzę tym co może się z nią dziać proszę pomóż mi… Nie chcę przedwcześnie dzwonić na policję, nie chcę robić niepotrzebnego skandalu, nie chcę aby reputacja Deany niepotrzebnie ucierpiała, ale zrozum że właśnie w tej chwili ona może potrzebować naszej pomocy, teraz wszystko zależy do Ciebie Liso, powiedz mi czy mamy powód by się martwić?

Lisa początkowo była nieufna. Wiedziała dobrze o antypatii obu pań i nie zamierzała oczywiście zdradzać poufnych spraw swojej pani. Ale gdy padły słowa o policji oraz skandalu zmieniła zdanie i postanowiła mówić:

- Nic nie mówiła, że nie będzie jej w domu na kolacji. Ja... - tu głos załamał się na chwilę - martwię się o panią Deannę. Ale policja, skandal… to straszne, może powinniśmy poczekać jeszcze dzień. Sama nie wiem… - ręce jej się trzęsły ze zdenerwowania, ale wszystko wskazywało na to, że nie ma nic do ukrycia.

- Liso, prosze spróbuj się dowiedzieć, co się dzieje z Deaną, jeżeli nie uda Ci się nic ustalić przed moim powrotem zawiadomię policję o jej zaginięciu - powiedziała jeszcze Mili po czym wyszła kierując się do samochodu.

***
w samochodzie

Gdy byli już w aucie, Mili kazała Jose kierować się wprost na komisariat policji, musiała przecież zgłosić zaginięcie, zanim macocha się odnajdzie. Gdy jechali już dłuższą chwile, zapytała

- rozumiem, że dowiedziałeś się już czegoś ciekawego o Deanie?
- Tak. Sama chciałaś. Jest tego sporo i to takie informacje, że nie spodziewałem się tego po pani Blackwood. No ale nie zawsze nią była, prawda.

- Jej matka Betty, była podrzędną tancerką w klubie “Tick Tock Tavern”. Prowadziła się swobodnie, choć raczej trzymała się sceny. Nie była prostytutką, ale różne rzeczy o niej wygadują. Związała się niejakim Jonnym Foxem, szemranym typem, znanym na salonach i w półświatku przestępczym. Ale widać miał słabość do pasierbicy i podobno to on wprowadził małą Deannę na scenę i wykształcił tak, że stała się łakomym kąskiem dla wielu mężczyzn.

- Sama Deanna podobno często występowała na scenie. Kilka osób z rozrzewnieniem wspomina jej popisowe numery. Śpiewała, tańczyła, zwodziła mężczyzn. Takie krążą pogłoski. A sam Fox podobno był zamieszany w jakiś szantaż, ale sprawę umorzono.

- Rozumiem, że “mamusia” miewała przed papą romanse, wiesz może czy spotykała się z kimś, że tak powiem nieodpowiednim i kim po prawdzie jest Jonny Fox? to jakiś gangster?

- Nie mam informacji z kim dokładnie się spotykała. Może to tylko plotki. - Jose zaczął się krygować- nie mam dowodów. Może jakiś śledczy, detektyw mógłby więcej ustalić, potwierdzić albo nawet dostarczyć dowody.

- wiesz, że na razie wystarczą nam plotku - powiedziała z uśmiechem - znasz jakiegoś dyskretnego detektywa? - zapytała. Pomyślała sobie jednak, że z całą pewnością ten sympatyczny prawnik którego poznała wczoraj będzie jej mógł kogoś polecić.

- Nie, nie znam. - odparł Jose. - Ale jedziemy na policję. Oni pewnie będą mogli kogoś polecić. Ciekawe ile to kosztuje?

- ile by nie kosztowało, warto - mruknęła cicho pod nosem.

***
na posterunku


Gdy dojechali na posterunek Mili poprosiła, Jose by zaczekał w cieniu a sama udała się by złożyć zawiadomienie o zaginięciu. Miała czas, “zresztą ile może to zająć - pięć minut” ,,- pomyślała sobie” i nie dużo się pomyliła, samo zgłoszenie nie zajęło jej więcej niż dwadzieścia minut, ot zostawiła zdjęcie Deany, podała jej dane, wskazała kiedy ostatnio była widziana, zostawiła swój numer kontaktowy i ani się nie obejrzała a wróciła do samochodu. Musiała przecież zająć się własnymi sprawami.

