Ruiny, podziemne korytarze, tajne spotkanie... To wymagało dokładniejszych przygotowań, niż w pierwszej chwili Berwyn sądził. Zdecydowanie nie wystarczało to, co Bossończyk miał w plecaku. Co prawda mógł skrzesać ogień, ale snop iskierek, w mroku podziemnych korytarzy, to było trochę mało. Trzeba było nie tylko zdobyć kilka szat, koniecznych w zamaskowanie swej obecności, ale i zainwestować w jakieś źródło światła na czarną godzinę. Najlepiej latarnię.
Jak się okazało, talent czasami nie wystarczał. Przynajmniej w tym wypadku... co Berwyna nawet nie zdziwiło, bowiem gdyby sam organizował jakieś tajne spotkania, to z pewnością sprawiłby solidne zamki, z którymi przypadkowy złodziejaszek by sobie nie poradził.
Ale Berwyn postawiłby też i strażnika, a tych jakoś brakowało. Czyżby czekali w dalszej części korytarzy?
Odnaleziony klucz pozwolił, na szczęście, na ruszenie dalej i Berwyn by to zrobił, nie czekając, aż nadchodzący kapłan znajdzie się przy drzwiach, ale Areon miał inne plany.
A że awantura się zaczęła, więc należało wspomóc kompana, nawet jeśli jego poczynania były błędne.
Berwyn ruszył w sukurs Areonowi, chcąc na początek obezwładnić przybysza, a potem... Potem to była przyszłość, która zależała od wielu czynników.