Największą zaletą garłacza było jego pole rażenia. Axel nawet za bardzo nie celował. Podsypał prochu, wcisnął zawinięte w płótno siekańce do lufy i wypalił. Skaven znajdował się nie dalej niż dwadzieścia kroków od niego. Huknęło i błysnęło, a gdy gryzący dym się rozwiał, szczuroczłek leżał z rozrzuconymi ramionami na ziemi. Cały tył jego ciała ponabijany był pociskami z garłacza i mimo, że zbroja nieco osłoniła korpus, a hełm głowę, to porozrywane mięśnie i żyły na nogach wystarczyły by go unicestwić.
- Znam się na leczeniu, ale musiałbym nazbierać odpowiednich ziół i przygotować napar. Gdy wrócimy do wsi, zajmę się Waszymi ranami - odparł Wolfgangowi Corrobreth. - Ale teraz mogę Wam pomóc w inny sposób. Chodźcie - zakomenderował i wrócił do jaskini. Stanął naprzeciw zawalonego korytarza i zaczął szeptać słowa zaklęcia lub modlitwy. Magister widział kłębiące się smugi, które przybrały ciemną, brązową barwę i ukształtowały się w kamienną pięść. Oczywiście widzialną tylko dla maga. Pozostali czuli wibrowanie kamieni i głazy wolno zaczęły się rozsuwać. Odgruzowanie tunelu trwało nie więcej niż dwa pacierze do Sigmara, a druid był zaledwie trochę spocony. W momencie, w którym powstało przejście wystarczająco duże, by zmieścił się w nim człowiek, coś mignęło w mroku i na zewnątrz zaczął gramolić się szkielet w resztkach skórzanego ubrania. W kościanej dłoni trzymał pordzewiały, ułamany miecz.