***
Szpital St.Joseph


Szpitale zawsze onieśmielały Mili, były takie surowe, pełne wiecznie spieszącego się personelu, chorych i ich płaczących po kątach członkach rodzin. Podobnie było również w tym szpitalu. Ponurego wrażenia nie łagodził zadbany budynek, ani otaczająca go zieleń. Gdyby dobrze pomyśleć, stryj sprawiał na niej podobne ponure wrażenie. Gdy weszła więc do budynku skierowała się wprost do skrzydła w którym pracował. Szła szybko, nie rozglądała się na boki, chciała mieć to jak najszybciej za sobą. Stanęła pod drzwiami, szybko zapukała i położyła rękę na klamce czekając na zaproszenie.
Ernest Blackwood przywitał ją w małym gabineciku. Były tam regały z książkami. Mili przywitała się grzecznie aczkolwiek niezbyt wylewnie ze stryjem, dyskretnie rozglądając się po wnętrzu.Po prawdzie, nie bardzo wiedziała jak się zachować, nigdy tak naprawdę nie rozmawiała ze Ernestem, tak naprawdę. Od wielu lat wymieniła z nim tylko kurtuazyjne frazesy i nic więcej.
przepraszam, że przeszkadzam Ci w pracy - powiedziała - ale potrzebuję pomocy - westchnęła głęboko po czym usiadła przy biurku, na miejscu na którym zwykle zapewnie siadali pacjenci stryja - wiesz papa, nie mówił zbyt wiele o rodzinie, a teraz zostałam sama z milionem pytań, które domagają się odpowiedzi… a ja nie mam nikogo kogo mogłabym zapytać - spojrzała mu w oczy smutno.
Ernest przyglądał się Mili.
Młodzi zawsze mają pytania. Niedługo zostaniesz milionerem dlatego nie dziwi mnie ilość pytań. Bogactwo nie prowadzi do niczego dobrego. Twojego ojca zgubiły pieniądze. Interesy i pośpiech skracają życie bardziej niż używki. Co chcesz wiedzieć?
Przepraszam, jeśli zabrzmi do niezręcznie, ale dowiedziałam się że spadkobiercami papy będę ja, moja macocha, Ty wujku, stryj Paul oraz Alicja i Artur Blackwood no i uświadomiłam sobie jak mało wiem o naszej rodzinie - uśmiechnęła się smutno - czy dziadkowie mieli więcej dzieci? Czy papa był z nimi skonfliktowany?

Niezręcznie. Nie. Tak mieliśmy jeszcze trójkę rodzeństwa. Niestety. Zapewne słyszałeś o tej katastrofie statku, nasza matka i trójka rodzeństwa zginęli po zatonięciu hiszpańskiego statku. Po latach okazało się, że nasz brat Artur żyje. Przez lata mieszkał w Meksyku. Howard go tam odwiedzał, ja wymieniłem z nim kilka listów. Miał nas odwiedzić w tym roku, ale teraz pewnie przyjedzie w smutnych okolicznościach. Na pogrzeb twojego ojca.


Alicja Blackwood. Hmm. Howard już dawno powinien Ci o tym opowiedzieć. Ale nie żyje. Howard Miał na Kubie kobietę i dziecko.

Mili opadła bezsilnie na krzesło. o.
ile ma ma lat? - zapytała cicho - jaka ona jest? Jak się z nią skontaktować ? - spojrzała na stryja z nadzieją w oczach, nie podobał jej się pomysł podziału majątku, z jakąś krową z nikąd, ale myśl o tym, że ma siostrę, że nie jest już sama łagodziła ten ból.
Nie znam Alicji. Jest niewiele starsza od ciebie. Miał już dziecko jak żenił z twoją matką. - Ernest oparł się wygodniej w fotelu. - Mieszkały w Havanie, może nadal mieszkają. Gabrielle Lachance to nazwisko jej matki, ale adresu nie znam. Nie widziałem ich nigdy.
Dziękuję bardzo - odpowiedziała cichym głosem - szkoda, że nie wiesz nic więcej, z drugiej jednak strony mam już punkt zaczepienia. A jak tam wujek Arthur może masz do niego kontakt, wypadałoby go zawiadomić o śmierci papy.
(Przerwa na ewentualną reakcję stryja)

. A tak poza tym co słychać u Ciebie? jak tam zdrowie? mam że w pracy wszystko dobrze się toczy?- powiedziała sięgając do torebki po książkę. - już jakiś czas temu przechodziłam koło antykwariatu i wpadła mi w oko ta pozycja. Pomyślałam sobie, że pewnie by Ci się spodobała … tylko tak jakoś było mi nie podrodze ją przywieść wszcześniej…

Ernest przyjął prezent z zaciekawieniem.
- Wreszcie wydali te wykłady. Dziękuje Ci Milli. - Ernest Blackwood zaczął z zaciekawieniem wertować książkę. Lektura zaczęła go pochłaniać i nie chciał opowiadać o sobie bratanicy.
- Mam jeszcze kilka spraw. Zajrzyj do mnie innym razem to umówimy się na obiad.

Uściskał bratanicę i wzrokiem szukał pozostawionej na biurku książki.


Ze szpitala wychodziła żwawym krokiem, jej stópki stukały obcasami a w głowie rodził się plan. Weszła do automobilu. Jose nie pytając skierował się do domu
udało Ci się czegoś dowiedzieć? - zapytał po dłuższej chwili milczenia
i tak i nie odpowiedziała, wiedziałeś, że mam siostrę?
Nie. A masz? To doprawdy niespodzianka. Kto to jest? Odwiedzimy ją?
Problem polega na tym, że nie znam jej, a chciałabym się czegoś o niej dowiedzieć. znasz może jakiegoś dobrego detektywa?
Mogę zapytać kto jest dobrym detektywem. Jeśli chcesz to zaraz się tym zajmę.
Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła odpowiedziała z uśmiechem na twarzy.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline